wtorek, 26 grudnia 2017

16. Live Like A Star

Hejoszki ;)
Najpierw spóźnione WESOŁYCH ŚWIĄT!
A teraz zapraszam na następną część z naszymi rozrabiakami ;3. Szydło wychodzi z worka, myślę też, że znajdziecie w tej części coś, co tygryski lubią najbardziej ;) - if you know what I mean xD.
I cóż mogę rzec? Smacznego.
Dajcie czasami znać, że wciąż tu jesteście :D.
<3
Wasza Czekoladka : )

Live Like A Star

16.
Lekarz przeniósł się do swojego biurka i poprosił, żebyśmy do niego dołączyli, ponieważ w związku ze zgodą Billa, musieliśmy omówić przebieg leczenia zdiagnozowanych zaburzeń. Mniej więcej od chwili, gdy usiedliśmy w fotelach po drugiej stronie pomieszczenia, zaczął się naukowy bełkot. No, może nie do końca bełkot, bo doktor mówił bardzo wyraźnie i powoli, tłumacząc i upewniając się, że rozumiemy, czym są zaburzenia oraz nazwał po imieniu typowe objawy przy ataku paniki, których większość mogłam osobiście doszukać się we wcześniejszym zachowaniu chłopaka. On sam wydawał się być nieobecny i tylko jego odpowiedzi zdradzały, że wszystkiego uważnie słucha. Podkreślił, że terapia będzie wymagała od Billa przyznania się przed sobą do wielu rzeczy, które od siebie odpycha, nauki panowania nad strachem oraz zmiany spojrzenia na siebie.
Pokrótce musiał stawić czoła wszystkiemu, przed czym od lat uciekał, dając się zapędzić w kozi róg. Czarę przepełniła kolejna informacja.
- Konieczne będzie również leczenie farmakologiczne...
- Słucham? - wszedł facetowi w słowo. - Nie, nie chcę.
- Bill, te leki pomogą ci poprawić samopoczucie, dzięki czemu będziesz mógł przejść terapię.
- Ale NAPRAWDĘ nie trzeba. Pogodziłem się z bratem. Wróciłem z trasy do Al'y. Oni też... zaczynają się dogadywać. Wszystko się układa. Nie będę się denerwował, więc leki są niepotrzebne – upierał się.
- I dlatego drżą ci ręce, co? - podsunęłam, na co Bill nabrał powietrza w usta i na tym poprzestał.
- Jesteś bardzo bezpośrednia – zwrócił się do mnie mężczyzna, na co odchrząknęłam niezręcznie.
- Jego kłamstwa są dziś zbyt oczywiste. I strach. Odkąd wiem – ledwie wydusiłam z siebie pod wściekłym spojrzeniem Kaulitza, zaciskającego dłonie w pięści.
Coś bolało mnie w klatce piersiowej, gdy tak na mnie patrzył, więc utkwiłam wzrok w lekarzu, który zdawał się dostrzegać, co się dzieje.
- Nie obawiaj się, Alicio, to tylko samoobrona. Bill nie skrzywdziłby kochanej osoby. Prawda, Bill?
- Więc po co w ogóle to pytanie?! - warknął w jego stronę.
- Bo wystraszyłeś swoją dziewczynę – uświadomił mu spokojnie, na co Bill odwrócił od nas gwałtownie twarz. - Spokojnie, Bill. Rozumiemy, że jesteś zdezorientowany i niepewny. Nie podoba ci się to. Nikt cię nie ocenia – powtórzył mu znów. - Oddychaj równo. Pewnie uczyłeś się tego sam, prawda?
Wtedy zdałam sobie sprawę, że on znowu jest bliski napadu, a mężczyzna najwyraźniej specjalnie stworzył stresującą sytuację, żeby wyprowadzić go z równowagi. Jednocześnie instruował go tak spokojnym, przyjemnym dla ucha tonem, co ma robić, żeby się uspokoić, że gapiłam się na niego, jak zaczarowana. Cholera, tego uczyli na tej psychologii? Obserwowałam, jak Kaulitz się uspokaja. Jego oddech wrócił do normy i wreszcie spojrzał na mnie. Jego policzki pokrywały wyraźne rumieńce. Chłopak był tak niesamowicie zawstydzony, że musiałam zwyzywać się w myśli od idiotek, bo zrobiło mi się gorąco na ten widok.
- Przepraszam – odezwał się wreszcie cicho, w jego głosie zabrakło zwykłej dla niego buty. - Będę przyjmował te leki. Nie chcę... - urwał, przenosząc nagle wzrok ze mnie na tego faceta. - Muszę odzyskać kontrolę.
- W porządku. Dopilnujemy tego – oznajmił mu spokojnie mężczyzna, nie dając po sobie poznać, że przed chwilą zmanipulował jego spięty do granic umysł.
To wydawało się naprawdę nie do wiary, ale Bill był po prostu bezradny i roztrzęsiony. Nie pojmowałam, skąd bierze się taki chaos w jego głowie.

Nie siedzieliśmy tam już zbyt długo. Zresztą Kaulitz stanowczo potrzebował odpoczynku. Lekarz wydał nam receptę i polecił, jak najprędzej zacząć stosowanie, uprzedzając nas o możliwych efektach ubocznych na początku stosowania, a kiedy chłopak znów zaczął kręcić nosem, wspomniał, że jego bliźniak też bierze podobne antydepresanty i całkiem nieźle to znosi. Widocznie żadne z nas tego nie wiedziało, ale nie skomentowaliśmy tego na głos. W drodze do samochodu, a potem do apteki i domu też niewiele mówiliśmy. Dopiero przed bramą, gdy zaparkowałam samochód, usłyszałam jego głos.
- Możesz wrócić do domu, jeśli chcesz, ja... Pewnie zaraz położę się spać – stwierdził, a ja poczułam, jak coś gorzkiego zalewa mój żołądek.
- Mam lepszy pomysł – oznajmiłam, kiwając głową, jakbym sobie potakiwała. - Zagnieżdżę się w twoim pokoju na jakiś czas. Spakowałam trochę rzeczy, moje mieszkanie też nie jest na końcu świata, więc... Po prostu zostaję.
- Poradzę sobie, nie jestem dzieckiem – upierał się.
- Świetnie. W takim razie uznaj to za moją egoistyczną zachciankę. Wolę to, niż zastanawiać się po nocach, czy śpisz, czy dusisz się z przerażenia – wyrzuciłam z siebie tonem, nieznoszącym sprzeciwu.
Zaraz potem pociągnęłam za wajchę otwierającą bagażnik i wysiadłam z samochodu. Nie czekając na niego, wytargałam już wszystkie torby na ziemię i opracowywałam plan, jak się z nimi zabrać, żeby nie irytować się dłużej, na tego kretyna, gdy on znalazł się obok mnie i dotykając lekko mojego ramienia, zabrał mi bagaż. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, gdy zadzierając ku niemu głowę, posyłałam tam pioruny.
- Ogarnąłeś się trochę?
- Tak. Całkiem... spodobała mi się twoja egoistyczna zachcianka. Mam nadzieję, że w przyszłości nie będę musiał chorować, żebyś ze mną zamieszkała – dodał jeszcze i cała złość ze mnie uleciała.
Dupek, no...
- Zależy, jak będziesz się sprawował. Jeszcze coś chcesz powiedzieć? - zapytałam z rozbawieniem opierając ręce na bokach.
- Dziękuję. To wszystko dlatego, że nie potrafię ci odmówić – niemal wyszeptał, po czym ja tylko zagryzłam lekko wargę.
Tylko się nie rozczulaj. Tylko się nie rozczulaj! - powtarzałam sobie, obracając się na pięcie, przy czym postanowiłam jednak pozwolić chłopakowi zabrać wszystkie bagaże prócz torebki na ramieniu i pomaszerowałam w stronę domu. Drań jeden! To ja się tu biorę w garść i robię wszystko, żeby zataszczyć jego dupsko do kogoś, kto mu pomoże, a on bezczelnie robi ze mnie ciepłe kluchy kilkoma prostymi zdaniami! To stanowczo wciąż był Kaulitz.

Był już wieczór. Gdy zamykaliśmy za sobą drzwi, na korytarzu pojawił się Tom. Od razu zmarszczył brwi na widok moich rzeczy, które Bill postawił właśnie na podłodze. W żadnym wypadku nie zamierzałam osobiście mu tego tłumaczyć, więc złapałam mniejszą torbę i ruszyłam z nią na schody. Po chwili zorientowałam się, że chłopak idzie z pozostałymi rzeczami tuż za mną. Ale nie tylko my ruszyliśmy się z miejsca.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał wreszcie starszy Kaulitz, wspinając się za nami schodami.
- Tak, Al'y zostaje u mnie na jakiś czas.
- Och, naprawdę? A ktoś zapytał mnie o zdanie?
- A ty pytasz mnie o zdanie, zanim kogoś do siebie przyprowadzisz? - odburknął mu krótko Bill.
Brat nie odpowiedział mu, jednak wciąż słyszałam, że za nami idzie. Zatrzymał się dopiero w drzwiach sypialni, do której weszliśmy. Stał tam z założonymi rękoma i mierzył nas oboje rozdrażnionym wzrokiem.
- Co z psychologiem? - zapytał, na co Bill westchnął ciężko.
- Właśnie od niego wracamy.
- Była tam z tobą? U niego?
- O co ci znowu chodzi?
- Dlaczego...? - zaczął, ale wreszcie pokręcił tylko głową, rezygnując z dyskusji.
Obrócił się na pięcie i wyszedł, zatrzaskując za sobą głośno drzwi. Ciężko było ocenić, czy był wściekły na moją obecność, czy bardziej czuł się oszukany, skoro bliźniak odmawiał przyjęcia od niego pomocy, a przede mną się poddał.
- Powinieneś z nim porozmawiać – stwierdziłam, przenosząc wzrok z zamkniętych drzwi na Kaulitza, który siedział na łóżku ze spuszczoną głową. - Ja to inna sprawa, ale o psychologu. Powinieneś mu powiedzieć, że będziesz się leczył.
- Al'y, proszę cię, jutro. I tak będziemy się kłócić, nie mam na to siły – stwierdził, opadając bezsilnie na łóżko.
W pierwszej chwili trochę się przestraszyłam. Potem zauważyłam, że przygląda mi się z tej perspektywy, ale nie uśmiechał się. Jego oczy, po prostu nie spuszczały ze mnie wzroku, jakby nad czymś myślał. Albo szukał odpowiedzi. Chciałam zapytać, o co chodzi, ale nie miałam pojęcia, jak wyjaśnić, skąd te przypuszczenia.
- Pójdę się wykąpać. Czuj się, jak u siebie. Tom pewnie i tak zamknął się w pokoju – stwierdził, podnosząc się z łóżka.
Podszedł do komody, żeby wyciągnąć z niej bieliznę i pomaszerował do łazienki. Chciałam iść za nim, ale wyraźnie dotarło do mnie, że chce zostać przez chwilę sam. Żeby nie tkwić tam, jak kołek, zaczęłam szukać sobie jakiegoś zajęcia. Zwiedziłam dokładnie sypialnię, oglądając wszystkie zdjęcia i milion różnych drobiazgów na szafkach. Nie chciało mi się ruszać bagaży, więc uznając wreszcie, że jestem głodna, postanowiłam wybrać się do kuchni. Bliźniacy dość dobrze sobie poczynali we dwóch, więc nie byłam zaskoczona, że ich lodówka - w przeciwieństwie do mojej - nie świeciła pustkami. Wyciągnęłam kilka rzeczy, które przyciągnęły mój wzrok z zamiarem zajęcia się przygotowaniem kolacji, zanim Bill dojdzie do siebie na tyle, żeby zdecydować się opuścić łazienkę.

