wtorek, 27 września 2016

[.9.] Live like a star

Witajcie! ^^
Dziś następna część :). Jakoś ciągnę dalej (na szczęście większość już zaplanowałam), ale moja wena stanowczo przestała mnie rozpieszczać. Stres zabija wenę. Mam ostatnie dwa tygodnie wolności, po których mój czas wolny właściwie przestanie istnieć i zastanawiam się, co zrobić, żeby jeszcze na trochę choć do mnie wróciła. Help?
W każdym razie zapraszam! Smacznego! Liczę na Wasze opinie! ;)



Wasza Czokoladka ;)


Live Like A Star
9.
Przez resztę dnia chodziłam naburmuszona. Ogarnęłam nieco swoje mieszkanie, wyskoczyłam na zakupy i starałam się nie myśleć. Dobre sobie. Co chwilę miałam w ręku telefon i znajdowałam kolejne fotografie z Kaulitzem, przy czym za każdym razem robiło mi się gorąco. Dwa miesiące to przecież nie tak długo, a jednak nie potrafiłam sobie wyobrazić, co będzie się działo przez ten czas. Skoro w ciągu tak niedługiego czasu był w stanie owinąć mnie sobie wokół małego palca, to co ja ze sobą zrobię? Zresztą nie było co się oszukiwać, czekałyby nas często podobne rozstania. Albo ze względu na jego pracę, albo na moją. Czy naprawdę nie da się tego jakoś pogodzić? - zastanawiałam się, nieprzytomnie otwierając drzwi swojego mieszkania.
Kolejnego ranka obudziłam się z wyrzutami sumienia. Jak mogłam być zła na Billa o to, że spełnia swoje marzenia tak, jak ja? To wymaga poświęceń, wiedziałam o tym, aż za dobrze, przez tyle lat przywiązana do wygodnej obecności Criega, który najpewniej wciąż zdradzał mnie na boku, więc nigdy nie robił problemów. W tamtej chwili myślałam o tym ot tak po prostu, a jedyną emocją jaka mi towarzyszyła, było zaskoczenie, że nic mnie to nie rusza. Tak jakby w tamtej chwili, gdy Kaulitz powiedział, że nie muszę mu opowiadać takich rzeczy, one zupełnie straciły znaczenie również dla mnie. Nie rozumiałam, co jest ze mną nie tak, że przytakiwałam biernie na każde jego słowo. No i jeszcze musiałam być tak okrutna dla Marity, która była odważna zawsze, tylko nie wtedy, gdy chodziło o nią samą. A ja na nią tak naskoczyłam. Spróbowałam sobie przypomnieć Josta, ale wtedy w knajpie byłam zbyt zaabsorbowana obecnością Billa i niezbyt mu się przyjrzałam. Chwila, czy Marita nie mówiła wtedy, że w porządku z niego facet? - jakaś iskra wspomnienia rozjaśniła trochę moje myśli. Ile on w ogóle na lat?
Postanowiłam, że pierwszą rzeczą, jaką dziś zrobię, będzie udanie się do jej biura, gdzie zapewne ukrywa się przed całym światem. Chciałam ją przeprosić. Jak dobrze pójdzie, może uda mi się dowiedzieć czegoś więcej. A może powinnam porozmawiać z Billem? - przyszło mi do głowy i jak na zawołanie rozdzwonił się mój telefon.
- Halo?
- Z jakiegoś powodu sądziłem, że cię obudzę – stwierdził na powitanie, a ja zerknęłam na zegarek.
- W każdy normalny dzień, ale na dziś – odparłam z westchnięciem
I co z tego, że analizowałam na każdym kroku swoje wątpliwości, skoro nie potrafiłam zignorować jednego głupiego połączenia?
- Coś się stało?
- Tak. Trochę wczoraj... wyprowadziłam Maritę z równowagi i muszę z nią pogadać przed wywiadem.
- A już myślałem, że zjemy razem śniadanie przed moim... – odparł i na moment zapadła między nami krótka cisza, jakby jakaś zapadka jednocześnie odblokowała nam się w mózgach.
- O której masz ten wywiad? - zapytaliśmy jednocześnie i oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Półtora godziny, kierowca ma mnie zawieźć na miejsce – odpowiedziałam pierwsza.
- W takim razie czuję, że tak czy siak się zobaczymy – stwierdził, a mnie coś gorącego rozpłynęło się w żołądku.
Byłam gotowa tam pójść i przyznać, że MOŻE jest ktoś, kto ostatnio wpadł mi w oko, a przy tym nie komentować ani jednej fotki z Kaulitzem, ale pomysł skonfrontowania nas, by poznać prawdę, w tym momencie mnie przerażał. Nie byłam gotowa na coś takiego, w żadnym wypadku! Lubiłam gościa, chyba bardziej niż tylko trochę, ale nie czułam się na siłach oznajmiać tego oficjalnie całemu światu, szczególnie że sami nic sobie przecież nie obiecywaliśmy, prawda? Nie padły też bezpośrednie wyznania... No, może trochę z jego strony. Cholera. Naprawdę byłam okropna. Miałam ochotę w tamtej chwili ze wszystkiego się wycofać i wcale nie chodziło o wywiad. Rzecz w tym, że tego, co między nami zaszło nie dało się już cofnąć. Wzięłam głęboki oddech, żeby się ogarnąć, bo Bill do mnie mówił, chociaż ja go nie słuchałam.
- ...będzie wygodniej. Po prostu udaj zaskoczoną, gdy mnie zobaczysz – dotarło do mnie i zagryzłam tylko wargę, zdając sobie sprawę, że nie bardzo chcę się mu przyznać, iż nie wiem, o co chodzi.
Wtedy jednak przypomniało mi się, o czym wcześniej chciałam z nim rozmawiać.
- Mam pytanie – uprzedziłam, żeby wiedział, że zmieniam temat. - Jak dobrze znasz Josta?
- Hm? - zdziwił się, a potem najwyraźniej zastanawiał przez chwilę. - Dobrze. Odkąd uznał, że jestem już dorosły i mieliśmy okazję wspólnie się upić... Całkiem nieźle – stwierdził z rozbawieniem. - Tylko dlaczego interesuje cię Jost?
- Nie do końca mnie. A tak właściwie to przypuszczam, że moja agentka i twój menadżer mają zajebistą wymówkę w naszej postaci, żeby do siedzie wydzwaniać i tak dalej – mruknęłam, wymachując wolną ręką, jakby mógł to zobaczyć.
W międzyczasie zerknęłam na zegarek, uznając, że powinnam się pospieszyć, jeśli chciałam zdążyć spotkać się z przyjaciółką i wrócić, zanim przyjedzie po mnie kierowca. Ach, no i Bill prawie się czymś zakrztusił na moją nowinę.
- Słucham? David? Żartujesz sobie? Wiesz, to raczej typ człowieka, kochającego głównie papierową robotę i zimną pizzę, ewentualnie jeszcze uprzykrzać ludziom życie. Wybacz, ale nie wyobrażam sobie tego – zanegował moje podejrzenia, na co ja prychnęłam głośno.
Chyba nie powinnam być zdziwiona, że tak zareagował, skoro traktuje tego mężczyznę jako „zapasowego” ojca, ale mimo wszystko wiedziałam swoje.
- Jeszcze się przekonasz i będziesz mógł wtedy złożyć pokłon mojej kobiecej intuicji.
- Skoro taka jesteś pewna, sprawdzę to od razu. Poczekaj – oznajmił, jakby nigdy nic, a mi się przypomniało, że miałam wychodzić z domu.
Pokręciłam nad sobą głową z niedowierzaniem, zabrałam torebkę i klucze, po czym wypadłam z mieszkania, kierując się na parkin po swój samochód. W tym czasie słyszałam, że Bill się gdzieś przemieszcza. Zaskrzypiały drzwi i powietrze przestało mi trzeszczeć w głośniku, więc najwyraźniej się zatrzymał.
- Cześć, David. Zajęty?
- Trochę, co jest? Macie niedługo wywiad.
Słysząc „macie”, coś przewróciło mi się w żołądku, gdy przypadkiem zostałam uświadomiona, że na domiar złego będą tam obaj bliźniacy. Teraz to już na pewno musiałam jak najprędzej zobaczyć się ze swoją agentką! Potem znów usłyszałam głos Billa.
- Widziałeś może dziś Maritę? - zapytał, a ja zastygłam z kluczykiem w stacyjce.
Jak ja cholernie żałowałam, że nie mogłam tam być, żeby zobaczyć minę jego menadżera! Właściwie to dobrze mu tak! Zdążył mnie już wpakować w ten ich teledysk, podczas którego prawie... Zresztą.
- M-Maritę? Nie, dlaczego pytasz?
- A tak... Al'y wspominała, że nie może się do niej dodzwonić. A ty widywałeś ją ostatnio, więc pomyślałem, że możesz coś wiedzieć – ciągnął dalej, a mnie szczęka opadła z wrażenia.
A to szczwany lis! O, matko! Bill był mistrzem manipulacji, prawda? Więc to nie tak, że tylko mi robił sieczkę z głowy, on już po prostu taki był. Jednak widać menadżer znał go dłużej i lepiej niż ja wiedział, jak sobie z nim radzić.
- Kaulitz, od tamtej rozmowy o teledysku przy śniadaniu, widziałem cię raz i byłeś tak nieprzytomny, że nie mogłem z tobą rozmawiać. Więc skąd te teksty?
- Nieważne, wszystko już wiem – odparł z pewnością w głosie i zaraz potem usłyszałam, jak zamyka za sobą drzwi.
- Bill, do cholery, wracaj tu! - usłyszałam jeszcze nieco niewyraźnie wołanie Josta.
- Muszę lecieć na wywiad! - odkrzyknął mu i zaśmiał się cicho.
Jeśli Marita twierdzi, że JA jestem okrutna, to chyba musiałaby zobaczyć, jak Bill postępuje z biednym Davidem. Naprawdę aż zrobiło mi się gościa żal.
- Cholera, jednak miałaś rację – zwrócił się w końcu do mnie.
- Widzisz? - mruknęłam, zerkając z niezdecydowaniem na wnętrze samochodu.
Przez tę chwilę zastanowiłam się, czy naprawdę chcę teraz jechać do przyjaciółki i zawracać głowę. W końcu należało się jej trochę spokoju, a po akcji Billa na pewno dostanie pilny telefon. Wyciągnęłam kluczyk ze stacyjki, rezygnując z odwiedzin. Podjęłam decyzję, że wracam do mieszkania, zmienię jednak strój i będę czekała na kierowcę. No i przypomniało mi się, że czysto teoretycznie jest ktoś, komu mogę się wyżalić ze swoich obaw.
- Tom też będzie na tym wywiadzie, prawda? - zapytałam ostrożnie.
- Zaprosili cały zespół, ale to oczywiste, że chodzi im o nas. Nie wyprzemy się przecież przy tak oczywistych zdjęciach i tych debilach, którzy pewnie będą się do siebie cieszyć – stwierdził, a ja ze zdziwieniem wyczułam złość w jego głosie, zastanawiając się czy mówi o Gustavie i Georgu. - Ale nie przejmuj się, ja się tym zajmę...
- Bill, zapominasz, że to również mój wywiad, nie możesz się tym za mnie zająć.
- Mogę. Poradzę sobie z nimi, więc...
- Ale ja nie chcę – przerwałam mu znowu, zniecierpliwiona. - Dlaczego ciągle wszystko chcesz załatwiać sam i wszystko robić po swojemu? Boże, to takie irytujące! - wyrzuciłam z siebie i w następnej chwili, zasłoniłam sobie usta dłonią.
Ja... wcale nie chciałam mu tego powiedzieć. Zacisnęłam wargi, mając nadzieję, że nie powiem nic więcej głupiego, ale on milczał i nie wiedziałam, co z tym zrobić. Kaulitz zawsze miał dużo do powiedzenia.
- Przepraszam, Bill. Jestem zdenerwowana, nie powinnam...
- Nie, właściwie masz zupełną rację. Chyba po prostu jestem w szoku, że ktoś powiedział mi to wprost. Dobrze więc, widzimy się niedługo.
- Czekaj, Bill, chciałam... - urwałam, gdy do mojego ucha dotarł sygnał zakończonej rozmowy.
Zagryzłam znów mocno wargę, a potem zaklęłam głośno. Zdaje się, że właśnie uraziłam czyjeś męskie ego i nawet nie spodziewałam się, że ten miły i rozgadany Bill może się tak po prostu rozłączyć, gdy go wkurzę. Teraz jeszcze bardziej się denerwowałam i nie wiedziałam, co właściwie z sobą zrobić. Zadawałam sobie pytanie, czy Kaulitz mimo wszystko stanie po mojej stronie, gdy zajdzie taka potrzeba. Nic nie mogłam poradzić, że chwilami czułam się po prostu osaczona przez jego dobre intencje. Chciałam chociaż napisać do niego wiadomość, ale skończyło się na tym, że zwyzywałam się od gówniar i pobiegłam z powrotem do mieszkania. Miałam nadzieję, że kolejny prysznic, przebranie się i w ogóle wystrojenie od początku choć odrobinę podniosą mnie na duchu. Musiałam zrobić się na bóstwo, żeby nie mieć odwagi zapaść się pod ziemię.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdyby ciężka gula, która pojawiła się moim żołądku, gdy Bill się rozłączył, wreszcie nie zmieniła się w złość. Chciałam swoje pocieszenie przed wywiadem i miałam za swoje. Proszę bardzo. Wściekałam się, szykując się do wyjścia, bo tak naprawdę cholernie bałam się, że właśnie moje humorki wyszły na światło dzienne i chłopak zdawał się być z tego niezadowolony. Ale, do cholery, taka byłam! I jeśli naprawdę mnie chciał, musiał jakoś wziąć na to poprawkę. Zagryzłam znów wargę na tę myśl. Cholera. Na dobrą sprawę, czy ja też nie powinnam w takim razie mieć poprawki na jego „ze wszystkim sobie poradzę sam”? W poprzednim związku nigdy nie musiałam się nad tym zastanawiać. Tak czy siak wracałam do punktu, że Kaulitz robi mi sieczkę z mózgu.
Kiedy do przyjazdu kierowcy zostało kilka minut, stanęłam raz jeszcze przed lustrem i zawahałam się, czy aby jednak nie przegięłam. Miałam na sobie chabrową, rozkloszowaną i niezbyt długą sukienkę, szpilki w zbliżonym kolorze i na pierwszy rzut oka wydawał się to dość ładny zestaw, jednak górna część kreacji stanowczo za dużo odsłaniała na jak moje standardy. Owszem, mogłabym się tak wybrać na jakąś galę albo randkę, ale na wywiad to było chyba przegięcie. W kolejne dwanaście minut, odbierając w międzyczasie telefon, że kierowca już czeka i błagając go, by dał mi chwilę, ubrałam się w beżową dość odważną sukienkę, w której jednak nie czułam się już tak nago, zmieniłam buty i rozjaśniłam makijaż, po czym na złamanie karku pognałam do czekającego na mnie samochodu.
W drodze do garderoby, jaką dla mnie przygotowano, minęłam drzwi z napisem „Tokio Hotel”, a dochodzące zza nich dźwięki rozmowy świadczyły o tym, że wszyscy już są na miejscu. Zachowując się, jakbym nie zwróciła na to uwagi, zamknęłam się w swoim pokoju, gdzie jedynie napiłam się trochę wody, starając się wziąć w garść. Spojrzałam w znajdujące się tam lustro i z nerwów miałam ochotę poprawić makijaż. Najlepiej zmazać sobie to wszystko z twarzy i zacząć od początku, żeby mieć czym zająć ręce. Niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi i usłyszałam, że za kilka minut rozpocznie się program, a techniczny przyjdzie po mnie, gdy nadejdzie pora. Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę, jak to będzie wyglądało. Nie bardzo tylko wiedziałam, jak stawić czoła obu Kaulitzom i co jeśli obaj będą na mnie wściekli? Co zrobić, gdy będą pytać o nasze relacje? Wzięłam głęboki oddech i znów spojrzałam w lustro. To się nie mogło dobrze skończyć.
Serce prawie połamało mi żebra, gdy maszerowałam jak na ścięcie, modląc się tylko, żeby nie zaplątać się we własne nogi. Usłyszałam, jak zapowiada mnie prowadzący i nie było zmiłuj. Światła reflektorów już oświetlały punkt, w którym miałam się pojawić, więc ruszyłam w tamtą stronę, przyklejając uśmiech na twarz. Na widowni zrobił się harmider, więc pomachałam w tamtą stronę, czując, jak stres ze mnie spływa. Kamery, tak. Właściwie poczułam się na nieco bardziej znajomym gruncie, chociaż tym razem nie miałam szansy na cięcie, czy dublerkę. Gdy tylko odwróciłam się od tłumu, moje oczy padły na Billa i przez urywek sekundy się zawahałam. Potem przypomniało mi się, jak mówił przez telefon coś o tym, żebym udawała zaskoczoną jego obecnością i nie wiedziałam już, czy zareagowałam tak przez to, że wtedy o to prosił, czy to miało większy związek z tym, że wstrzymałam powietrze, mierząc go głodnym wzrokiem.
Stanowczo nie wyglądał jak na co dzień. Nawet wtedy na bankiecie nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Może to dlatego, że teraz doskonale wiedziałam, co znajduje się pod tym... ekscentrycznym strojem. I miał makijaż. Wprawdzie artystyczny, nie jak kiedyś, niemniej czułam, że od samego jego wzroku robi mi się cieplej. I jak ja miałam go nie chcieć?
Ogarnęłam się tako jako, żeby przywitać się z prowadzącym, ale niemal zaklęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że muszę to samo zrobić z całą resztą. Nie dając nic po sobie poznać, podeszłam do Billa, który – jak kultura nakazała – podniósł się z kanapy, żeby podać mi rękę. Chyba wstrzymałam powietrze, przenosząc wzrok na Toma, ale ku mojemu zaskoczeniu też uniósł się nieco i jakby nigdy nic podał mi rękę. Z tego wszystkiego ledwo docierało do mnie, że witam się z pozostałymi. Ulżyło mi, gdy wreszcie opadłam na wolną kanapę naprzeciwko. Nie byłam pewna, czy pamiętam, jak się mówi, a czekał mnie wywiad. Cudownie.
- Witaj, Alicio. Właśnie rozmawialiśmy z chłopakami o teledysku, w którym wzięłaś udział. Podobno atmosfera na planie była gorąca – zasugerował, unosząc wymownie wzrok.
Oczywiście nie miałam pojęcia, co wcześniej powiedział Bill, bo spodziewałam się, że jak zwykle Pan-Poradzę-Sobie-Sam miał najwięcej do powiedzenia. A to wszystko dlatego, że obraził się i rozłączył, kiedy ja chciałam chociaż omówić z nim, jaki mamy plan i poskarżyć się, że boję się konfrontacji z jego bratem na oczach mediów. Ale byłam aktorką, tak? Trzeba było improwizować, to improwizowałam.
- Oj, tak, Bill ciągle narzekał na słabą klimatyzację – stwierdziłam z powagą, na co jemu opadła szczęka, a reszta zespołu łącznie z Tomem zaczęła się śmiać.
Nieco zbity z tropu prowadzący również zaczął się chichrać, patrząc przepraszająco na młodszego Kaulitza, któremu ja z rozbawionym uśmieszkiem patrzyłam prosto w oczy. Przynajmniej do chwili, aż się opamiętałam, że nikt nie wytnie z nagrania sceny zbyt długiego i zbyt gorącego spojrzenia. Matko, on wyglądał na ludzkie bóstwo! I nie spuszczał ze mnie wzroku. Moja sukienka zasłaniała dość, ale czułam się w jego oczach zupełnie naga i miałam ochotę sprawdzić, czy z wrażenia się nie rozebrałam. Co ja...?
- A tak poważnie, napociliśmy się przy tym tańcu w reflektorach. Dobrze się bawiłam – stwierdziłam, posyłając wyuczony uśmiech facetowi, chociaż mój wzrok i tak uciekał zaraz potem do Billa.
A z niego na obserwującego mnie niby obojętnie Toma. Kurwa. Miałam wrażenie, że wszyscy w tym pomieszczeniu czekają tylko na moją wpadkę. Natomiast ja wcale nie zamierzałam się dać wrobić w coś głupiego. I dotarło do mnie wreszcie, że gdybym nie zdenerwowała agentki, mogłabym lepiej przygotować się do tego wywiadu.
Jakoś ruszyło. Zaczęła się dyskusja: teledysk, aktorstwo, bla, bla, bla, film. Kiedy coś nowego? Na pewno niedługo dam znać, w tej chwili nie mogę jeszcze niczego zdradzić. Znowu głupoty i dowiedziałam się, że mają wyemitować pierwszy raz fragment klipu, a kiedy facet wskazał na wielki ekran, poczułam, jak mój żołądek robi fikołka. I w tej samej chwili zerknęłam na Billa, który pożerał mnie wzrokiem. Zaklęłam w myśli, zdając sobie sprawę, że zagryzam wargę i odwróciłam się na pierwsze dźwięki muzyki. Potem zamarłam.
Nie miałam wcześniej głowy, by zainteresować się, co wyszło z naszego nagrania. Poruszać się tak blisko siebie przed kamerami było niesamowicie, ale nawet się nie spodziewałam, że światła i sceneria zrobią taką robotę. Filmik trwał koło dwudziestu sekund, ale to wystarczyło, żeby ciepło ulokowało się w pobliżu mojego podbrzusza. Widząc to, podniecałam się od samej świadomości, że to właśnie my jesteśmy na tym nagraniu i teraz cały świat może zobaczyć... Przeszły mnie dreszcze i zdałam sobie sprawę, że zespół gdzieś śmignął. Na kanapie zostałam tylko ja i prowadzący, a tamta czwórka była już na scenie. Zagrali kawałek z teledysku, a ja pierwszy raz w życiu rozważałam omdlenie przed kamerą.
Myślałam, że tam zginę, obserwując go na scenie, gdzie to on znajdował się na pewnym gruncie.
Myślałam, że tam zginę, gdy jeden jedyny raz w ciągu całej piosenki spojrzał w moim kierunku, a ja zapomniałam po raz kolejny, jak się oddycha.
Myślałam, że tam zginę, gdy potem patrzył niewidzącym wzrokiem w publikę, a ja drżałam pod wpływem jego głosu.
Po ich występnie znowu wszyscy znaleźliśmy się na kanapie i program chylił się ku końcowi. Zaczynałam już w myśli gorąco dziękować opatrzności, że się nade mną ulitowała, gdy okazało się, że stanowczo się pospieszyłam. Koleś wcale nie zamierzał jeszcze puścić nas wolno.
- No, dobrze. Skoro porozmawialiśmy już o teledysku, zobaczyliśmy jego fragment i mogliśmy przesłuchać wykonania na żywo... Chyba najwyższa pora zadać pytanie, które ostatnio zadaje wiele osób – zasugerował, na co ja ze wszystkich sił starałam się nie spojrzeć na Billa, bo prowadzący patrzył akurat w moją stronę.
Niemal odetchnęłam z ulgą, gdy po chwili spojrzał na młodszego Kaulitza i ja też mogłam to spokojnie zrobić. Uśmiechał się luźno, jakby nigdy nic, a ja nie miałam bladego pojęcia, co chodzi mu po głowie. Jakoś tak ciężko mi się oddychało, gdy za długo na niego patrzyłam, ale jak na złość, nie dało się od niego tak po prostu oderwać wzroku. Szczególnie, że właśnie przegapiłam pytanie faceta, a chłopak patrzył teraz prosto w moje oczy tak, że zmiękły mi nogi.
- Można powiedzieć, że... ostatnio często się widujemy. Mieliśmy wspólne plany, dużo do omówienia w związku z tym i nie zaprzeczę, że przynajmniej ja polubiłem... Alicię – dotarło do moich uszu i wiedziałam już, że wszystkie wzroki spoczęły na mnie.
Tylko dlaczego byłam pewna, że chciał powiedzieć Al'y? Starałam się nad sobą panować, ale uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Z trudem oderwałam od niego wzrok i odchrząknęłam cicho, czując, że jeszcze chwila i dostanę wypieków.
- Co mogę dodać? Dobrze się dogadujemy – stwierdziłam tylko, dostrzegając kątem oka chmurny wzrok Toma.
Potem poszło już gładko. Facet próbował nas ciągnąć za języki, ale zgrabnie odnajdywaliśmy z Billem odpowiednie słowa i tworzyliśmy zgodną wersję wydarzeń. Tak więc pozwalaliśmy im sądzić, że coś się dzieje, ale nie dawaliśmy im żadnych konkretnych faktów. Wszyscy razem zgodnie opuściliśmy studio nagraniowe, żeby rozejść się do swoich pokoi i ogarnąć po występie. Miałam nadzieję, że przynieśli poczęstunek, bo po tych wszystkich emocjach nie została mi już nawet krzta energii.
Tymczasem prawie zakrztusiłam się ciastkiem z kremem, gdy drzwi mojej garderoby otworzyły się i zobaczyłam przed sobą Billa. Już bez makijażu, ale wciąż w tym samym stroju. I miałam nieziemską ochotę porzucić ciasteczko i rzucić się na niego. Spokojnie.

