wtorek, 26 grudnia 2017

16. Live Like A Star

Hejoszki ;)
Najpierw spóźnione WESOŁYCH ŚWIĄT!
A teraz zapraszam na następną część z naszymi rozrabiakami ;3. Szydło wychodzi z worka, myślę też, że znajdziecie w tej części coś, co tygryski lubią najbardziej ;) - if you know what I mean xD.
I cóż mogę rzec? Smacznego.
Dajcie czasami znać, że wciąż tu jesteście :D.
<3
Wasza Czekoladka : )

Live Like A Star

16.
Lekarz przeniósł się do swojego biurka i poprosił, żebyśmy do niego dołączyli, ponieważ w związku ze zgodą Billa, musieliśmy omówić przebieg leczenia zdiagnozowanych zaburzeń. Mniej więcej od chwili, gdy usiedliśmy w fotelach po drugiej stronie pomieszczenia, zaczął się naukowy bełkot. No, może nie do końca bełkot, bo doktor mówił bardzo wyraźnie i powoli, tłumacząc i upewniając się, że rozumiemy, czym są zaburzenia oraz nazwał po imieniu typowe objawy przy ataku paniki, których większość mogłam osobiście doszukać się we wcześniejszym zachowaniu chłopaka. On sam wydawał się być nieobecny i tylko jego odpowiedzi zdradzały, że wszystkiego uważnie słucha. Podkreślił, że terapia będzie wymagała od Billa przyznania się przed sobą do wielu rzeczy, które od siebie odpycha, nauki panowania nad strachem oraz zmiany spojrzenia na siebie.
Pokrótce musiał stawić czoła wszystkiemu, przed czym od lat uciekał, dając się zapędzić w kozi róg. Czarę przepełniła kolejna informacja.
- Konieczne będzie również leczenie farmakologiczne...
- Słucham? - wszedł facetowi w słowo. - Nie, nie chcę.
- Bill, te leki pomogą ci poprawić samopoczucie, dzięki czemu będziesz mógł przejść terapię.
- Ale NAPRAWDĘ nie trzeba. Pogodziłem się z bratem. Wróciłem z trasy do Al'y. Oni też... zaczynają się dogadywać. Wszystko się układa. Nie będę się denerwował, więc leki są niepotrzebne – upierał się.
- I dlatego drżą ci ręce, co? - podsunęłam, na co Bill nabrał powietrza w usta i na tym poprzestał.
- Jesteś bardzo bezpośrednia – zwrócił się do mnie mężczyzna, na co odchrząknęłam niezręcznie.
- Jego kłamstwa są dziś zbyt oczywiste. I strach. Odkąd wiem – ledwie wydusiłam z siebie pod wściekłym spojrzeniem Kaulitza, zaciskającego dłonie w pięści.
Coś bolało mnie w klatce piersiowej, gdy tak na mnie patrzył, więc utkwiłam wzrok w lekarzu, który zdawał się dostrzegać, co się dzieje.
- Nie obawiaj się, Alicio, to tylko samoobrona. Bill nie skrzywdziłby kochanej osoby. Prawda, Bill?
- Więc po co w ogóle to pytanie?! - warknął w jego stronę.
- Bo wystraszyłeś swoją dziewczynę – uświadomił mu spokojnie, na co Bill odwrócił od nas gwałtownie twarz. - Spokojnie, Bill. Rozumiemy, że jesteś zdezorientowany i niepewny. Nie podoba ci się to. Nikt cię nie ocenia – powtórzył mu znów. - Oddychaj równo. Pewnie uczyłeś się tego sam, prawda?
Wtedy zdałam sobie sprawę, że on znowu jest bliski napadu, a mężczyzna najwyraźniej specjalnie stworzył stresującą sytuację, żeby wyprowadzić go z równowagi. Jednocześnie instruował go tak spokojnym, przyjemnym dla ucha tonem, co ma robić, żeby się uspokoić, że gapiłam się na niego, jak zaczarowana. Cholera, tego uczyli na tej psychologii? Obserwowałam, jak Kaulitz się uspokaja. Jego oddech wrócił do normy i wreszcie spojrzał na mnie. Jego policzki pokrywały wyraźne rumieńce. Chłopak był tak niesamowicie zawstydzony, że musiałam zwyzywać się w myśli od idiotek, bo zrobiło mi się gorąco na ten widok.