Mimowolnie nasłuchiwałam każdego dźwięku, bo jakoś nie miałam ochoty na spotkanie z jego bratem w cztery oczy. Wtedy od strony tarasu usłyszałam jakiś hałas. Nie zdążyłam nawet zastanowić się, co to, gdy do kuchni wparowały dwa psy. Zatrzymały się, wyraźnie spodziewając się zastać tam któregoś z właścicieli, a nie obcą osobę. Kucnęłam jednak i wyciągnęłam do nich rękę i jak na zawołanie oba natychmiast podbiegły, gotowe do głaskania i drapania. Bawiłam się z nimi chwilę, aż dotarło do mnie ciche gwizdnięcie i w tej samej chwili zauważyłam wchodzącego do pomieszczenia Toma. Psy w jednej chwili pobiegły do niego, gdy wyciągnął z szafki karmę i napełnił im miski. Zerkał na mnie, kręcąc się po kuchni. Czajnik bezprzewodowy pyknął, dając znać, że zagotowała się woda, a on dostawił trzeci kubek na blat, wrzucając do niego torebkę herbaty i cukier, po czym zalał wszystkie i usiadł ze swoim napojem przy stole.
- Następnym razem też piszę się na kanapki – oznajmił, a mnie aż zrobiło się głupio.
Oczywiście po chwili mnie to rozzłościło, bo znów wracało do mnie wspomnienie tamtego poranka, ale przełknęłam wszystkie nieprzyjemne rzeczy, jakie przyszły mi do głowy. On prawdopodobnie próbował nawiązać kontakt, ale dzieliła nas bariera, której nie potrafiłam tak po prostu przejść. Ustawiłam sobie wszystko na znalezionej tacce i postanowiłam się stamtąd ewakuować.
- Następnym razem wezmę to pod uwagę, sorry – bąknęłam i uciekłam w kierunku schodów, modląc się, żeby po drodze wszystkiego nie porozlewać.
Drugi Kaulitz leżał już na swoim łóżku, obrócony w stronę drzwi i aż podniósł się zaskoczony, gdy niezdarnie zaniosłam mu kolację do łóżka. Po chwili położyłam wszystko na pościeli i usiadłam sobie wygodnie. Wciąż po głowie chodziły mi słowa lekarza i teraz kiedy wszystko się uspokoiło, do mojej świadomości zaczęło dopiero na dobre docierać, w co się wpakowałam. Na dodatek zamierzałam spędzić co najmniej miesiąc z tymi dwoma czubkami. Niemal dosłownie czubkami. Gdyby Marita o tym wiedziała, kazałaby mi zabrać swoje manatki i wracać do siebie. Jakiś złośliwy skrzat podpowiadał mi, że w każdej chwili mogę to zrobić, a jednak wiedziałam, że nie zostawię Billa na pastwę jego własnego umysłu i rozchwianego braciszka.
Zjedliśmy, jakby nigdy nic. Potem też zachowywaliśmy się, jakby nic się dziś nie działo. To chyba było łatwiejsze, niż podejmować dyskusję na temat jego choroby. Wiedziałam, że on nie chce o tym mówić i na dobrą sprawę, ledwo zgadza się z tym, że ma problem. Pragnął kontroli. Trochę mnie to przerażało, biorąc pod uwagę, że od początku denerwowałam się, gdy wszystko robił po swojemu i nie dawał mi dojść do słowa. Nie zmieniało się jednak to, że w mgnieniu oka odpędzał ode mnie wszystkie złe myśli.

Kolejnego dnia wstał przede mną, obudził mnie śniadaniem do łóżka, po którym wygnał mnie do łazienki, żebym się ogarnęła. Oczywiście musiałam jechać na plan, a on uznał, że od wczoraj nic się nie zmieniło i zamierza wybrać się tam razem ze mną. Nie byłam zadowolona z tego pomysłu. Nie po wszystkim, czego dowiedziałam się poprzedniego dnia, a co sprawiało, że naprawdę bałam się jego ataków.
- Wziąłem te leki – oznajmił, jakby to miało cokolwiek zmienić.
- Bill, to n a p r a w d ę kiepski pomysł – próbowałam go przekonać.
- Więc wyobraź sobie, że wolę tam być, żeby nie siedzieć w domu i nie myśleć. Nie mam dziś zupełnie nic do roboty – stwierdził, na co ja zmrużyłam na niego oczy.
- Jesteś uparty.
- Hej, nie tak bardzo, pozwoliłem ci wczoraj zaprowadzić się do psychologa, pamiętasz? - rzucił zadowolony z siebie. - Będę grzeczny, przecież wiesz.
No, właśnie nie byłam pewna.
- Oby tak właśnie było – odparłam, kierując się wreszcie do swojego samochodu.
Bill zatrzymał się przy swoim i spojrzeliśmy na siebie z powątpiewaniem.
- Ja prowadzę, więc jedziemy moim – rzuciliśmy jednocześnie i zaraz potem zaczęliśmy się śmiać.
- Nie ma mowy. Wyjątkowo będę czuła się dziś pewniej za kierownicą. Pamiętasz, że doktor mówił, że po tych lekach na początku nie powinieneś prowadzić?
- To nie fair, nie będę mógł nigdzie się ruszyć.
- Od czego są taksówki? - podsunęłam z uśmiechem, wsiadając do swojego auta.

Chłopak nie miał innego wyjścia, jak pogodzić się z tym, że w najbliższym czasie zamierzałam dopilnować, żeby nie próbował wsiadać za kierownicę. W drodze na plan powtarzałam sobie, że muszę skupić się teraz na filmie, a Bill jakoś sobie poradzi. W końcu sam mi to obiecał, gdy zgadzałam się ostatecznie, żeby pojechał ze mną. Obawiałam się, że będzie się denerwował, a byłam święcie przekonana, że powinien unikać niepotrzebnych stresów i nie potrafiłam z początku pojąć, dlaczego w związku z tym tak się na to uparł. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że ot tak po prostu miał na to ochotę. Wciąż o tył głowy obijała mi się myśl, że nie powinnam zapominać, że to KAULITZ. A to nazwisko – jak zdążyłam się przekonać – mówiło samo za siebie: UCIEKAJ, PÓKI JESZCZE MOŻESZ. Tyle, że ja już nie mogłam. Od kiedy Bill pojawił się przede mną na tamtym bankiecie, moje życie zaczęło się kręcić głównie wokół niego i tego, jak bardzo pragnęłam jego obecności we własnej codzienności. Nie byłam jednak tak do końca naiwna. Na tyle, na ile zdołałam go poznać, rozumiałam, że powód, dla którego akurat wiozłam go ze sobą na plan zdjęciowy był czymś więcej niż to, co już mi powiedział.
Miałam nadzieję, że wyglądam na zaspaną i skupioną na drodze, a nie dumającą nad sensem życia. Na szczęście chłopak wziął sobie do serca moje słowa, gdy tuż na początku naszej znajomości wspomniałam o tym, że stresuję się za kierownicą i nie zagadywał mnie za bardzo. A ja wciąż próbowałam przeanalizować i zrozumieć jego postępowanie. Olśniło mnie dopiero na miejscu, gdy zaraz po wejściu na główną salę natknęliśmy się na reżysera, który od razu przywitał się z Billem i goniąc mnie do stylistki, sam zajął się rozmową z nim. Kaulitz zerknął na mnie kątem oka i najwyraźniej dostrzegając moją nietęgą minę, zmarszczył czoło. Nie mówiąc nic, obróciłam się na pięcie i ruszyłam przygotować się do pracy.
„Muszę odzyskać kontrolę” - zahuczało mi w głowie, aż coś przewróciło mi się w żołądku. Powinnam była wpaść na to od razu, a teraz czułam, że czeka mnie bardzo długi dzień, a on będzie tego prowodyrem. Oczywiście, że Bill nie przyjechał tu ze mną tak po prostu. Czuł się źle po ostatnich wydarzeniach i najpewniej próbował coś udowodnić, sobie albo mi. A może i całemu światu. Najbardziej przerażała mnie myśl, że on zapewne jest na to doskonale przygotowany. Miał czas, żeby rozegrać swoje show w wyobraźni i spróbować przewidzieć możliwe reakcje, przygotować sobie kilka słów na każde „ale”. Nie cierpiałam, gdy to robił. Teraz, gdy rozumiałam, skąd to się u niego wzięło, tym bardziej dostrzegałam każdy raz, kiedy pojawiał się przede mną, przygotowany na wszystkie scenariusze, jakie udało mu się wymyślić. Ale tym razem wcale nie byłam już z siebie taka dumna, że wciąż udawało mi się jakoś wytrącić go z równowagi...
Biorąc pod uwagę to, jak bardzo był ostatnio rozstrojony, bałam się, co mógł przygotować tym razem i jak to się skończy.

