niedziela, 4 grudnia 2016

[.12.] Live like a star

Hej?
Mam nadzieję, że nie znienawidziliście mnie jeszcze za to zniknięcie. Ale wiecie, że ja zawsze wrócę, prawda? Biorę się za siebie, chociaż praca wysysa ze mnie siły życiowe. Mam nadzieję, że mi w tym pomożecie :). Na zachętę mam dla Was kolejną część o naszych gołąbkach. Myślę, że nieco zaspokoi Waszą ciekawość albo wręcz rozpali ją jeszcze bardziej ;). Dajcie koniecznie znać!
Smacznego! Liczę na Wasze opinie ;).

Wasza Czekoladka :).



Live Like A Star
12.
Po wyjściu Kaulitza długo nie mogłam znaleźć sobie miejsca, aż wylądowałam w wannie, mając chęć spędzić w niej resztę dnia. Szybko jednak okazało się, że Marita ma dla mnie inne plany. Zjawiła się jak zwykle bez ostrzeżenia w moim mieszkaniu, kazała mi się doprowadzić do porządku, oznajmiając, że zamówiła już sobie stolik, a ja idę z nią. Potem rzuciła mi na ławę w salonie pięć grubych teczek, a ja zamrugałam nieprzytomnie oczyma.
- Co to jest?!
- Scenariusze, z którymi musisz się zapoznać w tej kolejności – oznajmiła, wskazując mi jakąś listę. - Tu masz dokładne dane każdej z propozycji. Przed upłynięciem każdego z tych terminów musisz dać mi odpowiedź, żebym mogła zrobić z tym jakiś porządek. Zwróć uwagę, kto kiedy planuje nagrania, bo niektóre się nakładają. Połączyłam je w teczki. Jest też kilka opcji klipów, jakieś show, dwa radia, kilka programów... Zresztą, sama sobie zobaczysz.
- OSZALAŁAŚ?! - wyrzuciłam z siebie z niedowierzaniem. - Przecież ty się tym zawsze zajmujesz, a mi przedstawiasz szczegóły, tak? Od tego jesteś moją agentką, tak mi się wydawało do tej pory – stwierdziłam, wciąż nie ogarniając ogromu tego wszystkiego.
Jak ona potrafiła się w tym połapać...?
- Dobrze, przesadziłam. Po prostu jest tego dużo i myślałam, że mi pomożesz...
- Więc to nie wszystko? - zapytałam zaskoczona.
- Mam w biurze jeszcze drugie tyle korespondencji. Nie wspominając o tej od twoich fanów, tę na pewno ci tu przytargam. W takim razie powiem ci, czym kolejno masz się zająć, hm? - podsunęła, a ja oklapnęłam na kanapę.
- Dawaj, jak trzeba.
W ten sposób Marita zrobiła z mojego mieszkania swoje drugie biuro. Wyciągnęła ze swojej bezdennej torby czysty kalendarz i na każdej stronie, w każdym dniu kazała mi zapisywać, co dokładnie muszę zrobić, żebyśmy wyrobiły się z tym bajzlem. Oczywiście między papierami były jeszcze owe spotkania, do których najpierw musiałam się przygotować. Zwykle nie pokazywała mi ofert, które odrzucała z góry, a teraz kiedy miałam z nimi do czynienia, nie mogłam się nadziwić, jakie dziwactwa ludzie wypisywali.
Nie bardzo miałam czas zastanowić się, czy to nie jest zbyt podejrzane, że nagle znalazło się dla mnie tyle roboty, chociaż przyjaciółka zapewniała mnie, że to po wyjściu teledysku nagle zrobiło się tak gorąco i nie miała na to wpływu. Zwykle siedziałam nad tym wszystkim od rana do wieczora, nawet przy jedzeniu, więc jedynie w chwilach pod prysznicem, gdy już wszystko mnie bolało, zastanawiałam się, czy ona przypadkiem nie poradziłaby sobie z tym doskonale sama? Niedługo potem znowu dzwonił Bill i rozmawialiśmy przez kamerkę, dopóki moje oczy same nie zaczynały się zamykać. Raz mu nawet tak zasnęłam, a co ciekawsze, on rozłączył się dopiero po jakiejś godzinie z hakiem, jakby przez cały ten czas mnie obserwował.
Przez pierwszy tydzień w ogóle z niczym się nie wyrabiałam, więc zleciał mi w mgnieniu oka. Drugi był znośny i starałam się nie myśleć o tym, że dwa razy był pijany, gdy ze mną rozmawiał, bo w końcu to nic złego, prawda? Trzeciego tygodnia dostałam angaż do nowego filmu, znów jako główna postać i cała byłam gorzko-słodka, jednocześnie doliczając się pewnego dnia, całkiem przypadkiem oczywiście, że właśnie nie ma go drugie tyle, ile się znamy i zaczynała dopadać mnie chandra. Po miesiącu oznajmiłam przyjaciółce, że musi sobie dalej sama z tym radzić albo zatrudnić asystentkę, bo ja będę przygotować się do nowej roli. Była to półprawda, bo pomimo wszystko miałam dużo czasu, w którym przynajmniej trochę mogłabym posiedzieć nad papierami. Wcale nie chodziło o to, że miałam dość tej roboty, po prostu już praktycznie nie byłam w stanie się na niej skupić, a Marita i tak musiała w końcu jakoś zaradzić brakom w personelu. Miała minę, jakby chciała zapytać, co zamierzam robić przez pozostały czas, ale byłam w tak paskudnym nastroju, że najwyraźniej wolała nie ryzykować.
Po wyjeździe Kaulitza zauważyłam u siebie nowe nawyki. Częściej jadałam w domu niż na mieście, zaczęłam więcej gotować i nosiłam non stop pierścionek od niego, wciąż okręcając go na palcu w zamyśleniu. Patrząc na zegarek, od razu przeliczałam czas na Europejski i powtarzałam sobie, że nie powinnam do niego co chwilę wydzwaniać, jednak tęsknota mnie dobijała.
Według moich obliczeń w Europie powinno być jeszcze dość wcześnie, by nie był zajęty. Niemniej zawsze, gdy tam do niego dzwoniłam, serce podchodziło mi do gardła i miałam wrażenie, że zaraz oznajmi mi, że nie ma teraz czasu. Ale to był Bill. On zawsze odbierał telefon i nawet jeśli akurat był zajęty, poświęcał mi kilka minut, żeby potem obiecać, że oddzwoni, gdy tylko będzie wolny. I zawsze oddzwaniał. Tylko, że ja już miałam dość telefonu i obrazu jego twarzy na laptopie. Chciałam go zobaczyć na własne oczy, poczuć i dotknąć,choć na chwilę. A to dopiero pierwszy miesiąc.
- Witam, moja piękna, jak mija dzień?
- Ten dzień jest... paskudny – oznajmiłam mu poważnie. - I w ogóle na niczym nie mogę się skupić, a powinnam przygotowywać się do tej roli.
- Będziesz zmieniała kolor włosów? - zapytał mnie niespodziewanie, na co spojrzałam krytycznie na scenariusz.
- Nie, raczej nie ma tego w planach. A co? Znudził ci się mój blond?
- Nie, jestem tylko ciekaw. Czasami dużo pisali o metamorfozach aktorów do filmów i uważam to za całkiem poważne poświęcenie. Ja nie dałbym się utuczyć tylko po to, żeby potem nie móc spojrzeć na siebie w lustrze – stwierdził, na co parsknęłam śmiechem.
- To musiałby być naprawdę zajebisty film. Gorzej, jakbym przywykła do żarcia w nadmiernych ilościach. Gotów na następny koncert?
- Ta, na następny miesiąc koncertów – parsknął, a w tle usłyszałam, że ktoś woła do niego coś po niemiecku. - Zadzwonię po koncercie, ok? Muszę spadać.
- Jasne, będę czekać – odparłam, po czym on się rozłączył, a ja opadłam na kanapę ze scenariuszem. - No, Al'y. Ty też się weź za swoją robotę... - mruknęłam, usilnie ignorując nieprzyjemną gorycz w żołądku.

***

Wyciszyłem telefon i wrzuciłem go do torby, zamykając za sobą drzwi garderoby. Czekała nas próba przed koncertem, na której kilkadziesiąt fanek jak zwykle stało już przed samą sceną. Wiedziałem, że do koncertu się jakoś ogarnę, ale w tamtej chwili nie miałem ochoty się uśmiechać. Miałem ostatnio bardzo kiepski nastrój za każdym razem, gdy wychodziłem od psychologa i chociaż chwila rozmowy z Alicią była wytchnieniem, po chwili rzeczywistość znowu zaczynała mnie denerwować. Nic zupełnie nie szło po mojej myśli i śniło mi się po nocach, że zostawiam to wszystko w pizdu i wracam do Stanów, do niej. Tak byłoby najlepiej, gdyby nie to, że nie mogłem odstawić takiej akcji chłopakom, żaden z nich sobie na to nie zasłużył.
Mój problem polegał na tym, że facet próbował mnie uświadomić o czymś, co doskonale wiedziałem, ale nie uważałem tego za problem, a część swojej osobowości. Na początku spotkania z nim wyraźnie pomagały. Dogadywałem się coraz lepiej z Tomem, który wciąż lubił od czasu do czasu zniknąć w nocy, ale przynajmniej nie przypominał zwłok, gdy wracał nad ranem do swojego pokoju. Sam. A to już wydawało mi się jakimś postępem. Niestety psycholog nie mógł z nami wyjechać w trasę, więc zdecydowaliśmy się w końcu na rozmowy przez Internet, zresztą i tak chodziliśmy na nie zwykle osobno. Wszystko było w porządku, dopóki skupiało się to na Tomie i jego problemach, a o mnie mężczyzna od czasu do czasu zadawał luźne pytania. Im częściej padały sugestie w moją stronę, tym mniej chętnie z nim rozmawiałem, a ostatnio wysłałem mu wiadomość, że jestem bardzo zmęczony i musimy przełożyć rozmowę.
- Bill, pozwolisz, że porozmawiamy szczerze tym razem o tobie? - zapytał w końcu, gdy dopadł mnie w wolnym czasie.
Siedziałem przed laptopem jak trusia, prosząc w duchu, żeby coś się zepsuło albo chociaż niespodziewanie zabrakło prądu lub cokolwiek, czym mógłbym się wymigać od tej dyskusji. Mimo wszystko skinąłem głową na znak zgody.
- Dlaczego zdecydowałeś się chodzić na spotkania ze mną?
- Nie potrafiłem dogadać się z bratem, bo działo się z nim coś złego. Poza tym on koniecznie chciał, żebym z nim na nie chodził.
- A nie było przypadkiem tak, że to ty zaproponowałeś mu pójście razem? - zasugerował, na co przełknąłem ślinę.
Tak było?

- ...słuchaj! Tom. Poczekaj, nieważne, ok? Nie rozmawiajmy o tym teraz.
- Dlaczego? Nigdy nie chcesz o niej rozmawiać, o tym dlaczego nie powinieneś się z nią spotykać. Żadna miała nas nie podzielić, przypominasz sobie coś?
- I nie podzieli – odparłem pewnie.
- Właśnie, kurwa, widzę!
- Uspokój się! Do cholery, Tom, czy ty jesteś naćpany?! - wrzasnąłem, czując, że cały się trzęsę, gdy nie poznawałem tych identycznych do własnych oczu.
A on tak po prostu zacisnął zęby i nagle nie miał mi nic do powiedzenia. Już wolałbym, żeby dał mi wtedy w pysk i powiedział, że oszalałem zupełnie, ale nie. On po prostu milczał. Nawet nie potrafił ustać w miejscu. Jego wzrok tylko pod wpływem silnych emocji skupiał się na dłużej w jednym punkcie, a on wciąż przestępował niecierpliwie z nogi na nogę. Usiadłem na oparciu fotela, przy którym stałem i przetarłem twarz dłonią.
- Nawet nie protestujesz, ale dać słowo potrafiłeś? - warknąłem w jego kierunku. - I je złamać.
- Bo nic już nie pomaga, rozumiesz?! - wrzasnął, aż zahuczało mi w uszach.
Wydał mi się nieco przerażający, ale nie mogłem się go bać, skoro to mój własny brat.
- To też nie pomaga. I nic się nie zmienia, dzień w dzień to samo. Powiedz mi, Bill,dlaczego, kurwa, nie poszliśmy do roboty albo nie założyliśmy sobie firmy, tylko zachciało nam się być sławnymi? Co w tym jest takiego zabawnego teraz, kiedy jestem blisko trzydziestki, której nie spodziewałem się dożyć jako nastolatek, bo tak dobrze się bawiłem? I co z tego mamy, Bill?
- A co z tego chciałeś mieć? - zapytałem, patrząc na niego lodowato, gdy po raz tysięczny przerabialiśmy ten temat. - Sławę, pieniądze, zespół, przyszłość... Kurwa, Tom, masz to wszystko! My tylko się wyprowadziliśmy. Nie podoba ci się w Stanach, to mi chcesz powiedzieć? A w ogóle gdziekolwiek by ci się podobało?!
- To bez różnicy. To było marzenie gówniarza. Ale wiesz? Dorosłem.
- To dziwne, bo kiedyś potrafiłeś zachować się doroślej.
- Bo mi kazali. A potem mogłem robić, co mi się podobało. Wiesz dobrze, jak było, dlaczego ja ci to muszę mówić...?
- Tom, pójdźmy do psychologa – wyrzuciłem z siebie, skupiając wzrok na jego twarzy. - Ile jeszcze możemy być tacy?
Bliźniak milczał przez niekończącą się chwilę i widziałem, że się miota. Odmówił mi już wiele razy, ale tego dnia nawet on musiał zdawać sobie sprawę, że jest źle.
- Ale na pewno pójdziemy obaj?
- Na pewno, daję słowo.