- Przepraszam – odezwał się wreszcie cicho, w jego głosie zabrakło zwykłej dla niego buty. - Będę przyjmował te leki. Nie chcę... - urwał, przenosząc nagle wzrok ze mnie na tego faceta. - Muszę odzyskać kontrolę.
- W porządku. Dopilnujemy tego – oznajmił mu spokojnie mężczyzna, nie dając po sobie poznać, że przed chwilą zmanipulował jego spięty do granic umysł.
To wydawało się naprawdę nie do wiary, ale Bill był po prostu bezradny i roztrzęsiony. Nie pojmowałam, skąd bierze się taki chaos w jego głowie.

Nie siedzieliśmy tam już zbyt długo. Zresztą Kaulitz stanowczo potrzebował odpoczynku. Lekarz wydał nam receptę i polecił, jak najprędzej zacząć stosowanie, uprzedzając nas o możliwych efektach ubocznych na początku stosowania, a kiedy chłopak znów zaczął kręcić nosem, wspomniał, że jego bliźniak też bierze podobne antydepresanty i całkiem nieźle to znosi. Widocznie żadne z nas tego nie wiedziało, ale nie skomentowaliśmy tego na głos. W drodze do samochodu, a potem do apteki i domu też niewiele mówiliśmy. Dopiero przed bramą, gdy zaparkowałam samochód, usłyszałam jego głos.
- Możesz wrócić do domu, jeśli chcesz, ja... Pewnie zaraz położę się spać – stwierdził, a ja poczułam, jak coś gorzkiego zalewa mój żołądek.
- Mam lepszy pomysł – oznajmiłam, kiwając głową, jakbym sobie potakiwała. - Zagnieżdżę się w twoim pokoju na jakiś czas. Spakowałam trochę rzeczy, moje mieszkanie też nie jest na końcu świata, więc... Po prostu zostaję.
- Poradzę sobie, nie jestem dzieckiem – upierał się.
- Świetnie. W takim razie uznaj to za moją egoistyczną zachciankę. Wolę to, niż zastanawiać się po nocach, czy śpisz, czy dusisz się z przerażenia – wyrzuciłam z siebie tonem, nieznoszącym sprzeciwu.
Zaraz potem pociągnęłam za wajchę otwierającą bagażnik i wysiadłam z samochodu. Nie czekając na niego, wytargałam już wszystkie torby na ziemię i opracowywałam plan, jak się z nimi zabrać, żeby nie irytować się dłużej, na tego kretyna, gdy on znalazł się obok mnie i dotykając lekko mojego ramienia, zabrał mi bagaż. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, gdy zadzierając ku niemu głowę, posyłałam tam pioruny.
- Ogarnąłeś się trochę?
- Tak. Całkiem... spodobała mi się twoja egoistyczna zachcianka. Mam nadzieję, że w przyszłości nie będę musiał chorować, żebyś ze mną zamieszkała – dodał jeszcze i cała złość ze mnie uleciała.
Dupek, no...
- Zależy, jak będziesz się sprawował. Jeszcze coś chcesz powiedzieć? - zapytałam z rozbawieniem opierając ręce na bokach.
- Dziękuję. To wszystko dlatego, że nie potrafię ci odmówić – niemal wyszeptał, po czym ja tylko zagryzłam lekko wargę.
Tylko się nie rozczulaj. Tylko się nie rozczulaj! - powtarzałam sobie, obracając się na pięcie, przy czym postanowiłam jednak pozwolić chłopakowi zabrać wszystkie bagaże prócz torebki na ramieniu i pomaszerowałam w stronę domu. Drań jeden! To ja się tu biorę w garść i robię wszystko, żeby zataszczyć jego dupsko do kogoś, kto mu pomoże, a on bezczelnie robi ze mnie ciepłe kluchy kilkoma prostymi zdaniami! To stanowczo wciąż był Kaulitz.