Po powrocie na plan już w stroju swojej postaci, próbowałam skupić się na scenariuszu i wraz z kilkoma osobami przystanęłam, żeby omówić najbliższą scenę. Moja uwaga jednak co chwilę ulatywała, gdy tylko mój wzrok niby to przypadkiem spoczywał na Billu beztrosko rozmawiającym z reżyserem. Zdziwiłam się jedynie, dostrzegając kopię scenariusza w jego rękach. Znów zaczynałam się zastanawiać, co on kombinuje, gdy jedna z dziewczyn upomniała mnie, że nie uważam. Zażenowana wróciłam do dyskusji, a wkrótce potem zostaliśmy wezwani przed kamery. Mój chłopak nie zmienił miejsca i najwyraźniej zamierzał wszystkiemu przyglądać się z bliska. I jak na złość wszystkim prócz mnie to odpowiadało.
Kiedy po około dwóch godzinach pracy nad ujęciami nie wydarzyło się nic dziwnego, zaczynałam wierzyć, że zwyczajnie histeryzuję. Bill nie był w żaden sposób podobny do Criega, więc nie było tak naprawdę powodu spodziewać się po nim nieprzyjemności. Mimowolnie porównywałam go do jedynego, co znałam. Nawet gdy przewinęła się scena z postacią, w którą moja bohaterka była bez reszty zapatrzona, mogłam dojrzeć, że Kaulitz spokojnie siedzi na swoim miejscu i nie przejawia żadnych oznak zdenerwowania. Uznałam, że jednak głupio panikowałam i miałam nadzieję wreszcie porządnie skupić się na graniu. Wszystko szło pięknie, a potem reżyser podejrzanie zadowolony oznajmił, że musi wyjść, więc powinniśmy zrobić sobie przerwę na lunch. Oczywiście zaraz potem dodał, że jeśli ktoś opuści budynek na dłużej niż czterdzieści minut, osobiście sobie z nim porozmawia.
Wtedy też Bill pozostawiony samemu sobie wyciągnął rękę w moją stronę i wykonał gest palcem, wyraźnie sugerujący, że chce abym do niego podeszła. Porzuciłam więc wszystko na planie i ruszyłam z zadowoleniem w jego kierunku. Gdy byłam już blisko znów wyciągnął do mnie dłoń, a kiedy załapałam ją bez wahania, nagle pociągnął mnie na siebie i nim zdążyłam zaprotestować, wisiałam w powietrzu, podtrzymywana przez jego obejmujące mnie ramiona, a on całował mnie do utraty tchu. Kiedy wreszcie mnie wyprostował, wszyscy już na nas patrzyli z tymi wymownymi uśmieszkami, a ja miałam ochotę go zabić. Policzki piekły mnie jak szalone i nie spodziewałam się, żeby makijaż coś zatuszował.
- Mógłbyś mnie puścić i nie robić scen? – syknęłam wreszcie zła, próbując go od siebie odsunąć, chociaż ciasno mnie obejmował.
- Uwierz, że twoje wyrywanie się wygląda dziwniej niż to, że przed chwilą cię pocałowałem – oznajmił spokojnie z lekkim uśmiechem.
Posłałam mu oburzone spojrzenie, ale faktycznie przestałam próbować się wykręcić. Szczególnie, że etap oszukiwania się, że wcale go nie chcę, zatrzasnął się z hukiem, gdy tylko wyjechał w trasę, a ja męczyłam się ze swoją tęsknotą.
- Nie dziw mi się. Przez te godziny tylko siedziałem i na ciebie patrzyłem. A miałem ochotę już jakiś czas temu zrobić ci małą przerwę... – stwierdził, znowu zupełnie mnie tym rozbrajając, chociaż tym razem mój umysł zarejestrował, że Billa świerzbiły łapki i miałam niejasne poczucie, że to one maczały palce w tej niespodziewanej przerwie, na którą normalnie nie mielibyśmy czasu. – Zaprowadzisz mnie do swojej garderoby? – zapytał, unosząc wyżej brew, na co ja poczułam, jak zalewa mnie gorąc.
No, nie. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie mi proponował, a widząc jego minę i pożerający mnie wzrok, nie miałam najmniejszej wątpliwości. Uznałam, że zupełnie oszalał i ja również, gdy nagle zalała mnie fala podniecenia. Powinien od razu to podsunąć, zamiast robić całą tę scenę przed aktorami i innymi pracownikami, a teraz na ich oczach przemykać w ustronne miejsce. A ja zamiast się przejąć tym, jacy jesteśmy dla nich oczywiści, przyspieszyłam kroku, obawiając się, że nie starczy nam czasu przed powrotem reżysera.
- A teraz tak serio – zaczęłam, zamykając za nami drzwi na klucz. – Co mu powiedziałeś, że tak wyfrunął? – zapytałam, obserwując jednocześnie jak chłopak zdejmuje górną część ubrania.
Zaśmiał się, podchodząc zaraz potem bardzo blisko i w następnej chwili czułam już jego wargi w okolicy swojego ucha i szyi. Gorące powietrze, które wydychał, przyprawiło mnie o gęsią skórkę i zamruczałam z zadowolenia, gdy wreszcie zaczął pieścić moją szyję. Pogodziłam się już z myślą, że jest zbyt zajęty, żeby mi odpowiedzieć, gdy dotarł do mnie jego niski głos.
- Jak zawsze dręczył mnie swoją wizją filmu, w którym miałbym zagrać z Tomem, ale powiedziałem mu w końcu, że nie spodziewam się, żebym dał radę namówić brata, jednak... – przerwał, odsuwając się nieco, żeby spojrzeć mi w oczy. – Dodałem, że może ja dałbym się namówić na film, gdybym miał zagrać z tobą – powiedział w końcu, a oczy mu zabłyszczały.
- Wiesz, że wyglądasz, jakbyś próbował mnie namówić do wzięcia udziału w nagrywaniu pornosa? – podsunęłam z rozbawieniem, dostrzegając zaskoczenie w jego oczach.
Ze złośliwością pomyślałam, że znowu nie zareagowałam tak, jak się tego spodziewał, ale tym razem szybko odzyskał rezon, najwyraźniej to ignorując. Zastanawiałam się przez chwilę, jak on to widział. Miałam patrzeć na niego z opadającą szczęką? Uznać, że to wspaniały pomysł? Czy może oburzyć się, że nie wyraziłam na coś takiego zgody ani chęci?
- Nie myślałem o tym wcześniej, ale to całkiem niezły pomysł. Takie nagranie mogłoby być jeszcze bardziej podniecające...
- Oszalałeś – wypaliłam tym razem od razu.
- Wiesz... Gdybyśmy sami się nagrali... Musiałbym trzymać to w sejfie pod kluczem. I koniecznie go schować, żeby wciąż nie odtwarzać tego w kółko... – szeptał mi do ucha, muskając ustami wrażliwą skórę.
Och, cała płonęłam.
- Jesteś zboczonym erotomanem – podsumowałam go razem z cichym westchnieniem.
Ale wiedziałam, że ta myśl kręci mnie tak, jak jego i gdyby zaproponował to na poważnie, zapewne zgodziłabym się na to małe dziwactwo. Uwielbiałam jego pomysły, nawet jeśli czasami miałam wrażenie, że podejmuje pewne decyzje za mnie. Chrzanić to. Dlaczego miałam się stawiać skoro chciał dobrze i było mi dzięki niemu dobrze?
- Bill, nie mamy całego dnia. Za pół godziny muszę się ogarnąć i wrócić przed kamery... – mruknęłam wymownie, gdy wczuł się za bardzo w dobieranie się do mnie kawałeczek po kawałeczku.
I nie musiałam powtarzać mu dwa razy. Tak samo jak martwić się o gumki. Bill miał wszystko pod kontrolą.
Kiedy całowaliśmy się, rozbierając nieco chaotycznie, doszłam do wniosku, że jednak jesteśmy siebie warci. Crieg zwykle był po prostu nudziarzem, więc sama byłam trochę zaskoczona, jak bardzo podobają mi się szalone pomysły Kaulitza. Przede wszystkim tak na mnie działał, że ani trochę nie miałam ochoty mu odmawiać. Nie chcieliśmy, żeby ktoś nas usłyszał, więc wciąż zamykaliśmy sobie ma nowo usta pocałunkami, które tłumiły stanowczo nasze jęki i sapnięcia. Bill dobrze już wiedział, jak działać, żebym w jednej chwili zrobiła się mokra i niecierpliwa. Chłopak odnalazł kanapę w mojej garderobie i z zadowoleniem ułożył nas na niej. Ewidentnie jęknęłam, widząc jak zsuwa się między moje uda, ale byłam już tak nakręcona, że chciałam po prostu już go mieć. Był mocno zaskoczony, gdy objęłam jego kark i przyciągnęłam do pocałunku.
- Szybki numerek, Billy – mruknęłam mu do ust, a on warknął cicho i złapał mnie pewnie za biodra.
- Jesteś wybredna.
- Jestem w trakcie pra... ach! – wyrwało mi się nieco zbyt głośno, gdy poczułam jego nabrzmiałą męskość ocierającą się rytmiczne o moje krocze. – Jestem w pracy – oznajmiłam tym razem dobitnie, sięgając nieco bezczelnie między nas.
Bill aż się zapowietrzył, gdy objęłam jego przyjaciela dłonią i sprytnie wsunęłam go w siebie z cichym sapnięciem. Nie planował jednak próżnować. W jednej chwili poczułam, że wszedł do końca, a ja zacisnęłam się na nim zadowolona z lekko rozchylonymi wargami i plusem stanowczo mocno przekraczającym normę. Dociskał mnie tak do siebie przez chwilę, a potem jęknął cicho i do moich uszu dotarł jego ciężki, przepełniony pożądaniem głos:
- Obrócisz się do mnie tyłem? – zapytał, na co zagryzłam z rozbawieniem wargę.
- No, nie wiem. A co będę z tego miała? – podsunęłam, przesuwając paznokciami po jego torsie.
- Przekonaj się – odparł wymownie i to najwyraźniej wystarczyło, żebym przekręciła się na brzuch i wręcz wypięła przed nim pośladki. – O, kurwa – wyrwało mu się najwyraźniej, aż spojrzałam na niego przez ramię.
Jego policzki były zupełnie czerwone, chociaż chłopak nie sprawiał wrażenia choć trochę zawstydzonego. Na jego twarzy odmalowała się ekscytacja, sprawiając, że ja również jeszcze bardziej się nakręciłam, widząc jak spodobał mu się ten widok. W następnej chwili poczułam klapsa na pośladku i zanim jeszcze zdążyłam pisnąć, on wsunął się we mnie jednym płynnym ruchem, aż musiałam wsadzić twarz w poduszkę, żeby nie krzyknąć. Czułam się bezwstydna, gdy jęczałam cicho przy każdym jego ruchu, doskonale wiedząc, że Kaulitz jak na faceta przystało sycił wzrok podniecającym go widokiem. Nawet byłam nieco zaskoczona, gdy przykrył zupełnie swoim ciałem moje plecy. Teraz już nie tylko czułam go głęboko w sobie, bo przy każdym ruchu ocieraliśmy się o siebie. Wargami przyssał się do mojej szyi. Trochę się zapomnieliśmy i po pomieszczeniu rozlegały się wyraźnie dźwięki świadczące o tym jak nam obojgu było dobrze. Doszłam pierwsza, czego ten wariat zawsze starał się dopilnować, a gdy tylko moje mięśnie zaczęły się na nim chaotycznie zaciskać, Bill po raz drugi w życiu już odskoczył ode mnie jak poparzony. Zaraz potem poczułam, że coś ciepłego spływa po moim pośladku i obejrzałam się na niego. Był czerwony na twarzy, nieco spocony i wciąż wgapiał się w mój tył. Czy może raczej swoje nasienie spływające po mojej skórze. Z cichym mamrotaniem opadłam w końcu na kanapę.
- Cholera. Znowu zapomniałem założyć gumki... – mruknął zmieszany, na co posłałam mu wymowne spojrzenie i przekręciłam się na wznak, żeby lepiej go widzieć.
- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć na temat twojego najwyraźniej silnego pragnienia ojcostwa, to lepiej zrób to od razu – mruknęłam, zdając sobie sprawę, że właśnie wcieram COŚ tyłkiem w obicie kanapy.

On jednak przewrócił tylko oczami, a po chwili leżał już na mnie i czułam, że ten drugi ON znowu rośnie, a mnie coś ścisnęło w środku.

niedziela, 10 grudnia 2017

15. Live Like A Star

Hello ;3
Tak więc przytargałam ze sobą następną część. Kotek wychodzi dzisiaj z worka i miauknie coś, nie coś. Ogólnie usuwają blogi na onecie i wiążą się z tym pewne komplikacje, ale o tym pisałam już na FB, więc jeśli ktoś chciałby wiedzieć więcej, zapraszam tam. Ot, żeby nie przedłużać. Smacznego moi mili :)

Wasza Czokoladka.

Live Like A Star




15.

Coś było mocno nie tak. Kaulitz przyznający się, że czegoś nie jest w stanie zrobić? Natychmiast zrezygnowałam z obiadu i zdenerwowana ruszyłam za chłopakiem do salonu. Tam rozsiadł się po turecku na kanapie, a ja ulokowałam się gdzieś obok niego, czując przerażenie. Nie docierało do mnie, o co może chodzić ani tym bardziej, dlaczego się tak zachowują, mimo to... chyba trochę bałam się wiedzieć.
- Bill, jeśli nie chcesz... Sam mi mówiłeś...
- Nie – przerwał mi. - To jedna z tych spraw, jak trójkąt, czy seks przed ślubem – odpowiedział i chociaż zabrzmiało poważnie, wreszcie uśmiechnęliśmy się do siebie chociaż słabo.
- Więc słucham.
- Chodzi o to, gry rano... źle się poczułem – zaczął niepewnie, odwracając ode mnie wzrok.
Widziałam, jak walczył ze sobą, a może po prostu szukał odpowiednich słów. Złapałam go za policzek otwartą dłonią, chcąc go do siebie obrócić, ale jego kark był strasznie sztywny. Dopiero po chwili sam na mnie spojrzał. Zupełnie blady, nie mogący skupić wzroku, odruchowo spojrzałam na jego dłonie. Drżały. Dotąd znałam tylko pewnego siebie chłopaka, który sprawiał, że zupełnie odlatywałam na jego punkcie. Nie znałam Billa, który jest przerażony i nie może wydusić z siebie słowa. Drugą dłoń również położyłam na jego policzku. Usłyszałam jego głęboki, przerywany wdech i wydech, a potem nieświadomie zrobiłam to samo.
- Co się dzieje? - zapytałam, ale on tylko pokręcił lekko głową.
Zaraz potem położył się, układając głowę na moich kolanach. Tkwił tak przez kilka minut, czułam, jak jego oddech się wyrównuje, nie przestając delikatnie przeczesywać jego włosów.
- Przepraszam, że musiałaś... to oglądać – wydusił z siebie wreszcie zachrypniętym głosem.
- To nic – zapewniłam go.
To tylko odrobinkę przerażające. Całkiem duża była ta drobinka.
- To z nerwów. I niegroźne – stwierdził, jednak ani trochę mnie tym nie przekonując.
- Często tak masz?
- Nie... Nie wiem – poprawił się i roześmiał. - Odkąd zaczęło się częściej zdarzać, nauczyłem się nad tym panować, ale... - urwał nagle, rozchylając tylko i zamykając wargi.
- Pogorszyło ci się? - podsunęłam, starając się nie pozwolić strachowi spojrzeć we własne oczy.

