poniedziałek, 27 listopada 2017

13. Live Like A Star

Witajcie :)
O ile dobrze pamiętam, ostatni raz wrzucałam coś kilkanaście trylionów lat świetlnych temu, ale chyba pamiętam jeszcze na czym to polega. Tak więc zgodnie z obietnicą, leci kontynuacja LLaS, mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie, co tam się działo ^^. Ja dziś po odświeżeniu sobie pamięci, mam jakąś iskierkę motywacji, której postaram się złapać. Także miłego czytania, a także trzymajcie kciuki :).

Wasza Czekoladka.
Z podziękowaniem za Waszą wiarę we mnie.

Live Like A Star
13.
            Od kilku dni moją głowę zaprzątała Clara. Dziewczyna, którą miałam zagrać. Musiałam być obecna przy tworzeniu jej garderoby i czytając w kółko scenariusz, próbowałam pojąć wizję reżysera w związku z jej zachowaniem. Nawet zdążyłam ją polubić i łapałam się na tym, że uśmiecham się, wyobrażając sobie różne sceny z przyszłego filmu. Moja przyjaciółka nazywała to przejściem w tryb „nawiedzonej”, bo często ot tak wracałam myślami do wyobrażanych sobie wcześniej fragmentów i odpływałam. Tym razem z takiego transu wyrwało mnie jedno imię, które wypowiedziała, a mój mózg natychmiast zameldował, o kim się mówi.
            - Co? Czekaj, co mówiłaś?
            Mina Marity wyrażała wyższy stopień poirytowania.
            - Od jak dawna mnie nie słuchasz?
            - Nie mam pojęcia – odparłam zgodnie z prawdą. - Ale wspomniałaś coś o Billu?
            Kobieta parsknęła jak dzika kotka.
            - Serio dotarło do ciebie TYLKO TO?! - wściekła się, na co poczułam żywy ogień pod żebrami. - Nieważne. Tak. Nie. Właściwie pytałam, co u niego.
            - Myślę, że w porządku.
            - Myślisz? Więc nie pytałaś, czy coś...?
            - Rozmawiamy kilka razy dziennie. Opowiadamy sobie o wszystkim i... Nie wiem, Marita, no! Jedyną rzecz, której mogę być pewna, gdy jest tak daleko to, że chyba nieźle się bawi, czasami jest pijany i opowiada mi takie idiotyzmy z posiedzeń z chłopakami, że umieram ze śmiechu. Ale wydaje mi się, że on jest za dobry w tworzeniu pozorów, żebym mogła być czegokolwiek pewna.
            - Aha, zaczynasz świrować – podsumowała, odsuwając od siebie pustą filiżankę.
            - To chyba już lepiej jak myślę o filmie, nie? - mruknęłam, zastanawiając się nad jakimś ciastkiem z kremem. - Coraz bardziej dłuży mi się czas.
            - Zachowujesz się jak zakochana nastolatka. Niemal sama czuję, jak za nim tęsknisz.
            - A może to jednak ty za kimś tęsknisz? - odcięłam się, za co agentka posłała mi ostre spojrzenie.
            - Właśnie skończyłyśmy ten temat.

            W połowie drugiego miesiąca zaczęło się całe zamieszanie z rozpoczęciem zdjęć. Znałam już większość członków załogi, szybko odnaleźliśmy wspólny rytm ostatnich przygotowań, a potem pierwszych scen. Spędzałam tam większość dnia, śniadania jedząc rano z Maritą, a obiad na miejscu, żeby późnym wieczorem opychać się przed komputerem tym, co akurat wpadnie mi w ręce podczas rozmowy z Billem. Chyba tylko to, że byłam zwykle wykończona pozwalało mi ignorować fakt, że chłopak nie był już tak rozgadany jak zawsze. Często powtarzał, że tęskni i chce już do domu. Żadnego entuzjazmu z koncertów i innych atrakcji. Aż nadszedł czas, że odliczałam ostatnie dni do jego powrotu.