Był już wieczór. Gdy zamykaliśmy za sobą drzwi, na korytarzu pojawił się Tom. Od razu zmarszczył brwi na widok moich rzeczy, które Bill postawił właśnie na podłodze. W żadnym wypadku nie zamierzałam osobiście mu tego tłumaczyć, więc złapałam mniejszą torbę i ruszyłam z nią na schody. Po chwili zorientowałam się, że chłopak idzie z pozostałymi rzeczami tuż za mną. Ale nie tylko my ruszyliśmy się z miejsca.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał wreszcie starszy Kaulitz, wspinając się za nami schodami.
- Tak, Al'y zostaje u mnie na jakiś czas.
- Och, naprawdę? A ktoś zapytał mnie o zdanie?
- A ty pytasz mnie o zdanie, zanim kogoś do siebie przyprowadzisz? - odburknął mu krótko Bill.
Brat nie odpowiedział mu, jednak wciąż słyszałam, że za nami idzie. Zatrzymał się dopiero w drzwiach sypialni, do której weszliśmy. Stał tam z założonymi rękoma i mierzył nas oboje rozdrażnionym wzrokiem.
- Co z psychologiem? - zapytał, na co Bill westchnął ciężko.
- Właśnie od niego wracamy.
- Była tam z tobą? U niego?
- O co ci znowu chodzi?
- Dlaczego...? - zaczął, ale wreszcie pokręcił tylko głową, rezygnując z dyskusji.
Obrócił się na pięcie i wyszedł, zatrzaskując za sobą głośno drzwi. Ciężko było ocenić, czy był wściekły na moją obecność, czy bardziej czuł się oszukany, skoro bliźniak odmawiał przyjęcia od niego pomocy, a przede mną się poddał.
- Powinieneś z nim porozmawiać – stwierdziłam, przenosząc wzrok z zamkniętych drzwi na Kaulitza, który siedział na łóżku ze spuszczoną głową. - Ja to inna sprawa, ale o psychologu. Powinieneś mu powiedzieć, że będziesz się leczył.
- Al'y, proszę cię, jutro. I tak będziemy się kłócić, nie mam na to siły – stwierdził, opadając bezsilnie na łóżko.
W pierwszej chwili trochę się przestraszyłam. Potem zauważyłam, że przygląda mi się z tej perspektywy, ale nie uśmiechał się. Jego oczy, po prostu nie spuszczały ze mnie wzroku, jakby nad czymś myślał. Albo szukał odpowiedzi. Chciałam zapytać, o co chodzi, ale nie miałam pojęcia, jak wyjaśnić, skąd te przypuszczenia.
- Pójdę się wykąpać. Czuj się, jak u siebie. Tom pewnie i tak zamknął się w pokoju – stwierdził, podnosząc się z łóżka.
Podszedł do komody, żeby wyciągnąć z niej bieliznę i pomaszerował do łazienki. Chciałam iść za nim, ale wyraźnie dotarło do mnie, że chce zostać przez chwilę sam. Żeby nie tkwić tam, jak kołek, zaczęłam szukać sobie jakiegoś zajęcia. Zwiedziłam dokładnie sypialnię, oglądając wszystkie zdjęcia i milion różnych drobiazgów na szafkach. Nie chciało mi się ruszać bagaży, więc uznając wreszcie, że jestem głodna, postanowiłam wybrać się do kuchni. Bliźniacy dość dobrze sobie poczynali we dwóch, więc nie byłam zaskoczona, że ich lodówka - w przeciwieństwie do mojej - nie świeciła pustkami. Wyciągnęłam kilka rzeczy, które przyciągnęły mój wzrok z zamiarem zajęcia się przygotowaniem kolacji, zanim Bill dojdzie do siebie na tyle, żeby zdecydować się opuścić łazienkę.

Mimowolnie nasłuchiwałam każdego dźwięku, bo jakoś nie miałam ochoty na spotkanie z jego bratem w cztery oczy. Wtedy od strony tarasu usłyszałam jakiś hałas. Nie zdążyłam nawet zastanowić się, co to, gdy do kuchni wparowały dwa psy. Zatrzymały się, wyraźnie spodziewając się zastać tam któregoś z właścicieli, a nie obcą osobę. Kucnęłam jednak i wyciągnęłam do nich rękę i jak na zawołanie oba natychmiast podbiegły, gotowe do głaskania i drapania. Bawiłam się z nimi chwilę, aż dotarło do mnie ciche gwizdnięcie i w tej samej chwili zauważyłam wchodzącego do pomieszczenia Toma. Psy w jednej chwili pobiegły do niego, gdy wyciągnął z szafki karmę i napełnił im miski. Zerkał na mnie, kręcąc się po kuchni. Czajnik bezprzewodowy pyknął, dając znać, że zagotowała się woda, a on dostawił trzeci kubek na blat, wrzucając do niego torebkę herbaty i cukier, po czym zalał wszystkie i usiadł ze swoim napojem przy stole.