- Mogę wejść?
- Skoro i tak nie zapukałeś? - rzuciłam w odpowiedzi, na co on uniósł tylko brew. - Właź.
Po chwili już przytargał sobie drugi fotel tuż obok mojego i usiadł na nim jakoś tak... w rozkroku. Moje wargi robiły się suche, więc odwróciłam od niego wzrok. Dlaczego akurat dzisiaj tak bardzo na mnie działał?
- Dobrze nam poszło, rozumieliśmy się bez słów.
- Ta. Pewnie mnie zahipnotyzowałeś albo coś, żeby wyszło na twoje – rzuciłam, chociaż już raz go przepraszałam i zaraz potem z głupią miną zagryzłam wargę, bo o odwróceniu od niego ponownie wzroku, gdy znowu go przyciągnął nie było mowy.
- Ty znowu o tym? - mruknął niezadowolony. - Powiedziałem ci już, że masz rację. Zachowuję się tak bezwiednie, zwykle po prostu chcę pomóc – stwierdził, mrużąc przy tym oczy.
Miałam go zapytać, co w takim razie znaczyło zachowanie wobec Josta i to, że robi tak ze mną, nie mówiąc nawet słowa, ale w końcu i tak postanowiłam zatrzymać to za siebie. Nie bardzo byłam w stanie się przy nim wysłowić. Nie w tej chwili.
- No... byliśmy całkiem nieźli. Ale nie lubię, gdy się tak rozłączasz – dodałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. - Nie zdążyłam o nic zapytać, no i byłeś zły.
- Zaskoczony – poprawił mnie, na co zmarszczyłam brwi.
- Dobra, jasne. Więc jak wyszedł teledysk? Pewnie widziałeś go już w całości – zapytałam ostrożnie, a w przeciągu kilku sekund jego oczy znów stały się tak głębokie, że chciałam się w nich ukryć.
- Wyszło... aż za dobrze. Jestem zazdrosny o to, że dotykam cię tam na ekranie, a to chyba kiepska sprawa... - stwierdził, a wszystkie włoski na moim ciele stanęły dęba.
Mogłam przysiąc, że przyszedł zemścić się za mój niewinny żarcik i chciał, żebym się na niego tu rzuciła. A przecież drzwi nie były zamknięte i w każdej chwili ktoś mógł tu zajrzeć. Rozwalił się na fotelu, a jego biała, fikuśna marynarka rozchyliła się, ukazując praktycznie przeźroczysty, czarny podkoszulek, przez który wyraźnie wszystko widziałam albo to była sprawka mojej wyobraźni. Ramiona oparł szeroko na fotelu i patrzył tak na mnie z tym swoim diabelskim uśmieszkiem. Chciałam się roztopić w tym spojrzeniu, a jeszcze lepiej w jego ramionach.
- Powiesz coś? Jak tobie się podobał?
- Chciałabym zobaczyć cały, ale ktoś mógłby zauważyć, jak patrzę. Jak mnie tam dotykasz – odpowiedziałam cicho, czując, że moje serce ruszyło w maraton.
Jego uśmiech rozszerzył się znacząco, a on jakby nigdy nic wyciągnął z kieszeni jakiś breloczek i małe coś przyczepione do niego. Okropnie mnie rozpraszał, gdy tak tym machał, więc dopiero po chwili zorientowałem się, że to pen drive i oczy mi się rozszerzyły na myśl, że on ma tam to nagranie. Aż sapnęłam cicho. Chciałam to z nim obejrzeć, moje policzki płonęły i byłam przekonana, że on doskonale wie, na co mam ochotę. A nawet więcej, sam sprawił, że w tamtej chwili byłam w stanie myśleć tylko o tym.
- Dasz mi go? - zapytałam nieco zachrypniętym głosem.
Pokręcił lekko głową.
- Mogę ci go pożyczyć, ale to transakcja wiązana. Bardzo lubię ten bubel i nie oddaję go w cudze ręce – oznajmił wyraźnie, bardzo powoli mierząc mnie wzrokiem.
Chyba podobało mu się to, co widział, ale w jego spojrzeniu widziałam naganę. Uniosłam brew na myśl, że mógłby czepiać się moich strojów. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że kręci mnie myśl o tym, jak bardzo chciał mnie na wyłączność. Albo to była tylko moja zauroczona nim wyobraźnia, która już raz dostała ewidentny kopniak od rzeczywistości, bo nikt nie był taki idealny. Ale w tamtej chwili chciałam go razem z jego próbującym dominować wszystko charakterkiem i jakoś czułam, że on potrafi wykazać się w tej kwestii również w sypialni.
- Moje mieszkanie?
- Wolałbym jakąś restaurację, możesz wybrać – odparł, kręcąc breloczkiem, na co ja otworzyłam szerzej oczy.
- Jak to restaurację?
Przez chwilę mimowolnie wyobraziłam sobie, jak zaciąga mnie do łazienki i...
- Sądziłem, że jesteś głodna, skoro opychasz się słodyczami tuż po występnie – odpowiedział, na co zapowietrzyłam się z oburzenia.
Czy oni mi, przepraszam, wypominał ciastko z kremem?! Nim się zorientowałam, Kaulitz pokładał się już ze śmiechu na swoim fotelu. Nie chciałam zobaczyć swojej miny, a przy okazji piekących policzków. Zmrużyłam groźnie oczy i poprawiłam się na fotelu.
- Ty paskudniku...
- Jaki paskudniku? Staram się o ciebie zadbać, a ty mi takie rzeczy! - wyrzucił z siebie, ledwie powstrzymując się od śmiechu.
- Mam zajebistą figurę i wara od moich ciastek z kremem, czy to jasne?
- Oczywiście, proszę pani. Czyli nie jest pani głodna? - zapytał, wciąż ze mną igrając.
- Jestem – odparłam, na co on znowu zaczął się śmiać. - Przestań! - parsknęłam i wreszcie też zaczęłam się chichrać.
- Okey! - rzucił, podnosząc ręce w obronnym geście. - Więc restauracja, a potem... pojedziemy obejrzeć teledysk – zadecydował (nie, żeby to była nowość), ale i tak miałam wrażenie, że on ewidentnie coś kręci. - Gotowa?
- Jeszcze tylko ciasteczko – mruknęłam, sięgając do poczęstunku.
Zabrałam swoją torebkę i ruszyliśmy do samochodu.