            - Jesteśmy w drodze do domu! - oznajmił mi radośnie, aż poczułam gwałtowny wywrót w żołądku. - Właśnie jedziemy na lotnisko. Jutro będę w domu.
            Tak cholernie się cieszyłam, że nie wiedziałam, co mu powiedzieć, uśmiechałam się tylko jak idiotka.
            - Hej? Al'y?
            - To ulga, w końcu to usłyszeć. I w końcu się śmiejesz. Wszystko w porządku u ciebie? - odważyłam się zapytać wprost, chociaż kpiłam z siebie w duchu, że robiłam to dopiero teraz, gdy jedną nogą był już z powrotem.
            Przez chwilę po drugiej stronie brzmiała cisza. Nie było to bynajmniej pocieszające.
            - Coś się stało? - spróbowałam raz jeszcze.
            - Nie, Mała. Jestem zmordowany tą trasą. Marzę o tym, żeby przez dłuższy czas tkwić w jednym miejscu – oznajmił, na co westchnęłam cicho.
            Czekała go jeszcze trasa po Stanach.
            - Po wszystkim odpoczniesz. Ja też jestem teraz zarobiona. Wiesz już, o której będziesz? Zwykle kończę późno – przyznałam niechętnie.
            - Więc przyjadę po ciebie, co ty na to? Chętnie schowam się w twoim przytulnym mieszkanku.
            Boże, tak bardzo nie mogłam się doczekać.
            - Cudowny plan.