- Następnym razem też piszę się na kanapki – oznajmił, a mnie aż zrobiło się głupio.
Oczywiście po chwili mnie to rozzłościło, bo znów wracało do mnie wspomnienie tamtego poranka, ale przełknęłam wszystkie nieprzyjemne rzeczy, jakie przyszły mi do głowy. On prawdopodobnie próbował nawiązać kontakt, ale dzieliła nas bariera, której nie potrafiłam tak po prostu przejść. Ustawiłam sobie wszystko na znalezionej tacce i postanowiłam się stamtąd ewakuować.
- Następnym razem wezmę to pod uwagę, sorry – bąknęłam i uciekłam w kierunku schodów, modląc się, żeby po drodze wszystkiego nie porozlewać.
Drugi Kaulitz leżał już na swoim łóżku, obrócony w stronę drzwi i aż podniósł się zaskoczony, gdy niezdarnie zaniosłam mu kolację do łóżka. Po chwili położyłam wszystko na pościeli i usiadłam sobie wygodnie. Wciąż po głowie chodziły mi słowa lekarza i teraz kiedy wszystko się uspokoiło, do mojej świadomości zaczęło dopiero na dobre docierać, w co się wpakowałam. Na dodatek zamierzałam spędzić co najmniej miesiąc z tymi dwoma czubkami. Niemal dosłownie czubkami. Gdyby Marita o tym wiedziała, kazałaby mi zabrać swoje manatki i wracać do siebie. Jakiś złośliwy skrzat podpowiadał mi, że w każdej chwili mogę to zrobić, a jednak wiedziałam, że nie zostawię Billa na pastwę jego własnego umysłu i rozchwianego braciszka.
Zjedliśmy, jakby nigdy nic. Potem też zachowywaliśmy się, jakby nic się dziś nie działo. To chyba było łatwiejsze, niż podejmować dyskusję na temat jego choroby. Wiedziałam, że on nie chce o tym mówić i na dobrą sprawę, ledwo zgadza się z tym, że ma problem. Pragnął kontroli. Trochę mnie to przerażało, biorąc pod uwagę, że od początku denerwowałam się, gdy wszystko robił po swojemu i nie dawał mi dojść do słowa. Nie zmieniało się jednak to, że w mgnieniu oka odpędzał ode mnie wszystkie złe myśli.

Kolejnego dnia wstał przede mną, obudził mnie śniadaniem do łóżka, po którym wygnał mnie do łazienki, żebym się ogarnęła. Oczywiście musiałam jechać na plan, a on uznał, że od wczoraj nic się nie zmieniło i zamierza wybrać się tam razem ze mną. Nie byłam zadowolona z tego pomysłu. Nie po wszystkim, czego dowiedziałam się poprzedniego dnia, a co sprawiało, że naprawdę bałam się jego ataków.
- Wziąłem te leki – oznajmił, jakby to miało cokolwiek zmienić.
- Bill, to n a p r a w d ę kiepski pomysł – próbowałam go przekonać.
- Więc wyobraź sobie, że wolę tam być, żeby nie siedzieć w domu i nie myśleć. Nie mam dziś zupełnie nic do roboty – stwierdził, na co ja zmrużyłam na niego oczy.
- Jesteś uparty.
- Hej, nie tak bardzo, pozwoliłem ci wczoraj zaprowadzić się do psychologa, pamiętasz? - rzucił zadowolony z siebie. - Będę grzeczny, przecież wiesz.
No, właśnie nie byłam pewna.
- Oby tak właśnie było – odparłam, kierując się wreszcie do swojego samochodu.
Bill zatrzymał się przy swoim i spojrzeliśmy na siebie z powątpiewaniem.