Tak trudno było dopuścić do siebie myśl, że Bill mógłby być chory.
- Nie mam dość kontroli. Wciąż się czymś przejmuję i gdy coś mnie mocno zdenerwuje albo się przestraszę... zaczynam panikować. Trzęsą mi się ręce – powiedział, podnosząc dłoń, która dokładnie to przedstawiała. - Gdy drżą już tak, że nie mogę ich utrzymać, wiem, że znowu się zaczyna. To takie... wkurzające.
- Nie, Bill, to jest straszne – przyznałam, na co on spojrzał na mnie, jakby nie był pewien, co konkretnie chciałam przez to powiedzieć. - Powiedziałeś o tym swojemu psychologowi? - podsunęłam przejęta, ledwie egzystując z myślą, że kiedyś może mu się coś stać, gdy dostanie takiego ataku jak wtedy w kuchni; a gdyby akurat jechał samochodem i coś wytrąciłoby go z równowagi?
Ale on oczywiście milczał. Zaczynało mnie to denerwować. Przed wyjazdem nie potrafił się zamknąć, a teraz nagle chciał zamienić się w zagadkę?
- On wie. Dlatego przestałem z nim rozmawiać.
- A dlaczego zrobiłeś coś tak głupiego? - zapytałam bez ogródek, na co chłopak poderwał na mnie zaskoczony wzrok.
- Głupi to jest pomysł leczenia mnie z tego, kim jestem.
- Przemyślałeś to w ogóle wcześniej, czy mówisz tak, bo kiedyś to zdanie ładnie zabrzmiało w twoich myślach? - wyrzuciłam z siebie złośliwie, nie mogąc słuchać tych bzdur. - Nie sądzę, żebyś z natury był kupką nerwów, która nie jest w stanie ustać prosto na nogach. Skoro sam powiedziałeś, że straciłeś nad tym kontrolę, to znaczy, że raczej jest kiepsko, nie sądzisz? - produkowałam się dalej, nie wiedząc, jak do niego dotrzeć. - W takim razie, po jaką cholerę mi to powiedziałeś, skoro nie chcesz dać sobie pomóc? - zapytałam ze złością.
Jeśli Tom wyszedł z tego samego powodu, to wcale mu się nie dziwiłam.
- Żebyś się nie bała, jeśli zacząłbym się dziwnie zachowywać – odparł, na co parsknęłam głośno.
Nie mogłam uwierzyć, że to tak na poważnie. To było jak rzucanie grochem o ścianę.
- Oczywiście, a teraz będę się bała, że zabijesz się w jakimś wypadku albo cholera wie co, bo akurat czymś się zdenerwujesz. Cholera, Kaulitz, czy ty naprawdę oczekujesz, że będę biernie obserwować, jak cierpisz?
- To tylko trochę wysiłku, żeby wszystko było...
- Nie. W tej chwili przysięgasz mi, że pozwolisz sobie pomóc albo ja zbieram manatki i zamawiam taksówkę do domu – oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu, widząc jednak jego minę, musiałam zacisnąć zęby, żeby zaraz nie odpuścić.
- Szantażujesz mnie?
- Myślę, że tym razem nawet twój brat nazwałby to „dbaniem o twoje zdrowie” - odparłam, wycierając niepostrzeżenie spocone dłonie. Czy mój Billy naprawdę jest wariatem? - Jeśli nie chcesz wierzyć ani mi, ani bratu – strzelałam, dostrzegając jednak po jego minie, że mam rację – to chociaż nam zaufaj.
- To niedorzeczne, ufam wam – mruknął.
- Więc zaufaj mi, kiedy mówię ci, że potrzebujesz pomocy. Bill, musisz sobie zdawać z tego sprawę chociaż trochę, skoro mi o tym powiedziałeś.
Chłopak wciąż patrzył na mnie bez słowa, jakby trawił powoli to, co do niego mówiłam. Nie wyglądał na przekonanego. Niechęć mieszała się na jego twarzy z obawą. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jego ostatni atak nie minął, a on zamiast mi się do tego przyznać, starał się opanować i ze mną rozmawiać. Zostawiłam go na chwilę samego, wracając po niespełna minucie z zimnym okładem. Czułam, jak jego mięśnie rozluźniają się, gdy przesuwałam po nich mokrym ręcznikiem. On skupiał się na głębokim oddychaniu. Tak zastał nas po powrocie Tom.
- Znowu...? - zapytał z niedowierzaniem i tym razem wiedziałam, o co chodzi, spojrzałam znacząco na młodszego Kaulitza.
- Już praktycznie po wszystkim – odpowiedziałam mu, czując jedynie, że chłopak drgnął nerwowo na moich kolanach. - To dzisiaj drugi raz.
- Bill, kurwa mać, ile jeszcze? Jak długo jeszcze chcesz być taki bezużyteczny?! - wykrzyczał, zbijając mnie z tropu.
- To. Wkrótce. Minie – wycedził przez zęby, nijak nieprzekonany.
- Od miesiąca mi to powtarzasz!
- Tom, możesz dać mi numer do tego psychologa? - wtrąciłam się w ich kłótnię, sprawiając, że obaj tylko patrzyli na mnie zaskoczeni.
Po chwili zaskoczenia starszy z braci wygrzebał z kieszeni portfel, a z niego wizytówkę.
- Świetnie. Bill, jedziemy do mnie – oznajmiłam mu, na co on podniósł się powoli zdziwiony. - Taksówką.
- Co? Czekaj. My rozmawiamy – warknął na mnie drugi Kaulitz.
- Mieliśmy pojechać, żebym się ogarnęła i wzięła kilka rzeczy, tak? - przypomniałam jego bliźniakowi.
- Racja.
- Dobrze. A potem zabierzesz mnie do swojego psychologa – powiedziałam, rzucając Tomowi znaczące spojrzenie.
- Al'y, powiedziałem ci, że...
- Powiedziałeś, że mi ufasz – przerwałam mu, wpatrując się w niego najbardziej upartym wzrokiem, na jaki było mnie stać.
Zobaczyłam łzy w jego oczach, gdy wreszcie skapitulował. Ja sama wewnątrz cała się trzęsłam. Sama nie rozumiałam, jak mogłam sobie wytłumaczyć jego wcześniejszy atak jako skutki libacji. Miałam ciotkę w zakładzie psychiatrycznym i aż za dobrze rozumiałam, że psychiki nie można ignorować. To, jak bardzo chciałam, żeby o siebie zadbał wydawało mi się po części wynikiem mojej własnej paniki. Nie chciałam musieć patrzeć, jak traci nad sobą panowanie. To musiało być tak okropne, że bałam się wyobrażać sobie, co czuł za każdym razem. Szczególnie, gdy był sam i nikt nie wiedział, co się z nim dzieje.
Więc tak wygląda psychika wokalisty po udanej trasie koncertowej? Czy jednak Bill nie mówił mi znacznie więcej, niż się spodziewałam?
Nie drążyłam jednak tego tematu. Był tak spięty, że bałam się kolejnego ataku. Mimowolnie zastanawiałam się, co tak naprawdę działo się w Europie, podczas gdy ja użalałam się nad tym, że go nie ma przy mnie. Przysunęłam się bliżej, odnajdując jego chłodną dłoń na siedzeniu, a potem wtuliłam się w niego. Chłopak od razu objął mnie ramieniem i po raz kolejny czułam, że się przy mnie rozluźnia.
Niedługo potem weszliśmy razem do mojego mieszkania. Od razu zaczęłam krzątać się z torbą podróżną i pakować do niej ubrania oraz drugie tyle różnych papierów. Do osobnej torby wrzuciłam buty i po chwili wyniosłam wszystko do salonu, gdzie w bluzie Kaulitz z kapturem na głowie wciąż stał na środku pokoju. Wyraźnie zaskoczony zmierzył wzrokiem mój bagaż.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał w końcu, gdy zauważył, że nie planuję mu się spowiadać.
- Do ciebie. Przyjechaliśmy po moje rzeczy, pamiętasz? - przypomniałam mu niewinnie, będąc w drodze do łazienki po swoją kosmetyczkę.
Nie była mała, ale udało mi się ją upchnąć. Przez jakiś czas kręciłam się jeszcze po mieszkaniu, dokładając do bagażu kolejne rzeczy. Gdy w końcu stwierdziłam, że jestem spakowana przynajmniej na tydzień, uznałam, że będzie dość i posłałam milczącemu chłopakowi zadowolone spojrzenie. Zeszliśmy na parking i Bill, który oczywiście dzielnie targał moją wielką torbę, pomógł mi zapakować wszystko do bagażnika. Potem usiadłam za kierownicą i wyciągnęłam wizytówkę psychologa. Atmosfera w jednej chwili tak stężała, że ledwie byłam w stanie spojrzeć na Kaulitza.
- Naprawdę chcesz mnie tam zaciągnąć, co? - odezwał się, zanim ja zdążyłam cokolwiek powiedzieć i już wyczuwałam swoim zapasowym zmysłem, że ktoś tu będzie próbował się wykręcić.
- Tak – odpowiedziałam krótko, próbując sobie przypomnieć jak dojechać pod adres na kartoniku.
- Uważasz, że odczyni swoje czary mary i nagle wszystko będzie piękne?
- Gdybyś nie sądził, że koleś coś potrafi, nie wysłałbyś do niego brata. Doskonale zdaję sobie sprawę, że się boisz, Bill, ale przypomnij sobie, że mi ufasz. I Tomowi. On też chciał, żebyś poszedł do lekarza, prawda? - podsunęłam, dostrzegając jego lekkie skinienie głową, gdy wyjeżdżaliśmy na ulicę. - Weź się w garść. Skoro twierdzisz, że przez długi czas potrafiłeś sobie z tym radzić, tym bardziej z małą pomocą wyrzucisz to ze swojego życia. Pomyśl, nie byłoby prościej?
- Co byłoby niby prostsze? - Prychnął.
- Powiedzieć prawdę.
- Twierdzisz, że kłamię?
- Nie, ale skoro nawet ja przetrwałam jakoś te dwa miesiące bez ciebie, to nie wmówisz mi, że ty nie dałeś rady albo że to zmęczenia. Coś się dzieje, a ty mi tego nie mówisz, zamiast tego... robisz mi sieczkę z głowy!
Chłopak westchnął poirytowany.
- Masz pretensje, że...
- Nie mam pretensji – przerwałam mu, na chwilę zupełnie milknąc, bo aż nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu pozwolił mi wejść sobie w słowo. - Ja się martwię. Rozumiesz różnicę?
Robiłam mu wykład przez całą drogę i chyba w jakiś sposób rozpraszałam go tym tak, że prychał na mnie, ale nie widziałam w jego ramionach tego napięcia co wcześniej. Pomyślałam, że Marita byłaby ze mnie dumna. Gdyby nie to, że Kaulitz zupełnie mnie rozbrajał, zwykle o większość rzeczy dbałam sama i życie nauczyło mnie, że jeśli dzieje się źle, nie należy czekać, aż ktoś cię popchnie, tylko wziąć sprawę w swoje ręce. Skoro Tom nie potrafił nakłonić go do rozmowy z psychologiem, musiałam zrobić to sama.

Bill był tak zaskoczony, gdy zatrzymaliśmy się na parkingu i zgasiłam silnik, że ta emocja przez dłuższą chwilę utrzymywała się na jego twarzy. Nic nie mówiąc, wysiadłam z samochodu, czekając cierpliwie, aż chłopak zrobi to samo. To jak bardzo nie chciał, bezbłędnie wymalowywało się na jego obliczu, które obserwowałam przez przednią szybę. Nie wiem, ile się tak na siebie gapiliśmy, ale wreszcie zamknął oczy i dojrzałam, że sięga do drzwi. Wysiadł i zaraz za nim zamknęłam samochód pilotem, wyciągając do niego rękę.
- Pewnie wiesz dokładnie, gdzie to jest? - zapytałam, gdy splótł ze sobą nasze palce.
- Robię to tylko dla ciebie. Może dla tego dupka, Toma, też – dodał i wznów wziął głęboki oddech. - Chodźmy, zanim się rozmyślę.

Kierując się z nim do gabinetu psychologa, doszłam do wniosku, że ma mnie teraz za okrutną. Ale to naprawdę źle wyglądało. Na dodatek musiałam zobaczyć to na własne oczy, żeby w ogóle dowiedzieć się, że coś mu dolega. Może to dlatego nie chciał dociekać mojej przeszłości? Szybko odrzuciłam od siebie tę myśl. Na drzwiach zobaczyłam nazwisko z wizytówki i weszliśmy do środka. Za biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku. Podniosła wzrok znad komputera i uśmiechnęła się uprzejmie.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Mamy pilną sprawę do doktora – oznajmiłam, ściskając dłoń chłopaka, jakby miał mi zaraz uciec.
- Rozumiem, że państwo nie są umówieni?
- Nie. Proszę mu tylko przekazać, że przyszedł Bill Kaulitz – powiedziałam, niespodziewanie czując niezbyt silne pociągnięcie przez chłopaka.
Widząc jego spojrzenie, uśmiechnęłam się uspokajająco. Chyba nie sądził, że po prostu zapiszę nas grzecznie w kolejce, żebyśmy mogli wpaść za jakiś miesiąc?
- Niestety, za chwilę przyjdzie następny pacjent i...
- Rozumiem, proszę tylko, żeby pani przekazała mu tę informację – przerwałam jej, starając się okazać jak najwięcej wyrozumiałości zmieszanej kobiecie.
Zgodziła się, krótkim skinieniem głowy i podniosła słuchawkę, łącząc się z gabinetem. Usłyszałam, jak powtarza lekarzowi moje słowa i przytaknęła mu zaraz potem na coś, rozłączając się.
- Doktor prosił, żeby państwo chwilę zaczekali. Zaraz kończy sesję i od razu państwa przyjmie – oznajmiła, najwyraźniej zawstydzona, że próbowała nas odesłać z kwitkiem.
Wzięłam głęboki oddech, uśmiechając się lekko i zaraz potem przeniosłam wzrok na Billa. Całą swoją postawą prezentował żywą chęć do ucieczki i czułam, jak ściska moją dłoń nieco mocniej niż powinien. Pociągnęłam go na fotele dla oczekujących i tam oboje usiedliśmy. Tak naprawdę prócz tego, że bałam się o niego, sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myślę. Zdawałam sobie też sprawę, że nie o wszystkim mnie uświadomiono i właściwie nie byłam pewna, czy powinnam w ogóle z nim wchodzić do gabinetu, ale w najgorszym wypadku mogłam go tam zaprowadzić, a potem wyjść, żeby mógł spokojnie porozmawiać z lekarzem.
Minęło jeszcze z dwadzieścia minut, chłopak nie odzywał się ani słowem, więc cisza była nieco przytłaczająca. W końcu jednak otworzyły się drzwi i minął nas młody mężczyzna, znikając zaraz na korytarzu, a sekretarka oznajmiła, że możemy już wejść. Ja wstałam od razu, jednak Kaulitz jeszcze przez chwilę siedział, patrząc na mnie, jakby liczył, że mu odpuszczę.
- Chodźmy – odezwałam się wreszcie, a on podniósł się ze spuszczonym wzrokiem i poszedł dokładnie tam, gdzie go prowadziłam.
Dopiero, gdy mijaliśmy drzwi gabinetu, zauważyłam, jak się wyprostował, a na jego twarzy pojawiła się jakaś chłodna maska opanowania. Każdy jego mięsień zdawał się zdradzać napięcie, ale na pierwszy rzut oka nigdy nie powiedziałabym, że tak naprawdę jest przerażony. I to również było straszne. Lekarz od razu podniósł się na nasz widok, żeby się przywitać. Wskazał nam kanapę, na której się rozsiedliśmy i przez dłuższy czas zupełnie nic nie mówił, przyglądając się to mi, to Kaulitzowi, jakby zastanawiał się, co z nami zrobić.
- Więc czego dotyczy ta pilna sprawa? - zapytał i widziałam, że patrzy na Billa, który jednak zawzięcie trzymał buzię na kłódkę.
- Bill miał dzisiaj dwa ataki – odpowiedziałam wreszcie za niego, czując, jak jego ostry wzrok próbuje mnie uciszyć. - Nie chciał mi zbyt wiele powiedzieć, ale to podobno wpływ stresu...
- Alicio, muszę przyznać, że bardzo się cieszę, widząc was tutaj oboje – wyznał, na co uniosłam pytająco brew. - Od miesiąca próbuję namówić Billa, żeby wrócił na terapię, jak dotąd bezskutecznie. Zdecydowałeś się leczyć, Bill? Musisz tego chcieć – wyjaśnił mu, a ja ścisnęłam nieco jego dłoń.
- Obiecałem – odpowiedział krótko, zerkając na mnie.
- Że pozwoli sobie pomóc – sprostowałam, na co przewrócił oczyma i skinął głową, potwierdzając.
Psycholog uśmiechnął się pogodnie, widząc to i zaraz sięgnął do swojego biurka, gdzie leżała podkładka z przyczepioną do niej teczką.
- Bill, będzie ci łatwiej czy trudniej w obecności Alicii rozmawiać o sobie? - zapytał, na co on otworzył szerzej oczy i po prostu na niego patrzył. - Zdaję sobie sprawę, że jesteście sobie bliscy, skoro udało jej się przyprowadzić cię do mnie, ale nie wiem, ile tak naprawdę o sobie wzajemnie wiecie. To zależy tylko od ciebie.
- Chcę, żeby została – odpowiedział po widocznym zastanowieniu, poczułam, że znów ściska moją dłoń.
Pomyślałam, że tak zamierzał odwdzięczyć mi się za to, że dotąd ukrywał to wszystko przede mną. Spodziewałam się, że będę spełniała tam funkcję towarzystwa i biernego słuchacza, ale nie przeszkadzało mi to. Czułam jednak, że przy najbliższej okazji, gdy zniknę chłopakowi z oczu, będę musiała porozmawiać z przyjaciółką, inaczej sama oszaleję.
- W takim razie... na początek chciałbym raz jeszcze zaznaczyć. Jestem lekarzem. Mam za zadanie zdiagnozować, co się z tobą dzieje, a potem pomóc ci przejść przez leczenie – oznajmił. - Gdy wybierasz się do ortopedy ze złamaną kością, nie podważasz jego możliwości, prawda? Chcesz, żeby wyleczył twoją rękę, czy nogę. Psychika jest znacznie delikatniejszą sprawą, a jednak proszę cię, żebyś pamiętał, że ja również jestem specjalistą i gdybyś mnie tak traktował, byłoby nam znacznie łatwiej przez to wszystko przejść. Nie jestem tutaj, żeby cię oceniać...
- Już mi pan to wszystko mówił – przerwał mu zniecierpliwiony Kaulitz.
- Owszem, jednak nie przy Alicii, a ona również powinna to usłyszeć. Poza tym, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, odniosłem wrażenie, że wstydzisz się swojego problemu.
- Pan po prostu nie rozumie, że to nie jest problem. Ja taki jestem od kiedy pamiętam.
- Ataki paniki, które ci się przytrafiają, są objawem zaburzeń depresyjno-lękowych, a to jest choroba, którą się leczy. To bardzo źle, że ukrywałeś ją przez lata, ale to teraz nieistotne. Jeśli drażni cię myśl o „leczeniu”, zaproponuję ci coś innego – stwierdził wreszcie, a Bill poruszył się nerwowo na swoim miejscu, słuchając uważnie. - Zaufaj nam. Mi, Alicjii, Tomowi, a my w zamian pomożemy ci odzyskać kontrolę. Zależy ci na tym, prawda?
- Mogę zrobić to sam – odparł, wciąż nieprzekonany, jednak nie miałam odwagi im przerywać.
- Powiem ci więcej, nikt poza tobą nie zmieni tego, co trzymasz w głowie. Musisz sam się tego podjąć. W tym wypadku, potraktuj naszą pomoc, jak drogowskaz. Czy taki układ ci odpowiada? - chciał się upewnić mężczyzna, jednak Kaulitz tego dnia chyba naprawdę potrzebował dłuższej chwili na przeprowadzenie wszystkich procesów myślowych.
- W porządku. Zgadzam się. Chcę... odzyskać kontrolę – stwierdził wreszcie, na co odetchnęłam mimowolnie.
Grzeczny Billy – pomyślałam z ulgą, uśmiechając się teraz już nieco bardziej szczerze. Nawet na mnie słowa albo może sposób mówienia tego mężczyzny zadziałał uspokajająco. O ile więc wszystko pójdzie jak należy, powinno być dobrze, prawda?