***

            Po tym, jak dwa razy odwołałem sesję z psychologiem, cień brata zawisnął nade mną, jak kat. Do powrotu było już bliżej niż dalej i o tym tylko starałem się myśleć, ale on nie dawał mi spokoju. Wreszcie sam czekałem, aż przyjdzie ot pozawracać mi głowę.
            - Czy ten kretyn nasyła cię, żebyś mnie dręczył?
            - Kto? - mruknął, opierając się niedbale o futrynę drzwi.
            - Psycholog.
            - Wiem tylko, że przestałeś z nim gadać.
            - Na pewno.
            - Nie nasyła mnie. Męczy mnie coś, co mi się przypomniało. Obserwowałem cię ostatnio i mam wrażenie, że o czymś mi nie mówisz.
            Cudownie.
            - Co on ci nagadał? - zapytałem, mrużąc oczy.
            - Nic – upierał się przy swoim. - Bill, czy ty jesteś na coś chory, a ja o tym nie wiem? - zapytał mimo to, zupełnie mnie tym zaskakując.
            - To ci powiedział? Że jestem chory?
            - Nic mi nie powiedział! - warknął na mnie. - Zapytał tylko, czy przypominam sobie, żeby kiedyś działo się z tobą coś dziwnego pod wpływem stresu. I wtedy przypomniał mi się tamten koncert... - urwał, a ja zdałem sobie sprawę, że gapię się na niego wielkimi oczyma i drżą mi dłonie.
            Natychmiast oderwałem od niego wzrok i skupiłem się na oddechu. Uspokajałem się myślą, że tylko ten jeden raz dałem się przyłapać.
            - Kurwa, Tom! Spanikowałem raz w życiu, a ty planujesz mi to wypominać do końca życia?!
            - Pierwszy raz o tym rozmawiamy – odpowiedział spokojnie, nie dając się zakrzyczeć.
            - Widocznie nie było potrzeby. Zagrałem ten koncert, nic się nie stało, a on wyciąga igły z widły.
            - Właśnie. Ostatnio przed koncertem nawet nie słyszałeś, że technik cię wołał, bo układałeś coś na stole – powiedział, na co mina nieco mi zrzedła.
            Mój brat lubił obserwować.
            - To też powiedziałeś psychologowi?
            - Tak, a on wyjaśnił mi, że to ataki paniki. Gadał jakieś pierdoły o sposobach utrzymania równowagi. A przy okazji, że to się leczy.
            - Więc jednak powiedział ci, że jestem chory – przewróciłem oczyma. - Pieprzy od rzeczy. To się zdarzyło raz.
            Tom pokręcił głową z niezadowoleniem i wszedł do mojego pokoju w apartamencie, po czym zamknął za sobą drzwi. Georga i Gustava nie było, więc uznałem to za zupełnie zbędny gest, choć pewnie też bym tak zrobił, chcąc dać komuś do zrozumienia, że to poważna sprawa.
            - Nie o wszystkim mu powiedziałem, Bill. W nocy po koncercie, przed którym układałeś sobie te rzeczy na stole, słyszałem hałasy z twojego pokoju. Kiedy do ciebie wszedłem, krzyczałeś w poduszkę i dyszałeś jak szalony. Prawie tak jak wtedy – powiedział, przełykając nerwowo ślinę. - Sądziłem, że to pamiętasz, chociaż wyszedłem, gdy zasnąłeś.
            Wpatrywałem się w swoje dłonie, które drżały, chociaż splotłem ze sobą ich palce. Było mi duszno, ale oddychałem równo. Mrugałem gwałtowanie powiekami, próbując przypomnieć sobie to, o czym mówi, ale do głowy przychodziło mi jedynie, że podczas tamtego razu, gdy widział mój atak też miałem następny w nocy. Ale ja panowałem już nad nimi, więc to było niemożliwe. Mgliście przypominałem sobie wrażenie złego snu lecz nic ponadto.
            - Nie pamiętam tego – odparłem cicho. - To nie miało prawa się wydarzyć. Panuję nad tym. Przysięgam ci.
            - Więc jednak coś ci jest. Od dawna?
            - Od zawsze!
            - Nie pierdol, zauważyłbym! - wrzasnął na mnie, po chwili dopiero ogarniając złość.
            Odwrócił ode mnie zmieszany wzrok. Tom panujący nad gniewem? Niemożliwe.
            - W dzieciństwie zdarzyło mi się kilka razy. To nie tak, że jestem chodzącą bombą.
            Na pewno?
            - Dlaczego nic nie powiedziałeś?
            - Bo miałem wszystko pod kontrolą – odparłem, a to ostatnie słowo aż mnie zabolało.