- Ja prowadzę, więc jedziemy moim – rzuciliśmy jednocześnie i zaraz potem zaczęliśmy się śmiać.
- Nie ma mowy. Wyjątkowo będę czuła się dziś pewniej za kierownicą. Pamiętasz, że doktor mówił, że po tych lekach na początku nie powinieneś prowadzić?
- To nie fair, nie będę mógł nigdzie się ruszyć.
- Od czego są taksówki? - podsunęłam z uśmiechem, wsiadając do swojego auta.

Chłopak nie miał innego wyjścia, jak pogodzić się z tym, że w najbliższym czasie zamierzałam dopilnować, żeby nie próbował wsiadać za kierownicę. W drodze na plan powtarzałam sobie, że muszę skupić się teraz na filmie, a Bill jakoś sobie poradzi. W końcu sam mi to obiecał, gdy zgadzałam się ostatecznie, żeby pojechał ze mną. Obawiałam się, że będzie się denerwował, a byłam święcie przekonana, że powinien unikać niepotrzebnych stresów i nie potrafiłam z początku pojąć, dlaczego w związku z tym tak się na to uparł. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że ot tak po prostu miał na to ochotę. Wciąż o tył głowy obijała mi się myśl, że nie powinnam zapominać, że to KAULITZ. A to nazwisko – jak zdążyłam się przekonać – mówiło samo za siebie: UCIEKAJ, PÓKI JESZCZE MOŻESZ. Tyle, że ja już nie mogłam. Od kiedy Bill pojawił się przede mną na tamtym bankiecie, moje życie zaczęło się kręcić głównie wokół niego i tego, jak bardzo pragnęłam jego obecności we własnej codzienności. Nie byłam jednak tak do końca naiwna. Na tyle, na ile zdołałam go poznać, rozumiałam, że powód, dla którego akurat wiozłam go ze sobą na plan zdjęciowy był czymś więcej niż to, co już mi powiedział.
Miałam nadzieję, że wyglądam na zaspaną i skupioną na drodze, a nie dumającą nad sensem życia. Na szczęście chłopak wziął sobie do serca moje słowa, gdy tuż na początku naszej znajomości wspomniałam o tym, że stresuję się za kierownicą i nie zagadywał mnie za bardzo. A ja wciąż próbowałam przeanalizować i zrozumieć jego postępowanie. Olśniło mnie dopiero na miejscu, gdy zaraz po wejściu na główną salę natknęliśmy się na reżysera, który od razu przywitał się z Billem i goniąc mnie do stylistki, sam zajął się rozmową z nim. Kaulitz zerknął na mnie kątem oka i najwyraźniej dostrzegając moją nietęgą minę, zmarszczył czoło. Nie mówiąc nic, obróciłam się na pięcie i ruszyłam przygotować się do pracy.
„Muszę odzyskać kontrolę” - zahuczało mi w głowie, aż coś przewróciło mi się w żołądku. Powinnam była wpaść na to od razu, a teraz czułam, że czeka mnie bardzo długi dzień, a on będzie tego prowodyrem. Oczywiście, że Bill nie przyjechał tu ze mną tak po prostu. Czuł się źle po ostatnich wydarzeniach i najpewniej próbował coś udowodnić, sobie albo mi. A może i całemu światu. Najbardziej przerażała mnie myśl, że on zapewne jest na to doskonale przygotowany. Miał czas, żeby rozegrać swoje show w wyobraźni i spróbować przewidzieć możliwe reakcje, przygotować sobie kilka słów na każde „ale”. Nie cierpiałam, gdy to robił. Teraz, gdy rozumiałam, skąd to się u niego wzięło, tym bardziej dostrzegałam każdy raz, kiedy pojawiał się przede mną, przygotowany na wszystkie scenariusze, jakie udało mu się wymyślić. Ale tym razem wcale nie byłam już z siebie taka dumna, że wciąż udawało mi się jakoś wytrącić go z równowagi...
Biorąc pod uwagę to, jak bardzo był ostatnio rozstrojony, bałam się, co mógł przygotować tym razem i jak to się skończy.