Faktycznie.
- Zaproponowałem, ale on by nie poszedł sam. Upewniał się – odpowiedziałem w końcu zgodnie z prawdą. - Co za różnica?
- Dobrze, rozumiem. Bill, powiedz mi, długo tak bierzesz wszystko na swoje barki? Nie jest ci ciężko?
- Chyba nie rozumiem, do czego pan dąży – odparłem po dłuższej chwili.
- Nie chcę, żebyś teraz zastanawiał się do czego dążę, po prostu mi odpowiadaj, dobrze? Mieszkasz Tomem. Kto sprząta w domu?
- Robimy to obaj – odpowiedziałem, musząc mieć przy tym naprawdę głupią minę, bo nie rozumiałem, dlaczego mnie o to pyta.
- Podobno ustanowiłeś zmiany i spisujesz bratu listę rzeczy, które ma do zrobienia.
- Żeby się nie wykręcał, że o czymś zapomniał.
- Więc wcześniej mu się zdarzało?
- Gdy mieszkaliśmy w Niemczech wiecznie miał bajzel u siebie, resztę sprzątałem ja, ale to się skończyło.
- Czyli ta lista na wszelki wypadek? - zapytał z lekkim uśmieszkiem, który po raz kolejny zbił mnie z tropu.
- Ta dyskusja zaczyna robić się śmieszna.
- Dlaczego? Zadaje ci proste pytania. To chyba żadna tajemnica? Bądź cierpliwy – poprosił. - Opowiesz mi coś o waszym dzieciństwie?
Wpatrywałem się w ekran laptopa i sam już nie wiedziałem, czy on jest chory, czy ja.
- Nie wiem, od czego zacząć.
- Opowiedz cokolwiek, co przyjdzie ci do głowy.
- Więc... Tom kiedyś przywiózł mnie do domu na plastikowej taczce, bo stłukłem sobie kolano i miałem zakrwawioną całą nogawkę, więc strasznie się przeraziłem. Mieliśmy wtedy jakieś... pięć, może sześć lat? Tylko po drodze tak się wkręciliśmy, udając karetkę, że zapomniałem o bolącym kolanie i matka się wściekła, gdy zabłocona, połamana zabawka ze mną na pokładzie wjechała do salonu na sygnale. Później jeszcze dostaliśmy reprymendę od ojca, a taczka wylądowała na śmietniku.
- Ale to raczej miłe wspomnienie?
- Tak, często przychodzi mi do głowy.
- A coś z późniejszego wieku?
- Nie wiem. Nie lubię okresu naszej szkoły. Rodzice się wtedy rozwodzili. Tom zawsze próbował wtrącać się w ich kłótnie i obrywało mu się za to. Jak jeszcze był mały, to płakał. Potem już głównie ubliżał ojcu...
- A ty? - wtrącił, a ja zdałem sobie sprawę, że nawet nie patrzyłem na swojego rozmówcę.
- Ja... Stałem, patrzyłem i słuchałem głupot, które sobie wykrzykują. Obiecałem Tomowi, że opracuję plan, po którym oni się pogodzą, ale nie zdołałem tego zrobić. Ale kiedy wiedziałem, że znowu się pokłócą, zabierałem go stamtąd. Nie chciałem, żeby na niego krzyczeli.
- Dokąd go zabierałeś?
- Gdziekolwiek, znajdowałem wymówkę i wyciągałem go z domu.
- Czyli Tom nie znał twoich intencji?
- Musiał się w końcu zorientować, bo w starszym wieku wciąż wychodziliśmy razem z domu, gdy działo się coś złego. Matka nie mogła nas tego oduczyć, więc często zdarzało się, że jeśli jeden z nas się z nią pokłócił, po prostu zabierał drugiego i tyle nas widziała. Nie było z nami łatwo. A niedługo potem zaczęło się Tokio Hotel.
- Nie masz jakiegoś miłego wspomnienia z tamtego czasu?
- Właściwie to, że zawsze się wspieraliśmy jest dla mnie pozytywną myślą. Nasze relacje zaczęły się sypać, gdy okazało, że nie możemy spokojnie mieszkać w Niemczech i musieliśmy się przeprowadzić, ale to już panu mówiłem.
- Tom opowiadał mi, że któregoś dnia przyszedłeś do niego spakowany i oznajmiłeś, że wylatujecie do Stanów „zacząć od nowa”. Podobno chciał wtedy zamknąć rozdział z zespołem, ale pojechał za tobą i „już nie było odwrotu”.
- Żałuję, że już wtedy nie zacząłem go namawiać na leczenie – wydusiłem z siebie cicho.
Lekarz był skoncentrowany najwyraźniej na tym, żeby nie dać mi wytchnienia między jednym a drugim pytaniem i chociaż, kiedy zahaczył o nasze dzieciństwo, wydało mi się to całkiem normalne. W końcu znowu zaczął zadawać mi idiotyczne pytania, na które odpowiadałem, coraz bardziej się denerwując. Pytał o wszystkich: Toma, Josta, Georga i Gustava, Alicię, o to jak wyglądają nasze obowiązki w związku z pracą i miliard innych rzeczy tak, że pod koniec byłem już spocony z nerwów i wreszcie oznajmiłem mu, że mam dość i nie chcę więcej rozmawiać.
- Już kończymy – zapewnił mnie facet, gapiąc się najwyraźniej w swoje notatki, których nie mogłem dojrzeć. - Dlaczego jesteś taki podenerwowany?
- Po prostu mam wrażenie, że pan sobie dziś ze mnie żarty stroi. Po co te głupie pytania?
- Po to, żebyś się przede mną otworzył, Bill – oznajmił mi facet, na co uniosłem tylko wyżej brew. - Cały czas skupiasz się, żeby powiedzieć tylko to, co należy powiedzieć, a kiedy jakieś pytanie ci nie odpowiada, delikatnie zmieniasz temat lub opowiadasz mi o czymś, co wcześniej usłyszałem w zgoła innej wersji od twojego brata. Krótkie pytania drażniły cię, bo ich nie rozumiałeś, a przez to nie mogłeś panować nad sytuacją. Odpowiedz mi szczerze, Bill – powiedział poważnie, patrząc intensywnie w kamerę - zdarzają ci się napady paniki?
- S-słucham...? - wydusiłem z siebie z niedowierzaniem, czując, że przechodzą mnie dreszcze.
- Przecież wiesz, o co chodzi. Czy to dzieje się często? - zapytał znów, a ja zagryzłem z nerwów dolną wargę.
- Czasami się denerwuję, jak każdy.
- Bill, przykro mi to mówić, ale naprawdę masz z tym problem. Nie tylko twój brat potrzebuje nad sobą popracować. Chorobliwie pragniesz mieć nad wszystkim kontrolę. Wybuchłeś kiedyś przy kimś? - drążył, jakby znał już wszystkie odpowiedź bez moich słów.
- Naprawdę wolałbym skończyć na dziś sesję – oznajmiłem, czując nieprzyjemny chłód w żołądku.
- Odpowiedz mi tylko na to pytanie i dam ci spokój.
- Raz. Przy Tomie – przyznałem się tak cicho, że sam ledwie się usłyszałem i nie miałem pojęcia, czy mikrofon złapał w ogóle mój głos, dopóki nie dojrzałem, jak facet kiwa ze zrozumieniem głową.
- W porządku. Porozmawiamy o tym następnym razem. Dziękuję za współpracę, Bill. Nie martw się, przepracujemy to – oznajmił mi, ale nawet nie miałem ochoty się z nim żegnać.
Przerwałem połączenie i zamknąłem laptopa, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będę chciał jeszcze z nim rozmawiać.
To był dzień koncertu. Niesamowicie się stresowałem, bo od rana wciąż coś się psuło, a w czasie próby technicy musieli zmienić połowę okablowania. Tuż po niej coś stało się z moim odsłuchem, a podczas przebierania się rozerwałem jeden z kostiumów. Wszędzie panował chaos, Jost kurwował, kłócąc się z Georgiem, a Gustav wisiał na telefonie, chociaż pod sceną zbierali się już fani. Ja stałem na środku tej masakry i z każdą rzeczą, o której przypominałem sobie, że na pewno o nią zadbałem, przypominało mi się coś, co przy okazji się spieprzyło. Tom siedział na kanapie z gitarą i wszystkich ignorował. Pokłóciliśmy się, gdy dla rozluźnienia chciałem namówić go, żeby powygłupiać się trochę na scenie. Powtarzałem sobie potem, że jestem głupi, przecież wiedziałem, że bliźniak nie ma na to wszystko ochoty.
Wtedy, niedługo po niełatwym powrocie do grania po koniecznej przerwie, gdy nasz rodzimy kraj dał nam ostro popalić, to zdarzało się o wiele częściej. Najpierw zdawałem sobie sprawę, że drżą mi ręce, obraz mi mętniał przed oczami i przestawałem rozumieć, co dzieje się wokół mnie. Najgorszy zawsze był moment, gdy zdawałem sobie sprawę, co się zaraz stanie. Próbowałem myśleć o czymkolwiek, co mogłoby pomóc mi się uspokoić, ale czułem tylko, jak przerażenie zaciska mi się na gardle.
- Dobrze się czujesz? - dotarł do mnie niespodziewanie głos bliźniaka, który jako jedyny najwyraźniej zwrócił na mnie uwagę.
Ale zamiast mu odpowiedzieć, uciekłem. Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa, kilka razy wpadłem na coś lub kogoś i ledwie dostałem się do swojej garderoby. Opadłem na kolana, bo zemdliło mnie okropnie i byłem niemal pewien, że za chwilę wyrzygam wszystkie wnętrzności. Nie potrafiłem wziąć głębokiego oddechu, jakby coś zgniotło połowę moich płuc i byłem przekonany, że to prowadzi tylko do jednego, ostatecznej katastrofy. A do tego wszystkiego ktoś wszedł do mojej garderoby, podczas gdy ja zwijałem się na podłodze, zaczynając szlochać, chociaż nie czułem nawet łez. Chaotycznymi ruchami starałem się odsunąć od drzwi i zupełnie nie docierało do mnie, kto przede mną stoi. Potrzebowałem kilkunastu minut, żeby dojść do siebie pod opieką bliźniaka, z którego obecności zdałem sobie sprawę, gdy po raz kolejny podniosłem powieki. Nie pamiętam zbyt wiele szczegółów z tego, co działo się do tej chwili. Tom dotknął mojego czoła i przyglądał mi się uważnie zmartwiony, ale nie mówił nic. Dopiero po którymś z kolei upomnieniu przez Josta, że jesteśmy ostro spóźnieni z koncertem, podniosłem się i stanąłem pewnie na nogach.
- Na pewno dasz radę wyjść na scenę? - zapytał bliźniak, gdy zatrzymałem się przed lustrem, niemal machinalnie poprawiając swój kostium.
- A co? Mamy odwołać koncert, bo... słabo się poczułem?
- To wyglądało znacznie gorzej. A ty nawet nie wydajesz się być zaskoczony.
Bo nie byłem zaskoczony. Byłem przerażony, że jeśli nie nauczę się nad sobą dość panować, to w końcu wydarzy się w jeszcze mniej oczekiwanym momencie. Nie mogłem do tego dopuścić, pod żadnym pozorem.
To nie był najlepszy koncert w moim życiu. Pozostawało się cieszyć, że kiedy nadchodziły chwile, gdy nie byłem w stanie wydobyć z siebie dźwięku, fani gorąco wyśpiewywali słowa piosenek, a to sprawiało, że brałem w płuca kolejny głęboki oddech i wciąż starałem się nie dać po sobie nic poznać. Potem i tak obudziłem się w nocy w obcym pokoju hotelowym, zupełnie sam, pośród zupełnej ciszy i byłem pewien, że jakaś mara z koszmaru próbuje mnie zadusić. Ale to ja się dusiłem myślą, że trzeba było zostać w Stanach i pieprzyć całą tę sławę tak, jak proponował mi to brat.
Kiedy tym razem w połowie trasy stałem przed wejściem na scenę z resztą zespołu, było inaczej. Jost gdzieś przepadł, wiedząc, że doskonale sobie poradzimy, wszystko szło jak należy. A jednak znów drżały mi ręce, rozbiegany wzrok szukał czegoś, co zwróciłoby mi równowagę. Czując, że jak zwykle tylko Tom zerka na mnie kątem oka, układałem pierdoły leżące na stole zgodnie z kolorami i wielkością, starając się głęboko i równo oddychać. Myślałem o tym, że po koncercie zadzwonię do Alicii, a potem pójdę razem z chłopakami uczcić jakoś kolejny udany występ. Położę się do łóżka i odpocznę.
Nikt nie musiał wiedzieć, że jestem panikarzem. Skoro sam nauczyłem sobie z tym radzić, nie było potrzeby, żeby ktoś leczył mnie z tego jaki jestem. Z takim nastawieniem ruszyłem na scenę. Kto miałby sobie poradzić, jeśli nie ja?

niedziela, 9 października 2016

[.11.] Live like a star

Witam! Wreszcie będziecie mieli okazję poznać Billa z jego własnej perspektywy. No i co Wam powiem? Piszę się. Ostatnio znacznie wolniej, ale wciąż do przodu. Mam 20 części. I dziś już przygotowałam następną do "Tego drugiego", także nie obijam się. Ale jutro idę do pracy, to ci dopiero problemik.

Aylieen - <3

Die Toten Maus - I jak? Przyśniło się? xD

derlon76 - Cóż, dziękuję Ci za te słowa. Na pewno wezmę je pod uwagę, nic nie obiecuję, ale zobaczymy, co da się zrobić. Skoro jednak Ci się podoba, coś w tym musi być chyba, nie? ^^

W każdym razie, smacznego! I liczę na Wasze opinie, bardzo mi pomogły przy "Tym drugim", a kto wie, co tutaj może mi jeszcze wpaść do głowy? ;>

Wasza Czekoladka ;).



Live Like A Star
11.