czwartek, 22 września 2016

[.8.] Live like a star

Hej, wiecie? Im dalej jestem, tym cięższe badziestwo gniecie mi żebra. Ostatnie oddechy dzielą mnie od rozpoczęcia bardzo istotnego momentu w opowiadaniu. Boję się/nie mogę się doczekać. Aj!

Aylieen - Co do rozmowy bliźniaków, sądzę, że najpierw ostro się pokłócili zanim w ogóle zaczęli rozmawiać. Ale chyba nie doszło do rękoczynów, Bill mi się nie skarżył xD.

derlon76 - Jak wspomniałam, chyba się nie potłukli xD. Zostało jeszcze kilka części do narracji Billa, ale mam nadzieję, że wybrałam na to odpowiedni moment ;3


Live Like A Star

8.
Miałam w planach wrócić do domu, wziąć prysznic i ewentualnie zainteresować się kuchnią, bo jednak to byłoby trochę dziwne, gdybym wysłała go do gotowania. Kaulitz jednak miał zupełnie w poważaniu to, że miało być inaczej. Zamykałam za nami drzwi mieszkania, mając na uwadze ostatnie odwiedziny jego bliźniaka, gdy poczułam jak blisko mnie stoi. Jego dłonie ułożyły się na moich biodrach i odwróciły do siebie przodem, by potem objąć mnie ciasno. Moje serce ruszyło z kopyta...
- Bill...? - odezwałam się w końcu, gdy stał tak nieruchomo i jedynie patrzył na mnie gorąco.
- Myślałem, że zdjęcia do tego teledysku nigdy się nie skończą – stwierdził, ściskając mnie nieco mocniej, jakbyśmy mieli zaraz scalić się w jedno ciało. - Ledwo nad sobą panowałem, tam przed kamerą – dodał szeptem, a mnie przeszły dreszcze.
W przeciągu dwóch zdań sprawił, że zapomniałam o głodzie, a przynajmniej tym związanym z gastronomią. Znów mówił do mnie w taki sposób, że wierzyłam bez słowa sprzeciwu. Zresztą, nie mogłam nie dostrzegać jego zachowania, gdy byliśmy tak blisko jak chcieliśmy, ale nie mogliśmy zrobić nic więcej na oczach innych. Docisnął moje plecy do drzwi i wpijając się w moje usta,wsunął kolano między moje uda, aż sapnęłam cicho. Oplótł się moją nogą, a potem złapał i podniósł w stronę łazienki. Mruknęłam wymownie, gdy przed samymi drzwiami oderwał się ode mnie, żeby je otworzyć i zapalić wewnątrz światło. Uśmiechnął się na widok prysznica i postawił mnie przed kabiną, po raz kolejny przyciskając mnie do chłodnej powierzchni. Ledwo mogłam złapać oddech, gdy jego wargi znalazły się na mojej szyi, a dłonie wsuwały się niespiesznie po moich udach, centymetr po centymetrze podciągając sukienkę. Delikatny dotyk przesmyknął po moim brzuchu, aż jego dłonie objęły pewnie miseczki mojego stanika. Gwałtownie otworzyłam przymknięte powieki, a moje własne ręce, które badały jego tors przez koszulkę na moment zastygły. Nie wiedzieć dlaczego pomyślałam, że Kaulitz jest po prostu bezwstydny, ale wtedy on również spojrzał mi w oczy z tym swoim diabelskim uśmiechem. Odsunął się ode mnie, odrzucając moją kieckę z miną, jakby od dawna na to czekał i sam pozbył się koszulki, zostając w samych spodniach. Sięgał do klamry spodni, gdy zmarszczyłam czoło i podeszłam do niego, układając sobie jego dłonie na swoich pośladkach.
- Mrr... - dotarło do mnie i zagryzłam z rozbawieniem wargę.
Chyba jeszcze nigdy dotąd nie byłam tak podekscytowana, wiedząc, do czego dąży każdy dotyk. Bill swoją bliskością wciskał we mnie guzik, który odłączał mnie zupełnie od świata zewnętrznego. Tak, żebym była w stanie zdawać sobie sprawę tylko z tego, że chcę właśnie jego i właśnie teraz.
Rozpięłam mu pasek i spodnie, a on pomógł mi pozbyć się ich do końca. Nie bardzo przejmowaliśmy się tym, że będą walać się po łazience i pewnie je potem zmoczymy. Zresztą do rana powinny wyschnąć, a ja nie zamierzałam go przed kolejnym dniem wypuścić ze swojego mieszkania. W następnej kolejności rozpięłam swój stanik, a gdy opadł na ziemię, Bill spojrzał na mnie z miną, jakby był rozczarowany, bo sam bardzo chciał to zrobić. Uśmiechnęłam się pod nosem, postanawiając zapamiętać to na przyszłość i wsunęłam palce po bokach jego bokserek, zsuwając je do samych kostek. Oczy chłopaka otworzyły się szerzej, zdążyłam dojrzeć, jak zwilża językiem wargi i następnej chwili trzymał mnie znów w ramionach, jedną ręką pozbywając się moich majtek, a drugą otwierał już drzwiczki kabiny.
Prawie wpadliśmy do środka, a szklane drzwiczki trzasnęły groźnie, jakby miały zaraz rozsypać się w drobny pył. Tymczasem pod spadającą nam na głowy wodą Bill całował mnie tak, że spodziewałam się, iż to co spływa mi właśnie na wewnętrzną część lewego uda, to nie woda. Znowu poczułam, że przypiera mnie do ścianki i unosi wyżej, oplatając się moimi nogami, by wygodniej było mu mnie utrzymać. Jego wargi zamknęły się na moim sutku, a ja jęknęłam cicho, nie mogąc oderwać od niego wzroku ani rąk, które sięgały jego ciała tak daleko, jak tylko dały radę. Czułam doskonale jak bardzo jest napalony i drżałam z podniecenia na myśl, że długo już nie będzie się powstrzymywał i tego przeciągał.
- Jesteś piękna – jego zachrypnięty głos odbił się echem w mojej głowie, aż jęknęłam.
Postawił mnie na miękkich nogach i odsunął nieco, mierząc uważnie wzrokiem każdy fragment jego ciała, a ja robiłam to samo, nie spuszczając z niego oka. Moje ręce bez choćby krzty wstydu dotykały go i delikatnie pieściły. Nie była to chwila najwyższego skupienia, nie potrafiłam zastanawiać się nad tym, co robi, gdy pierwszy raz w życiu miałam go przez sobą zupełnie nagiego i pragnęłam dobrze poznać to ciało. On jednak przykucnął, łapiąc mnie zdecydowanie za uda, które rozchylił, żeby... No, właśnie.
- Osz... - wyrwało mi się w chwili, gdy zbliżył twarz do mojego krocza i poczułam na sobie jego język.

Kiedy udało nam się w końcu umyć, a ja przestałam stroić fochy o to, że mnie nie ostatecznie nie wziął, o czym oczywiście mu nie powiedziałam, Kaulitz dosłownie wyniósł mnie spod prysznica i ignorując fakt, że oboje jesteśmy zupełnie mokrzy, odnalazł moje łóżko, wszędzie zostawiając za nami mokre plamy, po czym ułożył mnie na nim. Dopiero, kiedy nade mną zawisnął, zobaczyłam w jego zębach paczkę z prezerwatywami i uniosłam wyżej brew, nie pojmując kiedy zdążył je dopaść. Zresztą nie to było ważne, a to co oznaczała ich obecność, na którą płomień wybuchł w okolicach mojego podbrzusza.