Po powrocie na plan już w stroju swojej postaci, próbowałam skupić się na scenariuszu i wraz z kilkoma osobami przystanęłam, żeby omówić najbliższą scenę. Moja uwaga jednak co chwilę ulatywała, gdy tylko mój wzrok niby to przypadkiem spoczywał na Billu beztrosko rozmawiającym z reżyserem. Zdziwiłam się jedynie, dostrzegając kopię scenariusza w jego rękach. Znów zaczynałam się zastanawiać, co on kombinuje, gdy jedna z dziewczyn upomniała mnie, że nie uważam. Zażenowana wróciłam do dyskusji, a wkrótce potem zostaliśmy wezwani przed kamery. Mój chłopak nie zmienił miejsca i najwyraźniej zamierzał wszystkiemu przyglądać się z bliska. I jak na złość wszystkim prócz mnie to odpowiadało.
Kiedy po około dwóch godzinach pracy nad ujęciami nie wydarzyło się nic dziwnego, zaczynałam wierzyć, że zwyczajnie histeryzuję. Bill nie był w żaden sposób podobny do Criega, więc nie było tak naprawdę powodu spodziewać się po nim nieprzyjemności. Mimowolnie porównywałam go do jedynego, co znałam. Nawet gdy przewinęła się scena z postacią, w którą moja bohaterka była bez reszty zapatrzona, mogłam dojrzeć, że Kaulitz spokojnie siedzi na swoim miejscu i nie przejawia żadnych oznak zdenerwowania. Uznałam, że jednak głupio panikowałam i miałam nadzieję wreszcie porządnie skupić się na graniu. Wszystko szło pięknie, a potem reżyser podejrzanie zadowolony oznajmił, że musi wyjść, więc powinniśmy zrobić sobie przerwę na lunch. Oczywiście zaraz potem dodał, że jeśli ktoś opuści budynek na dłużej niż czterdzieści minut, osobiście sobie z nim porozmawia.
Wtedy też Bill pozostawiony samemu sobie wyciągnął rękę w moją stronę i wykonał gest palcem, wyraźnie sugerujący, że chce abym do niego podeszła. Porzuciłam więc wszystko na planie i ruszyłam z zadowoleniem w jego kierunku. Gdy byłam już blisko znów wyciągnął do mnie dłoń, a kiedy załapałam ją bez wahania, nagle pociągnął mnie na siebie i nim zdążyłam zaprotestować, wisiałam w powietrzu, podtrzymywana przez jego obejmujące mnie ramiona, a on całował mnie do utraty tchu. Kiedy wreszcie mnie wyprostował, wszyscy już na nas patrzyli z tymi wymownymi uśmieszkami, a ja miałam ochotę go zabić. Policzki piekły mnie jak szalone i nie spodziewałam się, żeby makijaż coś zatuszował.
- Mógłbyś mnie puścić i nie robić scen? – syknęłam wreszcie zła, próbując go od siebie odsunąć, chociaż ciasno mnie obejmował.
- Uwierz, że twoje wyrywanie się wygląda dziwniej niż to, że przed chwilą cię pocałowałem – oznajmił spokojnie z lekkim uśmiechem.
Posłałam mu oburzone spojrzenie, ale faktycznie przestałam próbować się wykręcić. Szczególnie, że etap oszukiwania się, że wcale go nie chcę, zatrzasnął się z hukiem, gdy tylko wyjechał w trasę, a ja męczyłam się ze swoją tęsknotą.
- Nie dziw mi się. Przez te godziny tylko siedziałem i na ciebie patrzyłem. A miałem ochotę już jakiś czas temu zrobić ci małą przerwę... – stwierdził, znowu zupełnie mnie tym rozbrajając, chociaż tym razem mój umysł zarejestrował, że Billa świerzbiły łapki i miałam niejasne poczucie, że to one maczały palce w tej niespodziewanej przerwie, na którą normalnie nie mielibyśmy czasu. – Zaprowadzisz mnie do swojej garderoby? – zapytał, unosząc wyżej brew, na co ja poczułam, jak zalewa mnie gorąc.