Po tym, jak pogodziłam się z agentką, która jednak kategorycznie zabroniła mi słowem wspominać o menadżerze Tokio Hotel, wszystko toczyło się już własnym życiem. Zostały dwa tygodnie do trasy chłopaków i wiedziałam, że będę przeżywać jak mrówka okres te dwa miesiące, ale za każdym razem, gdy widziałam się z Billem pomiędzy albo tuż po wypełnieniu wszystkich naszych obowiązków związanych z pracą, on dawał mi do zrozumienia, że cholernie warto czekać tyle i znacznie więcej. Ku naszemu zadowoleniu jego brat nie pojawiał się na horyzoncie, a my spotykaliśmy się swobodnie, nie przejmując się zbytnio tym, że zwykle mamy jakiś ogon. Każdego dnia dowiadywałam się o nim czegoś nowego i wszystko kwitło, łącznie z naszą popularnością. To były najcudowniejsze dwa tygodnie, które szybko się skończyły.
Dzień przed jego wyjazdem nie mogliśmy się zobaczyć. Ja rano miałam spotkanie, potem on był zajęty dopinaniem przygotowań na ostatni guzik, a wieczorem miał wizytę u psychologa. Właściwie starałam się nie wypytywać, ale czasem udało mi się wyciągnąć od niego jakieś „jest nieźle”. Jego zwięzłe wypowiedzi nigdy nie zapowiadały niczego dobrego, ale nie wnikałam, skoro nie chciał mi powiedzieć. W każdym razie umówiliśmy się, że mamy jednocześnie wolne dwie godzinki przed jego wyjazdem, więc miał do mnie przyjechać.
I rzeczywiście, pojawił się tuż przed dwunastą. Miał na sobie wąskie dżinsowe spodnie, białą koszulkę i dużą granatową bluzę od dresu, a oprócz tego okulary zasłaniały pół jego twarzy.
- No, cześć – rzucił jakby nigdy nic, już w drzwiach pochylając się, żeby mnie pocałować. - Jak tam? Masz dziś wolne?
- Nie, popołudniu idę zobaczyć jakiś scenariusz.
- Kolejna propozycja, no, no – rzucił z uśmieszkiem, gdy zamykałam za nim drzwi. - Widzę, że naprawdę nie będziesz się nudziła, gdy mnie nie będzie. Może powinienem zostawić ci jakiegoś ochroniarza?
- Marita się tym zajmie, jeśli okaże się to konieczne, proszę pana – mruknęłam, wpychając go do salonu, bo jak zwykle utknęlibyśmy w korytarzu.
- Powinienem po prostu spakować cię do podręcznego bagażu i zabrać ze sobą. Zaufaj mi, nikt nawet by się nie zdziwiłby, jeśli byłby twojej wysokości – oznajmił, na co mimowolnie na mojej twarzy wymalował się rozluźniony uśmiech.
Czułam, że znowu zrobię się wredna i złośliwa, gdy wyjedzie. A potem znowu będzie musiał mnie z tego wyleczyć, ale byłam przekonana, że zrobi to bez najmniejszych komplikacji.
Rozsiedliśmy się na kanapie, ja przymknęłam powieki, oparta o jego bark, a on gadał o jakichś szczegółach dotyczących trasy. Zdałam sobie sprawę, że on nie tyle bawi się moją dłonią, co wsuwa mi coś na palec. I może naprawdę jestem psychicznie chora, ale zanim jeszcze zdążyłam gwałtownie otworzyć oczy, poczułam szarpnięcie podniecenia.
Co on, do cholery, robi?
Wpatrywałam się z niezrozumieniem w swoją dłoń, gdy założył na nią mój własny pierścionek, ale zaraz potem złapał drugą i nagle tak mnie zemdliło, że wciągnęłam ze świstem chłodne powietrze, obawiając się, że za chwilę padnę tam trupem. Pierścionek był złoty, zdobiony większymi i mniejszymi diamencikami. Przełknęłam gęstą maź, która uformowała się w moich ustach i podniosłam pytający wzrok na Billa.
- Co to niby ma być? - wydusiłam z siebie, nie bacząc w tamtej chwili na słowa.
Chłopak odchrząknął znacząco.
- Zwyczajnie chciałem przed wyjazdem dać ci coś, co będzie ci o mnie przypominać, no i będziesz mogła mieć to zawsze na sobie. Chociaż widzę, że nie nosisz po domu biżuterii – zwrócił uwagę i było w tym coś z prawdy, bo zwykle kolczyki były ciężkie, a cała reszta biżuterii zwyczajnie mi przeszkadzała.
- Może zrobię mały wyjątek w moim zwyczaju – zasugerowałam, chociaż coś kuło mnie w klatce piersiowej.
Docierało do mnie, że on naprawdę za chwilę wyjedzie.
- Wiesz, że to naprawdę szybko minie? - zapytał, doskonale odgadując moje myśli. - Po prostu nie możesz się tym bez potrzeby przejmować. Będę przez większość czasu pod telefonem, więc jak tylko zaczniesz wymyślać coś głupiego...
- Dlaczego cały czas mówisz mi, że wymyślam problemy tylko dlatego, że ty je ignorujesz? - przerwałam mu, mrużąc na niego oczy.
- Nie chcesz, żebym ci odpowiedział – stwierdził poważnie, ale prychnęłam tylko na te słowa.
- Teraz jeszcze lepiej ode mnie wiesz, czego chcę, tak?
Chłopak patrzył na mnie, jakby należało mi się porządne lanie i doszłam do wniosku, że najwyraźniej się doigrałam. Czy ja naprawdę byłam taka humorzasta? Nigdy nie byłam panikarą. Przynajmniej zanim go poznałam, a on zrobił ze mnie „Al'y, której Bill wszystkim się zajmie”. To nawet brzmiało idiotycznie.
- Naprawdę uważasz, że nie domyślam się, co chodzi ci po głowie? Wiesz, że chodzę z Tomem na terapię i chcesz wiedzieć, co tam się dzieje. Zaraz wyjeżdżam i nie będzie mnie przez dwa miesiące, ale będę z bratem, który chciałby mnie przekonać, że jestem głupi i nie powinniśmy się widywać. I wydaje ci się, że nie masz pojęcia, co może się wydarzyć w tym czasie, tylko, że JA od dwóch tygodni właśnie staram się ci wyjaśnić, że NIC się nie wydarzy i NIC SIĘ NIE ZMIENI. Czy dociera do ciebie choć jedno słowo z tego, co mówię, Al'y? Będę tylko cholernie za tobą tęsknił i dorobię się niesamowitego rachunku przez nasze niekończące się rozmowy, rozumiesz?
Zdałam sobie sprawę, że ledwo oddycham, gdy skończył mówić. Patrzył przy tym w taki sposób, że nie potrafiłam się ruszyć. On był kosmitą. Włamywał się do mojej zabałaganionej głowy i próbował zrobić w niej prządek, ale ten bajzel był naprawdę mocno oporny. Wzięłam głęboki oddech.
- Wiem. H I S T E R Y C Z K A – przeliterowałam, jak on mi ostatnim razem i uśmiechnęłam się słabo.
Na jego twarzy pojawiło się rozczulenie i dopiero wtedy poczułam, że on naprawdę będzie tęsknił i tak samo jak ja chciałam zatrzymać go przy sobie, on nie miał ochoty wyjeżdżać, ale musiał. A na pewno powinien. Tak samo, jak ja powinnam po jego wyjeździe jakby nigdy nic wrócić do swojej pracy i przez kolejne dwa miesiące każdą noc spędzać samotnie. Cholera. Znowu zaczynałam.
- Muszę zapalić. Masz przy sobie fajki? - zapytałam, a on oburzył się bez słów. - Nie ściemniaj. Przeglądam Internet – rzuciłam, unosząc wyżej brew, na co on roześmiał się, skapitulował i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. - Świetnie. Idziemy na balkon.
- Od kiedy palisz?
- Nie wiem. Czasami po prostu palę – mruknęłam.
Od pewnego czasu takie pytania źle mi się kojarzyły, ale nie chciałam o tym wspominać.
Wyszliśmy razem i rozsiedliśmy na dwóch leżakach przy niewielkim słomianym stoliku. Balkon był raczej średniej wielkości, ale dało się na nim zrobić grilla dla trzech osób, a to w zupełności mi wystarczało. Zwykle wykorzystywałam go sama lub z Maritą. Błysnął płomień i po chwili oboje zaciągaliśmy się dymem. Zaczęliśmy rozmowę o jakimś wywiadzie i jednej z moich propozycji ról, wśród których w końcu pojawiło się coś ciekawego. Bill sięgnął w międzyczasie po paczkę i zapalniczkę, żeby schować te rzeczy do kieszeni, ale gdy wyciągał rękę, długi rękaw najwyraźniej zahaczył o coś, co jeszcze miał w kieszeni, a owe coś właśnie upadło na podłogę. Nasze spojrzenia niemal jednocześnie skierowały się w tamtym kierunku i kiedy ja uniosłam wysoko brwi, on niemal się nie roześmiał.
- No, co? - mruknął, podnosząc z podłogi PREZERWATYWĘ.
- Poważnie? Przyjechałeś, żeby zaciągnąć mnie do łóżka?
- Hej, ty to powiedziałaś. Zabrałem ją tylko dlatego, że mogłoby nas ponieść i wiesz... Byłoby nieco głupio.
- Jasne. Jak zwykle o wszystkim pomyślałeś. I wziąłeś tylko jedną?
Bill tak parsknął śmiechem, że ja również nie wytrzymałam i poszłam w jego ślady.
- Weź pod uwagę, że muszę jeszcze jakoś ogarnąć się przed wyjściem.
- Na razie nic nie musisz!
- Ale... musiałbym – poprawił się, wciąż się śmiejąc.
Dlaczego między nami ciągle dochodziło do takich idiotycznych dyskusji? Chyba naprawdę je uwielbiałam. Choć nie koniecznie to, że na wszystko miał zawsze wymówkę.
Oczywiście wystarczyło, żebyśmy zeszli z balkonu, żeby mnie dopadł. Mogłam się przekonać się, że nakręcił się samym wspomnieniem o tym, do czego można by wykorzystać przedmiot w jego kieszeni. Właściwie nawet nie miałam nic przeciwko temu, żeby zaciągnął mnie do mojej sypialni. W końcu potem czekał nas mały celibat.

Leżałam nago na brzuchu, wtulając w twarz poduszkę i nie miałam najmniejszej ochoty się ruszać. Nie wiem, ile czasu spędziliśmy na seksie, ale zapewne sporo, bo Bill już był po prysznicu i ganiał w bokserkach po moim mieszkaniu, a ja leniwie zastanawiałam się, co on wyczynia. W końcu usłyszałam, że grzebie w moich rzeczach.
- Co robisz? - zapytałam, nie ruszając się z miejsca.
- Szukam czegoś pod zastaw pierścionka, który ci dałem.
- To on jest do zwrotu?
- Co? Nie – mruknął, jakby był zajęty, a ja właśnie mu przeszkadzałam. - Chcę mieć ze sobą coś twojego – oznajmił. - Już prawie się zdecydowałem – stwierdził i dopiero moja ciekawość zmusiła mnie do podniesienia się z pościeli.
Widok chłopaka stojącego przy komodzie nad otwartą szufladą z moją bielizną zupełnie zbił mnie z tropu. Sapnęłam zaskoczona i przekręciłam się na łóżku.
- Zamierzasz zabrać moją bieliznę? - wydusiłam z siebie przez niedowierzanie.
- Dokładnie tak.
- Świr.
- Nie, nie. Psychofan, mówiłem ci już.
W tej samej chwili zaczęłam się zastanawiać, czy jest coś, co ja mogłabym mu dać. Tak, że mógłby to nosić przy sobie. Nie majtki. W zamyśleniu zagryzłam wargi, orientując się, że do mnie podszedł, gdy zobaczyłam jak macha mi moją bielizną przed nosem i momentalnie zrobiło mi się gorąco. Dokładnie to miałam na sobie pod sukienką tamtego dnia, gdy pojechaliśmy pierwszy raz do jego pokoju w hotelu i z jakiegoś powodu byłam pewna, że to dlatego je wybrał.
- Świr – powtórzyłam, wskazując na to, co trzymał w ręce. - Zaczekaj tu – mruknęłam, zgarniając po drodze z krzesła szlafrok i wyszłam do salonu.
W jednej ze szkatułek za zaszkloną szafką, miałam taki drobiazg. Pierścionek, który nosiłam na szczęście, wędrując po castingach, zajmował zakupione specjalnie do niego pudełeczko. Zabrałam stamtąd również przypadkowy srebrny łańcuszek i zawieszając na nim ozdobę, wróciłam do sypialni.
- Nie patrz, zamknij oczy – nakazałam chłopakowi, chowając ręce za plecami.
On posłusznie zacisnął powieki, a podeszłam i założyłam mu wisiorek, zapinając na karku. Nosił tego wiecznie całe mnóstwo, więc nikt nie powinien zwrócić uwagi, ale on – jeśli znaczyłam dla niego tyle, ile cały czas mówił – będzie wiedział. Zanim jeszcze otworzył oczy złapał od razu za odpowiednią ozdobę i uśmiechnął się lekko. Potem spojrzał na pierścionek i przez chwilę obracał go w palcach.
- Dobry pomysł, to również zabieram – oznajmił, jakby nigdy nic, a ja przysiadłam za nim, przytulając się do jego pleców, jak do wielkiego pluszaka. - Masz takie szczupłe palce... - mruknął, spoglądając na mnie, a na jego twarzy wymalowało coś nieprzyzwoitego. - Powinienem wyjść, zanim znowu się do ciebie przykleję.
Kiedy po długiej przeprawie z łóżka pod drzwi wyjściowe udało mu się pozbierać i jako tako poprawiłam mu nawet włosy, stanęliśmy przed sobą w milczeniu na kilka dłużących się sekund, po których oznajmił, że nie zamierza się ze mną żegnać, bo zaraz będzie z powrotem. Mimo to, gdy całował mnie niby jak zwykle na „do zobaczenia”, prawie znowu stopiliśmy się jedno. Gdy już się od siebie oderwaliśmy przez długą chwilę nie mogliśmy wypuścić się z ramion. To chyba nie było takie dziwne? Niedawno się poznaliśmy i to był pierwszy raz, kiedy rozstawaliśmy się na dłuższy czas.
- Dobra, bądźmy rozsądni – mruknął w końcu, odsuwając mnie od siebie pozornie spokojnie, chociaż przed momentem doskonale czułam, jak szybko biło mu serce. - Czekają mnie prawie codzienne koncerty, już się nie mogę doczekać – zaśmiał się nieco sztucznie. - Będziesz dla mnie grzeczną dziewczynką?
- Opanuj się z tymi dziewczynkami, dopiero wyszliśmy z sypialni – upomniałam go złośliwie, chociaż uniósł się zaledwie jeden kącik moich ust.
Nie chciałam mówić, że przez niego stałam się zbyt grzeczna.
- Jesteśmy cały czas w kontakcie – zapewnił mnie raz jeszcze, na co przewróciłam tylko oczyma.
- Powinnam odprowadzić cię za rączkę do samochodu?
- Jakoś trafię. Do zobaczenia – powiedział i uśmiechnął się czule, całując mnie ostatni raz powoli i nieco przeciągle.
- Pa – zdążyłam ledwie rzucić i już go nie było.