Długo musieliśmy mieć na siebie ochotę, bo na jednym razie się nie kończyło. Przez cały ten czas w głowie miałam tylko jego, a jego oczach byłam tylko ja. Spocona, obolała i chyba pierwszy raz w życiu tak cudownie usatysfakcjonowana. Nawet nie miałam pojęcia, kiedy po tym wszystkim mi zasnął, podczas gdy ja leżałam wtulona w jego tors. Nie miałam siły ani ochoty wstawać, toteż zignorowałam burczący brzuch i wróciłam do wcześniejszej pozycji. Minęło jednak trochę czasu nim również zasnęłam. Moja dłoń przez cały ten czas błądziła po jego skórze, obrysowując opuszką palca jego różnorodne tatuaże. Spał jak suseł, a ja wdychałam jego kojący zapach z wymownym uśmiechem przypominając sobie jego zaskoczoną minę, gdy za pierwszym razem doszedł znacznie prędzej niż się tego spodziewał. Czy ktoś mógł zatrzymać czas? Nie miałam ochoty wracać do rzeczywistości, gdy miałam jego.
Rano wyrwał mnie ze snu dzwonek do drzwi. Tylko Marita z niego korzystała, twierdząc, że nie idzie mnie dobudzić, więc nie chciało mi się ruszać z łóżka, skoro i tak miała klucze. Przewróciłam się na drugi bok, powoli uznając, że jednak wygrała, bo sen najwyraźniej już odszedł i nie zapowiadało się na to, żebym odpłynęła z powrotem. Wtedy dało się wyczuć jakieś zapachy z kuchni i zdałam sobie sprawę, że poduszka na której leżę nie do końca pachnie mną. W przeciągu sekundy poskładałam te fakty i zaraz potem bez choćby cienia zastanowienia wybiegłam z łóżka, zasłaniając się złapanym po drodze szlafrokiem, ale było już za późno.
Bill pichcił sobie w najlepsze w mojej kuchni, przemieszczając się po niej w samych bokserkach, a moja przyjaciółka gapiła się z niedowierzaniem to na niego, to na mnie, gdy już raczyłam się pojawić. Uśmiechnęłam się do niej głupkowato, zastanawiając się, jak najgrzeczniej wystawić ją za drzwi.
- Może... ja wpadnę później? Zadzwonię wcześniej. Tym razem – dodała, nie próbując nawet ukryć, że podobał jej się widok Kaulitza w bieliźnie.
Odchrząknęłam znacząco.
- Tak, powinnaś dzwonić.
- A może ja po prostu się ubiorę? - wtrącił rozbawiony Bill, po czym złapał mnie wpół i pocałował, zaraz potem ruszając dalej.
Natychmiastowo ugłaskana spojrzałam za jego plecami ginącymi w łazience i mruknęłam pod nosem. Dopiero po chwili spojrzałam znów na swoją agentkę, która wydała mi się wyjątkowo cicha.
- CO TO BYŁO?! - wykrzyczała szeptem, a ja zagryzłam lekko wargę.
- Chyba... kolacja nam wczoraj nie wyszła – rzuciłam i jak na zawołanie odezwał się mój żołądek.
- Jakbym miała wybierać, też wolałabym taki... podwieczorek – stwierdziła z rumieńcami, na co wyszczerzyłam się tylko. - Szlag, naprawdę ja też powinnam sobie kogoś wreszcie znaleźć.
- Więc na co czekasz?
- Jakby to w moim wieku było takie proste – żachnęła się.
Jak na zawołanie z łazienki wyszedł Bill. Tym razem kompletnie ubrany, ale jego uśmiech mówił sam za siebie. To naprawdę niefortunny przypadek, że Marita wparowała tu z rana i to bez zapowiedzi, ale chłopak nie dał mi jej wygonić. Zamiast tego zaprosił ją do wspólnego śniadania i nawet zabawiał ją, podczas gdy ja głównie siedziałam i nie odrywałam od niego oczu. Nie poznawałam samej siebie. Byłam tak rozluźniona, że nie miałam jakoś parcia na ciągłe gadanie i złośliwości. Miałam wrażenie, że Kaulitz minionej nocy pozbył się ze mnie całego napięcia, jakie musiałam w sobie nosić i czułam się po prostu... szczęśliwa.
- Jesteś dziś niespotykanie cicha – przyznała w końcu podejrzliwie Marita, gdy w końcu uznała, że idzie w pizdu, żeby dać nam się sobą nacieszyć i ubierała właśnie buty przy drzwiach.
Jako, że ja jedynie wzruszyłam ramionami, Bill zaśmiał się i najwyraźniej poczuł w obowiązku odpowiedzieć za mnie.
- Mówiłem, że dobrze się nią zajmę.
- Nie, Bill, ty już nie mów ani słowa więcej – powiedziała, zasłaniając sobie oczy, jakby właśnie wyobraziła sobie coś, czego nie chciała widzieć. - Trzymajcie się. I pamiętaj o wywiadzie jutro – dodała już bezpośrednio do mnie.
Zaraz potem zostaliśmy sami. Obróciłam się więc twarzą do chłopaka i uwiesiłam mu się na szyi. Polubiłam już to, że jest ode mnie tyle wyższy. Wspięłam się na palce, a on domyślnie pochylił się, żebym mogła go pocałować. Matko, miałam raj w swoim własnym mieszkaniu. Czując jednak, że Kaulitz po wypoczęciu znowu się nakręca, odsunęłam go nieco i spojrzałam nań wymownie.
- Łapki przy sobie. Zdaje się, że skończyły nam się wczoraj gumki – rzuciłam rozbawiona, na co on najwyraźniej przypomniał sobie, że to prawda i westchnął ciężko.
- Mogę skoczyć do sklepu...
Na te słowa przewróciłam oczyma i wróciłam do salonu, żeby leniwie uwalić się na kanapie. Wyglądało na to, że oboje mieliśmy wolne i miałam nadzieję, że w związku z tym zostaniemy razem trochę dłużej. Wiedziałam, że spędziliśmy razem cały miniony dzień, noc i już zbliżało się popołudnie, a jednak teraz kiedy obawy i hamulce puściły, wciąż było mi go mało.

Spędziliśmy razem jeszcze kilka leniwych godzin. Leżeliśmy na kanapie, w tle leciał jakiś film. Wygłupialiśmy się ze słonymi paluszkami, całowaliśmy i jakoś ciężko było nam się od siebie oderwać. Czasami zaczynaliśmy dyskutować na jakiś temat i kończyło się to kłótnią, niemniej Bill był bardzo skutecznym pacyfikatorem. No i odkrył, że mam łaskotki, co było najgorszą rzeczą, jaką jaka spotkała mnie z jego strony i złośliwie się z tego cieszył, sprawiając, że piszczałam jak mała dziewczynka.
- Spadaj do domu! - wykrzyczałam, wyskakując z kanapy i poprawiając ubrania. - Ale już! Jesteś okropny!
Bill wciąż się ze mnie śmiał, ale jednocześnie dojrzałam jakąś zmianę w jego twarzy. Wystarczyła chwila, żebym doszła do wniosku, że on naprawdę zamierza już iść. Stanęłam więc w miejscu i wsunęłam dłonie w tylne kieszonki spodni. W tej chwili przypomniało mi się, że mimo wszystko cały świat czeka za drzwiami.
- Zanim sobie pójdę, chciałbym jeszcze porozmawiać. Tylko obiecaj, że nie będziesz się złościć – poprosił, wyciągając do mnie rękę.
Wydawało mi się, że już to znam. Już słyszałam tekst typu „tylko się nie złość” i wtedy też chodziło o jego brata. Założyłam więc ręce na piersi i usiadłam na fotelu, na znak, że nie podoba mi się TEN temat. Nie było mowy, żeby w międzyczasie próbował mnie rozmiękczać, a już po chwili widziałam, że miał taki zamiar. Kiedy zdał sobie sprawę, że naprawdę nie podejdę to „będzie ciężko” wymalowało się na jego twarzy.
- Słucham więc.
- Więc może i tak to wyśmiejesz, ale Tom pójdzie do psychologa – oznajmił mi, a ja zaczęłam mrugać z niedowierzaniem oczyma. - Zgodził się pod warunkiem, że ja też będę chodził na spotkania... - urwał, a ja zmrużyłam oczy, mając wrażenie, że czegoś mi nie mówi.
On jednak patrzył na mnie jakby nigdy nic, jakby czekał na moją reakcję. Jeśli oczekiwał, że się ucieszę i zacznę go zapewniać, że ten degenerat znormalnieje to... niestety, ale przeliczył się. Wzięłam więc głęboki oddech i spojrzałam na swoje dłonie.
- A gdzie jest haczyk?
- Jaki haczyk?
- Nie umiesz udawać idioty – skwitowałam jego brak odpowiedzi.
- Nie wiem, czy to właśnie chciałaś usłyszeć, ale powiedział coś w stylu, że potem przekonamy się, który z nas jest bardziej chory. Zanim zaczniesz, nie chodzi o to, że w coś wątpię. Po prostu przeraża mnie myśl, co dzieje się w jego głowie. Ostatnio nie lubię, jak znika na całą noc, ostatnio wrócił w takim stanie... - znowu przerwał, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Wciąż nie cierpiałam Toma tak samo. Tak naprawdę było mi po prostu źle z sobą, że nie potrafiłam wesprzeć Billa w tym najwyraźniej istotnym dla niego problemie. Zagryzłam wargę i powoli podniosłam na niego wzrok. Naprawdę była ze mnie taka zima suka?
Ze świadomością, że robię to tylko dla niego, tylko dlatego, że on pierwszy na tym świecie był dla mnie taki dobry, podniosłam się z fotela i usiadłam przy nim na kanapie, wtulając się w jego gorący bok. Przymknęłam oczy i westchnęłam cicho.
- Jeśli to ma pomóc i cię uspokoić, to dobrze zrobiłeś. Na pewno dobrze znasz swojego brata. Ja też wolałabym, żebyś nie musiał z nim walczyć przeze mnie. Podobno kiedyś to sobie obiecywaliście.
- Więc ty jednak też coś o mnie wiesz? - podłapał, uśmiechając się lekko.
- Jestem maniakiem portali społecznościowych i plotkarskich. Zwykle nie rozstaję się z telefonem – powiedziałam, wystawiając mu język.
- W sumie niewiele się różnimy pod tym względem – odparł, śmiejąc się, jednak w następnej sekundzie jego twarz spoważniała tak nagle, że poczułam bolesny ucisk w żołądku. - Jest jeszcze coś – stwierdził, wciągając mnie sobie na kolana. - Nie mówiłem, bo jakoś... - urwał, wzruszając ramionami, jakby nie zdołał sobie nic przygotować na tę okazję. - Niedługo wyjeżdżamy w trasę po Europie.
Po tym ostatnim zdaniu zapadła między nami cisza. On obserwował moją reakcję, a ja gapiłam się na niego, jakbym nie rozumiała, co do mnie mówi. Trasa. Wyjeżdża grać koncerty, w końcu jest wokalistą. To przecież oczywiste, prawda? Tylko dlaczego czuję się, jakby ktoś mnie znokautował trafnym ciosem w splot słoneczny? Uśmiechnęłam się i to był najdziwniejszy uśmiech w moim życiu.
- Długa ta trasa?
- Łącznie dwa miesiące, potem będzie kolejna, ale w kraju – odpowiedział natychmiast, jakby wiedział, o co zapytam.
Oczywiście, wszystko układało się po jego myśli. Jak zawsze. Może specjalnie zmiękczył mnie najpierw ckliwą historią o niezrównoważonym psychicznie bracie, żeby powiedzieć mi wreszcie, że wyjeżdża w pizdu i nie będzie go przez resztę tego tysiąclecia. Miałam wrażenie, że tyle mniej więcej mogą trwać te dwa miesiące.
- Więc czeka cię dużo roboty.
- A ty? Czym będziesz się zajmowała w najbliższym czasie? - zapytał, znowu chcąc pociągnąć rozmowę w innym kierunku, jakby wszystko w tamtym temacie zostało powiedziane.
Nie zostało.
- Jeszcze nie wiem. Marita zrobiła mi listę spotkań, część tylko mi przedstawiła. Pewnie okaże się w przeciągu najbliższych tygodni, co ze mną będzie – odpowiedziałam, jak na grzeczną dziewczynkę przystało.

Tylko, że ja rzadko bywałam grzeczną dziewczynką, chyba, że ktoś zupełnie mnie rozbrajał. W tej chwili jednak żaden saper nie dałby rady. Całkiem miło było się dowiedzieć, że wpakowałam się w związek na odległość. Europa, cudownie. Skrzywiłam się mimowolnie i odwróciłam twarz od chłopaka. Nie spodziewałam się, że tak łatwo było zniszczyć mój cudowny nastrój. Bill jednak zrobił wszystko, żeby jeszcze przed wyjściem poprawić mi humor. Chociaż jak zwykle dałam się ponieść i śmiałam się w najlepsze, mój mózg doskonale zapamiętał informacje, które mnie w tamtej chwili dobijały. W końcu po wielu próbach pożegnania się opuścił moje mieszkanie, żeby wrócić do siebie i sprawdzić, co działo się z jego bratem. Gdy tylko zamknęłam za nim drzwi, wybrałam numer telefonu przyjaciółki.
- Czyżby Kaulitz wreszcie cię uwolnił spod swoich czary-mary? - zapytała na powitanie, a ja pokręciłam głową.
- Skutecznie mnie wyleczył z ekscytacji.
- Jak to? - zdziwiła się, na co ja westchnęłam.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że te pajace będą wyjeżdżać w trasę w najbliższym czasie? Nie wmówisz mi, że nie miałaś pojęcia. Ja mogłam przeoczyć tę informację, ale ty...!
- Tak, masz rację. Nie chciałam przeszkadzać wam, znaczy wiesz... Przecież to nie skończyłoby się tak, jak się skończyło, gdybyś wiedziała wcześniej! Słońce, za dobrze cię znam – powiedziała przepraszająco.
- Więc teraz dla odmiany przez dwa miesiące będę się zastanawiać, co on robi gdzieś tam w pizdu? - jęknęłam, wyrażając wreszcie na głos swoje niezadowolenie, czego nie zrobiłam przy chłopaku.
- Spójrz na to z innej strony. Nie masz się co martwić, skoro wiesz, na czym stoisz – zasugerowała mi, a ja westchnęłam cicho.
- Pozostaje jeszcze problem drugiego Kaulitza.
- Jaki problem? Nie będzie go, więc problem też znika, nie?
- Nie? On będzie przy Billu, zapewne przez cały czas.
- Naprawdę uważasz, że ten sam chłopak, który na moich oczach traktował cię, jak księżniczkę, a nie wredną wiedźmę, którą jesteś, tak po prostu stwierdzi pewnego dnia, że jego szalony brat ma jednak rację? Nie widzę tego – skwitowała, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
Jak dobrze, że mogłam z nią o tym porozmawiać. Westchnęłam cicho, wciąż zastanawiając się, czy powinnam wyluzować, czy może...
- Czekaj, czekaj. Moja droga, czy ty znowu widziałaś się z tym ich managerem? - zapytałam, marszcząc czoło, a w słuchawce zabrzmiała cisza, na którą uniosłam brew.
Dobre sobie.
- Od kiedy uznaliśmy, że nasze drogi będą się krzyżować ze względu na was, postanowiliśmy mieć stały kontakt, żeby trzymać rękę na pulsie.
- Aha... Ale jesteś przekonana, że po prostu nie opowiadacie sobie wzajemnie smaczków na nasz temat? - zapytałam, na co ona się roześmiała. I to tak, że chciałam posadzić ją na kanapie i przesłuchać. - Marita!
- No, co? Może zdarzyło mu się ostatnim razem coś napomknąć na temat nieprzytomnego Kaulitza, który tylko się uśmiecha, gdy ktoś go pyta, co z nim się dzieje, ale... No, nie specjalnie. Wiesz, dobrze wiedzieć na przód, kiedy lepiej schodzić wam z drogi, a kiedy da się współpracować...
- Ach, współpracować – powtórzyłam, prawie przekonana. - Pewnie dał ci prywatny numer, żebyś mogła w każdej chwili się z skontaktować, co? - zapytałam i wyobraziłam sobie, jak moja agentka zalewa się rumieńcem. - Halo? - mruknęłam, gdy mi nie odpowiedziała. - Marita, przecież on ewidentnie do ciebie zarywa!
- Dziecko, skup się! Jesteśmy dinozaurami, które muszą ogarnąć stadko dzieciaków, więc...
- Dziecko? On też tak mówi? - zahaczyłam, wiedząc, że wkurzę tym agentkę.
- MASZ JUTRO RANO WYWIAD. PRZYJEDZIE PO CIEBIE KIEROWCA I DAJ MI JUŻ SPOKÓJ, JESTEM ZAJĘTA! - oburzyła się wreszcie, na co ja parsknęłam śmiechem. - Odezwę się, jeśli przestanę być na ciebie wściekła. A, i podczas wywiadu będą pytali o Kaulitza, zdajesz sobie z tego sprawę? Więc przygotuj sobie coś.
- Nie podpowiesz mi, co najlepiej...?
- NIE – przerwała mi, co wskazywało, że wkurzyłam ją bardziej niż chciałam. - A teraz żegnam, muszę wracać do pracy – wyburczała do słuchawki i rozłączyła się.