No, nie. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie mi proponował, a widząc jego minę i pożerający mnie wzrok, nie miałam najmniejszej wątpliwości. Uznałam, że zupełnie oszalał i ja również, gdy nagle zalała mnie fala podniecenia. Powinien od razu to podsunąć, zamiast robić całą tę scenę przed aktorami i innymi pracownikami, a teraz na ich oczach przemykać w ustronne miejsce. A ja zamiast się przejąć tym, jacy jesteśmy dla nich oczywiści, przyspieszyłam kroku, obawiając się, że nie starczy nam czasu przed powrotem reżysera.
- A teraz tak serio – zaczęłam, zamykając za nami drzwi na klucz. – Co mu powiedziałeś, że tak wyfrunął? – zapytałam, obserwując jednocześnie jak chłopak zdejmuje górną część ubrania.
Zaśmiał się, podchodząc zaraz potem bardzo blisko i w następnej chwili czułam już jego wargi w okolicy swojego ucha i szyi. Gorące powietrze, które wydychał, przyprawiło mnie o gęsią skórkę i zamruczałam z zadowolenia, gdy wreszcie zaczął pieścić moją szyję. Pogodziłam się już z myślą, że jest zbyt zajęty, żeby mi odpowiedzieć, gdy dotarł do mnie jego niski głos.
- Jak zawsze dręczył mnie swoją wizją filmu, w którym miałbym zagrać z Tomem, ale powiedziałem mu w końcu, że nie spodziewam się, żebym dał radę namówić brata, jednak... – przerwał, odsuwając się nieco, żeby spojrzeć mi w oczy. – Dodałem, że może ja dałbym się namówić na film, gdybym miał zagrać z tobą – powiedział w końcu, a oczy mu zabłyszczały.
- Wiesz, że wyglądasz, jakbyś próbował mnie namówić do wzięcia udziału w nagrywaniu pornosa? – podsunęłam z rozbawieniem, dostrzegając zaskoczenie w jego oczach.
Ze złośliwością pomyślałam, że znowu nie zareagowałam tak, jak się tego spodziewał, ale tym razem szybko odzyskał rezon, najwyraźniej to ignorując. Zastanawiałam się przez chwilę, jak on to widział. Miałam patrzeć na niego z opadającą szczęką? Uznać, że to wspaniały pomysł? Czy może oburzyć się, że nie wyraziłam na coś takiego zgody ani chęci?
- Nie myślałem o tym wcześniej, ale to całkiem niezły pomysł. Takie nagranie mogłoby być jeszcze bardziej podniecające...
- Oszalałeś – wypaliłam tym razem od razu.
- Wiesz... Gdybyśmy sami się nagrali... Musiałbym trzymać to w sejfie pod kluczem. I koniecznie go schować, żeby wciąż nie odtwarzać tego w kółko... – szeptał mi do ucha, muskając ustami wrażliwą skórę.
Och, cała płonęłam.
- Jesteś zboczonym erotomanem – podsumowałam go razem z cichym westchnieniem.
Ale wiedziałam, że ta myśl kręci mnie tak, jak jego i gdyby zaproponował to na poważnie, zapewne zgodziłabym się na to małe dziwactwo. Uwielbiałam jego pomysły, nawet jeśli czasami miałam wrażenie, że podejmuje pewne decyzje za mnie. Chrzanić to. Dlaczego miałam się stawiać skoro chciał dobrze i było mi dzięki niemu dobrze?
- Bill, nie mamy całego dnia. Za pół godziny muszę się ogarnąć i wrócić przed kamery... – mruknęłam wymownie, gdy wczuł się za bardzo w dobieranie się do mnie kawałeczek po kawałeczku.
I nie musiałam powtarzać mu dwa razy. Tak samo jak martwić się o gumki. Bill miał wszystko pod kontrolą.
Kiedy całowaliśmy się, rozbierając nieco chaotycznie, doszłam do wniosku, że jednak jesteśmy siebie warci. Crieg zwykle był po prostu nudziarzem, więc sama byłam trochę zaskoczona, jak bardzo podobają mi się szalone pomysły Kaulitza. Przede wszystkim tak na mnie działał, że ani trochę nie miałam ochoty mu odmawiać. Nie chcieliśmy, żeby ktoś nas usłyszał, więc wciąż zamykaliśmy sobie ma nowo usta pocałunkami, które tłumiły stanowczo nasze jęki i sapnięcia. Bill dobrze już wiedział, jak działać, żebym w jednej chwili zrobiła się mokra i niecierpliwa. Chłopak odnalazł kanapę w mojej garderobie i z zadowoleniem ułożył nas na niej. Ewidentnie jęknęłam, widząc jak zsuwa się między moje uda, ale byłam już tak nakręcona, że chciałam po prostu już go mieć. Był mocno zaskoczony, gdy objęłam jego kark i przyciągnęłam do pocałunku.