            - Tamtej nocy, gdy skamlałeś, że się dusisz, też? - zapytał cicho.
            - Tom, daj mi już spokój. Nie mogę się teraz denerwować. Skoro już wiesz, pozwól mi ukończyć tę trasę i dojść do siebie.
            - Ale co się dzieje? Co znowu cię tak wyprowadza z równowagi?
            - Zaczynasz ze mną rozmawiać jak ten psycholog. PRZESTAŃ. Muszę się położyć.
            - Bill...
            - Mamy dzisiaj koncert!
            - Porozmawiaj z nim! On ci może pomóc!
            - Nie chcę! Chcę wrócić do Stanów, spotkać się z Alicią i wszystko wróci do normy! - oznajmiłem pewnie, chcąc zakończyć wreszcie ten temat.
            - Więc tylko o nią chodzi, tak? Tak okropnie tęsknisz, czy boisz się, że już znalazła sobie innego amanta? - wyrzucił z siebie tak jadowicie, że poczułem palącą wściekłość.
            - Zamknij się! Skończ wreszcie ją obrażać! Tak bardzo cię boli, że ja przynajmniej jestem jeszcze w stanie kochać?!
            Po wykrzyczeniu tych słów w twarz brata, zaczęło mi się robić słabo na widok jego zgaszonego wzroku. W jednej chwili stracił rezon. Zupełnie, jakbym przywalił mu czymś ciężkim w ten pusty łeb, a to przecież były słowa. Przecież doskonale wiedziałem, że on potrafi kochać, więc dlaczego powiedziałem mu coś takiego, zdając sobie sprawę z jego pieprzonej depresji?
            Po prostu wyszedł.
            Dlatego pozostała część trasy była koszmarem. Budziłem się w środku nocy z szeroko otwartymi oczyma i bałem się, że zaraz znów zacznę się dusić. Nadchodził ranek, przypominałem straszydło z mokradeł, a musiałem szykować się na następny koncert. Po tym wszystkim, gdy przekroczyłem próg samolotu poczułem niesamowitą ulgę. Podróż ciągnęła się w nieskończoność, a ja robiłem wszystko, żeby przespać jak największą jej część. Tym bardziej byłem zdezorientowany, gdy po ostatnim milczeniu, bliźniak zwrócił się w moim kierunku, gdy kierowaliśmy się z bagażami do busa, który miał już na nas czekać.
            - Pojedziesz ze mną na zakupy? Umówiliśmy się z ekipą, że świętujemy u nas zakończenie trasy. Wreszcie trochę słodkiego lenistwa.
            Wciąż jeszcze nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje, spojrzałem na zegarek.
            - Na zakupy mogę jechać.
            - Jak to? Musisz być na imprezie – znikąd pojawił się Georg.
            - Jestem umówimy od dwóch dni, a czekam na to od dwóch miesięcy. Nic z tego – odparłem, mimo to uśmiechając się od ucha do ucha.
            - Uuu... Czyli nie wrócisz na noc? Mogę skorzystać z twojej sypialni? - podchwycił basista, za co zdzieliłem mu łokciem.
            - Nie waż się. Mamy od tego pokoje gościnne – oznajmiłem, dostrzegając tym razem wyjątkowo niezadowolony wzrok brata.
            Oczywiście wystarczyło nawiązać do Alicii, żeby znowu zaczął się wściekać.
            - No, weź, Bill. Wszyscy będą, możesz pojechać do niej trochę później albo niech ona dołączy – zaproponował, na co o mało nie zadławiłem się powietrzem.
            Stanąłem jak wryty i gapiłem się na niego, jak na przybysza z innej galaktyki. Nie byłem w stanie tak po prostu przyjąć do wiadomości, że ją zaprosił. Tom. Alicię. Nie. To niemożliwe.
            - Halo, ziemia do Billa. Impreza. Przyprowadź ją,skoro koniecznie musicie się spotkać.
            Nie powinienem.
            - Nie wiem, czy to dobry pomysł.
            - Pewnie, że dobry. Nie martw się, będziemy mili – zapewnił mnie Georg.
            Byłem przekonany, że nie powinienem się na to godzić, jednak myśl, że jeśli Tom będzie się zachowywał jak człowiek, może Alicia również trochę mu odpuści i wreszcie zrobi się w miarę normalnie, nie chciała dać mi spokoju. Uciąłem rozmowę krótkim „zobaczymy”, ale to wystarczyło, żeby każdy z nich uznał po prostu, że się zgodziłem. Po powrocie skoczyłem na zakupy, zarzekając się jednak, że wypiję z nimi dopiero, gdy przywiozę ze sobą dziewczynę, chociaż wciąż pozostawała kwestia tego, czy zgodzi się dołączyć.