P.S. Wybaczcie błędy, jutro ogarnę, w ogóle ja nie wiem, jak to zrobiłam ;o


wtorek, 20 września 2016

[.7.] Live like a star

Halo ^^!
Więc jest i siódemka. Zauważyłam, że odkąd dałam głos Billowi, jakoś dłużej mi to schodzi. Jak zwykle zrobiłam sobie pod górkę, ale bez tego nie byłoby zabawy! Chociaż Wy jeszcze musicie chwilę poczekać do tego momentu, ale i tak publikuję tak często, że sama jestem w szoku :D.
No i papug zabiera mi ostatnio tyle czasu! Mam papugę. Wleciała mi przez okno. Ale to inna sprawa.

Tak więc dotarliśmy do momentu nagrywania teledysku ^^. Ciekawi?
Tak poza tym jestem okropna, bo chwilami, jak już daję się ponieść wyobraźni, mam ochotę zrobić tu jednak wątek twc, ale biję się wtedy po łapkach. A sio! Chociaż raz! xD
Jeszcze niedawno nie wiedziałam, że do tego dojdzie, ale znowu objawia się Czokusiowe umiłowanie do dręczenia psychiki moich najdroższych bohaterów...


Aylieen - Co do Toma, wszystko wyjaśni się dopiero w dalszej części opowiadania i będę na tyle kochana, że dam Ci się zastanawiać nad zagadką w jego postaci do momentu, gdy nieco odsłoni karty. A właściwie Bill to zrobi (pisałam to wczoraj, więc jeszcze pamiętam!). Chociaż CAŁEJ prawdy nawet on się jeszcze nie spodziewa, oj, nie spodziewa się. No. Ekchem. Za dużo napisałam? A te nasze gołąbeczki - zaraz przekonasz się, ile miałaś racji (sporo :D).

derlon76 - Super, że podoba Ci się taki Bill, ale jeśli mam być szczera, w mojej głowie jest już tak wielu różnych Billów, że nawet gdybym bardzo chciała, chyba nie potrafiłabym dobrze skupić się nad tym, jaki jest ten prawdziwy xD.

Live Like A Star


7.
Zdjęcia zaczynały się o dziesiątej. O ósmej byłam umówiona z Maritą w naszej knajpce. Włożyłam na siebie wyjątkowo luźną, oliwkową sukienkę i szpilki, a potem zapierniczałam z niewielką torebką pod ręką do najbliższego postoju taksówek. Nie mogłam zasnąć, potem obudziłam się wcześnie i nie było mowy, abym tego dnia wstała na ostatnią chwilę. Przyjaciółka wybałuszyła na mnie oczy, gdy jak zwykle dołączałam do zajętego przez nią stolika. Czasami wydawało mi się, że specjalnie przyjeżdżała zjeść wcześniej, żeby móc mnie spokojnie dręczyć, gdy ja będę się posilała.
- Wow. Skończyłaś już z dżinsami? - zapytała, mierząc mnie wymownie wzrokiem.
- Nie żartuj, jestem spięta jak agrafka, więc postanowiłam chociaż włożyć coś luźnego – odparłam, od razu obracając się do kelnerki, żeby zamówić jajecznicę z pomidorami i sok pomarańczowy. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, co zjem. Byłam przekonana, że wszystko będzie mi podchodzić do gardła.
- Dobra, nieważne. Mów, bo widzę, że masz mi coś do powiedzenia.
- Niemożliwe. Pani wszystkowiedząca jeszcze nic nie wie? - uniosłam wyżej brew, ale widząc jej zniecierpliwioną minę, zagryzłam tylko wargę.
- Alicio...!
- Tak, wiem jak się nazywam. Więc... Wygląda na to, że mój... romans z Billem stał się bardziej oficjalny, niż to było zamierzone. I... najwyraźniej oboje tego bardzo chcemy. A i druga sprawa – zaczęłam, widząc, że chce już skomentować. - Jego brat wczoraj się do mnie wprosił – oznajmiłam, czując dreszcze na samo wspomnienie. - Pokłóciliśmy się. Ostro.
- Nie mów...?
- Dwa razy zarobił w pysk, gnój miał czelność mnie obrażać. I chciał, żebym odrzuciła Billa.
- O mój Boże, co zrobiłaś?
- Pokrótce, kazałam mu się odwalić. Nie był zadowolony, ale poszedł sobie.
- Dlaczego czuję, że to nie koniec kłopotów z nim? - podsunęła z zasępioną miną. - Powinnaś być ostrożna. Wiesz - kiedy, komu i co mówisz. Nie wiemy, jak bardzo mu może odbić.
- Ja bardziej się boję, że nie będę miała wpływu na to, co wymyśli – odparłam cicho, zaraz potem odbierając swoje śniadanie.
Przez dłuższą chwilę milczałyśmy. Marita dała mi zjeść kilka kęsów, zanim znowu się odezwała.
- Ale jak to do tego doszło, że ty i Bill...? Widziałam, jak wysiadałaś wczoraj pod moim biurem – dodała, uśmiechając się z satysfakcją. - Dlaczego nie weszłaś?
- Pozostawię to bez komentarza. Nie wyszedł nam ten obiad. Zwiałam, gdy tylko zjedliśmy, ale... po wizycie Toma przyjechał do mnie on i spędziliśmy razem wieczór. Dużo rozmawialiśmy i... Jak zwykle załatwił wszystko po swojemu! - wyrzuciłam z siebie ze złością, na co przyjaciółka zaczęła się ze mnie śmiać. - To nie jest zabawne. Chwilami tak mnie tym irytuje! Wszystko sobie obmyśliłam. Co mu powiem i tak dalej, a on po prostu przerwał mi i stwierdził, że nie mam być idealna i tak dalej. Boże! JAK ON MOŻE RZUCAĆ TAKIMI TEKSTAMI NA POWAŻNIE?! Przecież ja na jego miejscu zapadłabym się pod ziemię!...
- A co zrobiłaś wczoraj? - przerwała mój monolog, na co zapowietrzyłam się nieco, aż w końcu potrząsnęłam głową.
- Dziewczyno, nic nie byłam w stanie zrobić. On po prostu mówił, a ja wierzyłam, że to prawda. Miał odpowiedź na każde moje słowo sprzeciwu, jakby doskonale wiedział, jaka rozmowa go czeka. Wychodził ode mnie przed północą. A ja potem nie mogłam spać. Horror.
- No, no, trafił ci się prawdziwy samiec.
- On?! Jeszcze niedawno biegał w kobiecych ciuszkach! - niemal pisnęłam, na co Marita otworzyła szerzej oczy.
Chyba była w szoku. I dochodziłam do wniosku, że ja też powinnam i doskonale wiedziałam – nie było już co liczyć na modlitwę. Znowu otworzyły się drzwi lokalu, zawiało i poczułam zapach osoby, która chwilę temu zatrzymała się za moimi plecami. Obracając się do niego, otwierałam już usta, próbując wymyślić, co powiedzieć. Nic, zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy, ale kiedy spojrzałam na jego twarz, to nie było już ważne. Wybuchłam takim śmiechem, że chyba nawet moja agentka się zdziwiła, dopiero po dłuższej chwili zaczynając chichotać. Bill wciąż stał zażenowany tuż za mną.
- Panie Kaulitz... - zaczęła Marita, mimowolnie się uśmiechając. - Pan znacząco naciąga moją prośbę... - oznajmiła, na co on prychnął głośno.
- Tak się składa, że wróciłem tu pierwszy raz. Po prostu miałem szczęście – odparł, zerkając na mnie złośliwie.
Na szczęście to ja się uspokoiłam.
- A może po prostu mnie śledziłeś?
- Wybacz, nie zdążyłem. Musiałem jeszcze rano przymierzyć jakieś damskie ciuszki – rzucił, trzepiąc przy tym rzęsami.
A miał cudowne rzęsy, więc miał czym. Niemniej to znowu sprawiło, że zaczęłam się z niego nabijać. Jak dobrze, że ten człowiek ma dystans do siebie, inaczej chyba by mnie w końcu zabił. Bill dosiadł się do stolika i również zamówił sobie śniadanie.
- Więc o czym tak zawzięcie dyskutowałyście? - zainteresował się, spoglądając na mnie znacząco.
- To były babskie ploty, proszę pana, więc...
- Proszę mi mówić po imieniu – przerwał mojej przyjaciółce, a ja tylko podniosłam wzrok na jej zaskoczoną minę. - No i Al'y, słyszałem, jak bezczelnie mnie obgadujesz. Sądzę, że w związku z tym należy mi się ta kolacja. Bo przed obiadem nas nie puszczą – dodał, najwyraźniej zauważając uniesioną brew mojej przyjaciółki.
- Zobaczymy – odparłam cicho, wciąż czując rozbawienie.

Wkrótce moja agentka uznała, że ma dość robienia za piąte koło u wozu i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Pożegnała się, a wstając od stolika posłała mi znaczące spojrzenie. Zaraz potem pacnęła chłopaka w ramię, aż poderwał zaskoczony głowę znad swojego talerza, jakby zza pleców wyskoczyła mu jakaś fanka. Niemal widziałam, jak odetchnął, że to nie to.
- Bill, bądź łaskaw dobrze zadbać o moją gwiazdkę kina, ok? Zostawiam ją w twoich rękach – powiedziała poważnie, po czym puściła mi oczko i wyszła.
Ja za to czułam, że za moment spalę się ze wstydu. Kaulitz spojrzał na mnie z tak zadowolonym z siebie uśmiechem, że czułam się, jakbym nie miała z nim najmniejszych szans. Zmierzył mnie niespiesznie wzrokiem, gdy najwyraźniej uznał, że nikt go za to nie upomni i zwilżył powoli wargi.
- Długo się znacie? - zapytał, jakby wcale przed chwilą nie próbował pożreć mnie spojrzeniem.
- Od początku mojej drogi do aktorstwa – odparłam. - Wynajęłam ją jednorazowo, gdy miałam brać udział w jakimś filmie, ale ludzie z organizacji strasznie kręcili, więc uznałam, że nie chcę, żeby zrobili ze mnie kretynkę. Marita poustawiała ich po kątach i już wiedziałam, że potrzebuję kogoś takiego jak ona.
- Zachowuje się jak twoja starsza siostra – stwierdził, po czym westchnął. - Niestety, Jost bardziej przypomina ojca albo troskliwego wujka. Nie rób tego, nie rusz, bo się sparzysz, idź tam, w porządku, ale niech ja to najpierw ocenię, bla, bla, bla...
- A jednak wtedy po bankiecie przybiegł tu, żeby pomóc ci się ze mną spotkać.
- To też, ale gdyby nie chodziło o teledysk, uwierz, że nie ruszyłby dupy – stwierdził, podpierając łokieć o stół, a głowę na ręce. - Na szczęście nie znalazł nikogo wcześniej. A twoja agentka? Nie wykastruje mnie przy pierwszej nadarzającej się okazji? - zapytał rozbawiony.
- Ciebie nie, ale znasz dobrze jedną osobę, której to niestety grozi. Jak tam w ogóle? - podsunęłam, mając nadzieję, że mnie rozumie.
- Nijak. Nie zastałem go wczoraj w domu, spędził znowu noc w klubie, więc pewnie jeszcze spóźni się na plan, ale reżyser mówił, że zaczniemy od naszych scen, więc się nie martwię – przyznał.
Oboje już zjedliśmy, a do zdjęć pozostała godzinka. Nie zdziwiłam się więc, że chłopak podniósł się ze swojego miejsca i w żadnym wypadku nie pytając o zdanie, poszedł zapłacić za siebie i za mnie. Obserwowałam zdumiona plecy tego z pewnością wymierającego gatunku faceta i westchnęłam z głupawym uśmiechem na twarzy. Od kiedy go poznałam, dochodziłam do wniosku, że wcześniej moje życie było po prostu ubogie w doznania...
- Nie widziałem twojego samochodu przed knajpą – stwierdził, a ja potaknęłam z uśmiechem.
- Nie ma go tam.
- Więc jedziesz ze mną? - zaproponował, na co zagryzłam lekko wargę.
- To nie będzie... podejrzanie wyglądało? - zapytałam, na co on westchnął cicho.
Usiadł z powrotem przy stoliku, przysunął się, a potem kiwnął na okno i kazał mi spojrzeć w odpowiednim kierunku. Niemal natychmiast dojrzałam jakiegoś paparazzi, który ukrył się w popłochu w jakimś aucie i otworzyłam szerzej oczy. Jakim cudem on ich zauważał? Cóż, musiał mieć dość doświadczenia.
- Twoje spotkanie z Maritą, moje przyjście i nasze wspólne opuszczenie lokalu z pewnością zostanie zarejestrowane i nie pozostawi wątpliwości. Przede wszystkim wylecz się z przejmowania się tym, co ktoś pomyśli już teraz, jeśli nie chcesz źle skończyć – dodał całkiem poważnie, po czym podniósł się i wyciągnął dłoń w moją stronę.
Zamrugałam kilkakrotnie oczyma, przyjmując do wiadomości jego słowa, jak i to, że chciał złapać mnie za rękę. Chyba naprawdę wziął sobie słowa Marity do serca i chociaż nie byłam jajkiem, które mogłoby się stłuc ani wolałam się do tego głośno nie przyznawać, pasowało mi to. Pasowało, jak cholera.