Pod domem Tom pakował już nasze bagaże do busa, rozmawiając w międzyczasie o czymś z Jostem opierającym się o wejście ramieniem. Obaj spojrzeli w moją stronę, gdy tylko wysiadłem z samochodu. Brat ostatnio odpuścił mi robienie afer o dziewczynę, więc korzystałem z tego, ile mogłem. Machnąłem obu na powitanie, dowiadując się, że musimy jeszcze podjechać po resztę zespołu, bo utknęli wcześniej w jakimś korku i nie zdążyli wrócić na czas po swoje rzeczy. Czekała nas podróż na lotnisko, lot do Niemiec i stamtąd ruszaliśmy w trasę. Upewniłem się tylko, że bliźniak zabrał wszystkie potrzebne mi rzeczy, zajrzałem do pojazdu, żeby sprawdzić się, czy Pumba jest w środku i wreszcie sam się tam zapakowałem. Dopiero, gdy Jost po prostu poszedł sobie do kierowcy, poczułem na sobie znaczący wzrok brata i kiedy ruszyliśmy, my gapiliśmy się na siebie. Powinienem rzucić jakimś tekstem, złapać temat, zanim on zacznie mówić o tym, czego nie chciałem słuchać, ale to był Tom. Jedyny człowiek na tym globie, który znał moje zagrywki tak dobrze, że zwyczajnie je ignorował. Usiadłem więc w fotelu i udawałem zajętego sobą, póki nie podszedł.
Nie do końca wiedziałem na czym to polegało, ale mój brat w porównaniu do mnie mało mówił, za to był bardzo dobrym obserwatorem. Dlatego zawsze, gdy wracałem po seksie z Alicią, on po prostu w jakiś sposób o tym wiedział i nieważne, czy brałem u niej prysznic, czy się ogarniałem. W każdym razie nie szło tego przed nim ukryć, a on wtedy robił się niesamowicie irytujący, więc starałem się go wtedy unikać. Teraz również stał oparty o siedzenie i najwyraźniej czekał, aż zwrócę na niego uwagę. Tylko, że dopiero się z nią żegnałem i nie miałem ochoty na sprzeczki, a on nie dawał się spławić.

- Nie wiem, jak możesz wciąż bawić się zużytą zabawką, skoro nawet ja...
- SZCZEGÓLNIE TY – przerwałem mu głośno, czym trochę go zaskoczyłem, podnosząc od razu na niego wzrok, bo oczywiście mnie zdenerwował. - Szczególnie ty nie powinieneś mówić na ten temat ani słowa. Zakładam, że według twojej oceny, ja również jestem porządnie zużyty, ale TY to już powinieneś się do niczego nie nadawać. Daj mi spokój, nie mam dziś nastroju na kłótnie.
- Będziesz się tak zachowywał przez całą trasę? - zapytał, unosząc brew.
- To ja powinienem o to zapytać.
- Znowu traktujesz mnie jak wroga – warknął, na co wziąłem głęboki oddech.
- Zacząłeś temat, którego mieliśmy nie poruszać. Poza tym jest mi przykro, możesz to zrozumieć?!
- Przykro?
- Tak, że zostawiam ją tu na te dwa miesiące, chociaż wcale nie chcę. A ty – wskazałem na niego, widząc jego zniesmaczoną minę – obiecałeś być przykładnym bratem i mnie wspierać. Pamiętasz chyba, co mówił psycholog?
- Nie mydl mi oczu – podsumował mnie, na co wróciłem tylko z nosem do swojej torby. - Napijesz się? Czeka nas długa podróż... - mruknął zaraz potem i opadł na siedzenie obok mnie.
Nie powinienem być zaskoczony, zawsze to robił, a jednak tym razem mnie to rozzłościło. Musiałem jakoś poradzić sobie z nieprzyjemnym uczuciem na dnie żołądka i wcale nie chciałem, żeby mi w tym towarzyszył, bo mógł jedynie wszystko pogorszyć. Za nic w świecie nie powiedziałbym o tym Al'y, ale prawdopodobnie byłem tym rozstaniem bardziej przerażony od niej. Powtarzanie sobie, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by na mnie czekała ani odrobinę nie pomagało. Jak na ironię nie mogłem o tym po prostu pogadać z bliźniakiem, jak robiłem to zawsze, bo przez niego moja irracjonalna obawa tylko by się pogłębiła. I tak utknęliśmy po dwóch stronach muru, mającego coś wspólnego z tym, że zdarzyło mu się niezobowiązująco przespać z kobietą, która spędza mi sen z powiek i chociaż to JA w kółko powtarzałem jej, że to nieistotne, gdy tylko pozwoliłem sobie choćby na moment zbliżyć się do tej myśli, cały płonąłem ze wściekłości i chciałem coś rozszarpać. Gdyby ów osobnik był kimkolwiek innym, nie moim bratem, z pewnością zatłukłbym gnoja za to, że tak ją potraktował. A tak znosiłem dodatkowo jego niezadowolenie moim związkiem. Tragikomedia.
Tom wyciągnął ze swojego plecaka dwie puszki piwa, na co spojrzałem podejrzliwie. David nas opieprzy, jeśli na lotnisku będzie od nas dawało gorzelnią, ale w sumie...
- Dzięki – rzuciłem, zabierając jedną z jego ręki.
- Zleci – mruknął zaraz potem, nie patrząc w moją stronę.
Nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli, przez chwilę patrzyłem, jak wlewa w siebie alkohol.
- Trasa, szybko zleci – powtórzył, najwyraźniej dostrzegając moje zmieszanie. - Będzie koncert i impreza przez pierwszy tydzień, jak zawsze, a potem tylko koncerty, umieranie po koncertach, sen, turbulencje w tourbusie i znowu koncert. Nie zauważysz, kiedy to zleci.
Wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem. Tak, jakbym przez chwilę widział w nim dawnego Toma, który jeszcze nie był tym, za kogo go mieli i jakoś rozluźniłem się na swoim fotelu. Nie był mistrzem w radzeniu sobie z emocjami, właściwie od jakiegoś czasu szło mu to bardzo opornie, ale od kiedy namówiłem go na terapię, widziałem, że przynajmniej się stara. Mimo to wolałem nie próbować mówić mu czegokolwiek na temat tego, co zastanę po powrocie.
Nie chodziło o to, że podejrzewałem ją o ewentualną zdradę albo że poniesie ją na jakiejś imprezie. Sława odzwyczaiła mnie od konieczności starania się o zdobycie kogoś, ale Alicia - chociaż reagowała na mnie tak intensywnie, że robiło mi się duszno - w jakiś sposób opierała się z początku mojemu urokowi osobistemu. Po tym bankiecie, na którym się zobaczyliśmy po raz drugi, jej odrzucenie i kilka lampek szampana za dużo sprawiły, że byłem gotów dostać się do jej życia nawet kosztem jej poprzedniego związku. Gdy myślałem o tym, popijając piwo w drodze po Georga i Gustava, było mi za siebie wstyd i cieszyłem się poniekąd, że ten koleś okazał się skończonym kretynem. Zresztą Al'y nie wyglądała na przejętą. Wiedziałem też już, że była upartą złośnicą, ale po tych około trzech tygodniach obcowania z nią, domyślałem się, że to tylko przykrywka dla wrażliwości, której nie chciała okazywać. Pewnie dlatego, robiłem wszystko, żeby ściągała dla mnie częściej z ust ten złośliwy uśmiech. I byłem z siebie niemożliwie dumny, że mi się udawało.
- Bill, szczerzysz się do siebie – uświadomił mnie bliźniak, a ja w jednej chwili poderwałem na niego wzrok, ale on grzebał już w swoim telefonie.
A więc bałem się, że ta panikara coś sobie ubzdura i będzie próbowała mnie odpychać, gdy wrócę. Albo wymyśli coś jeszcze głupszego, albo jak na złość wyjedzie, gdy wrócę. Bałem się, że będzie przeze mnie płakała. Nie przeoczyłem tego, że jeśli nie musiała, nie widywała się z nikim prócz mnie i Marity, a to też było dla niej złe. Powinna więcej wychodzić do ludzi, a przynajmniej mieć więcej koleżanek, tylko akurat w tym temacie nie mogłem zbyt wiele zdziałać. Po prostu wiedziałem, że tej kobiecie myślenie wyjątkowo szkodzi, a trzy tygodnie to stanowczo za krótko, żeby coś z tym zrobić.
- Kaulitz! - dotarło do mnie agresywne wołanie z przodu busa i jakoś miałem wrażenie, że to nie pierwszy raz, jak David mnie wołał. - Marita do ciebie – oznajmił i rzucił mi swoją komórkę.
Złapałem ją zaskoczony i zerkając tylko kątem oka na bliźniaka, przyłożyłem go do ucha.
- Halo?
- Kaulitz? Byłeś u niej przed wyjazdem, prawda? - zapytała bez owijania w bawełnę agentka mojej dziewczyny.
- Owszem. Czemu...?
- Nie odbiera telefonu. Mówiła, że gdzieś wychodzi?
Westchnąłem ciężko, wspominając swoje niedawne myśli i przetarłem twarz dłonią.
- Raczej nie, ale może się teraz kąpać – powiedziałem bez zastanowienia, po czym doszedłem do wniosku, że równie dobrze mogłem jej powiedzieć, że dopiero wychodziliśmy z łóżka, więc powinna dać jej trochę czasu.
Brawo, Bill.
- Kąpać się? Ona zawsze ma przy sobie telefon.
- Ostatnio nie – odparłem znów, nie mogąc się skupić i chyba znów ją zaskoczyłem.
- Jasne – mruknęła cicho. - Po prostu pojadę do jej mieszkania. A ty, Bill, lepiej, żebyś był grzecznym chłopcem na tym wyjeździe, bo nie ręczę za siebie! - upomniała mnie i jakoś odniosłem przy tym wrażenie, że tak naprawdę tylko dlatego chciała ze mną rozmawiać. - Ja zajmę się tym, żeby miała co ze sobą zrobić i usypiała ze zmęczenia po powrocie do domu, a ty dopilnujesz, żeby usypiała spokojnie, czy to dla ciebie jasne?
- Dobrze to od ciebie usłyszeć – odpowiedziałem nieco uspokojony.
- W takim razie skoro się rozumiemy, powodzenia i do zobaczenia. I daj mi jeszcze Josta – poprosiła, a ja uśmiechnąłem się pod nosem, oddając telefon właścicielowi.
Bliźniak patrzył na mnie podejrzliwie, gdy siadałem na swoim miejscu.
- Wiedziałeś, że David z kimś kręci? - rzuciłem konspiracyjnym tonem, na co on otworzył tylko szerzej oczy.
- Nie mów?
- Poważnie. Tylko oboje zabierają się do tego, jak pies do jeża, przynajmniej mają dobrą wymówkę – stwierdziłem rozbawiony, na co on zmrużył oczy, jakby właśnie zorientował się o kim mówię.
- W porządku chociaż ta babka? - zapytał średnio zadowolony, ale widać ciekawość była silniejsza. - Wiesz, wydaje mi się, że Jost kiepski jest w te klocki.
- Ej, przestań, nie jest taki zły – zaśmiałem się, a po chwili zastanowienia zmieniłem zdanie. - Chociaż nie. Myślę, że z nich są takie dwie sieroty pod tym względem i przez to się dogadają. Tylko dotąd wydawało mi się, że ona jest niewiele starsza od nas – stwierdziłem z zastanowieniem.
- Znaczy dobrze zakonserwowana, to tak jak David – podłapał Tom, ale nie zdążyłem zwrócić mu uwagi, żeby mówił ciszej, bo właśnie jakiś przedmiot śmignął nam nad głowami z przednich siedzeń.
- Niech jeszcze raz usłyszę, że mnie obgadujecie! - zagroził, zaraz potem znów odwracając się do nas plecami.
Oczywiście wyśmialiśmy go i w busie wreszcie zaczęła panować normalna atmosfera.

wtorek, 4 października 2016

[.10.] Live like a star

Witajcie! Zgodnie z wczorajszymi słowami jestem z tym odcinkiem ;).
Jeszcze raz go przeczytam i uznam, że z pewnością tego nie opublikuję, więc zabierzcie to ode mnie, póki się zdecydowałam. Liczę na to, że się odezwiecie ;>.

Smacznego!

Wasza Czekoladka :).

Live Like A Star
10.