***

            Reżyser skwitował tego popołudnia, że od samego rana jestem bezużyteczna. Chyba zrobiłam wielkie oczy na jego słowa, ale nic nie mogłam poradzić na to, że ciężko było mi się skupić i niektóre sceny powtarzaliśmy tyle razy, że już nawet nie chciało mi się o tym myśleć. Rzecz jasna padło pytanie, co się ze mną dzieje.
            - Jak to co? - wtrąciła się jedna z młodszych dziewczyn na planie, która grała jedną z moich dwóch sióstr. - Wszyscy wiedzą, że chłopakom z Tokio Hotel skończyła się trasa. Odpowiedź sama się nasuwa – stwierdziła, posyłając mi rozbawiony, przyjazny uśmiech.
            Bycie tak oczywistą okazywało się dla mnie zbawienne. Reżyser przewrócił oczyma, odszedł na chwilę, żeby zagadać z technikami, a potem spojrzał na mnie wymownie.
            - Przebież się. Nagramy jeszcze jedną scenę i kończysz na dziś. Możesz przekazać pozdrowienia Billowi – rzucił jeszcze i dotarło do mnie, że on również się ze mnie nabija.
            Ale byłam tak uradowana, że grzecznie to zignorowałam.
            - Pan go zna?
            - Tak, kilka razy mieliśmy okazję rozmawiać. Miły z niego chłopak. Razem z Tomem, jak już się rozkręcą, powiem ci, nie widziałem drugich tak zgranych bliźniaków. Chciałbym, żeby zagrali kiedyś w moim filmie, ale koniecznie obaj, jednak dotąd raczej wymigują się od rozmów na ten temat – stwierdził, widocznie niepocieszony. - Dobra. Potrzebujemy dziś jeszcze jedną scenę przed domem. Matt, zawołaj wszystkich, nagramy to raz dwa!
            Napisałam wiadomość do Billa, dołączając do tego pozdrowienia i wlepiłam wzrok w scenariusz, starałam się rozumieć, co czytam, ale nie było to łatwe. Oczywiście słowa reżysera były bardzo miłe, gdyby nie to, że ja nie miałam okazji poznać tej „bliźniaczej magii”, która podobno otaczała Kaulitzów i w jakiś sposób zazdrościłam coraz bardziej każdemu, kto miał okazję się z nią zetknąć. Wydawało mi się, że miną całe wieki zanim ja i Tom dojdziemy do porozumienia.
            Ostatnie nagranie na dziś poszłoby całkiem nieźle, gdyby reżyser koniecznie nie próbował czegoś zmieniać. I jak na złość pod koniec daleko na tyłach pomieszczenia dojrzałam przypadkiem JEGO sylwetkę. W chwili, gdy wreszcie usłyszałam, że mogę uciekać, dosłownie ruszyłam biegiem w stronę Kaulitza, ignorując wszystkie zdziwione spojrzenia i natychmiast uwiesiłam mu się na szyi. Z zadowoleniem przyjęłam falę dreszczy, gdy tylko poczułam jego ciepło i pieprzone łzy zebrały mi się pod powiekami. A to naprawdę były tylko dwa głupie miesiące. Zamrugałam, żeby się ogarnąć i wzięłam głęboki oddech.
            - Nie było cię całą wieczność – stwierdziłam z wyrzutem.
            - To prawda.
            - Przebiorę się i możemy jechać – rzuciłam, na co on wypuścił mnie niechętnie z ramion i skinął głową.
            Po chwili więc miotałam się po swojej garderobie, żeby jak najprędzej się ogarnąć. Nie zmywałam nawet makijażu, tylko po przebraniu się zabrałam swoje rzeczy i od razu żegnając się ze wszystkimi, ruszyłam do Kaulitza, czekającego na mnie w tym samym miejscu, gdzie go chwilę wcześniej zostawiłam. Przyspieszony rytm serca sprawiał, że uśmiechałam się pod nosem.
            - Gotowa – oznajmiłam, dając się objąć w pasie, gdy skierowaliśmy się korytarzem do wyjścia.
            Bill nie byłby sobą, gdyby gdzieś po drodze nie przyparł mnie do ściany, zaczynając gorąco całować. Niesamowicie mi tego brakowało. Jak łatwo przywyknąć do czyjejś bliskości...?
            - Al'y – odezwał się, gdy oderwał się ode mnie, najwyraźniej wreszcie zadowolony – u mnie w domu jest dziś mała impreza na zakończenie trasy i oboje jesteśmy zaproszeni – poinformował mnie spokojnie, mnie jednak wciąż wydawało się oczywiste, że to zły pomysł przychodzić do niego do domu, więc patrzyłam na niego pytająco. - Tom stwierdził, że mógłbym cię do nas ściągnąć, skoro jesteśmy umówieni. Co ty na to?
            - Tom? Cały czas mówimy o twoim bracie Tomie? - upewniłam się, nie dowierzając w to, co słyszę.
            - Mnie też zaskoczył. Wiesz, cały czas jest w kontakcie z psychologiem – podsunął mi, na co uniosłam wyżej brew.
            Niby jak mam w to uwierzyć?
            - Więc jak? Pojedziemy sprawdzić, co z tego wyjdzie? - zapytał, najwyraźniej będąc dobrej myśli w zupełnym przeciwieństwie do mnie.
            - Okay, ale w razie czego będzie na ciebie. Nie zamierzam się wychylać – oznajmiłam ostrożnie, on jednak odsunął mnie tylko od siebie i zlustrował od stóp po czubek głowy z zadowoleniem, jakby sprawdzał, czy jestem odpowiednio ubrana.
            - W takim razie jedziemy.
            W tamtej chwili byłam uszczęśliwiona jego powrotem i chyba nie potrafiłam tak bardzo przejąć się tym, że chłopak prowadzi mnie prosto do paszczy lwa. Okazało się, że na miejscu było naprawdę sporo osób, kilka par, najwidoczniej wszyscy najbliżsi współpracownicy z trasy i oczywiście gdzieś tam kręcił się drugi Kaulitz. Bill przedstawiał mnie wszystkim po kolei i prawie puknęłam się w czoło, zdając sobie sprawę, że powinnam była zabrać tu ze sobą Maritę. Może mniej bym się denerwowała, a poza tym był tam Jost i moja przyjaciółka mogłaby uznać to za dobry uczynek, ale była już zupa po obiedzie. Tom w pewnym momencie wrócił z tarasu i od razu skierował się w naszą stronę. Stałam akurat gdzieś pomiędzy zakleszczonymi ramionami chłopaka, popijając drinka. Rozmawialiśmy z kilkorgiem osób, gdy on tak po prostu przyszedł się przywitać. Podał mi rękę, kiwnął na brata i jakby nigdy nic poszedł dalej.
            - O, matko, jak upiór – skwitował go Gustav, a wszyscy jedynie uśmiechnęli się rozbawieni.
            Odważyłam się zadać sobie pytanie, czy teraz jestem skora uwierzyć, że coś się zmieniło przez ten czas, gdy nie widziałam go na oczy. Spięłam się nieco, jednak Bill nieświadomie sprawił, że zapomniałam o tym, gdy bezczelnie oparł brodę na mojej głowie.
            - Kaulitz, opanuj się – mruknęłam, odganiając go ku uciesze towarzystwa.