niedziela, 3 grudnia 2017

14. Live Like A Star

Witajcie :)
Minęło kilka dni, jak dalej powoli produkuję, a dzisiaj specjalnie dla Was następny odcinek :). Mam nadzieję, że czytając nie przeoczyłam znowu jakiś dziwnych błędów, w każdym razie miłego czytania ;).

Czekoladka.

Live Like A Star


14.

Musiałam mieć naprawdę straszną minę. Coś ścisnęło mnie w żołądku i zaklęłam pod nosem, łapiąc się za głowę, gdy znów ostro zabolała. Mój chłopak zaklął głośno i zaczął opieprzać bliźniaka, wymachując trzymaną w drugiej ręce butelką piwa. Oczywiście po niemiecku. Zazgrzytałam więc jedynie zębami i bez słowa minęłam ich, kierując się do kuchni w poszukiwaniu czegoś na ból głowy, zanim oszaleję. Coś uporczywie gniotło mnie w klatce piersiowej, twierdząc, że nie chcę oglądać tego obrazka. W pierwszej kolejności znalazłam szklankę, nalałam do pełna wody i wypiłam duszkiem. Gotowało się we mnie i bardzo starałam się nie wybuchnąć. W następnej chwili usłyszałam, jak trzaskam szkłem o blat szafki, otworzyłam oczy i dotarły do mnie ciche kroki zza pleców. Natychmiast obróciłam się z założonymi rękoma, stając twarzą w twarz z najebanym młodszym Kaulitzem.
- Jesteś brudny – oznajmiłam ostro, widząc, że otwiera usta, żeby rzucić mi jakiś przygotowany wcześniej tekst. - Na wymiętej koszuli. I szyi – dodałam, czując, że coś zaciska mi się na gardle.
A chciałam, żeby słyszał, że jestem wściekła, a nie rozdygotana i skacowana. Nieco za szybko odnalazł dłonią miejsce, które było brudne, nie mając odbicia i patrzył na mnie przez chwilę wielkimi oczyma. Wziął kilka głębokich oddechów i oto miałam przed sobą najwyraźniej zdezorientowanego Billa i chyba mdliło mnie od tego widoku, bo byłam cholernie ciekawa, co chce mi powiedzieć na temat owych śladów, jak i swojego obecnego stanu. Może ja sama nie byłam do końca trzeźwa, ale on wyglądał, jakby w ogóle nie przestawał pić. Odwrócił się ode mnie i zerkał tylko co chwilę, jakby upewniając się, czy nie ruszyłam się z miejsca i odniosłam wrażenie, że moje tkwienie w jednym punkcie jakoś przyniosło mu ulgę. Niemniej niezmiernie wkurwiało mnie jego milczenie.
- Zamierzasz w ogóle coś powiedzieć? Czy właśnie wymyślasz, jak obrócić kota ogonem? - zapytałam w końcu, wysilając się na spokój, ale jako odpowiedź jeszcze przez długą chwilę musiało mi wystarczyć to, że pokręcił przecząco głową.
Do któregokolwiek pytania było to odpowiedzią.
W końcu jednak, postawił prawie pustą butelkę na stole, przy którym stał i podniósł na mnie rozbiegany wzrok. Szybko i płytko oddychał, a ja zmarszczyłam czoło.
- Kurwa, Bill. Ile...? Nie, nawet nie chcę wiedzieć, ile wypiłeś – uznałam, mając ochotę śmiać się z ironii tej sytuacji.
- Wybacz, źle się czuję – wydusił, wycofując się do wyjścia. - Zaraz wrócę... Zaczekasz?
- Idiota – syknęłam ze złością. - Czekaj, pomogę ci, pijaku – oznajmiłam, nie mogąc patrzeć na to pijane nieszczęście.
- N-nie...
- Cicho!
Zarzuciłam na siebie jego ramię, nie tolerując protestów i nie bez trudu zaciągnęłam go do najbliższej łazienki, starając się ignorować zarówno szminkę na nim, jak i głos tej głośnej dziewczyny z piętra, gdzie zniknęła zapewne z jego bratem. Bill niemal upadł na kafelki i zwinął się kulkę, aż zrobiło mi się go naprawdę żal. Miałam ochotę sobie pogratulować, bo powinnam go teraz zwyzywać i żądać natychmiastowych wyjaśnień, a nie ogarniać jego schlaną dupę! Wzięłam głęboki oddech i kucnęłam przy nim, kładąc chłodną dłoń na jego rozgrzanym karku.
- Będziesz wymiotował? - zapytałam, ale zdawał się nie rozumieć, co do niego mówię.
Drgnął tylko niespokojnie, gdy przesunęłam dłoń nieco wyżej, wsuwając ją nieco w jego włosy. Potem zmieniłam ją na drugą, którą przed chwilą opierałam się o zimną podłogę. Cały drżał, ale po chwili spojrzał na mnie, więc ponowiłam pytanie.
- Będziesz rzygał?
Pokręcił przecząco głową, więc odetchnęłam nieco, zmuszając go by usiadł na zimnych kafelkach, a potem ze znalezionego małego ręcznika zmontowałam mu okład. Był gorący i strasznie się pocił, a przy tym trząsł się tak, że jego przydługie paznokcie stukały rytmicznie o kafelki.
- Zimne – wychrypiał z zadowoleniem, gdy otarłam mu twarz i szyję.
- Tak, zimne, dupku – mruknęłam w odpowiedzi.
Chciałam się odsunąć, ale złapał mnie niespodziewanie i przyciągnął do siebie ciasno. Naprawdę calutki się trząsł. Nie wiedziałam, jak mógł się tak załatwić. Chyba nigdy nie rozumiałam, co ludzie widzieli w upijaniu się do nieprzytomności. Na dodatek chłopak tak okropnie capił alkoholem, że musiałam odwrócić od niego twarz. Wręcz nie mogłam się doczekać, aż wytrzeźwieje.
- Tom nie mógł ogarnąć tej dziewczyny i zawołał mnie – dotarło po chwili do moich uszu. - Idiotka rzuciła się na mnie, jak tylko wyszedłem. Boże, Al'y, chyba nie wymyśliłaś sobie, że cię zdradzam po takiej nocy, gdy śpisz w moim łóżku? - wydusił z siebie z trudem.
Ale byłam tak rozdarta, że nie wiedziałam, czy wierzę jemu, czy szmince, wciąż nie do końca zmazanej z jego szyi. Pozostałości alkoholu w organizmie nie pozwalały mi się zdecydować. Na dodatek jego głos tak okropnie drżał, chociaż spodziewałam się, że to skutek strucia organizmu. W mojej głowie znów pojawił się głos „Cioci Marity”, pytający, po jaką cholerę Bill miałby mnie okłamywać? Czułam, jak się rozluźnia, a jego ciało powoli przestało się telepać.
- Lepiej ci? - zapytałam cicho.
- Tak, dziękuję.
- Ile ty musiałeś wypić, co? Spałeś w ogóle? - wypytywałam, jakoś nie mając ochoty odpowiadać na jego wcześniejsze pytanie.
Wyglądał całkiem nieźle, jak na kogoś, kogo przed chwilą alkohol zwalił z nóg.
- Ja nie... Och... Obudzili mnie, bo Tom gdzieś przepadł, a potrzebowali gospodarza, więc zszedłem. No i... impreza trwała, potem zaciągnąłem brata do sprzątania. Nie miałem pojęcia, że ktoś jeszcze jest w domu – opowiadał powoli. - Wcale nie wypiłem tak dużo – mruknął.
- A to piwo?
- Czym się strułeś, tym się lecz – odparł, wzruszając ramionami.
Czy ja naprawdę JUŻ robiłam mu wymówki o przesadne picie? Ja? Nie, proszę, nie chcę być taką kobietą. Odsunęłam się od niego, żeby spojrzeć mu w twarz i pokręcić nosem.
- Oboje potrzebujemy się umyć – oznajmiłam poważnie, a na jego ustach znów zaigrał mały chochlik. - O, nie. Trzymasz łapy przy sobie. Właściwie pójdziesz pierwszy, bo nie zniosę dłużej twojego smrodu.
Bill patrzył na mnie oniemiały.
- No, lecisz, alkoholiku. I daj mi coś na ból głowy, proszę – przypomniałam sobie, czując nieprzyjemny ucisk w głowie, gdy się podnosiłam.