Odwiedziny w restauracji okazały się konieczne ze względu na to, że koszmarnie burczało mi w brzuchu. Bill natomiast przekąszał sobie coś tylko i czerpał przyjemność z obserwowania każdego mojego ruchu. Naprawdę nie mogłam się doczekać, aż zamknę drzwi mieszkania za naszymi plecami, tymczasem spod lokalu Bill wyjechał w przeciwną stronę. Na moje zdziwienie zareagował tylko krótkim „zaufaj mi”. Niedługo potem parkowaliśmy pod jednym z najdroższych hoteli w mieście, a ja uniosłam wyżej brew.
- Tutaj chcesz obejrzeć teledysk?
- Też – odpowiedział, gasząc silnik, a w następnej chwili zdążyłam tylko zauważyć, że pochyla się w moją stronę, zanim wpił się w moje usta.
Dochodząc do wniosku, że Bill ma jakieś swoje wizje naszego oglądania klipu, po prostu wyszłam za nim z auta, upewniając się przedtem, czy na pewno ustoję na nogach. Zaraz potem wyciągnął do mnie rękę i trzymając go pod ramię, weszłam do budynku. Kaulitz jakby nigdy nic podszedł do recepcji i poprosił o pokój, podając kobiecie za ladą kartę.
- Pokój 308? - zapytała recepcjonistka, a Bill uśmiechnął się lekko, wyciągając rękę po kartę elektroniczną oraz tę, którą wcześniej jej podał.
- Dziękuję – odparł miło, po czym zagarnął mnie do siebie w pasie i ruszyliśmy w stronę windy.
Gdy zamknęły się za nami drzwi dźwigu, chciałam spojrzeć, jakie piętro wybrał chłopak, ale on pociągnął mnie tak, że wpadłam z nosem prosto w jego tors i znów zrobiło mi się cieplej. Moje palce same powędrowały pod jego marynarkę, ale szybko się opamiętałam i odchrząknęłam znacząco.
- Wiesz, że tu są kamery? - upewniłam się, obawiając się trochę o to, jak ciasno do siebie przywarliśmy.
- Wiem – odparł, a jego wolna dłoń jakby nigdy nic wsunęła się pomiędzy nas, zahaczając opuszką palca wskazującego mój sutek, aż wessałam gwałtownie powietrze, łapiąc go za rękę.
- Bez takich – sapnęłam, mając mgliste poczucie, że możemy nie zdążyć obejrzeć tego teledysku.
- Nie masz stanika – skwitował niewzruszony i dopiero, gdy zadarłam głowę do góry, zdałam sobie sprawę, że on bezwstydnie wgapia się w mój biust.
Kaulitz odkrywca.
- Chodźmy już do tego pokoju – mruknęłam, ciesząc się, gdy wreszcie winda dotarła na miejsce i drzwi rozsunęły się.
Bill był napalony. Czułam to aż nazbyt dosadnie, gdy przyciągał mnie do siebie, podczas otwierania drzwi do pokoju. Potem zostałam przygnieciona do ich tafli po drugiej stronie. On naprawdę musiał uwielbiać wgniatać mnie w swoje ciało. A moje ciało najwyraźniej podzielało mojego entuzjazm, bo poczułam, że moje krocze nieprzyzwoicie wilgotnieje od jego gorących pocałunków. Ale potem on zostawił mnie pod tymi drzwiami i wyciągając pen drive z kieszeni, wszedł w głąb pomieszczenia, włączyć teledysk. Ledwie zdążyłam przypomnieć sobie jak się oddycha, gdy dotarły do mnie pierwsze dźwięki piosenki, a nogi same powiodły mnie naprzód, żeby móc spojrzeć na ekran.
Półleżał na łóżku. Jego marynarka była rozpięta, a on ewidentnie czekał na mnie. Zagryzłam lekko wargę, nie mogąc się zdecydować, na które jego oblicze patrzeć. W końcu przysiadłam na skraju łóżka i zagapiłam się w klip. Nawet nie wiem, kiedy moje wargi się rozchyliły. Śledziłam za dłońmi przemykającymi się po moim ciele, muskającym je co jakiś czas, by nagle złapać mnie ciasno i wydusić ze mnie całe powietrze. Przestałam oddychać, gdy prawdziwe dłonie objęły mnie w pasie i zaczęły sunąć po materiale na brzuchu. I to wcale nie na ekranie, ale na moim własnym ciele. Mruknęłam cicho, chcąc go odgonić, żeby móc obejrzeć to do końca, ale on już najwyraźniej nie mógł się powstrzymać.
- Nie przeszkadzaj sobie – rzucił, a ja westchnęłam cicho.
Oglądałam ten zmysłowy teledysk, jednocześnie czując jak jego dłonie przesuwają się na moje uda. Złapał mnie pewnie i z niewinnym uśmieszkiem wciągnął głębiej na łóżko. Potem zaczął podwijać materiał mojej sukienki i drażniąc opuszkami palców wrażliwą skórę, wspinał się wyżej, aż dotarł do mojej bielizny i zaczął drażnić mnie przez materiał. Jęknęłam cicho, przenosząc na niego wzrok, ale on tylko kiwnął mi na telewizor. Więc ja mam oglądać...? Poczułam, jak gorąc wybuchł w moim podbrzuszu, a majtki w jednej chwili zrobiły się mokre. Czując to, Kaulitz aż syknął, a ja sapnęłam w ślad za nim. Nie rozumiałam, co się ze mną działo, skoro on zaledwie dotykał materiału, a ja niemal odlatywałam. Jak na złość chciałam, żeby teledysk się już skończył. Wierciłam się, mimowolnie ocierając się o jego dłoń. Zbliżała się scena z pocałunkiem i czekałam na nią z rosnącym podnieceniem, gdy on w ostatniej chwili przewrócił mnie na łóżko tak, że mogłam dostrzec tylko jego.
- Naprawdę się mogę tego oglądać. Przez ciebie będę szalał za każdym razem, gdy choćby usłyszę tę piosenkę, a mamy ją promować do samego koncertu. Z pewnością oszaleję – oznajmił, a jego długie nogi wyciągnęły się po moich obu stronach, a na koniec chłopak jedną ręką przyciągnął mnie tak blisko siebie, że poczułam jego podniecenie na swoim tyle.
- To był twój pomysł – przypomniałam mu. - Ja od początku uważałam, aj...! - pisnęłam, gdy Kaulitz uciszył mnie, po prostu znów zaczynając drażnić tamto miejsce.
- To była najlepsza wymówka jaka przyszła mi do głowy. Poza tym... nieco przyspieszyła pewne sprawy między nami – dodał, uśmiechając się wymownie, na co sapnęłam cicho, odwracając od niego wzrok.
- Jeszcze raz zapytam, kim ty jesteś i co robisz w moim życiu? - rzuciłam i zaraz potem z przestrachem poczułam, że lecę w dół.
Oczywiście Bill położył mnie sobie na nodze. Dojrzałam uśmiech na jego twarzy, ale w tamtej chwili było w nim jeszcze coś innego, czego w tamtej chwili nie mogłam zrozumieć. Byłam rozpalona. Znowu. Przez niego.
- Jestem wokalistą jakiegoś niemieckiego zespołu, który zobaczył cię kiedyś w filmie i pomyślał, że tak wygląda kobieta idealna. Potem udało mu się znaleźć jeszcze parę produkcji, aż ta kobieta wybiegła nagle z łóżka mojego brata. To była dla mnie prawdziwa zagwozdka. Ale odpowiadając na drugą część pytania, jestem tu, bo zakochałem się w tobie, Al'y. Mam odjechanego bzika na twoim punkcie – oznajmił wymownie i znowu zaczął smyrać mnie tam palcami.
Nie wiedziałam, po czym trudniej było się otrząsnąć – tym co mówił, czy co mi robił, ale w końcu złapałam jego rękę i odciągnęłam ją od siebie. Matko, jak on mógł mi mówić takie rzeczy, w takiej chwili? Znowu wszystkie włoski na ciele stanęły mi dęba. Zakochał się? Czy to miała być jakaś obietnica, żebym czekała aż wróci z tej swojej trasy? Chciałam coś powiedzieć, ale sapnęłam jedynie, czując jego wargi na swojej szyi. Boże, zamieniałam się przy nim w kukiełkę. Noga Billa niespodziewanie zniknęła spod mojej głowy i zaraz potem chłopak zawisnął nade mną z tak ciemnym i pożerającym mnie spojrzeniem, że musiałam gwałtownie nabrać powietrza w płuca. Jak on to robił, że jeszcze nie ściągnął ze mnie choćby jednego fragmentu garderoby, a już byłam w takim stanie?
- Przejmujesz się czymś? - zapytał, a jedna rąk powiodła po moim brzuchu i w górę, aż palec Kaulitza zatrzymał się na moim sutku i jego też zaczął dręczyć przez materiał, zagryzłam wargę, żeby nie jęknąć, a potem w odpowiedzi pokręciłam lekko głową. - Jesteś spięta – stwierdził, usadzając się tym razem między moimi nogami i sięgnął wolną ręką do mojej drugiej piersi.
- Nie zamierzasz mnie rozebrać? - zapytałam zamiast odpowiedzi, choć mój głos brzmiał nieco jakbym przebiegła maraton, odchrząknęłam cicho.
- Jeszcze nie – odparł, a na jego twarzy wymalował się naprawdę zły uśmiech, aż kolejna fala dreszczy przepłynęła przez moje ciało. - Wyglądasz niesamowicie w tej sukience. Jest jednocześnie luźna i niesamowicie opinia się w odpowiednich miejscach. Prawie jej zazdroszczę – rzucił w końcu, a ja się zaśmiałam, doprowadzając do tego, że podniósł wzrok na moją twarz. - To nie będzie zabawne. Gdy cię zobaczyłem, wiedziałem już, że muszę zabrać cię tutaj. U siebie masz stanowczo za małe łóżko i obawiałbym się, że wszyscy sąsiedzi nas usłyszą.
Dlaczego on tyle gada? Mimo, że ledwie mnie dotykał, gdy mówił te wszystkie zapowiadające przyjemność rzeczy, wciąż płonęłam coraz bardziej. Chyba patrzyłam na niego trochę większymi oczyma po wspomnieniu, że moje łóżko jest za małe. Królewicz jeden, no. Jeszcze nie miałam okazji wydać całego majątku, którego wcale nie uzbierało się zbyt dużo, żeby zafundować sobie zajebisty dom. Chociaż nowe łóżko przydałoby się choćby ze względu na obecny bieg wydarzeń. Pod sobą czułam idealnie gładką pościel, wnętrze pokoju było bardzo luksusowe, pokój był wielki, miał taras i zapewne sporą łazienkę. A ja leżałam ubrana na samym środku wielkiego łoża i dawałam torturować się Billowi. No, nie.
Mruknęłam pod nosem, po czym podniosłam się, zmuszając Kaulitza do odsunięcia się, a gdy się tego nie spodziewał z zadowoleniem rzuciłam się na niego, powalając go na pościel. Tak niesamowicie chciałam już zerwać z niego te ubrania! Podnosząc się nieco, sam wysunął się z zawadzającej marynarki. Moje łapki chętnie chwyciły za materiał koszulki, którą powoli podsunęłam do góry, a potem pozbyłam się jej z jego pomocą. Zdałam sobie sprawę, że wpakowałam się na niego okrakiem, gdy odrzuciłam tę firankę na bok i poczułam uniesione biodra chłopaka ocierające się o mnie. Usiadłam na nim w końcu, żeby nie wierzgał, ale wtedy na moment przestałam oddychać, gdy on wciąż delikatnie się wiercił, a jego podniecenie dawało mi do zrozumienia, że już na mnie czeka. To było całkiem przyjemne, gdy choć raz to ja patrzyłam na niego z góry. Wpiłam się w jego wargi, głodna pocałunków z zadowoleniem sunąc palcami po jego zarośniętej szczęce. Musiałam wreszcie oderwać się od jego ust, żeby móc jeszcze trochę wykorzystać to, że grzecznie pode mną leżał, ograniczając się do masowania moich pośladków pod sukienką. Gdy znalazłam się przy jego torsie, uniósł się ostrożnie na łokciach, jakby chciał dobrze widzieć, co robię, aż poczułam zawrót w żołądku. Tym samym dając sobie nacieszyć się jego ciałem, co jakiś czas spoglądałam mu prosto w oczy, a jego mina mówiła mi, że stanowczo mu się to podoba. Oddychał równie szybko, co ja, jego usta były rozchylone, a oczy nie przestawały pochłaniać mnie z każdą sekundą bardziej. Lizałam jego brzuch i czułam się, jak świrus. Moje dłonie w końcu zabrały się za pasek przy jego spodniach i po niezbyt długiej chwili, Kaulitz w przeciwieństwie do mnie był zupełnie nagi i z zadowoleniem obserwował, jak wciąż się nim bawię. Trzymałam go za biodra i podgryzałam skórę na udach, odciągając jeszcze przez chwilę moment, gdy patrząc mu ze złośliwym uśmiechem w twarz, oblizałam się powoli, a potem z podobnym pośpiechem wsuwałam go sobie do ust.
Kaulitz otworzył szeroko usta i posapywał cicho, gdy wsuwał się coraz głębiej, aż musiałam cofnąć głowę. Zaklął po niemiecku i zanim zdążyłam się tym zdziwić poderwał się i szybkim ruchem pozbawił mnie bielizny spod sukienki. A kiedy jeszcze zastanawiałam się, jak on to robi, złapał mnie za biodra i dosłownie opuścił na siebie, jęcząc przy tym gardłowo. Ja sama pisnęłam, jęknęłam albo wydawałam jeszcze podobny dźwięk, zaciskając palce na jego trzymających mnie pewnie ramionach, czując, że dosłownie zaciskam się na nim z podekscytowania. O, cholera. Moja sukienka rozsypała się wokół, zasłaniając strategiczne miejsce. Byłam tak podniecona, że od razu zaczęłam się na nim poruszać, stanowczo zadowolona, że wciąż mnie trzyma. Zadrżałam jednak cała od wewnątrz, gdy usłyszałam jego warknięcie, a w następnej chwili ten wariat uniósł nieco tylko moje biodra i silnie utrzymując mnie w takiej pozycji zaczął się we mnie wbijać, a z każdym jego ruchem z moich ust wydobywał się kolejny jęk, a w jego tle słychać było tylko plaskanie naszych zderzających się ze sobą ciał. Prawie krzyknęłam, gdy niespodziewanie pociągnął mnie na siebie. Wciąż miał wszystko pod kontrolą ani na moment nie przestając się ruszać, ale teraz mogłam wsunąć dłonie w jego włosy i przyczepić się do niego z pocałunkiem. Ocieraliśmy się o siebie całym ciałem tak intensywnie, że jedynie dusiłam swoje jęki na jego skórze. Moje biodra same wyginały się w jego stronę, gdy byłam już blisko, chcąc wziąć od niego jak najwięcej, a gdy wybuchłam, Bill docisnął mnie do siebie tak mocno, że tuż po przeciągłym jęku, jaki wydobył się z mojego gardła, krzyknęłam głośno, zaciskając się na nim wszystkimi kończynami i nie tylko.
- Sukienka – sapnął, znowu zaczynając się poruszać, co w tamtej chwili doprowadzało mnie do szału, ale dałam mu zdjąć z siebie materiał.
Więc miałam na sobie już tylko szpilki i biżuterię.
Dłonie chłopaka porzuciły moje biodra na rzecz odsłoniętych piersi, a ja znów nie potrafiłam być cicho. Oboje byliśmy już zgrzani, a ja jednocześnie chciałam więcej i próbowałam uciec przed drażnieniem mocno ukrwionego w tej chwili krocza. Zaraz potem i tak znalazłam się z powrotem pod nim i znów krzyknęłam, gdy wbił się we mnie mocno. Moje ręce samoczynnie podążyły do jego silnych ramion, a nogami próbowałam objąć go w pasie, ale on odtrącił je ode mnie i nagle odsunął się jak poparzony. Docierały do mnie przez chwilę tylko jego ciche przekleństwa, gdy zobaczyłam, jak kończy dosłownie na własną rękę. Prawie się oburzyłam, gdy on oddychając ciężko, podniósł na mnie zamglony wzrok.
- Wybacz, ja... zapomniałem gumki – wydukał przepraszająco, a ja zaśmiałam się, że byliśmy tak napaleni, że żadne z nas nie zwróciło na to uwagi.
Sięgnął do swoich spodni porzuconych na podłodze i wrócił po kilku sekundach z całym opakowaniem. Jakby to, że przed chwilą doszliśmy nic nie znaczyło. Zbliżył się do mnie na czworaka po łóżku z jedną z prezerwatyw w zębach i sapiąc nieco, porzucił ją prosto na mój biust. Uniosłam nieco brew, a on nachylił się i znów liznął mój sutek.
- Draniu! - pisnęłam ze śmiechem, a on jakimś cudem wymacał pilot z szafki nocnej.
- Obejrzyjmy jeszcze raz ten teledysk – zasugerował, a mnie od pierwszych dźwięków znów robiło się gorąco bez patrzenia w ekran.
Coś czułam, że prędko nie opuścimy tego łóżka...