            Jadąc tu, myślałam tylko o tym, że będę przez cały czas z Billem, ale nawet nie spodziewałam się, że mogłabym się naprawdę dobrze bawić. Poznałam całą masę ludzi i nasłuchałam się najdziwniejszych opowieści ze skrypty, a przy tym wszystkim w pobliżu wciąż kręcił się Tom. Raczej rzadko zatrzymywał się przy nas, ale wciąż nie próbował robić problemów. Rozluźniłam się na tyle, że pozwoliłam sobie więcej wypić, mając na uwadze, że chłopak i tak nie wypuszczał mnie z objęcia choćby jedną ręką. Przez większą część imprezy byliśmy do siebie przyklejeni i niemal nierozłączni.
            W pewnym momencie Bill wyciągnął mnie na korytarz do kuchni. Tam szeptaliśmy do siebie, śmiejąc się jak zwykle i przedrzeźniając. Oboje byliśmy już nieco pijani, ale ostatecznie byłam zadowolona, że mnie tu przywiózł. Miał na sobie koszulkę bez rękawów, która odsłaniała całe jego boki i dosłownie świerzbiły mnie ręce, obecnie błądzące  po jego plecach pod koszulką. Kiedy podrapałam go wzdłuż kręgosłupa, zamruczał cicho i nachylił się, żeby mnie pocałować.
            - Al'y, nie mam w zwyczaju wykorzystywać pijanych kobiet... – stwierdził wymownie, gdy przylgnęłam do niego ciasno.
            - Nie jestem aż tak pijana – zaprotestowałam, a on się roześmiał i pewnie ciągnęlibyśmy tak dalej, gdybym nie dojrzała za jego plecami Toma, stojącego na schodach.
            Nie słyszałam kroków, więc nawet nie wiedziałam jak długo już tam był. Widząc moją reakcję, Bill obejrzał się do razu w jego stronę.
            - Co tu robisz? - zapytał zaskoczony.
            - Patrzę, jak się obściskujecie. Można było sobie znaleźć lepsze miejsce – zasugerował mu i zaraz potem podszedł do drzwi, jakby wiedział, że w następnej chwili zabrzmi dzwonek.
            Do środka weszły trzy dziewczyny, na co uniosłam tylko wyżej brew, ale doszłam do wniosku, że chyba nie powinnam się dziwić. W końcu niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, a jeśli chciałam pokoju, chociaż sama nie byłam pewna, czy moja duma to przetrwa, nie wypadało rzucać kąśliwych komentarzy. Szczególnie pod wpływem procentów.
            - Chyba jednak wygrałaś – stwierdził Bill, gdy jego bliźniak zapraszał nowych gości do salonu. - Zostawimy ich wszystkich i pójdziemy do mnie – zarządził, a moje ciało w jednej chwili przypomniało mi, jak długo ten człowiek mnie nie dotykał.
            I nawet nie próbowałam protestować, gdy za plecami swojego bliźniaka pociągnął mnie na schody. Na piętrze była jego sypialnia, czego spodziewałam się, znając położenie tej drugiej, do której nie zamierzałam się już nigdy w życiu zbliżać. Minęliśmy ją i skręciliśmy w prawo. Nim mój otumaniony mózg zdążył zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje, zostałam wciągnięta do pomieszczenia i usłyszałam zamykanie drzwi, zbierając się z Kaulitza, na którego wpadłam.
            - Jesteś przekonana, że nie jesteś pijana? - zapytał kpiąco, na co prychnęłam cicho i uwiesiłam mu się na szyi, opierając się o jego ciało.
            - Przestań już – mruknęłam, przesuwając nosem materiał jego koszulki tak, że odsłoniłam pół jego torsu i nim zdążył zareagować, przyssałam się do najwrażliwszego odsłoniętego punktu i w jednej chwili usłyszałam, jak wciąga ze świstem powietrze.
            Bill skapitulował. Podniósł mnie i w następnej chwili leżeliśmy już na łóżku, całując się chaotycznie i pozbywając się nieco niezgrabnie ubrań, przeplatając to jeszcze śmiechem, gdy chłopak na moment stracił równowagę i prawie na mnie upadł, a ja chwilę potem kopnęłam go w piszczel, zrzucając szpilki. Chichraliśmy się jak dwa czubki, jednocześnie niecierpliwie pieszcząc się wzajemnie. Dopiero po jakimś czasie pożądanie przejęło nad nami zupełnie kontrolę, chociaż w oczach chłopaka niezmiennie igrało rozbawienie, gdy zsunął się w dół, rozsuwając szeroko moje uda, aż poczułam, że cała płonę pod jego spojrzeniem...