Chłopak wytrzeźwiał dopiero po kilku godzinach i od razu łyknął coś przeciwbólowego. Spędziliśmy leniwe popołudnie w jego sypialni, gapiąc się w telewizor i niewiele rozmawiając. Przez ostatnie dwa miesiące tylko gadaliśmy i przynajmniej ja po prostu nadrabiałam niedobory jego obecności, zapominając o porannym nieporozumieniu. Jego brat też był na tyle wspaniałomyślny, żeby nie psuć nam tego spokoju. Byłam na niego wściekła po tej akcji z pijaną dziewczyną, ale kiedy nerwy opadły, sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.
- Będę mógł przyjść do ciebie na plan? Popatrzeć? - sprecyzował, zaskakując mnie samym tym, że tak niespodziewanie się odezwał, a co dopiero mówić o jego prośbie.
- Naprawdę chcesz patrzeć, jak flirtuję przed kamerą z obcym facetem? Mój były przez to ze mną zerwał – uświadomiłam mu od razu.
Crieg też palił się z początku na plan, dopóki nie uznał, że to dla niego poniżające. Nie wiedzieć dlaczego przyszło mi do głowy, że to może wtedy zaczął mnie zdradzać. To było nieistotne, a jednak...
- Nie pomyślałem o tym – mruknął po chwili.
Przez chwilę milczał, a potem podniósł się na łokciu i spojrzał na mnie ze spokojem.
- To nie wydawało się takie drażniące w filmach, które oglądałem. A zamierzam oglądać twoje filmy, więc... To tylko gra, tak?
- I nikogo nie pobijesz? - upewniałam się rozbawiona jego niezrozumiałym dla mnie zapałem.
Dotarło do mnie, że on naprawdę gdzieś tam na początku musiał być moim fanem. To było naprawdę dziwne uczucie.
- Będę grzeczny i zupełnie nieszkodliwy. Jeśli uznam, że nie chcę patrzeć, to nie będę.
- Zdrowe podejście – pochwaliłam, przeciągając się leniwie. - Powinnam wrócić do domu i ogarnąć się nieco – stwierdziłam, podnosząc się niechętnie z poduszek.
Bill jednak złapał mnie luźno za nadgarstek i zamruczał z niezadowoleniem.
- Przecież jutro niedziela, nie musisz iść na plan. Zostań, proszę – powiedział, bardziej bawiąc się moimi palcami, niż mnie trzymając, a to musiało mówić za siebie, jak bardzo mi się nie chciało.
- Nie mam ubrań. Ani nawet scenariusza przy sobie – skwitowałam, na co Kaulitz westchnął cicho.
- A jeśli będziesz miała, dasz mi się zatrzymać na resztę weekendu? - zapytał po chwili. - W poniedziałek mógłbym pojechać z tobą na plan. Zabrać cię w przerwie na obiad, a wieczorem wróciłabyś ze mną i...
- Bill – przerwałam mu znacząco. - Po to mam swoje mieszkanie, żeby do niego wracać i w najbliższym czasie nie zamierzam tego zmieniać. No i wiesz doskonale, że nie czuję się dobrze w obecności Toma.
- Myślałem, że przestał robić problemy – zdziwił się, na co ja westchnęłam.
- Nie w tym rzecz, po prostu... nie widzę siebie pomieszkującej tu praktycznie, gdy ledwie się tolerujemy. Nie, ja stanowczo nie chcę mieszkać z twoim bratem – stwierdziłam znacząco.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mój chłopak widocznie się spiął. Nie bardzo rozumiałam, o co mu chodzi, skoro nie powiedziałam nic takiego. Ot czystą prawdę, która nie była winą żadnego z nas. Nie wyjaśnił mi, co konkretnie mu się nie spodobało, tylko nachylił się w moją stronę i poczułam, że łapie zębami za ramiączko mojej sukienki. Zerknęłam na niego rozbawiona. Zdecydowanie uwielbiałam, gdy kręcił się wokół mnie.
- W takim razie do poniedziałku. Przywieziemy ci rzeczy na ten czas.
Westchnęłam ciężko, nie mając dość samozaparcia, żeby mu odmówić.
- Niech tak będzie – odparłam, uśmiechając się lekko.
- Zajebioza – rzucił, nagle robiąc się wyjątkowo ruchliwy.
Powalił mnie z powrotem na łóżko i unieruchomił pocałunkiem, jak zawsze odbierając mi przy tym zdrowy rozsądek. Cóż, to było chyba oczywiste, że nie będziemy w stanie się od siebie oderwać, gdy już wrócił z trasy. Nawet Marita zdawała się to doskonale rozumieć, bo nie zadzwoniła do mnie jeszcze ani razu, a akurat ona na pewno wiedziała, że cały zespół dotarł bezpiecznie z powrotem. Łącznie z menadżerem.
Wygłupialiśmy się na tym łóżku, całując na przemian, gdy niespodziewanie drzwi otworzyły się i wyjrzał zza nich Tom.
- Żarcie na stole – oznajmił i zaraz potem się wycofał.
Zesztywniałam na moment, patrząc na swojego chłopaka wzrokiem pod tytułem „co to było?!”. Bill najwyraźniej się ucieszył, bo od razu ruszył się z łóżka, ciągnąc mnie za sobą na dół, chociaż osobiście wolałabym zjeść w jego sypialni. Mimo to zeszłam za nim do jadalni, unosząc brew na przygotowany obiad. Na stole czekały rozłożone naczynia i sztućce, coś parowało z przykrytych półmisków, a starszy Kaulitz właśnie wnosił wazę do pokoju. Usiedliśmy przy dwóch przygotowanych nam obok siebie miejscach, a ja gapiłam się na to z szeroko otwartymi oczyma. Przez chwilę nawet poczułam się tam, jak gość specjalny, przynajmniej dopóki przypadkiem spojrzenia moje i Toma nie skrzyżowały się, i oboje natychmiast odwróciliśmy się w przeciwne strony.
- No, postarałeś się dzisiaj – pochwalił go mój chłopak, a ja uniosłam wyżej brew.
Od razu też przeniosłam znów wzrok na jego brata, dostrzegając jego rozbawienie. Bez zbędnego komentarza usiadł na swoim miejscu naprzeciwko Billa i sięgnął po chochelkę, żeby nałożyć sobie zupy. Kiedy ja ostatni raz ugotowałam dwa dania? - przeszło mi przez myśl i musiałam przyznać, że byłam pełna podziwu. Zastanawiałam się, czy często jedzą tak razem obiady, mimowolnie im zazdroszcząc. Ja przecież też kiedyś często siadałam w gronie rodziny przy zastawionym stole, spędzając wcześniej pół dnia w kuchni.
Z początku wszyscy jedliśmy w ciszy, przerywanej tylko za sprawą łyżek stukających o talerze. Przy nakładaniu drugiego dania bliźniacy w końcu się ożywili i z niedowierzaniem patrzyłam, jak wygłupiają się, wytrącając sobie wzajemnie jedzenie ze sztućców w obrębie półmiska. Mnie dali nałożyć sobie pierwszej, ale i tak... Jak miałam uwierzyć, że tych dwóch dzieciuchów ma prawie trzydziestkę na karku?! Dobre sobie. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, gdy Bogu ducha winny klopsik wylądował na świeżo ubranej koszulce Billa.
- Kurwa, Tom! Robisz pranie!
- Wal się, prałem w tym tygodniu – odgryzł się natychmiastowo jego brat i natychmiast skorzystał z tego, że tamten stara się ogarnąć nieład jaki powstał w wyniku niespodziewanego lotu klopsika, który zostawił po sobie mnóstwo śladów z sosu.
- No, niieee... - mruknął niezadowolony młodszy Kaulitz, gdy wytarł już wszystko, co mógł serwetką, a potem odkrył, że brat zwinął w międzyczasie coś z jego talerza.
Dzieci, po prostu dzieci! Kręciłam głową z niedowierzaniem i uśmiechem błądzącym na twarzy nad własnym talerzem, obserwując ich spory i chyba zaczynałam rozumieć, co ludzie mieli na myśli, mówiąc o ich „bliźniaczej magii”. W następnej chwili uznałam jednocześnie, że chciałabym jej poznać więcej oraz, że czułam się tam mocno nie na miejscu. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok chłopaka, niemniej jego brat głównie mnie ignorował. Przy Billu zawsze było dobrze, jednak nie wytrzymałabym długo w takiej atmosferze.
- Gdzie ta wariatka z rana? - zapytał, posyłając bratu wymowne spojrzenie znad talerza.
- Mam nadzieję, że w domu. Wsadziłem ją w taksówkę.
- Trzeba było ją chociaż odwieźć.
- A co ja jej facet jestem? Koleś skończył się, zanim jeszcze zdążyliście zniknąć na piętrze – podsumował, na co ja prawie podskoczyłam na swoim krześle.
Bill zaśmiał się i zaraz potem zmierzył mnie znaczącym wzrokiem. Naprawdę NIE POWINIEN robić mi tak, przy swoim bracie. Szczególnie, że po tych dwóch miesiącach czekania, aż znów wyciągnie po mnie ręce, chyba już całkiem przestałam opierać się temu, jak na mnie działał. W końcu nie było żadnego powodu, żeby sobie odmawiać.
- Goście byli niepocieszeni, że zniknęłaś z imprezy – usłyszałam nagle i poczułam, jak żołądek mi zamarza, bo to Tom pierwszy raz odezwał się do mnie normalnie, jakby nigdy nic.
Byłam tak zdezorientowana, że mogłam tylko spojrzeć prosząco na swojego chłopaka, dając mu do zrozumienia, że zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić. To było takie... ratunku.

- Padła po całym dniu na planie, alkoholu i... w ogóle – dodał, przy czym obaj zaczęli się śmiać, jakby opowiedział wyborny żart.
No, kurwa, rzeczywiście! Chciałam zapaść się pod ziemię.
- Zwykle nie wlewam w siebie alkoholu przez całą noc – rzuciłam w końcu złośliwie w kierunku Billa, zauważając, że jego brat patrzy na nas uważnie. - Przynajmniej później nie muszę cierpieć, jak ty wcześniej, cwaniaku.
Przypominając sobie ich nieprzytomne twarze z rana, właściwie mogłabym to powiedzieć do nich obu.
- Haha! No, co ty, Bill, że zbetoniłeś? - wyrwał rozbawiony Tom, jednak w tej samej chwili dostrzegliśmy, że jego bliźniak wcale się nie śmieje i on też spoważniał. - To nie to, prawda? - zapytał, czego zupełnie nie rozumiałam.
Przez długą chwilę wpatrywał się w młodszego Kaulitza, który zawzięcie przestawiał żarcie na talerzu, potem sam zaczął grzebać w swoim, a na koniec odszedł do stołu. Po chwili dało się słyszeć trzask drzwi frontowych. Wyszedł z domu. Zupełnie zdezorientowana utkwiłam pytający wzrok w swoim chłopaku.
- Powiedziałam coś... nie tak? - zapytałam w końcu, nic nie rozumiejąc.
- Nie, Al'y – mruknął, a potem kręcił się, jakby próbował coś jeszcze z siebie wydusić, ale nie mógł się zebrać.
Czułam się naprawdę nieswojo, gdy się tak zachowywał, nie przypominając siebie ani odrobinkę. Myślałam, że może znowu gorzej się poczuł. Mógł struć się alkoholem, ale... żeby aż tak?
- Będziesz jeszcze jadła? - zapytał, podnosząc się do stołu bez patrzenia na mnie. - Muszę ci coś powiedzieć, a... to będzie trudne, bo nie umiem o tym mówić – oznajmił zaraz potem.

poniedziałek, 27 listopada 2017

13. Live Like A Star

Witajcie :)
O ile dobrze pamiętam, ostatni raz wrzucałam coś kilkanaście trylionów lat świetlnych temu, ale chyba pamiętam jeszcze na czym to polega. Tak więc zgodnie z obietnicą, leci kontynuacja LLaS, mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie, co tam się działo ^^. Ja dziś po odświeżeniu sobie pamięci, mam jakąś iskierkę motywacji, której postaram się złapać. Także miłego czytania, a także trzymajcie kciuki :).

Wasza Czekoladka.
Z podziękowaniem za Waszą wiarę we mnie.

Live Like A Star
13.
            Od kilku dni moją głowę zaprzątała Clara. Dziewczyna, którą miałam zagrać. Musiałam być obecna przy tworzeniu jej garderoby i czytając w kółko scenariusz, próbowałam pojąć wizję reżysera w związku z jej zachowaniem. Nawet zdążyłam ją polubić i łapałam się na tym, że uśmiecham się, wyobrażając sobie różne sceny z przyszłego filmu. Moja przyjaciółka nazywała to przejściem w tryb „nawiedzonej”, bo często ot tak wracałam myślami do wyobrażanych sobie wcześniej fragmentów i odpływałam. Tym razem z takiego transu wyrwało mnie jedno imię, które wypowiedziała, a mój mózg natychmiast zameldował, o kim się mówi.
            - Co? Czekaj, co mówiłaś?
            Mina Marity wyrażała wyższy stopień poirytowania.
            - Od jak dawna mnie nie słuchasz?
            - Nie mam pojęcia – odparłam zgodnie z prawdą. - Ale wspomniałaś coś o Billu?
            Kobieta parsknęła jak dzika kotka.
            - Serio dotarło do ciebie TYLKO TO?! - wściekła się, na co poczułam żywy ogień pod żebrami. - Nieważne. Tak. Nie. Właściwie pytałam, co u niego.
            - Myślę, że w porządku.
            - Myślisz? Więc nie pytałaś, czy coś...?
            - Rozmawiamy kilka razy dziennie. Opowiadamy sobie o wszystkim i... Nie wiem, Marita, no! Jedyną rzecz, której mogę być pewna, gdy jest tak daleko to, że chyba nieźle się bawi, czasami jest pijany i opowiada mi takie idiotyzmy z posiedzeń z chłopakami, że umieram ze śmiechu. Ale wydaje mi się, że on jest za dobry w tworzeniu pozorów, żebym mogła być czegokolwiek pewna.
            - Aha, zaczynasz świrować – podsumowała, odsuwając od siebie pustą filiżankę.
            - To chyba już lepiej jak myślę o filmie, nie? - mruknęłam, zastanawiając się nad jakimś ciastkiem z kremem. - Coraz bardziej dłuży mi się czas.
            - Zachowujesz się jak zakochana nastolatka. Niemal sama czuję, jak za nim tęsknisz.
            - A może to jednak ty za kimś tęsknisz? - odcięłam się, za co agentka posłała mi ostre spojrzenie.
            - Właśnie skończyłyśmy ten temat.