Bill kimał od dłuższej chwili wtulony w poduszkę, mrucząc jakieś słowa pod nosem, ale byłam przekonana, że to niemiecki, bo nie byłam w stanie nic zrozumieć i w jakiś sposób denerwował mnie fakt, że może mówić w tym języku, zupełnie mnie ignorując. Byłam jednak zbyt cudownie rozleniwiona, żeby przejmować się czymkolwiek. Jeśli on twierdził, że ma bzika na moim punkcie, to nie wiedziałam, jak nazwać to, co działo się ze mną i to nawet teraz, gdy spał zupełnie nagi obok mnie, niczym się nie przejmując. A mnie wciąż było gorąco od samego patrzenia na jego pośladki. Mógł się chociaż trochę nakryć! Nie miałam siły się ruszyć i wszystko mnie bolało, ale kolejny raz w życiu było mi tak dobrze, że to zmęczenie było nieprzyzwoicie przyjemne. Wciąż przeżywałam jednak to, co mi wyznał i aż dźwięczało mi w głowie: „Jestem tu, bo zakochałem się w tobie”. Ten moment wydawał mi się chyba jeszcze bardziej oderwany od rzeczywistości niż nasz romans, bo już sama nie wiedziałam, jak to nazywać. Parsknęłam głośno niezadowolona, zaraz potem z zaskoczeniem obserwując jedno otwierające się oko, które przyglądało mi się z poduszki.
- Nie zamierzasz mi dać odpocząć? - mruknął cicho, na co ja uniosłam brew.
- Przecież cię nie budziłam?
- Wiercisz się, co chwilę się budzę – odparł, podnosząc się na łokciach i spojrzał na mnie uważnie, przechylając na bok głowę. - Chyba powinienem był cię bardziej wymęczyć. Ty musisz spać, żeby nie myśleć, prawda? - rzucił złośliwie.
Dupek.
- I tak nie mogę się na niczym skupić, gdy nawet się nie okryłeś – oznajmiłam znacząco, jednak on miał minę, jakby właśnie zapisywał sobie w wyimaginowanym notesiku, żeby nigdy nie przykrywać się po seksie.
Zresztą i tak pachniało nim w całym pomieszczeniu, nie wspominając o gumkach porzuconych na podłodze. I jeszcze tego jaka byłam, och... wciąż mokra.
- No, dobrze – westchnął w końcu i podniósł się, jakby nigdy nic z łóżka, doprowadzając do przewrotów w moim żołądku.
Był tak seksowy, że przy tym jego pewność siebie zupełnie mnie obezwładniała i rozpalała, nieważne ile razy, staraliśmy się wspólnie ugasić ten pożar. To już musiała być ostra choroba psychiczna.
- Hm? - mruknęłam, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że zatrzymał się przed drzwiami do łazienki i wyciąga rękę w moją stronę.
- Prysznic? A potem kolacja, pośpię w nocy. Może – dodał na koniec, uśmiechając się tak, że nogi same poniosły mnie w jego stronę.
- Dobry pomysł – przyznałam, stwierdzając, że rzeczywiście zgłodniałam.
Podałam mu rękę i znieruchomiałam, gdy uniósł ją do ust, żeby czule musnąć moje palce. Coś gniotło mnie w żołądku. I w podbrzuszu. Całkiem jakby całe moje ciało pragnęło w tej chwili powiedzieć mi, że chce, żeby ten facet był ojcem jego dzieci. Kurwa, moich dzieci! O czym ja w ogóle myślę?!
- Zimno ci? - zapytał cicho, unosząc z rozbawieniem brew, a potem zacmokał teatralnie. - Oj, Al'y. Nie odrobiłaś lekcji, wciąż nie potrafisz przyjmować komplementów – stwierdził, po czym ruszył przodem do łazienki.
I jak ja go miałam nie zabić? Znaczy... jak ja go miałam nie kochać? Wypowiedziałam jego imię, czując wzmożoną potrzebę uświadomienia mu tego, gdy odwrócił się do mnie i w jednej chwili zabrakło mi języka w gębie. Staliśmy naprzeciwko siebie nadzy, zupełnie przypominając parę, która dopiero wyszła z łóżka i chyba uznałam, że to nie najlepsza sceneria na te słowa.
- Zamówisz coś do pokoju? Jakoś nie mam ochoty wychodzić – stwierdziłam, on jednak przyglądał mi się przez kilka sekund, jakby uważał, że coś kręcę.
- Jasne, ja też nigdzie się nie ruszam. Chodź, umyję cię – powiedział, otwierając drzwiczki kabiny prysznicowej.
Oh. I tak, znowu nie byliśmy w stanie trzymać rąk przy sobie.
Po wyjściu spod prysznica, ulokowaliśmy się z powrotem w łóżku, on w samej bieliźnie, ja już ubrana. Dopadł telefon hotelowy i zamówił dla nas kolację. Oprócz tego drogiego szampana, truskawki i ciastko kremem, a moje policzki znów zaczęły piec. Dobrze wiedziałam, że nie ma ludzi idealnych, ale on tak bardzo się starał, że przez cały czas mnie czymś zaskakiwał. Szczególnie tym, że zawsze potrafił o wszystkim pomyśleć na przód. No, chyba, że był już tak bardzo napalony, że zapominał o zabezpieczeniu, na czego wspomnienie uśmiechnęłam się, co on najwyraźniej uznał za podejrzane.
- Zamęczysz mnie – oznajmił w końcu, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.
Dobrze jednak widziałam, jak krąży od oczu do ust.
- To ty tu jesteś od panowania nad sytuacją, czyż nie? - rzuciłam, patrząc na niego znacząco.
- Nad sytuacją, owszem, ale nad sobą? Kobieto, czego ty ode mnie oczekujesz? I dlaczego znowu włożyłaś tę sukienkę?
- Bo nie mam przy sobie innych ubrań? - podsunęłam, starając się zignorować falę ciepła.
Żachnął się i uwalił na plecach, po czym utkwił wzrok w suficie, a ja prychnęłam ze śmiechem. Aż tak mu się podobała? Poważnie? Może tym razem też podświadomie ubrałam się dla niego? Zaczynałam po raz kolejny tworzyć idiotyzmy.
- Co tym razem? - mruknął, a ja posłałam mu tylko nieprzytomne spojrzenie. - Wiesz, jak zaczynasz się nad czymś zastanawiać, robisz taką minę i to naprawdę widać. Ja widzę – sprostował.
- Poddaję się, wyłączam mózg – odparłam, podnosząc ręce do góry.
Opadłam obok niego na poduszkę i po chwili poczułam, że splata ze sobą palce naszych dłoni. Byłbym w siódmym niebie, gdybyśmy mogli tak ciągle spędzać razem czas. Bez całej reszty świata, a szczególnie bez jego bliźniaka. Właśnie moje myśli kierowały się w stronę Europy, gdy chłopak dźgnął mnie palcem w żebro i zaczął się śmiać, gdy poderwałam się z oburzeniem.
- Kłamczucha! Przestań albo załaskoczę cię na śmierć!
- Co ci przeszkadza? - mruknęłam, mrużąc na niego groźnie oczy.
- Zawsze, gdy robisz taką minę, wydaje mi się, że czymś się przejmujesz i zaraz odeślesz mnie w diabły.
- Niby czemu miałabym to zrobić? To ty przestań – burknęłam.
Czyż te nasze utarczki słowne nie były zbyt słodkie? Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Gdyby to był Crieg, wprawdzie nie mielibyśmy takich durnych powodów do sprzeczek, ale zapewne zjechałabym go od góry do dołu i wyszła, a nie jak dziecko powtarzała „nie, bo ty!”. Cofałam się w rozwoju?
- Już ci się zdarzyło – odparł, znowu na mnie nie patrząc, a mnie coś ścisnęło za serce, gdy ujrzałam jego nieobecny wzrok, ponownie wbity w biały sufit nad nami.
Nad wielkim łóżkiem, w którym co chwilę się do siebie dobieraliśmy. I on wciąż mówił takie rzeczy, że nie mogłam uwierzyć, że nie oglądam właśnie jakiejś romantycznej komedii albo ktoś nas nie nagrywa. To było nierealne.
- Po prostu powiedziałeś mi coś i teraz nie mogę się tego pozbyć z głowy.
Wreszcie poczułam na sobie jego zainteresowany wzrok.
- Co konkretnie? Mówiłem dużo rzeczy.
No, właśnie! Za dużo!
- Coś... o uczuciach – odparłam, a on uśmiechnął się tak lekko, że sama znacznie się rozluźniłam.
- Jestem tu, bo cię kocham, byłem szczery. Przepadłem tamtego dnia, gdy uciekałaś z mojego domu. Nie, żebym miał coś do powiedzenia. Żeby ktokolwiek miał. Widziałem, jak bardzo masz ochotę zgnieść mnie jak robaka, a myślałem o tym, żeby cię przytulić i uspokoić. Brat odwiódł mnie za pierwszym razem od próby znalezienia cię, chyba raz nawet poszedłem z nim do tego klubu mając głupią nadzieję, że cię spotkam, ale szybko uznałem, że raczej prędko tam nie wrócisz. Więc czekałem, a ty w końcu się pojawiłaś.
- Cholera, to nie tak, że chciałam, żebyś mi to opowiedział – mruknęłam, patrząc na niego błyszczącymi oczyma, bo... naprawdę miałam dość jego gadulstwa, zwyczajnie tonęłam w tym, jak o mnie mówił.
Czy on w ogóle przyjmuje do świadomości rzeczywistość, czy żyje w świecie swoich fantazji dwadzieścia cztery na dobę? Miałam wrażenie, że coś mu po prostu odbiło i wyobraża sobie mnie jako zupełnie inną osobę niż to, jaka naprawdę jestem. Od początku wiedziałam, że jest nie z tego świata, ale żeby tak bardzo?
- Więc co chodzi ci po głowie?
Już sama nie wiedziałam, czy chcę mu to powiedzieć. Może miał rację i niepotrzebnie komplikuję sobie życie, ale różnił się od wszystkiego, co znałam. Jak miałam niby tak po prostu to przeskoczyć?
- To, co do ciebie czuję.
- Więc... kochasz mnie?
- Cholera, Kaulitz, musisz wszystko zawsze zepsuć?! - oburzyłam się, na co on poderwał się najwyraźniej nie bardzo rozumiejąc mój wybuch. - Ja to miałam powiedzieć! No, bo... jeśli to nie... miłość, to już tylko choroba psychiczna.
Nie wiedzieć czemu on zaczął się śmiać, a wszystkie moje wnętrzności skurczyły się boleśnie na ten dźwięk.
- Sugerujesz, że trzeba być chorym, żeby coś do mnie poczuć?
- Obawiam się, że jest wiele osób chorych na twoim punkcie. Ale ja czuję się całkiem nieźle – stwierdziłam, wtulając się z ulgą w jego bok. - Chyba ci ufam, więc nie spierdol tego, Kaulitz.
- Postaram się – odparł lekko, obejmując mnie jedną ręką.
Potem do naszych drzwi zapukał kelner z kolacją. I szampanem, truskawkami, i ciastkiem z kremem. On ZAWSZE myślał o wszystkim. Byłam ciekawa, czy w związku z tym miał jeszcze jakieś gumki...