            Pamiętam, że po pierwszym razie Kaulitz przytargał skądś wino, które tylko jeszcze bardziej nas rozpaliło, a gdy znów się do siebie dopadliśmy, wyduszając z siebie resztki sił i kilka innych rzeczy, dopiero poczułam, jak bardzo jest późno, jak jestem zmęczona i pijana. Włożyłam na siebie koszulkę Billa (jakby miała ona cokolwiek zasłonić, mając dwie wielkie dziury po obu stronach...), po czym wtuliłam się w przysypiającego już chłopaka.
            - Kocham cię – wymruczałam, szukając jeszcze wygodnego miejsca na ułożenie na nim głowy.
            Zauważyłam wtedy, że jego oczy otworzyły się szerzej i dojrzałam jeden z najcudowniejszych uśmiechów, w jakie układały się jego seksowne usta.
            - Ja ciebie też, Al'y. Następnym razem zarządzę przerwę w trasie. Albo pojedziesz ze mną. Coś wymyślę, obiecuję – wymruczał, co dodatkowo zrobiło dobrze mojemu upojonemu umysłowi.
            Poddałam się więc znużeniu bez wyrzutów sumienia, chłonąc gorąc jego ciała i cichy szelest oddechu. Zapanował spokój. Wreszcie.

            Obudziło mnie słońce, bezczelnie świecące mi po oczach przez niezasłonięte okna. Zamlaskałam niezadowolona z suchoty w ustach, ale jak na złość nie chciała się w nich pojawić ani odrobina śliny. Odwróciłam się od okna, mrugając powiekami. Gdy zdałam sobie sprawę, że nie jestem u siebie, przypomniała mi się impreza u Kaulitzów. Leżałam w łóżku Billa, ale jego w nim nie było i ogólnie w domu panowała cisza. Przynajmniej jeszcze przez kilka sekund, zanim usłyszałam dzikie krzyki z dołu. Syknęłam cicho, gdy ten dźwięk przyprawił mnie o ból głowy i podniosłam się z łóżka w poszukiwaniu ubrań. Byłam nieco zaskoczona, gdy znalazłam je poskładane na komodzie. Włożyłam na siebie szybko bieliznę i starając się jakoś rozłożyć materiał koszulki chłopaka, żeby zasłonić sobie uda i tyłek, ruszyłam na dół.
            Zastygłam w bezruchu kilka schodów za półpiętrem, wpatrując się z niedowierzaniem w dziewczynę, która wisiała dosłownie na Billu, stojącym w spodniach i krzywo zapiętej na trzy guziki, zupełnie wymiętolonej koszuli. Jego brat śmiejąc się beztrosko, podtrzymywał ją, żeby nie runęła na podłogę. Ale mój wzrok nie odrywał się od ubrudzonego szminką kołnierzyka, a co gorsza szyi Billa. Przeszły mnie dreszcze, zanim jeszcze zorientowali się o mojej obecności. W tej samej chwili młodszy z braci otworzył szerzej oczy, a starszy jakby nigdy nic puścił dziewczynę, pozwalając, by ta przylgnęła zupełnie do Billa.

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.