Zaciągnął mnie do swojego samochodu. Zgodnie z jego słowami, zdołałam dojrzeć, że robią nam zdjęcia i uśmiechnęłam się pod nosem, zasiadając na fotelu pasażera, podczas gdy Bill – jak na dżentelmena przystało – zapieprzał właśnie dokoła pojazdu, żeby wsiąść po drugiej stronie. Akurat, gdy zamykał za sobą auto, zabrzęczała moja komórka, więc zajrzałam do torebki.
Marita: „Widzimy się po nagraniu!”
Zaśmiałam się pod nosem. Zerknęłam na Billa, ustalając, że chwilowo jest skupiony wyjeżdżaniem z miejsca parkingowego i postanowiłam szybko odpisać.
„Nie ma mowy! Idę na kolację. Do jutra!”
Nim zdążyłam się przestać cieszyć do telefonu, usłyszałam głos Kaulitza.
- Naprawdę wcześniej tak źle wyglądałem? - zapytał nieco mrukliwie, na co musiałam powstrzymać się przed parsknięciem ponownie śmiechem.
- Wcale nie twierdzę, że wyglądałeś źle. Po prostu... musisz przyznać, że na pewno bardziej kobieco.
- Dziewczynom się podobało – rzucił, na co ja uniosłam wyżej brew.
- Dziewczynkom. Dziewczyny wolą facetów.
- Jesteś dziś wyjątkowo wredna, czy ty przypadkiem nie widziałaś się rano z moim bratem? - wyrzucił z siebie złośliwie, na co posłałam mu chłodne spojrzenie.
Aż za dobrze wiedział, że nie mam i nie chcę mieć z nim nic wspólnego. A ja najwyraźniej próbowałam udawać, że mam kontrolę nad sytuacją. Uśmiechnęłam się po chwili niewinnie, prowokując go do podobnego grymasu.

Biorąc pod uwagę, że mieliśmy jeszcze pół godziny nagrania oraz moją bezsenność, uzgodniliśmy wybrać się jeszcze na kawę. Oczywiście na parterze budynku znajdowała się kawiarnia, więc udaliśmy się tam i spędziliśmy pozostały wolny czas. Nie wiem, jak do tego doszło, ale naprawdę czułam się pewnie w jego towarzystwie. Kiedy był blisko mnie, nawet nie pamiętałam o wpadce z jego bratem. Z pozytywnym nastawieniem udaliśmy się to studia. Na miejscu czekali już reżyser oraz Gustav z Georgiem, których widok mnie nieco zaskoczył, natomiast Bill rozumiejąc, co tam akurat rozmawiali po niemiecku, niespodziewanie wypuścił moją dłoń i zaczął ich opieprzać w tymże języku. Uniosłam wyżej brew, zastanawiając się, o co im poszło.
- Nie mieli przychodzić tak wcześnie – wyjaśnił mi po chwili, ale po jego czerwonych policzkach zaczęłam dochodzić do wniosku, że chyba ściemnia.
- Wpadli popatrzeć? - zapytałam z uniesioną brwią.
- Nie skomentuję tego.
Oboje przywitaliśmy się ze wszystkimi na planie i udaliśmy się do stylistek. Po kolejnych dwudziestu minutach byłam gotowa do pierwszej sceny, która miała pojawiać się przez cały klip. Obejrzałam się raz jeszcze przed lustrem i uśmiechnęłam zadowolona. Sukienka była idealnie czerwona, materiał delikatny i przewiewny, kusząca, ale nie wyuzdana. Moje jasne włosy były złapane jedynie tyle, by zsypywały mi się wciąż na twarz i nieco pofalowane. Wysokie szpilki i mocny makijaż zrobiły swoje. Z pokoju stylistki wychodziłam z mocno bijącym sercem, które stanęło w miejscu, gdy dojrzałam Kaulitza. On zobaczył mnie niemal w tej samej chwili i przez kilka długich sekund wpatrywaliśmy się w siebie bez ruchu. Jego włosy były rozwichrzone bardziej niż zwykle. Musieli zrobić mu bardzo delikatny makijaż, bo nawet z daleka dostrzegałam zmianę w jego twarzy. Jego koszula była zapięta może na jeden lub dwa guziki, odsłaniając jego przyjemnie umięśniony tors i tatuaże, aż westchnęłam cicho. Jak dobrze było mieć poczucie, że za chwilę będę miała wymówkę by się do niego zbliżyć. Trochę denerwowało mnie, że jednak wewnętrznie potrzebuję ją mieć. W korytarzu nikogo nie było, więc kiedy podszedł do mnie i objął w pasie, na wpół świadomie wstrzymałam oddech.
- Próbowałem sobie wyobrazić, jak będziesz wyglądała, ale jak zwykle mnie zaskoczyłaś – stwierdził, a jego dłoń przesunęła się wzdłuż mojego biodra. - Bardzo chętnie z panią zatańczę, pani Stack – oznajmił, po czym nachylił się, jakby chciał mnie pocałować i westchnął cicho. - Zabiją mnie, jeśli spierniczę ci teraz makijaż, prawda?
- Najprawdopodobniej – odparłam, uśmiechając się z rozbawieniem.
Nawet nie wiem, kiedy moje dłonie oparły się o jego tors. Wiem, że zabrałam je w jednej chwili, gdy usłyszałam odchrząknięcie i to nawet nie był reżyser, tylko drugi Kaulitz! Chciałam wymknąć się Billowi, ale on nie pozwolił na to, przyciągając mnie za to bliżej siebie.
- Wow. Sądziłem, że nie dotrzesz nawet na swoją godzinę. Prawie zrobiłeś na mnie wrażenie – stwierdził, na co jego bliźniak prychnął głośno niezadowolony.
- Nie mogłem się oprzeć, żeby zobaczyć tę szopkę. Chłopaki od rana o niczym innym najwyraźniej nie mówią – stwierdził, lustrując mnie wyraźnie wzrokiem, jednak nie zwrócił się do mnie ani słowem.
Poczułam za to, że Bill przyciska mnie mocniej do siebie. Niespodziewanie zdałam sobie sprawę z tego, jak mocno bije mu serce. Był podenerwowany. A może przyspieszyło już wcześniej, zanim pojawił się jego brat? Spojrzałam na poważną twarz chłopaka i mimowolnie rozluźniłam się. Pozwoliło mi to również ocenić, że Tom nie spuszczał ze mnie wzroku, bo gdy tylko oparłam głowę o ramię młodszego Kaulitza, starszy prychnął wściekle, po czym ruszył w stronę planu.
- Wiem, co myślisz, ale nie da się nic zrobić. Po prostu udajmy, że go tam nie ma – powiedział, zanim ja zdecydowałam się wydusić z siebie choćby słowo.
Właściwie chwilami wygodnie było zdać się na jego decyzje, więc i tym razem dałam się zaciągnąć przed kamery, gdzie czekał już na nas reżyser i kilku techników. Rozmawialiśmy przez dłuższą chwilę o tej scenie, a potem dołączyła do nas jeszcze para, która miała nauczyć nas układu. Z początku oboje byliśmy nieco sztywni, stawiając swoje pierwsze kroki, ale szybko zaczęło nam się to podobać. Tańczyliśmy z początku na sucho, więcej się przy tym śmiejąc, niż naprawdę grając, a potem włączyli nam muzykę. Mieliśmy spróbować na poważnie, ale kilka minut zajęło nam zrobienie pierwszego kroku bez durnych uśmieszków. Kiedy opanowaliśmy kroki, nadszedł czas, żeby włożyć w to trochę aktorstwa. Podali nam wody, żebyśmy się ogarnęli i zaraz mieliśmy zacząć jeszcze raz. Zdałam sobie sprawę, że całkiem wyleciała mi z głowy obecność pozostałych. Georg i Gustav przez cały czas o czymś ględzili na swoich miejscach, ale dotąd dość sporadycznie spoglądali w naszą stronę, jednak Tom najwyraźniej nie odrywał od nas wzroku. Powtórzyłam sobie w myśli, że nic mnie to nie obchodzi i obróciłam się do Billa, który właśnie mi się przyglądał bez słowa. Musiał widzieć, gdzie patrzyłam, więc w jednej chwili poczułam, że robi mi się głupio.
- Luźno, nie reaguję, tak? - powiedziałam, zanim zdążył zacząć mnie uspokajać.
- Dobra, moi drodzy, gramy! - upomniał nas reżyser, więc stanęliśmy naprzeciw siebie, starając się utrzymać poważne miny.
Muzyka ruszyła, a my jeszcze przez chwilę się nie ruszaliśmy, patrząc sobie w oczy z niewielkiej odległości. Tylko nasze klatki piersiowe unosiły się i opadały w rytm oddechu. Potem zaczęliśmy tańczyć, skupiając się na uwagach od reżysera, które dostaliśmy wcześniej. Było mi gorąco, ale bynajmniej nie z wysiłku. Włoski na karku stawały mi dęba, gdy czułam jego delikatny dotyk. Jednocześnie prowadził mnie w tańcu, sprawiając, że czułam się jak księżniczka. Tylko, że on w takim razie musiał być smokiem, który miał mnie pożreć. Gdy na koniec fragmentu Bill przyciągnął mnie znacznie mocniej, niż było to w założeniach, dosłownie wkomponowałam się w jego ciało, podrywając z zaskoczeniem wzrok na jego twarz. Zastygliśmy tak w bezruchu, wpatrując się w siebie z przyspieszonymi oddechami. Usłyszałam zza kamery „dobra, mamy to”, jakby nikt nie zauważył, że kogoś tu poniosło, a jednak... nie byłam w stanie się ruszyć. Znowu zupełnie pochłaniał mnie tym gorącym spojrzeniem, aż musiałam wziąć głęboki oddech.
- Bill? - odezwałam się cicho.
- Zaprosisz mnie do siebie na kolację? - zapytał, jakbyśmy wcale nie byli w tracie nagrywania teledysku, a przecież wszyscy patrzyli na to, jak wciąż stoimy przyklejeni do siebie.
- Nie jestem najlepszą kucharką – mruknęłam zupełnie rozbita.
- Więc ja coś ugotuję – odparł, uśmiechając się półgębkiem, a ja już doskonale wiedziałam, co chodzi mu po głowie.
Zrobiło mi się gorąco i odsunęłam się, gdy tylko rozluźnił uścisk. Potem zostawił mnie tam, jakby nigdy nic podchodząc do reżysera. Starając się ominąć wzrokiem jego bliźniaka, przysiadłam z boku i westchnęłam. Nasz taniec był pełen takich momentów, gdy serce chciało mi wyskoczyć z klatki piersiowej. Byliśmy tak blisko, a nasze wargi dzieliły marne centymetry. Może gdyby nie było tam choć reszty zespołu chłopaka, dałabym się skusić, ale tak czułam tylko, że coraz bardziej chcę tej wspólnej kolacji i tego, co jeszcze mogło się wydarzyć.