- Szybki numerek, Billy – mruknęłam mu do ust, a on warknął cicho i złapał mnie pewnie za biodra.
- Jesteś wybredna.
- Jestem w trakcie pra... ach! – wyrwało mi się nieco zbyt głośno, gdy poczułam jego nabrzmiałą męskość ocierającą się rytmiczne o moje krocze. – Jestem w pracy – oznajmiłam tym razem dobitnie, sięgając nieco bezczelnie między nas.
Bill aż się zapowietrzył, gdy objęłam jego przyjaciela dłonią i sprytnie wsunęłam go w siebie z cichym sapnięciem. Nie planował jednak próżnować. W jednej chwili poczułam, że wszedł do końca, a ja zacisnęłam się na nim zadowolona z lekko rozchylonymi wargami i plusem stanowczo mocno przekraczającym normę. Dociskał mnie tak do siebie przez chwilę, a potem jęknął cicho i do moich uszu dotarł jego ciężki, przepełniony pożądaniem głos:
- Obrócisz się do mnie tyłem? – zapytał, na co zagryzłam z rozbawieniem wargę.
- No, nie wiem. A co będę z tego miała? – podsunęłam, przesuwając paznokciami po jego torsie.
- Przekonaj się – odparł wymownie i to najwyraźniej wystarczyło, żebym przekręciła się na brzuch i wręcz wypięła przed nim pośladki. – O, kurwa – wyrwało mu się najwyraźniej, aż spojrzałam na niego przez ramię.
Jego policzki były zupełnie czerwone, chociaż chłopak nie sprawiał wrażenia choć trochę zawstydzonego. Na jego twarzy odmalowała się ekscytacja, sprawiając, że ja również jeszcze bardziej się nakręciłam, widząc jak spodobał mu się ten widok. W następnej chwili poczułam klapsa na pośladku i zanim jeszcze zdążyłam pisnąć, on wsunął się we mnie jednym płynnym ruchem, aż musiałam wsadzić twarz w poduszkę, żeby nie krzyknąć. Czułam się bezwstydna, gdy jęczałam cicho przy każdym jego ruchu, doskonale wiedząc, że Kaulitz jak na faceta przystało sycił wzrok podniecającym go widokiem. Nawet byłam nieco zaskoczona, gdy przykrył zupełnie swoim ciałem moje plecy. Teraz już nie tylko czułam go głęboko w sobie, bo przy każdym ruchu ocieraliśmy się o siebie. Wargami przyssał się do mojej szyi. Trochę się zapomnieliśmy i po pomieszczeniu rozlegały się wyraźnie dźwięki świadczące o tym jak nam obojgu było dobrze. Doszłam pierwsza, czego ten wariat zawsze starał się dopilnować, a gdy tylko moje mięśnie zaczęły się na nim chaotycznie zaciskać, Bill po raz drugi w życiu już odskoczył ode mnie jak poparzony. Zaraz potem poczułam, że coś ciepłego spływa po moim pośladku i obejrzałam się na niego. Był czerwony na twarzy, nieco spocony i wciąż wgapiał się w mój tył. Czy może raczej swoje nasienie spływające po mojej skórze. Z cichym mamrotaniem opadłam w końcu na kanapę.
- Cholera. Znowu zapomniałem założyć gumki... – mruknął zmieszany, na co posłałam mu wymowne spojrzenie i przekręciłam się na wznak, żeby lepiej go widzieć.
- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć na temat twojego najwyraźniej silnego pragnienia ojcostwa, to lepiej zrób to od razu – mruknęłam, zdając sobie sprawę, że właśnie wcieram COŚ tyłkiem w obicie kanapy.

On jednak przewrócił tylko oczami, a po chwili leżał już na mnie i czułam, że ten drugi ON znowu rośnie, a mnie coś ścisnęło w środku.

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.