            W połowie drugiego miesiąca zaczęło się całe zamieszanie z rozpoczęciem zdjęć. Znałam już większość członków załogi, szybko odnaleźliśmy wspólny rytm ostatnich przygotowań, a potem pierwszych scen. Spędzałam tam większość dnia, śniadania jedząc rano z Maritą, a obiad na miejscu, żeby późnym wieczorem opychać się przed komputerem tym, co akurat wpadnie mi w ręce podczas rozmowy z Billem. Chyba tylko to, że byłam zwykle wykończona pozwalało mi ignorować fakt, że chłopak nie był już tak rozgadany jak zawsze. Często powtarzał, że tęskni i chce już do domu. Żadnego entuzjazmu z koncertów i innych atrakcji. Aż nadszedł czas, że odliczałam ostatnie dni do jego powrotu.

            - Jesteśmy w drodze do domu! - oznajmił mi radośnie, aż poczułam gwałtowny wywrót w żołądku. - Właśnie jedziemy na lotnisko. Jutro będę w domu.
            Tak cholernie się cieszyłam, że nie wiedziałam, co mu powiedzieć, uśmiechałam się tylko jak idiotka.
            - Hej? Al'y?
            - To ulga, w końcu to usłyszeć. I w końcu się śmiejesz. Wszystko w porządku u ciebie? - odważyłam się zapytać wprost, chociaż kpiłam z siebie w duchu, że robiłam to dopiero teraz, gdy jedną nogą był już z powrotem.
            Przez chwilę po drugiej stronie brzmiała cisza. Nie było to bynajmniej pocieszające.
            - Coś się stało? - spróbowałam raz jeszcze.
            - Nie, Mała. Jestem zmordowany tą trasą. Marzę o tym, żeby przez dłuższy czas tkwić w jednym miejscu – oznajmił, na co westchnęłam cicho.
            Czekała go jeszcze trasa po Stanach.
            - Po wszystkim odpoczniesz. Ja też jestem teraz zarobiona. Wiesz już, o której będziesz? Zwykle kończę późno – przyznałam niechętnie.
            - Więc przyjadę po ciebie, co ty na to? Chętnie schowam się w twoim przytulnym mieszkanku.
            Boże, tak bardzo nie mogłam się doczekać.
            - Cudowny plan.

***

            Po tym, jak dwa razy odwołałem sesję z psychologiem, cień brata zawisnął nade mną, jak kat. Do powrotu było już bliżej niż dalej i o tym tylko starałem się myśleć, ale on nie dawał mi spokoju. Wreszcie sam czekałem, aż przyjdzie ot pozawracać mi głowę.
            - Czy ten kretyn nasyła cię, żebyś mnie dręczył?
            - Kto? - mruknął, opierając się niedbale o futrynę drzwi.
            - Psycholog.
            - Wiem tylko, że przestałeś z nim gadać.
            - Na pewno.
            - Nie nasyła mnie. Męczy mnie coś, co mi się przypomniało. Obserwowałem cię ostatnio i mam wrażenie, że o czymś mi nie mówisz.
            Cudownie.
            - Co on ci nagadał? - zapytałem, mrużąc oczy.
            - Nic – upierał się przy swoim. - Bill, czy ty jesteś na coś chory, a ja o tym nie wiem? - zapytał mimo to, zupełnie mnie tym zaskakując.
            - To ci powiedział? Że jestem chory?
            - Nic mi nie powiedział! - warknął na mnie. - Zapytał tylko, czy przypominam sobie, żeby kiedyś działo się z tobą coś dziwnego pod wpływem stresu. I wtedy przypomniał mi się tamten koncert... - urwał, a ja zdałem sobie sprawę, że gapię się na niego wielkimi oczyma i drżą mi dłonie.
            Natychmiast oderwałem od niego wzrok i skupiłem się na oddechu. Uspokajałem się myślą, że tylko ten jeden raz dałem się przyłapać.
            - Kurwa, Tom! Spanikowałem raz w życiu, a ty planujesz mi to wypominać do końca życia?!
            - Pierwszy raz o tym rozmawiamy – odpowiedział spokojnie, nie dając się zakrzyczeć.
            - Widocznie nie było potrzeby. Zagrałem ten koncert, nic się nie stało, a on wyciąga igły z widły.
            - Właśnie. Ostatnio przed koncertem nawet nie słyszałeś, że technik cię wołał, bo układałeś coś na stole – powiedział, na co mina nieco mi zrzedła.
            Mój brat lubił obserwować.
            - To też powiedziałeś psychologowi?
            - Tak, a on wyjaśnił mi, że to ataki paniki. Gadał jakieś pierdoły o sposobach utrzymania równowagi. A przy okazji, że to się leczy.
            - Więc jednak powiedział ci, że jestem chory – przewróciłem oczyma. - Pieprzy od rzeczy. To się zdarzyło raz.
            Tom pokręcił głową z niezadowoleniem i wszedł do mojego pokoju w apartamencie, po czym zamknął za sobą drzwi. Georga i Gustava nie było, więc uznałem to za zupełnie zbędny gest, choć pewnie też bym tak zrobił, chcąc dać komuś do zrozumienia, że to poważna sprawa.
            - Nie o wszystkim mu powiedziałem, Bill. W nocy po koncercie, przed którym układałeś sobie te rzeczy na stole, słyszałem hałasy z twojego pokoju. Kiedy do ciebie wszedłem, krzyczałeś w poduszkę i dyszałeś jak szalony. Prawie tak jak wtedy – powiedział, przełykając nerwowo ślinę. - Sądziłem, że to pamiętasz, chociaż wyszedłem, gdy zasnąłeś.
            Wpatrywałem się w swoje dłonie, które drżały, chociaż splotłem ze sobą ich palce. Było mi duszno, ale oddychałem równo. Mrugałem gwałtowanie powiekami, próbując przypomnieć sobie to, o czym mówi, ale do głowy przychodziło mi jedynie, że podczas tamtego razu, gdy widział mój atak też miałem następny w nocy. Ale ja panowałem już nad nimi, więc to było niemożliwe. Mgliście przypominałem sobie wrażenie złego snu lecz nic ponadto.
            - Nie pamiętam tego – odparłem cicho. - To nie miało prawa się wydarzyć. Panuję nad tym. Przysięgam ci.
            - Więc jednak coś ci jest. Od dawna?
            - Od zawsze!
            - Nie pierdol, zauważyłbym! - wrzasnął na mnie, po chwili dopiero ogarniając złość.
            Odwrócił ode mnie zmieszany wzrok. Tom panujący nad gniewem? Niemożliwe.
            - W dzieciństwie zdarzyło mi się kilka razy. To nie tak, że jestem chodzącą bombą.
            Na pewno?
            - Dlaczego nic nie powiedziałeś?
            - Bo miałem wszystko pod kontrolą – odparłem, a to ostatnie słowo aż mnie zabolało.
            - Tamtej nocy, gdy skamlałeś, że się dusisz, też? - zapytał cicho.
            - Tom, daj mi już spokój. Nie mogę się teraz denerwować. Skoro już wiesz, pozwól mi ukończyć tę trasę i dojść do siebie.
            - Ale co się dzieje? Co znowu cię tak wyprowadza z równowagi?
            - Zaczynasz ze mną rozmawiać jak ten psycholog. PRZESTAŃ. Muszę się położyć.
            - Bill...
            - Mamy dzisiaj koncert!
            - Porozmawiaj z nim! On ci może pomóc!
            - Nie chcę! Chcę wrócić do Stanów, spotkać się z Alicią i wszystko wróci do normy! - oznajmiłem pewnie, chcąc zakończyć wreszcie ten temat.
            - Więc tylko o nią chodzi, tak? Tak okropnie tęsknisz, czy boisz się, że już znalazła sobie innego amanta? - wyrzucił z siebie tak jadowicie, że poczułem palącą wściekłość.
            - Zamknij się! Skończ wreszcie ją obrażać! Tak bardzo cię boli, że ja przynajmniej jestem jeszcze w stanie kochać?!
            Po wykrzyczeniu tych słów w twarz brata, zaczęło mi się robić słabo na widok jego zgaszonego wzroku. W jednej chwili stracił rezon. Zupełnie, jakbym przywalił mu czymś ciężkim w ten pusty łeb, a to przecież były słowa. Przecież doskonale wiedziałem, że on potrafi kochać, więc dlaczego powiedziałem mu coś takiego, zdając sobie sprawę z jego pieprzonej depresji?
            Po prostu wyszedł.
            Dlatego pozostała część trasy była koszmarem. Budziłem się w środku nocy z szeroko otwartymi oczyma i bałem się, że zaraz znów zacznę się dusić. Nadchodził ranek, przypominałem straszydło z mokradeł, a musiałem szykować się na następny koncert. Po tym wszystkim, gdy przekroczyłem próg samolotu poczułem niesamowitą ulgę. Podróż ciągnęła się w nieskończoność, a ja robiłem wszystko, żeby przespać jak największą jej część. Tym bardziej byłem zdezorientowany, gdy po ostatnim milczeniu, bliźniak zwrócił się w moim kierunku, gdy kierowaliśmy się z bagażami do busa, który miał już na nas czekać.
            - Pojedziesz ze mną na zakupy? Umówiliśmy się z ekipą, że świętujemy u nas zakończenie trasy. Wreszcie trochę słodkiego lenistwa.
            Wciąż jeszcze nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje, spojrzałem na zegarek.
            - Na zakupy mogę jechać.
            - Jak to? Musisz być na imprezie – znikąd pojawił się Georg.
            - Jestem umówimy od dwóch dni, a czekam na to od dwóch miesięcy. Nic z tego – odparłem, mimo to uśmiechając się od ucha do ucha.
            - Uuu... Czyli nie wrócisz na noc? Mogę skorzystać z twojej sypialni? - podchwycił basista, za co zdzieliłem mu łokciem.
            - Nie waż się. Mamy od tego pokoje gościnne – oznajmiłem, dostrzegając tym razem wyjątkowo niezadowolony wzrok brata.
            Oczywiście wystarczyło nawiązać do Alicii, żeby znowu zaczął się wściekać.
            - No, weź, Bill. Wszyscy będą, możesz pojechać do niej trochę później albo niech ona dołączy – zaproponował, na co o mało nie zadławiłem się powietrzem.
            Stanąłem jak wryty i gapiłem się na niego, jak na przybysza z innej galaktyki. Nie byłem w stanie tak po prostu przyjąć do wiadomości, że ją zaprosił. Tom. Alicię. Nie. To niemożliwe.
            - Halo, ziemia do Billa. Impreza. Przyprowadź ją,skoro koniecznie musicie się spotkać.
            Nie powinienem.
            - Nie wiem, czy to dobry pomysł.
            - Pewnie, że dobry. Nie martw się, będziemy mili – zapewnił mnie Georg.
            Byłem przekonany, że nie powinienem się na to godzić, jednak myśl, że jeśli Tom będzie się zachowywał jak człowiek, może Alicia również trochę mu odpuści i wreszcie zrobi się w miarę normalnie, nie chciała dać mi spokoju. Uciąłem rozmowę krótkim „zobaczymy”, ale to wystarczyło, żeby każdy z nich uznał po prostu, że się zgodziłem. Po powrocie skoczyłem na zakupy, zarzekając się jednak, że wypiję z nimi dopiero, gdy przywiozę ze sobą dziewczynę, chociaż wciąż pozostawała kwestia tego, czy zgodzi się dołączyć.