Pozostała część klipu poszła znacznie sprawniej. Każdy robił, co do niego należało i uwijaliśmy się z tym o wiele szybciej niż z naszą nauką układu i ćwiczeniami. Wszystko było pięknie, dopóki w ostatniej scenie, gdzie goniący za mną Bill miał mnie wreszcie dopaść - owszem, zrobił to, tylko że w sekundę po tym wpił się w moje wargi, a ja usłyszałam trzask gdzieś po drugiej stronie pomieszczenia.
- Tego, do cholery, nie było w scenariuszu. To miał być teledysk, a nie pornos! - wykrzyczał mocno poirytowany starszy Kaulitz.
- Właściwie mógłbym to tak zostawić, jeśli faktycznie jesteście razem – wtrącił się reżyser, a ja spłonęłam rumieńcem i coś gorącego przewróciło mi się w żołądku.
Tylko Bill uśmiechał się zadowolony z siebie. A ja nie mogłam uwierzyć, że facet tak szybko to wywnioskował. W takim tempie lada chwila cały świat będzie o nas wiedział.
- Świetnie, więc zostawmy tak – oznajmił mój Kaulitz, po czym odchrząknął cicho, raz jeszcze zmierzył mnie wzrokiem i odsunął się.
Wtedy jednak tuż przy nas znalazł się wściekły Tom. Chyba już odruchowo odnalazłam dłoń Billa, ale chociaż przypomniało mi się, jak przeraziłam się minionego wieczoru, nie schowałam się za chłopakiem.
- Jaki związek, do cholery, to zwykła maskarada – warknął w moją stronę, a Bill ze złością zrobił krok w bok, żeby stanąć pomiędzy nami.
To naprawdę było kochane, ale nie byłam już dziesięcioletnią dziewczynką, więc ja również się wysunęłam. Młodszy Kaulitz spojrzał tylko na mnie przez ramię i chyba jeszcze nigdy nie widziałam jego twarzy tak spiętej.
- Tom, proszę cię, przestań. Nie wpieprzaj się.
- Jakie przestań? Ona jest...
- ...ze mną – dokończył za niego ze znaczącą miną. - Zrozum, że ja tego chcę – powiedział, a ja zdałam sobie sprawę, że wszyscy prócz Gustava i Georga zmyli się, niby to zająć się klipem, ale najwyraźniej nikt inny nie chciał być świadkiem tej kłótni.
- Jesteś głupi i ślepy.
- Świetnie, więc uznaj po prostu, że to nie twój interes i wszystko będzie jak wcześniej.
- NIC nie jest jak wcześniej, od kiedy ta... - przerwał, najwyraźniej dostrzegając, że zaciskam pięści.
Jeśli obraziłby mnie teraz, znowu bym go uderzyła. Nie było szans, żeby ktokolwiek robił to bezkarnie.
- Porozmawiajmy w cztery oczy – zasugerował Bill bratu, a ja niemal się zbulwersowałam.
Oczywiście, że mi się to nie podobało. Aż za dobrze wiedziałam, że będą rozmawiać o mnie. Nie bardzo rozumiałam, co takiego ma do powiedzenia bliźniakowi, że nie mogło mnie przy tym być, ale patrzyłam tylko oniemiała jak się ode mnie oddalają. Żaden z nich nie spojrzał w moją stronę, kierując się w tylko sobie znane miejsce. Wtedy usłyszałam głos Georga.
- Dogadają się, to bliźniaki. Oni zawsze mają swoje jazdy, daj im to załatwić po swojemu – zasugerował, co sprawiło, że dopiero wtedy odetchnęłam.
Nie miałam pojęcia, skąd tam się nagle wzięli. Obaj. Uznając jednak, że są chyba po mojej stronie, podeszłam bliżej i przysiadłam się na wolne krzesło. Zamierzałam tam czekać, aż bracia skończą rozmawiać. Byłam głodna, bo nie zrobiliśmy przerwy na obiad, a Bill obiecał mi ugotować kolację. Póki co mogłam jednak posiedzieć w towarzystwie osób, które dobrze znają tamtych dwóch gagatków.
- Pewnie doskonale wiecie, jak się poznaliśmy? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam, na co obaj skinęli z głupawymi uśmieszkami. - Przeszkadza wam to? Jako przyjaciołom Billa?
- Właściwie nie wiem, czy widziałem go kiedyś takiego – stwierdził Gustav, spoglądając na kumpla, jakby obaj myśleli, że doskonale wiem, co mają na myśli. Tylko, że ja naprawdę chciałam to usłyszeć od nich, jako osób postronnych.
- Racja. Bill od bankietu chodzi cały czas w skowronkach.
- I z głową w chmurach, ale to dobrze. Jost twierdzi, że dostał wczoraj już dwa nowe teksty. Nie obija się przynajmniej – roześmiał się Georg.
Chyba przez cały czas patrzyłam na nich z szeroko otwartymi oczyma, doskonale zdając sobie sprawę, że nie przejęli się w ogóle tym, jak brzmiało moje pytanie. W porównaniu do bliźniaków, tych dwóch wydawało mi się zachowywać wciąż tak samo niedorzecznie, jak na filmikach, które z nimi widziałam. Było to na swój sposób zabawne i nawet dałam się wciągnąć w rozmowę na temat Kaulitzów. Opowiadali mi różne rzeczy, które tamci dwaj mieli na sumieniu, a ja prawie płakałam ze śmiechu. Czas jednak mijał, a tamci nie dawali znaków życia. Pożegnałam się więc z chłopakami i poszłam się przebrać. Wkładałam na siebie właśnie swoją sukienkę, gdy w torebce zaczął buczeć mój telefon. Odebrałam, nie zaglądając nawet kto to.
- Wyszłaś już? Przepraszam, że to tyle trwało. Zeszliśmy do kawiarni. Jesteś już w domu? - wypytywał mnie zdenerwowany, na co uśmiechnęłam się z rozbawieniem.
- Nie ma mnie w mieszkaniu – odparłam ze złośliwym uśmiechem pod nosem. - A czemu?
- Myślałem, że jesteśmy umówieni? Chyba się nie rozmyśliłaś?

Nie odpowiedziałam mu. Musiał się rozejrzeć, bo rozłączył się i po chwili zatrzymał przed drzwiami, za którymi stałam. Zaśmiałam się, obserwując jego kostki przez szparę pod nimi i niespiesznie włożyłam na stopy szpilki. Potem, gdy tylko minęłam drzwi, Bill zatrzasnął je za mną i przyciskając mnie do nich, wpił się w moje wargi, jakby naprawdę od dłuższego czasu tylko o tym marzył. Niemal każda cząsteczka mojego ciała zabiła na alarm, uświadamiając mi, że niesamowicie kręci mnie jego bliskość. Oderwał się ode mnie po chwili i oparł czoło o moje, jego dłonie przesuwały się po moich bokach, nieco z niecierpliwością drapiąc materiał mojej kiecki. Z wypiekami pomyślałam, że też wolałabym, żeby już ją ze mnie zdjął.
_______________________________
Tum, tum, tum :>

niedziela, 18 września 2016

[.6.] Live like a star

Halo! ^^
Wiecie, co? Mam już za sobą 10 część, coraz więcej pomysłów na to opowiadanie, ale nie jestem przekonana, czy bohaterowie by się ucieszyli, gdyby wiedzieli, co ich czeka ;>.
Ale to w przyszłości. Póki co zapraszam na kolejną część, mam nadzieję, że się spodoba :D.

Aylieen - Coś czuję, że Tom nie raz jeszcze zaskoczy Cię w tym opowiadaniu ;>

derlon76 - Cieszę się, że zdołałam Cię skusić nawet czymś innym niż twc :D Jest duża różnica w pisaniu jednego a drugiego i jakoś mam ochotę na ten układ xD, więc miło, że jesteś zainteresowana ;> A co do Toma... Kto wie? Obecnie chłopak ma spory problem, przede wszystkim ze sobą. Mogę zdradzić, że tamta dwójka nie zna dnia ani godziny... ;> Ja i moja wena dziękujemy za życzenia :*