Opuściliśmy hotel drugiego dnia, przy czym dowiedziałam się, że tak naprawdę to jego prywatny pokój, w którym ściany są wygłuszone, bo ćwiczy tam głos. To było naprawdę interesujące, że tylko po to trzyma ten – jak sądziłam – piekielnie drogi pokój. Zgodnie z moją prośbą odwiózł mnie do mieszkania, jednak po zatrzymaniu się na miejscu, jakoś nie mogliśmy ruszyć się z miejsca. Z jakiegoś powodu przyszło mi do głowy pytanie, jak to mogłoby wyglądać w przyszłości, skoro ja i jego brat mieliśmy na siebie alergię. Gdybyśmy chcieli razem zamieszkać, a to na pewno byłoby łatwiejsze, niż uciekać razem w wolnej chwili gdzieś do hotelu. Jak to było, że znałam go tak krótko, a tak łatwo było mi myśleć o nim, jako o swojej przyszłości? Dosłownie promieniał, przyglądając mi się z siedzenia kierowcy, choć spodziewałam się, że czeka tylko, żeby się położyć. Ja za to czułam wyraźny dyskomfort przy chodzeniu i siedzeniu. Zupełnie nie wiedziałam, jakim cudem jeszcze funkcjonujemy po minionym dniu.
- To było szalone – podsumowałam, na co on uśmiechnął się z zadowoleniem. - Ale nie możemy zbyt często robić takich maratonów. Przysięgam, że nie ruszę się dziś z kanapy!
- Posiedziałbym z tobą... - mruknął, odnajdując moją dłoń. - Niestety, mamy przygotowania do trasy, a Jost jest wściekły, że odkryłem jego sekret, więc nie da mi się kolejny dzień obijać.
- O, matko! Marita! Zupełnie o niej zapomniałam! - wyrzuciłam z paniką zaczynając grzebać w torebce.
Mój telefon oczywiście był wyłączony jeszcze po programie. Uruchomiłam go i natychmiast pojawiło się milion nieodebranych wiadomości i połączeń. Byłam pewna, że mnie zamorduje, jak tylko dojrzy mnie na oczy.
- Ups? - podsunął z rozbawieniem chłopak, ale ja już otwierałam drzwiczki samochodu.
- Muszę się do niej odezwać, zanim ogłosi moje zaginięcie na terenie całego kraju – oznajmiłam, zamierzając już wyskoczyć z auta, gdy zostałam wciągnięta z powrotem na siedzenie.
- Hej, jeszcze moment – upomniał się, a ja jak zwykle dostałam dreszczy od jego dotyku. - Zobaczę cię jutro?
- Zadzwoń, po to masz mój numer.
- Wcale nie było łatwo go zdobyć – przypomniał mi, a ja zaśmiałam się mimowolnie. - Więc do jutra – rzucił jeszcze i pocałował mnie tak, że już wcale nie chciałam wychodzić z tego auta.
Mrucząc podniosłam się i uśmiechnęłam znowu, zamykając samochód. Wreszcie udało mi się dotrzeć do wejścia do budynku i tylko raz obejrzałam się, stwierdzając, że wciąż nie ruszył się z miejsca. Dopiero, gdy zamykały się za mną drzwi, usłyszałam, że odjeżdża. Ja też odjechałam. Na jego punkcie. Bardzo możliwe, że w tym samym momencie, gdy go poznałam, tylko nie bardzo potrafiłam dotąd pogodzić się z tym faktem. Teraz to już nie było ważne. Poznawaliśmy się i uczyliśmy swoich wad i słabości, miałam nadzieję, że to wystarczy, żeby ten kosmita został ze mną na zawsze.

wtorek, 27 września 2016

[.9.] Live like a star

Witajcie! ^^
Dziś następna część :). Jakoś ciągnę dalej (na szczęście większość już zaplanowałam), ale moja wena stanowczo przestała mnie rozpieszczać. Stres zabija wenę. Mam ostatnie dwa tygodnie wolności, po których mój czas wolny właściwie przestanie istnieć i zastanawiam się, co zrobić, żeby jeszcze na trochę choć do mnie wróciła. Help?
W każdym razie zapraszam! Smacznego! Liczę na Wasze opinie! ;)



Wasza Czokoladka ;)