***

            Reżyser skwitował tego popołudnia, że od samego rana jestem bezużyteczna. Chyba zrobiłam wielkie oczy na jego słowa, ale nic nie mogłam poradzić na to, że ciężko było mi się skupić i niektóre sceny powtarzaliśmy tyle razy, że już nawet nie chciało mi się o tym myśleć. Rzecz jasna padło pytanie, co się ze mną dzieje.
            - Jak to co? - wtrąciła się jedna z młodszych dziewczyn na planie, która grała jedną z moich dwóch sióstr. - Wszyscy wiedzą, że chłopakom z Tokio Hotel skończyła się trasa. Odpowiedź sama się nasuwa – stwierdziła, posyłając mi rozbawiony, przyjazny uśmiech.
            Bycie tak oczywistą okazywało się dla mnie zbawienne. Reżyser przewrócił oczyma, odszedł na chwilę, żeby zagadać z technikami, a potem spojrzał na mnie wymownie.
            - Przebież się. Nagramy jeszcze jedną scenę i kończysz na dziś. Możesz przekazać pozdrowienia Billowi – rzucił jeszcze i dotarło do mnie, że on również się ze mnie nabija.
            Ale byłam tak uradowana, że grzecznie to zignorowałam.
            - Pan go zna?
            - Tak, kilka razy mieliśmy okazję rozmawiać. Miły z niego chłopak. Razem z Tomem, jak już się rozkręcą, powiem ci, nie widziałem drugich tak zgranych bliźniaków. Chciałbym, żeby zagrali kiedyś w moim filmie, ale koniecznie obaj, jednak dotąd raczej wymigują się od rozmów na ten temat – stwierdził, widocznie niepocieszony. - Dobra. Potrzebujemy dziś jeszcze jedną scenę przed domem. Matt, zawołaj wszystkich, nagramy to raz dwa!
            Napisałam wiadomość do Billa, dołączając do tego pozdrowienia i wlepiłam wzrok w scenariusz, starałam się rozumieć, co czytam, ale nie było to łatwe. Oczywiście słowa reżysera były bardzo miłe, gdyby nie to, że ja nie miałam okazji poznać tej „bliźniaczej magii”, która podobno otaczała Kaulitzów i w jakiś sposób zazdrościłam coraz bardziej każdemu, kto miał okazję się z nią zetknąć. Wydawało mi się, że miną całe wieki zanim ja i Tom dojdziemy do porozumienia.
            Ostatnie nagranie na dziś poszłoby całkiem nieźle, gdyby reżyser koniecznie nie próbował czegoś zmieniać. I jak na złość pod koniec daleko na tyłach pomieszczenia dojrzałam przypadkiem JEGO sylwetkę. W chwili, gdy wreszcie usłyszałam, że mogę uciekać, dosłownie ruszyłam biegiem w stronę Kaulitza, ignorując wszystkie zdziwione spojrzenia i natychmiast uwiesiłam mu się na szyi. Z zadowoleniem przyjęłam falę dreszczy, gdy tylko poczułam jego ciepło i pieprzone łzy zebrały mi się pod powiekami. A to naprawdę były tylko dwa głupie miesiące. Zamrugałam, żeby się ogarnąć i wzięłam głęboki oddech.
            - Nie było cię całą wieczność – stwierdziłam z wyrzutem.
            - To prawda.
            - Przebiorę się i możemy jechać – rzuciłam, na co on wypuścił mnie niechętnie z ramion i skinął głową.
            Po chwili więc miotałam się po swojej garderobie, żeby jak najprędzej się ogarnąć. Nie zmywałam nawet makijażu, tylko po przebraniu się zabrałam swoje rzeczy i od razu żegnając się ze wszystkimi, ruszyłam do Kaulitza, czekającego na mnie w tym samym miejscu, gdzie go chwilę wcześniej zostawiłam. Przyspieszony rytm serca sprawiał, że uśmiechałam się pod nosem.
            - Gotowa – oznajmiłam, dając się objąć w pasie, gdy skierowaliśmy się korytarzem do wyjścia.
            Bill nie byłby sobą, gdyby gdzieś po drodze nie przyparł mnie do ściany, zaczynając gorąco całować. Niesamowicie mi tego brakowało. Jak łatwo przywyknąć do czyjejś bliskości...?
            - Al'y – odezwał się, gdy oderwał się ode mnie, najwyraźniej wreszcie zadowolony – u mnie w domu jest dziś mała impreza na zakończenie trasy i oboje jesteśmy zaproszeni – poinformował mnie spokojnie, mnie jednak wciąż wydawało się oczywiste, że to zły pomysł przychodzić do niego do domu, więc patrzyłam na niego pytająco. - Tom stwierdził, że mógłbym cię do nas ściągnąć, skoro jesteśmy umówieni. Co ty na to?
            - Tom? Cały czas mówimy o twoim bracie Tomie? - upewniłam się, nie dowierzając w to, co słyszę.
            - Mnie też zaskoczył. Wiesz, cały czas jest w kontakcie z psychologiem – podsunął mi, na co uniosłam wyżej brew.
            Niby jak mam w to uwierzyć?
            - Więc jak? Pojedziemy sprawdzić, co z tego wyjdzie? - zapytał, najwyraźniej będąc dobrej myśli w zupełnym przeciwieństwie do mnie.
            - Okay, ale w razie czego będzie na ciebie. Nie zamierzam się wychylać – oznajmiłam ostrożnie, on jednak odsunął mnie tylko od siebie i zlustrował od stóp po czubek głowy z zadowoleniem, jakby sprawdzał, czy jestem odpowiednio ubrana.
            - W takim razie jedziemy.
            W tamtej chwili byłam uszczęśliwiona jego powrotem i chyba nie potrafiłam tak bardzo przejąć się tym, że chłopak prowadzi mnie prosto do paszczy lwa. Okazało się, że na miejscu było naprawdę sporo osób, kilka par, najwidoczniej wszyscy najbliżsi współpracownicy z trasy i oczywiście gdzieś tam kręcił się drugi Kaulitz. Bill przedstawiał mnie wszystkim po kolei i prawie puknęłam się w czoło, zdając sobie sprawę, że powinnam była zabrać tu ze sobą Maritę. Może mniej bym się denerwowała, a poza tym był tam Jost i moja przyjaciółka mogłaby uznać to za dobry uczynek, ale była już zupa po obiedzie. Tom w pewnym momencie wrócił z tarasu i od razu skierował się w naszą stronę. Stałam akurat gdzieś pomiędzy zakleszczonymi ramionami chłopaka, popijając drinka. Rozmawialiśmy z kilkorgiem osób, gdy on tak po prostu przyszedł się przywitać. Podał mi rękę, kiwnął na brata i jakby nigdy nic poszedł dalej.
            - O, matko, jak upiór – skwitował go Gustav, a wszyscy jedynie uśmiechnęli się rozbawieni.
            Odważyłam się zadać sobie pytanie, czy teraz jestem skora uwierzyć, że coś się zmieniło przez ten czas, gdy nie widziałam go na oczy. Spięłam się nieco, jednak Bill nieświadomie sprawił, że zapomniałam o tym, gdy bezczelnie oparł brodę na mojej głowie.
            - Kaulitz, opanuj się – mruknęłam, odganiając go ku uciesze towarzystwa.

            Jadąc tu, myślałam tylko o tym, że będę przez cały czas z Billem, ale nawet nie spodziewałam się, że mogłabym się naprawdę dobrze bawić. Poznałam całą masę ludzi i nasłuchałam się najdziwniejszych opowieści ze skrypty, a przy tym wszystkim w pobliżu wciąż kręcił się Tom. Raczej rzadko zatrzymywał się przy nas, ale wciąż nie próbował robić problemów. Rozluźniłam się na tyle, że pozwoliłam sobie więcej wypić, mając na uwadze, że chłopak i tak nie wypuszczał mnie z objęcia choćby jedną ręką. Przez większą część imprezy byliśmy do siebie przyklejeni i niemal nierozłączni.
            W pewnym momencie Bill wyciągnął mnie na korytarz do kuchni. Tam szeptaliśmy do siebie, śmiejąc się jak zwykle i przedrzeźniając. Oboje byliśmy już nieco pijani, ale ostatecznie byłam zadowolona, że mnie tu przywiózł. Miał na sobie koszulkę bez rękawów, która odsłaniała całe jego boki i dosłownie świerzbiły mnie ręce, obecnie błądzące  po jego plecach pod koszulką. Kiedy podrapałam go wzdłuż kręgosłupa, zamruczał cicho i nachylił się, żeby mnie pocałować.
            - Al'y, nie mam w zwyczaju wykorzystywać pijanych kobiet... – stwierdził wymownie, gdy przylgnęłam do niego ciasno.
            - Nie jestem aż tak pijana – zaprotestowałam, a on się roześmiał i pewnie ciągnęlibyśmy tak dalej, gdybym nie dojrzała za jego plecami Toma, stojącego na schodach.
            Nie słyszałam kroków, więc nawet nie wiedziałam jak długo już tam był. Widząc moją reakcję, Bill obejrzał się do razu w jego stronę.
            - Co tu robisz? - zapytał zaskoczony.
            - Patrzę, jak się obściskujecie. Można było sobie znaleźć lepsze miejsce – zasugerował mu i zaraz potem podszedł do drzwi, jakby wiedział, że w następnej chwili zabrzmi dzwonek.
            Do środka weszły trzy dziewczyny, na co uniosłam tylko wyżej brew, ale doszłam do wniosku, że chyba nie powinnam się dziwić. W końcu niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, a jeśli chciałam pokoju, chociaż sama nie byłam pewna, czy moja duma to przetrwa, nie wypadało rzucać kąśliwych komentarzy. Szczególnie pod wpływem procentów.
            - Chyba jednak wygrałaś – stwierdził Bill, gdy jego bliźniak zapraszał nowych gości do salonu. - Zostawimy ich wszystkich i pójdziemy do mnie – zarządził, a moje ciało w jednej chwili przypomniało mi, jak długo ten człowiek mnie nie dotykał.
            I nawet nie próbowałam protestować, gdy za plecami swojego bliźniaka pociągnął mnie na schody. Na piętrze była jego sypialnia, czego spodziewałam się, znając położenie tej drugiej, do której nie zamierzałam się już nigdy w życiu zbliżać. Minęliśmy ją i skręciliśmy w prawo. Nim mój otumaniony mózg zdążył zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje, zostałam wciągnięta do pomieszczenia i usłyszałam zamykanie drzwi, zbierając się z Kaulitza, na którego wpadłam.
            - Jesteś przekonana, że nie jesteś pijana? - zapytał kpiąco, na co prychnęłam cicho i uwiesiłam mu się na szyi, opierając się o jego ciało.
            - Przestań już – mruknęłam, przesuwając nosem materiał jego koszulki tak, że odsłoniłam pół jego torsu i nim zdążył zareagować, przyssałam się do najwrażliwszego odsłoniętego punktu i w jednej chwili usłyszałam, jak wciąga ze świstem powietrze.
            Bill skapitulował. Podniósł mnie i w następnej chwili leżeliśmy już na łóżku, całując się chaotycznie i pozbywając się nieco niezgrabnie ubrań, przeplatając to jeszcze śmiechem, gdy chłopak na moment stracił równowagę i prawie na mnie upadł, a ja chwilę potem kopnęłam go w piszczel, zrzucając szpilki. Chichraliśmy się jak dwa czubki, jednocześnie niecierpliwie pieszcząc się wzajemnie. Dopiero po jakimś czasie pożądanie przejęło nad nami zupełnie kontrolę, chociaż w oczach chłopaka niezmiennie igrało rozbawienie, gdy zsunął się w dół, rozsuwając szeroko moje uda, aż poczułam, że cała płonę pod jego spojrzeniem...

            Pamiętam, że po pierwszym razie Kaulitz przytargał skądś wino, które tylko jeszcze bardziej nas rozpaliło, a gdy znów się do siebie dopadliśmy, wyduszając z siebie resztki sił i kilka innych rzeczy, dopiero poczułam, jak bardzo jest późno, jak jestem zmęczona i pijana. Włożyłam na siebie koszulkę Billa (jakby miała ona cokolwiek zasłonić, mając dwie wielkie dziury po obu stronach...), po czym wtuliłam się w przysypiającego już chłopaka.
            - Kocham cię – wymruczałam, szukając jeszcze wygodnego miejsca na ułożenie na nim głowy.
            Zauważyłam wtedy, że jego oczy otworzyły się szerzej i dojrzałam jeden z najcudowniejszych uśmiechów, w jakie układały się jego seksowne usta.
            - Ja ciebie też, Al'y. Następnym razem zarządzę przerwę w trasie. Albo pojedziesz ze mną. Coś wymyślę, obiecuję – wymruczał, co dodatkowo zrobiło dobrze mojemu upojonemu umysłowi.
            Poddałam się więc znużeniu bez wyrzutów sumienia, chłonąc gorąc jego ciała i cichy szelest oddechu. Zapanował spokój. Wreszcie.

            Obudziło mnie słońce, bezczelnie świecące mi po oczach przez niezasłonięte okna. Zamlaskałam niezadowolona z suchoty w ustach, ale jak na złość nie chciała się w nich pojawić ani odrobina śliny. Odwróciłam się od okna, mrugając powiekami. Gdy zdałam sobie sprawę, że nie jestem u siebie, przypomniała mi się impreza u Kaulitzów. Leżałam w łóżku Billa, ale jego w nim nie było i ogólnie w domu panowała cisza. Przynajmniej jeszcze przez kilka sekund, zanim usłyszałam dzikie krzyki z dołu. Syknęłam cicho, gdy ten dźwięk przyprawił mnie o ból głowy i podniosłam się z łóżka w poszukiwaniu ubrań. Byłam nieco zaskoczona, gdy znalazłam je poskładane na komodzie. Włożyłam na siebie szybko bieliznę i starając się jakoś rozłożyć materiał koszulki chłopaka, żeby zasłonić sobie uda i tyłek, ruszyłam na dół.
            Zastygłam w bezruchu kilka schodów za półpiętrem, wpatrując się z niedowierzaniem w dziewczynę, która wisiała dosłownie na Billu, stojącym w spodniach i krzywo zapiętej na trzy guziki, zupełnie wymiętolonej koszuli. Jego brat śmiejąc się beztrosko, podtrzymywał ją, żeby nie runęła na podłogę. Ale mój wzrok nie odrywał się od ubrudzonego szminką kołnierzyka, a co gorsza szyi Billa. Przeszły mnie dreszcze, zanim jeszcze zorientowali się o mojej obecności. W tej samej chwili młodszy z braci otworzył szerzej oczy, a starszy jakby nigdy nic puścił dziewczynę, pozwalając, by ta przylgnęła zupełnie do Billa.

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.