Live Like A Star
6.
Staliśmy tak naprzeciw siebie, mierząc się spojrzeniami i miałam szczerą ochotę złapać go za te durne kudły, a potem utopić w sedesie. Jakim prawem wpadał do mojego mieszkania i śmiał mnie obrażać?! Tak okrutnie go nienawidziłam, że dosłownie mdliło mnie od jego obecności.
- Masz się odwalić od Billa, czy to jasne? - warknął w końcu w moją stronę, na co uniosłam kpiąco brew. - Zabraniam ci pogrywać sobie z nim.
- To ON wciąż stara się ze mną umawiać, nie na odwrót – uprzytomniłam mu. - Nie masz tu nic do powiedzenia, więc wyjdź stąd i oby to była twoja ostatnia wizyta!
- To, że jest zaślepionym idiotą, nie znaczy, że pozwolę ci go wykorzystywać, czy to do ciebie dociera?! Mój brat nie będzie spotykał się z dziw...
Tego zdania również nie pozwoliłam mu dokończyć, a plaśnięcie o jego policzek było chyba dwa razy głośniejsze niż poprzednio. Kaulitz złapał się za twarz i zaklął po niemiecku. W jednej chwili, gdy podniósł rozjuszony wzrok byłam przekonana, że zaraz się na mnie rzuci i zabije. Zrobiło mi się słabo, ale on opanował się w końcu i cofnął unoszącą się w jakimś odruchu rękę. Zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście o mało mnie nie uderzył i naprawdę się przeraziłam. W oczach stanęły mi niemal łzy, jedynie głęboki oddech uratował mnie przed tym nieszczęściem. Musiał w tamtej chwili doskonale zdawać sobie sprawę, że się go boję.
- Pożałujesz, jeśli mnie nie posłuchasz. Znajdź sobie innego kretyna, na którym będziesz robiła karierę.
- Jesteś chory – skwitowałam cicho, zdając sobie sprawę, że założyłam ręce w zamkniętej postawie, serce waliło mi ze strachu. - Co mi zrobisz? Wtłuczesz mi? Powiesz komuś, że z tobą spałam? Bo najwyraźniej nastawianie brata przeciwko mnie zupełnie ci nie wychodzi. Jesteś bezsilny ze swoją chęcią wpieprzenia się w nasze życie, pogódź się z tym – powiedziałam mimo wszystko najbardziej opanowanym tonem na jaki było mnie stać. - A teraz zniknij stąd.
- Mylisz się, to ty się nam wpieprzasz do życia – syknął i po chwili byłam już sama.
Zamknęłam oczy i przełknęłam gęste ohydztwo, w które uformowała się moja ślina. Miałam sucho w gardle. Na raz wypiłam trzymaną wciąż w ręku lampkę wina. Cała się trzęsłam z nerwów, gdy usiadłam na kanapie i zaczęłam grzebać w torebce. Z tego wszystkiego nie mogłam znaleźć swojego telefonu. Przymknęłam powieki, wzięłam kolejny głęboki oddech i zajrzałam jeszcze raz. Jest. Zamierzałam zadzwonić do Mariny. Niedawno zmieniałam telefon, więc jeszcze nie miałam ustawionego szybkiego wybierania, jednak wśród ostatnich kontaktów ujrzałam jedno nowe imię i coś mnie zabolało. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę widzieć się z przyjaciółką. Wybrałam więc numer i z mocno bijącym sercem czekałam, aż po drugiej stronie odezwie się głoś.
- Halo? - dotarło do mnie zaskoczone zapytanie. - Alicia?
- Tak. Czy... mógłbyś do mnie przyjechać? - zapytałam, nie dając jednak rady opanować na koniec płaczliwej nuty.
Zacisnęłam mocno zęby.
- Coś się stało? Al'y, czy ty płaczesz? - wyrzucił z siebie natychmiast spanikowany.
Słysząc to jego zdrobnienie, poczułam ucisk w klatce piersiowej i naprawdę zaczęłam płakać. Cholera, nie teraz.
- Możesz przyjechać? Wyślę ci adres – powiedziałam, czując, że nie dam rady teraz z nim rozmawiać, potrzebowałam się uspokoić.
- Dobrze. Będę najprędzej jak się da.
- Dzięki.
Rozłączyłam się po tym i wysłałam mu dokładny adres. Gdy odkładałam telefon na ławę, drżały mi ręce. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Starszy Kaulitz zupełnie wytrącił mnie swoją postawą z równowagi. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nawet nie chodziło o to, żeby poskarżyć się na niego Billowi, nie chciałam być sama. Nie chciałam też słuchać przyjaciółki, która zwyzywałaby go od najgorszych, przekonując mnie, że on nie ma racji, ale dlaczego ona miałaby znać prawdę? Była nieobiektywna, zupełnie nieobiektywna, znałam jej zdanie, nie potrzebowałam tego od niej usłyszeć. Istniała tylko jedna osoba, która mogła odpowiedzieć na to bolące mnie pytanie i chociaż byłam przerażona, że zaraz tu będzie, nie zniosłabym dłużej tego uczucia. Bałam się również powodu, dla którego ta sprawa tak bardzo mnie obchodziła. Zupełnie zgubiłam się w tym jego spojrzeniu. Zaginęłam i wcale nie chciałam się odnaleźć, a samo to uczucie było przepełnione niepewnością. Nikt nie wiedział, co może przynieść, a ja tak bardzo przywykłam do bezpiecznej wymówki narzeczeństwa z Criegiem, że nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Zbyt długo oszukiwałam się, że „może być” w moim życiu osobistym wystarczy.
Poderwałam się z kanapy, gdy po niespełna pół godziny ktoś znów zapukał do drzwi. Miałam miękkie nogi i musiałam wziąć się w garść, żeby ruszyć się z miejsca. W końcu podeszłam po drodze do lustra, otarłam twarz i uznając, że to najwyraźniej już, niepewnie otworzyłam drzwi przed młodszym Kaulitzem. Patrzył na mnie dużymi, zmartwionymi oczyma i przez dłuższą chwilę żadne z nas nie było w stanie wydusić z siebie słowa. Cofnęłam się więc, żeby zrobić mu przejście. Zamknęłam mieszkanie na zamek, gdy tylko mnie minął i spojrzałam na niego, czując, że jeśli nie przestanie się tak gapić, zaraz znów się rozkleję.
- Wejdź – odezwałam się w końcu, wskazując mu na salon, jednak niewiele go to obeszło.
Zbliżył się do mnie jednym krokiem tych swoich długich nóg i złapał w dłonie moje policzki, nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, poczułam jego zniewalający zapach i wargi dotykające moich. To był krótki i niezbyt natarczywy pocałunek, po którym zatrzymał się blisko mojej twarzy, znowu pozwalając mi na moment zapomnieć o wszystkim, prócz jego oczu. Gdy w nie patrzyłam, nie pamiętałam nie tylko języka w gębie, ale nawet jak się nazywam.
- Płakałaś, jestem pewien. Co się stało? - zapytał cichym, kojącym głosem, a ja otwierałam już usta, żeby powiedzieć mu o wizycie jego brata, ale... nie mogłam.
Jeszcze nie teraz.
- Przyjechałeś autem? Wybacz, ale potrzebuję się napić – oznajmiłam cicho, gdy wreszcie przypomniałam sobie, jak się mówi.
- Chętnie wypiję lampkę – odparł po chwili, na co uniosłam brew.
- Skąd...? - chciałam zapytać, oglądając się przez ramię, ale nim zdążyłam skończyć, on oblizał powoli dolną wargę i już wiedziałam, co powie.
- Smakujesz winem.
Och, nie rób mi tego – pomyślałam, przełykając znów nerwowo ślinę. Dlaczego on tak prowokował, gdy ja dopiero nasłuchałam się od jego bliźniaka od dziwek?
Nie odpowiedziałam mu, tylko podeszłam do barku po drugą lampkę i nalałam do niej trunku, podając mu go, gdy tylko dołączył do mnie w salonie. Zauważyłam, że zdjął swoje buciory i uśmiechnęłam się lekko, dochodząc do wniosku, że zrobił się jakby ciut niższy, ale i tak musiałam zadzierać głowę do góry. Moje metr sześćdziesiąt miał na to swój wpływ.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało? - zapytał znów, zanim upił pierwszy łyk wina.
- Chcę powiedzieć ci o sobie kilka rzeczy, które powinny pozostać między nami i chcę, żebyś się zastanowił, czy na pewno chcesz... kontynuować naszą znajomość w ten sposób – powiedziałam wreszcie, wyjątkowo starając się uważać na słowa.
Rzecz jasna ani przez chwilę na niego nie patrzyłam. Sama miałam już też swoją kolejną porcję alkoholu i niespiesznie tym razem ją w siebie wlewałam.
Chłopak był wyraźnie zaniepokojony moją zapowiedzią monologu, którego zapewne będzie musiał wysłuchać. Musiałam po prostu to zrobić. Inaczej nie wytrzymałabym ze sobą i z tym, co działo się ze mną w jego pobliżu. A kolejnego dnia przy nagrywaniu teledysku najpewniej całkiem odeszłabym od zmysłów, o ile w ogóle dałabym radę to zrobić. Spodziewałam się raczej, że dałabym stamtąd nogę na widok Toma, a byłam w tamtej chwili pewna, że on się tam pojawi. Był tylko jeden sposób, żeby oszczędzić sobie tego wstydu i siedział właśnie obok mnie. Jednak on również zamierzał mnie zaskoczyć. Zobaczyłam, że tym razem w nerwowym odruchu zwilża wargę i znów podniosłam wzrok na jego oczy.
- Powiedz mi... czy to o czym będziemy rozmawiać ma coś wspólnego z tym, że w drodze tutaj minąłem się z bratem? - zapytał spokojnie, a ja poczułam tylko, że krew tym razem odpływa mi z twarzy.
Musiałam mocno zblednąć. A on znowu to robił. Niszczył moje plany i zupełnie przejmował kontrolę nad rozmową, chociaż bardzo zależało mi, żeby zrobić to po swojemu, a o tej kłótni nie wspominać mu wcale, ewentualnie wspomnieć na koniec. Ale oczywiście nie mógł mi na to pozwolić. Nawet nie odpowiedziałam.
- Był tutaj? - zadał kolejne pytanie, na które tym razem bardzo delikatnie i jeszcze bardziej niechętnie pokiwałam głową. - Kurwa – warknął natychmiast najwyraźniej wściekły, przeciągając to słowo tak, że przeszły mnie dreszcze.
Potem przymknął oczy i z głupią miną wziął głęboki oddech. Jego techniki uspokajania się wyglądały bardzo podobnie do moich.
- Al'y, cokolwiek powiedział... Przepraszam cię za niego...
- Nie po to chciałam, żebyś przyjechał – przerwałam, a on spojrzał na mnie wyczekująco. - Chrzanić to, że mu coś nie pasuje. Dość wyraźnie mu to wyjaśniłam. Mimo to sądzę, że będę zupełnie fair wobec ciebie dopiero, gdy powiem ci... to wszystko – wydukałam, widząc, że odstawia wino i zbliża się do mnie.
Dotknął zewnętrzną częścią dłoni mojego policzka, a potem delikatnie złapał mnie za brodę, żebym spojrzała mu w oczy, chociaż moje serce przypominało gołębia próbującego nawiać z klatki, a oczy spodki od filiżanki.
- Wcale nie chcę, żebyś była idealna i zawsze fair wobec mnie, bo wiem, że ja też nie dam rady taki być. Chcę cię poznawać i dowiadywać się od ciebie kolejnych rzeczy, które będziesz chciała mi opowiedzieć, ale nie dlatego, że wydaje ci się, iż to mi się to nie spodoba.
- A nie jest tak, że niektóre rzeczy lepiej powiedzieć od razu, żeby druga osoba potem się nie zawiodła? - odezwałam się, opanowując się nieco i pozwoliłam, żeby ciepło jego dotyku rozprzestrzeniało się, gdzie tylko zechce.
- A nie jest tak, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal? Tak ogólnie, o ile nie próbujesz mi powiedzieć czegoś w rodzaju, że przywykłaś żyć w trójkącie albo nie wiem... nie uprawiasz seksu przed ślubem?, to właściwie nieistotne i może wyjść przy okazji, jeśli zajdzie taka potrzeba – stwierdził, a ja mimowolnie wybuchłam śmiechem i walnęłam go w ramię.
Pajac!
- Więc to jest najważniejsze? Seks przed ślubem? - wyrzuciłam rozbrojona już z całej chęci spowiadania mu się ze swojego życia.
- Ej, nic takiego nie powiedziałem, dobrze? - Śmiał się. - Po prostu uznałem, że to informacja, którą byłoby dobrze usłyszeć naprzód, zanim któregoś dnia mnie poniesie. Najważniejsze jest to, że od jakiegoś czasu nie mogę znieść myśli, że ktoś mógłby... Hm, wolałbym mieć cię dla siebie, o ile będzie to dla ciebie równie nieszkodliwe jak moja obecność – powiedział wreszcie, doprowadzając mnie dosłownie do palpitacji serca.
Czy on właśnie powiedział, że chciałby być ze mną? I chciał mnie na wyłączność? I przepraszam, co miało znaczyć, że „któregoś dnia go poniesie”? Szczególnie „któregoś dnia”! To było niemożliwe, żebym działała na niego tak samo, jak on na mnie. W innym razie już dawno skończylibyśmy w sypialni albo innym miejscu, w którym dość komfortowo można się do siebie dopaść. Jeśli po pijaku uznałam, że jego brat ma zwierzęcy magnetyzm, to Bill musiał być stuprocentowym magnesem wyspecjalizowanym do przyciągania MNIE. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Niemniej nie mogłam po prostu stać tam i zachowywać się, jak idiotka.
- To niewykonalne – oznajmiłam poważnie, co na moment zbiło go z tropu. - Ty i nieszkodliwość? Przecież to przeciwności – dodałam, kręcąc głową, jakby to było oczywiste.
W jednej chwili na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, a ja chłonęłam spojrzeniem te wargi z myślą, że skoro już raz mnie pocałował, nie powinien się specjalnie krępować przed zrobieniem tego ponownie.
- I jak tu nie zwariować na twoim punkcie? - mruknął,jakby naprawdę się nad tym zastanawiał, ale tym razem zupełnie już nie miałam siły znaleźć właściwej odpowiedzi.
Przynajmniej tak sądziłam przez kilka pierwszych sekund, gdy stałam z rozchylonymi lekko wargami, zupełnie zagubiona w innym wymiarze.
- Widzę, że praca domowa odrobiona. Nauczyłeś się prawić komplementy.
- Miałem dobrą nauczycielkę.
- Kim ty jesteś i co robisz w moim życiu? - zapytałam ze zmrużonymi powiekami, nie mogąc się powstrzymać w atmosferze, jaka zapanowała, a ja doskonale wiedziałam, że to jego sprawka.
W odpowiedzi Bill na początek objął mnie ramieniem w pasie i poczułam, jak przechodzą mnie dreszcze. Zrobił minę, jakby mocno nad czymś myślał.
- Chyba kimś w rodzaju psychofana. Właśnie spełniają się moje marzenia, mam farta – stwierdził, zupełnie pogrążając mnie w wypiekach.
Arrr, nie cierpiałam tak stać, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa. Znów podniósł moją brodę, żebym spojrzała mu w oczy, jakbym była mało zagubiona w tym, że jest tu tak blisko i mówi te wszystkie, o matko, rzeczy.
- Sądziłem, że specjalistka od komplementów będzie do nich bardziej przyzwyczajona – rzucił, uśmiechając się z rozbawieniem.
- Jeśli nie przestaniesz, wkrótce cię stąd wygonię – oznajmiłam lekko zachrypniętym głosem.
Chłopak miał minę, jakby zrozumiał, że w przeciwnym razie może zostać i śmiejąc się, uwolnił mnie z objęcia, wracając na kanapę. Przez chwilę wahałam się, czy nie uciec na fotel, ale tak naprawdę wiedziałam, że wcale nie chcę już uciekać. Opadłam więc tuż obok niego i napiłam się wina. Więc tak to miało wyglądać? I naprawdę nic innego nie miało znaczenia? W jaki sposób w tamtej chwili w to wierzyłam? Oparłam się wygodnie o oparcie i spojrzałam na niego, czując przyjemną bezkarność i przyzwolenie na, przyglądanie mu się do woli, gdy robił to samo.
- A co z...?
- Nieważne – przerwał mi, jakby doskonale wiedział, że próbuję zapytać o jego brata. - Nie powinnaś w ogóle o tym myśleć. Jutro mamy nagranie, nie wiem, jak ty, ale ja nie mogę się doczekać.
- Może... - mruknęłam, uśmiechając się wymownie pod nosem.
- Uspokoiłaś się – zauważył głośno, na co ja faktycznie odetchnęłam, jak na potwierdzenie. - Zaskoczyłaś mnie, ale cieszę się, że zadzwoniłaś akurat do mnie. A Tomowi dam popalić, więc nie martw się, nie zbliży się do ciebie więcej.
- Nie powinieneś kłócić się z nim z mojego powodu.
- Nie mogę mu pozwolić, żeby się tak zachowywał – odparł nieco agresywnie, co nieco mnie zaskoczyło. - Nie złość się, że o nim mówię. Wydaje mi się, że on już sam nie cierpi tego, co robi, dlatego tak wkurza go wszystko, co ma z tym coś wspólnego. Powinien najpierw poradzić sobie z sobą, zanim zacznie kogoś oceniać.
- Wiesz, w końcu nawet wasz menadżer przekonywał mnie do teledysku ze względu na korzyści choćby z samych spekulacji o naszym romansie – podsunęłam, na co posłał mi lekceważące spojrzenie.
- Całą sobą pokazywałaś, że nie masz na to najmniejszej ochoty, a wiedział, że zależy mi na wymówce spotkania cię. Dręczyłem go o to od kiedy przyjechał po mnie i Toma po bankiecie. To była wymówka.
- Ale prawdziwa.
- Ale czy to cokolwiek zmienia? - zapytał w końcu, wzruszając ramionami. - I twoja, i moja kariera na tym skorzysta. Będziemy się dobrze bawić, media będą się cieszyć i kogo to właściwie obchodzi? Przecież zadzwoniłaś po mnie, żebym zdecydował, czy chcę być z tobą bez względu na coś tam – przewrócił oczyma, jakby to naprawdę była bzdura. - To działa obopólnie, Al'y, więc Tom może sobie co najwyżej wymyślić, że oboje się wykorzystujemy, ale to przecież idiotyzm. Na tym polega związek dwóch osób, żeby wzajemnie się wspierać.
Z-związek? Osz...
- Matko, ile ty gadasz... - rzuciłam na głoś, nie mogąc ogarnąć natłoku myśli, który zebrał się pod wpływem wszystkiego, co dziś mówił.
Bill natomiast zupełnie zdębiał, jakbym co najmniej powiedziała mu, że to tylko taki żart i właściwie niepotrzebnie się produkował. Ale widząc jego minę, zaśmiałam się i jego twarz też złagodniała. Przetarł twarz dłonią i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Przysięgam, że kiedyś przyprawisz mnie o zawał.
W sobie tylko znany sposób chłopak odciągnął mnie od głównego tematu naszego spotkania i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim po trochu, śmiejąc się, trochę wspominając. Obiad raczej nam nie wypalił, ale wieczór spędziliśmy zapatrzeni w siebie i chociaż niechętnie się z nim żegnałam, wiedziałam, że następnego dnia zobaczę go na planie teledysku i byłam spokojna.
- Zadzwonię, jeśli uda mi się nie popełnić morderstwa, żeby sprawdzić, czy nie świrujesz.
- Że niby co? - zdumiałam się.
- H I S T E R Y C Z K A – przeliterował mi złośliwie, a po chwili był już za drzwiami. Właśnie miałam go opieprzyć, gdy pochylił się gwałtownie, na moment wpił w moje wargi i w jednej chwili uciekł.

Tym razem to jemu udało się zostawić mnie z opadającą szczęką. I płonącymi ustami.

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.