Live Like A Star
9.
Przez resztę dnia chodziłam naburmuszona. Ogarnęłam nieco swoje mieszkanie, wyskoczyłam na zakupy i starałam się nie myśleć. Dobre sobie. Co chwilę miałam w ręku telefon i znajdowałam kolejne fotografie z Kaulitzem, przy czym za każdym razem robiło mi się gorąco. Dwa miesiące to przecież nie tak długo, a jednak nie potrafiłam sobie wyobrazić, co będzie się działo przez ten czas. Skoro w ciągu tak niedługiego czasu był w stanie owinąć mnie sobie wokół małego palca, to co ja ze sobą zrobię? Zresztą nie było co się oszukiwać, czekałyby nas często podobne rozstania. Albo ze względu na jego pracę, albo na moją. Czy naprawdę nie da się tego jakoś pogodzić? - zastanawiałam się, nieprzytomnie otwierając drzwi swojego mieszkania.
Kolejnego ranka obudziłam się z wyrzutami sumienia. Jak mogłam być zła na Billa o to, że spełnia swoje marzenia tak, jak ja? To wymaga poświęceń, wiedziałam o tym, aż za dobrze, przez tyle lat przywiązana do wygodnej obecności Criega, który najpewniej wciąż zdradzał mnie na boku, więc nigdy nie robił problemów. W tamtej chwili myślałam o tym ot tak po prostu, a jedyną emocją jaka mi towarzyszyła, było zaskoczenie, że nic mnie to nie rusza. Tak jakby w tamtej chwili, gdy Kaulitz powiedział, że nie muszę mu opowiadać takich rzeczy, one zupełnie straciły znaczenie również dla mnie. Nie rozumiałam, co jest ze mną nie tak, że przytakiwałam biernie na każde jego słowo. No i jeszcze musiałam być tak okrutna dla Marity, która była odważna zawsze, tylko nie wtedy, gdy chodziło o nią samą. A ja na nią tak naskoczyłam. Spróbowałam sobie przypomnieć Josta, ale wtedy w knajpie byłam zbyt zaabsorbowana obecnością Billa i niezbyt mu się przyjrzałam. Chwila, czy Marita nie mówiła wtedy, że w porządku z niego facet? - jakaś iskra wspomnienia rozjaśniła trochę moje myśli. Ile on w ogóle na lat?
Postanowiłam, że pierwszą rzeczą, jaką dziś zrobię, będzie udanie się do jej biura, gdzie zapewne ukrywa się przed całym światem. Chciałam ją przeprosić. Jak dobrze pójdzie, może uda mi się dowiedzieć czegoś więcej. A może powinnam porozmawiać z Billem? - przyszło mi do głowy i jak na zawołanie rozdzwonił się mój telefon.
- Halo?
- Z jakiegoś powodu sądziłem, że cię obudzę – stwierdził na powitanie, a ja zerknęłam na zegarek.
- W każdy normalny dzień, ale na dziś – odparłam z westchnięciem
I co z tego, że analizowałam na każdym kroku swoje wątpliwości, skoro nie potrafiłam zignorować jednego głupiego połączenia?
- Coś się stało?
- Tak. Trochę wczoraj... wyprowadziłam Maritę z równowagi i muszę z nią pogadać przed wywiadem.
- A już myślałem, że zjemy razem śniadanie przed moim... – odparł i na moment zapadła między nami krótka cisza, jakby jakaś zapadka jednocześnie odblokowała nam się w mózgach.
- O której masz ten wywiad? - zapytaliśmy jednocześnie i oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Półtora godziny, kierowca ma mnie zawieźć na miejsce – odpowiedziałam pierwsza.
- W takim razie czuję, że tak czy siak się zobaczymy – stwierdził, a mnie coś gorącego rozpłynęło się w żołądku.
Byłam gotowa tam pójść i przyznać, że MOŻE jest ktoś, kto ostatnio wpadł mi w oko, a przy tym nie komentować ani jednej fotki z Kaulitzem, ale pomysł skonfrontowania nas, by poznać prawdę, w tym momencie mnie przerażał. Nie byłam gotowa na coś takiego, w żadnym wypadku! Lubiłam gościa, chyba bardziej niż tylko trochę, ale nie czułam się na siłach oznajmiać tego oficjalnie całemu światu, szczególnie że sami nic sobie przecież nie obiecywaliśmy, prawda? Nie padły też bezpośrednie wyznania... No, może trochę z jego strony. Cholera. Naprawdę byłam okropna. Miałam ochotę w tamtej chwili ze wszystkiego się wycofać i wcale nie chodziło o wywiad. Rzecz w tym, że tego, co między nami zaszło nie dało się już cofnąć. Wzięłam głęboki oddech, żeby się ogarnąć, bo Bill do mnie mówił, chociaż ja go nie słuchałam.
- ...będzie wygodniej. Po prostu udaj zaskoczoną, gdy mnie zobaczysz – dotarło do mnie i zagryzłam tylko wargę, zdając sobie sprawę, że nie bardzo chcę się mu przyznać, iż nie wiem, o co chodzi.
Wtedy jednak przypomniało mi się, o czym wcześniej chciałam z nim rozmawiać.
- Mam pytanie – uprzedziłam, żeby wiedział, że zmieniam temat. - Jak dobrze znasz Josta?
- Hm? - zdziwił się, a potem najwyraźniej zastanawiał przez chwilę. - Dobrze. Odkąd uznał, że jestem już dorosły i mieliśmy okazję wspólnie się upić... Całkiem nieźle – stwierdził z rozbawieniem. - Tylko dlaczego interesuje cię Jost?
- Nie do końca mnie. A tak właściwie to przypuszczam, że moja agentka i twój menadżer mają zajebistą wymówkę w naszej postaci, żeby do siedzie wydzwaniać i tak dalej – mruknęłam, wymachując wolną ręką, jakby mógł to zobaczyć.
W międzyczasie zerknęłam na zegarek, uznając, że powinnam się pospieszyć, jeśli chciałam zdążyć spotkać się z przyjaciółką i wrócić, zanim przyjedzie po mnie kierowca. Ach, no i Bill prawie się czymś zakrztusił na moją nowinę.
- Słucham? David? Żartujesz sobie? Wiesz, to raczej typ człowieka, kochającego głównie papierową robotę i zimną pizzę, ewentualnie jeszcze uprzykrzać ludziom życie. Wybacz, ale nie wyobrażam sobie tego – zanegował moje podejrzenia, na co ja prychnęłam głośno.
Chyba nie powinnam być zdziwiona, że tak zareagował, skoro traktuje tego mężczyznę jako „zapasowego” ojca, ale mimo wszystko wiedziałam swoje.
- Jeszcze się przekonasz i będziesz mógł wtedy złożyć pokłon mojej kobiecej intuicji.
- Skoro taka jesteś pewna, sprawdzę to od razu. Poczekaj – oznajmił, jakby nigdy nic, a mi się przypomniało, że miałam wychodzić z domu.
Pokręciłam nad sobą głową z niedowierzaniem, zabrałam torebkę i klucze, po czym wypadłam z mieszkania, kierując się na parkin po swój samochód. W tym czasie słyszałam, że Bill się gdzieś przemieszcza. Zaskrzypiały drzwi i powietrze przestało mi trzeszczeć w głośniku, więc najwyraźniej się zatrzymał.
- Cześć, David. Zajęty?
- Trochę, co jest? Macie niedługo wywiad.
Słysząc „macie”, coś przewróciło mi się w żołądku, gdy przypadkiem zostałam uświadomiona, że na domiar złego będą tam obaj bliźniacy. Teraz to już na pewno musiałam jak najprędzej zobaczyć się ze swoją agentką! Potem znów usłyszałam głos Billa.
- Widziałeś może dziś Maritę? - zapytał, a ja zastygłam z kluczykiem w stacyjce.
Jak ja cholernie żałowałam, że nie mogłam tam być, żeby zobaczyć minę jego menadżera! Właściwie to dobrze mu tak! Zdążył mnie już wpakować w ten ich teledysk, podczas którego prawie... Zresztą.
- M-Maritę? Nie, dlaczego pytasz?
- A tak... Al'y wspominała, że nie może się do niej dodzwonić. A ty widywałeś ją ostatnio, więc pomyślałem, że możesz coś wiedzieć – ciągnął dalej, a mnie szczęka opadła z wrażenia.
A to szczwany lis! O, matko! Bill był mistrzem manipulacji, prawda? Więc to nie tak, że tylko mi robił sieczkę z głowy, on już po prostu taki był. Jednak widać menadżer znał go dłużej i lepiej niż ja wiedział, jak sobie z nim radzić.
- Kaulitz, od tamtej rozmowy o teledysku przy śniadaniu, widziałem cię raz i byłeś tak nieprzytomny, że nie mogłem z tobą rozmawiać. Więc skąd te teksty?
- Nieważne, wszystko już wiem – odparł z pewnością w głosie i zaraz potem usłyszałam, jak zamyka za sobą drzwi.
- Bill, do cholery, wracaj tu! - usłyszałam jeszcze nieco niewyraźnie wołanie Josta.
- Muszę lecieć na wywiad! - odkrzyknął mu i zaśmiał się cicho.
Jeśli Marita twierdzi, że JA jestem okrutna, to chyba musiałaby zobaczyć, jak Bill postępuje z biednym Davidem. Naprawdę aż zrobiło mi się gościa żal.
- Cholera, jednak miałaś rację – zwrócił się w końcu do mnie.
- Widzisz? - mruknęłam, zerkając z niezdecydowaniem na wnętrze samochodu.
Przez tę chwilę zastanowiłam się, czy naprawdę chcę teraz jechać do przyjaciółki i zawracać głowę. W końcu należało się jej trochę spokoju, a po akcji Billa na pewno dostanie pilny telefon. Wyciągnęłam kluczyk ze stacyjki, rezygnując z odwiedzin. Podjęłam decyzję, że wracam do mieszkania, zmienię jednak strój i będę czekała na kierowcę. No i przypomniało mi się, że czysto teoretycznie jest ktoś, komu mogę się wyżalić ze swoich obaw.
- Tom też będzie na tym wywiadzie, prawda? - zapytałam ostrożnie.
- Zaprosili cały zespół, ale to oczywiste, że chodzi im o nas. Nie wyprzemy się przecież przy tak oczywistych zdjęciach i tych debilach, którzy pewnie będą się do siebie cieszyć – stwierdził, a ja ze zdziwieniem wyczułam złość w jego głosie, zastanawiając się czy mówi o Gustavie i Georgu. - Ale nie przejmuj się, ja się tym zajmę...
- Bill, zapominasz, że to również mój wywiad, nie możesz się tym za mnie zająć.
- Mogę. Poradzę sobie z nimi, więc...
- Ale ja nie chcę – przerwałam mu znowu, zniecierpliwiona. - Dlaczego ciągle wszystko chcesz załatwiać sam i wszystko robić po swojemu? Boże, to takie irytujące! - wyrzuciłam z siebie i w następnej chwili, zasłoniłam sobie usta dłonią.
Ja... wcale nie chciałam mu tego powiedzieć. Zacisnęłam wargi, mając nadzieję, że nie powiem nic więcej głupiego, ale on milczał i nie wiedziałam, co z tym zrobić. Kaulitz zawsze miał dużo do powiedzenia.
- Przepraszam, Bill. Jestem zdenerwowana, nie powinnam...
- Nie, właściwie masz zupełną rację. Chyba po prostu jestem w szoku, że ktoś powiedział mi to wprost. Dobrze więc, widzimy się niedługo.
- Czekaj, Bill, chciałam... - urwałam, gdy do mojego ucha dotarł sygnał zakończonej rozmowy.
Zagryzłam znów mocno wargę, a potem zaklęłam głośno. Zdaje się, że właśnie uraziłam czyjeś męskie ego i nawet nie spodziewałam się, że ten miły i rozgadany Bill może się tak po prostu rozłączyć, gdy go wkurzę. Teraz jeszcze bardziej się denerwowałam i nie wiedziałam, co właściwie z sobą zrobić. Zadawałam sobie pytanie, czy Kaulitz mimo wszystko stanie po mojej stronie, gdy zajdzie taka potrzeba. Nic nie mogłam poradzić, że chwilami czułam się po prostu osaczona przez jego dobre intencje. Chciałam chociaż napisać do niego wiadomość, ale skończyło się na tym, że zwyzywałam się od gówniar i pobiegłam z powrotem do mieszkania. Miałam nadzieję, że kolejny prysznic, przebranie się i w ogóle wystrojenie od początku choć odrobinę podniosą mnie na duchu. Musiałam zrobić się na bóstwo, żeby nie mieć odwagi zapaść się pod ziemię.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdyby ciężka gula, która pojawiła się moim żołądku, gdy Bill się rozłączył, wreszcie nie zmieniła się w złość. Chciałam swoje pocieszenie przed wywiadem i miałam za swoje. Proszę bardzo. Wściekałam się, szykując się do wyjścia, bo tak naprawdę cholernie bałam się, że właśnie moje humorki wyszły na światło dzienne i chłopak zdawał się być z tego niezadowolony. Ale, do cholery, taka byłam! I jeśli naprawdę mnie chciał, musiał jakoś wziąć na to poprawkę. Zagryzłam znów wargę na tę myśl. Cholera. Na dobrą sprawę, czy ja też nie powinnam w takim razie mieć poprawki na jego „ze wszystkim sobie poradzę sam”? W poprzednim związku nigdy nie musiałam się nad tym zastanawiać. Tak czy siak wracałam do punktu, że Kaulitz robi mi sieczkę z mózgu.
Kiedy do przyjazdu kierowcy zostało kilka minut, stanęłam raz jeszcze przed lustrem i zawahałam się, czy aby jednak nie przegięłam. Miałam na sobie chabrową, rozkloszowaną i niezbyt długą sukienkę, szpilki w zbliżonym kolorze i na pierwszy rzut oka wydawał się to dość ładny zestaw, jednak górna część kreacji stanowczo za dużo odsłaniała na jak moje standardy. Owszem, mogłabym się tak wybrać na jakąś galę albo randkę, ale na wywiad to było chyba przegięcie. W kolejne dwanaście minut, odbierając w międzyczasie telefon, że kierowca już czeka i błagając go, by dał mi chwilę, ubrałam się w beżową dość odważną sukienkę, w której jednak nie czułam się już tak nago, zmieniłam buty i rozjaśniłam makijaż, po czym na złamanie karku pognałam do czekającego na mnie samochodu.
W drodze do garderoby, jaką dla mnie przygotowano, minęłam drzwi z napisem „Tokio Hotel”, a dochodzące zza nich dźwięki rozmowy świadczyły o tym, że wszyscy już są na miejscu. Zachowując się, jakbym nie zwróciła na to uwagi, zamknęłam się w swoim pokoju, gdzie jedynie napiłam się trochę wody, starając się wziąć w garść. Spojrzałam w znajdujące się tam lustro i z nerwów miałam ochotę poprawić makijaż. Najlepiej zmazać sobie to wszystko z twarzy i zacząć od początku, żeby mieć czym zająć ręce. Niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi i usłyszałam, że za kilka minut rozpocznie się program, a techniczny przyjdzie po mnie, gdy nadejdzie pora. Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę, jak to będzie wyglądało. Nie bardzo tylko wiedziałam, jak stawić czoła obu Kaulitzom i co jeśli obaj będą na mnie wściekli? Co zrobić, gdy będą pytać o nasze relacje? Wzięłam głęboki oddech i znów spojrzałam w lustro. To się nie mogło dobrze skończyć.
Serce prawie połamało mi żebra, gdy maszerowałam jak na ścięcie, modląc się tylko, żeby nie zaplątać się we własne nogi. Usłyszałam, jak zapowiada mnie prowadzący i nie było zmiłuj. Światła reflektorów już oświetlały punkt, w którym miałam się pojawić, więc ruszyłam w tamtą stronę, przyklejając uśmiech na twarz. Na widowni zrobił się harmider, więc pomachałam w tamtą stronę, czując, jak stres ze mnie spływa. Kamery, tak. Właściwie poczułam się na nieco bardziej znajomym gruncie, chociaż tym razem nie miałam szansy na cięcie, czy dublerkę. Gdy tylko odwróciłam się od tłumu, moje oczy padły na Billa i przez urywek sekundy się zawahałam. Potem przypomniało mi się, jak mówił przez telefon coś o tym, żebym udawała zaskoczoną jego obecnością i nie wiedziałam już, czy zareagowałam tak przez to, że wtedy o to prosił, czy to miało większy związek z tym, że wstrzymałam powietrze, mierząc go głodnym wzrokiem.
Stanowczo nie wyglądał jak na co dzień. Nawet wtedy na bankiecie nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Może to dlatego, że teraz doskonale wiedziałam, co znajduje się pod tym... ekscentrycznym strojem. I miał makijaż. Wprawdzie artystyczny, nie jak kiedyś, niemniej czułam, że od samego jego wzroku robi mi się cieplej. I jak ja miałam go nie chcieć?
Ogarnęłam się tako jako, żeby przywitać się z prowadzącym, ale niemal zaklęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że muszę to samo zrobić z całą resztą. Nie dając nic po sobie poznać, podeszłam do Billa, który – jak kultura nakazała – podniósł się z kanapy, żeby podać mi rękę. Chyba wstrzymałam powietrze, przenosząc wzrok na Toma, ale ku mojemu zaskoczeniu też uniósł się nieco i jakby nigdy nic podał mi rękę. Z tego wszystkiego ledwo docierało do mnie, że witam się z pozostałymi. Ulżyło mi, gdy wreszcie opadłam na wolną kanapę naprzeciwko. Nie byłam pewna, czy pamiętam, jak się mówi, a czekał mnie wywiad. Cudownie.
- Witaj, Alicio. Właśnie rozmawialiśmy z chłopakami o teledysku, w którym wzięłaś udział. Podobno atmosfera na planie była gorąca – zasugerował, unosząc wymownie wzrok.
Oczywiście nie miałam pojęcia, co wcześniej powiedział Bill, bo spodziewałam się, że jak zwykle Pan-Poradzę-Sobie-Sam miał najwięcej do powiedzenia. A to wszystko dlatego, że obraził się i rozłączył, kiedy ja chciałam chociaż omówić z nim, jaki mamy plan i poskarżyć się, że boję się konfrontacji z jego bratem na oczach mediów. Ale byłam aktorką, tak? Trzeba było improwizować, to improwizowałam.
- Oj, tak, Bill ciągle narzekał na słabą klimatyzację – stwierdziłam z powagą, na co jemu opadła szczęka, a reszta zespołu łącznie z Tomem zaczęła się śmiać.
Nieco zbity z tropu prowadzący również zaczął się chichrać, patrząc przepraszająco na młodszego Kaulitza, któremu ja z rozbawionym uśmieszkiem patrzyłam prosto w oczy. Przynajmniej do chwili, aż się opamiętałam, że nikt nie wytnie z nagrania sceny zbyt długiego i zbyt gorącego spojrzenia. Matko, on wyglądał na ludzkie bóstwo! I nie spuszczał ze mnie wzroku. Moja sukienka zasłaniała dość, ale czułam się w jego oczach zupełnie naga i miałam ochotę sprawdzić, czy z wrażenia się nie rozebrałam. Co ja...?
- A tak poważnie, napociliśmy się przy tym tańcu w reflektorach. Dobrze się bawiłam – stwierdziłam, posyłając wyuczony uśmiech facetowi, chociaż mój wzrok i tak uciekał zaraz potem do Billa.
A z niego na obserwującego mnie niby obojętnie Toma. Kurwa. Miałam wrażenie, że wszyscy w tym pomieszczeniu czekają tylko na moją wpadkę. Natomiast ja wcale nie zamierzałam się dać wrobić w coś głupiego. I dotarło do mnie wreszcie, że gdybym nie zdenerwowała agentki, mogłabym lepiej przygotować się do tego wywiadu.
Jakoś ruszyło. Zaczęła się dyskusja: teledysk, aktorstwo, bla, bla, bla, film. Kiedy coś nowego? Na pewno niedługo dam znać, w tej chwili nie mogę jeszcze niczego zdradzić. Znowu głupoty i dowiedziałam się, że mają wyemitować pierwszy raz fragment klipu, a kiedy facet wskazał na wielki ekran, poczułam, jak mój żołądek robi fikołka. I w tej samej chwili zerknęłam na Billa, który pożerał mnie wzrokiem. Zaklęłam w myśli, zdając sobie sprawę, że zagryzam wargę i odwróciłam się na pierwsze dźwięki muzyki. Potem zamarłam.
Nie miałam wcześniej głowy, by zainteresować się, co wyszło z naszego nagrania. Poruszać się tak blisko siebie przed kamerami było niesamowicie, ale nawet się nie spodziewałam, że światła i sceneria zrobią taką robotę. Filmik trwał koło dwudziestu sekund, ale to wystarczyło, żeby ciepło ulokowało się w pobliżu mojego podbrzusza. Widząc to, podniecałam się od samej świadomości, że to właśnie my jesteśmy na tym nagraniu i teraz cały świat może zobaczyć... Przeszły mnie dreszcze i zdałam sobie sprawę, że zespół gdzieś śmignął. Na kanapie zostałam tylko ja i prowadzący, a tamta czwórka była już na scenie. Zagrali kawałek z teledysku, a ja pierwszy raz w życiu rozważałam omdlenie przed kamerą.
Myślałam, że tam zginę, obserwując go na scenie, gdzie to on znajdował się na pewnym gruncie.
Myślałam, że tam zginę, gdy jeden jedyny raz w ciągu całej piosenki spojrzał w moim kierunku, a ja zapomniałam po raz kolejny, jak się oddycha.
Myślałam, że tam zginę, gdy potem patrzył niewidzącym wzrokiem w publikę, a ja drżałam pod wpływem jego głosu.
Po ich występnie znowu wszyscy znaleźliśmy się na kanapie i program chylił się ku końcowi. Zaczynałam już w myśli gorąco dziękować opatrzności, że się nade mną ulitowała, gdy okazało się, że stanowczo się pospieszyłam. Koleś wcale nie zamierzał jeszcze puścić nas wolno.
- No, dobrze. Skoro porozmawialiśmy już o teledysku, zobaczyliśmy jego fragment i mogliśmy przesłuchać wykonania na żywo... Chyba najwyższa pora zadać pytanie, które ostatnio zadaje wiele osób – zasugerował, na co ja ze wszystkich sił starałam się nie spojrzeć na Billa, bo prowadzący patrzył akurat w moją stronę.
Niemal odetchnęłam z ulgą, gdy po chwili spojrzał na młodszego Kaulitza i ja też mogłam to spokojnie zrobić. Uśmiechał się luźno, jakby nigdy nic, a ja nie miałam bladego pojęcia, co chodzi mu po głowie. Jakoś tak ciężko mi się oddychało, gdy za długo na niego patrzyłam, ale jak na złość, nie dało się od niego tak po prostu oderwać wzroku. Szczególnie, że właśnie przegapiłam pytanie faceta, a chłopak patrzył teraz prosto w moje oczy tak, że zmiękły mi nogi.
- Można powiedzieć, że... ostatnio często się widujemy. Mieliśmy wspólne plany, dużo do omówienia w związku z tym i nie zaprzeczę, że przynajmniej ja polubiłem... Alicię – dotarło do moich uszu i wiedziałam już, że wszystkie wzroki spoczęły na mnie.
Tylko dlaczego byłam pewna, że chciał powiedzieć Al'y? Starałam się nad sobą panować, ale uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Z trudem oderwałam od niego wzrok i odchrząknęłam cicho, czując, że jeszcze chwila i dostanę wypieków.
- Co mogę dodać? Dobrze się dogadujemy – stwierdziłam tylko, dostrzegając kątem oka chmurny wzrok Toma.
Potem poszło już gładko. Facet próbował nas ciągnąć za języki, ale zgrabnie odnajdywaliśmy z Billem odpowiednie słowa i tworzyliśmy zgodną wersję wydarzeń. Tak więc pozwalaliśmy im sądzić, że coś się dzieje, ale nie dawaliśmy im żadnych konkretnych faktów. Wszyscy razem zgodnie opuściliśmy studio nagraniowe, żeby rozejść się do swoich pokoi i ogarnąć po występie. Miałam nadzieję, że przynieśli poczęstunek, bo po tych wszystkich emocjach nie została mi już nawet krzta energii.
Tymczasem prawie zakrztusiłam się ciastkiem z kremem, gdy drzwi mojej garderoby otworzyły się i zobaczyłam przed sobą Billa. Już bez makijażu, ale wciąż w tym samym stroju. I miałam nieziemską ochotę porzucić ciasteczko i rzucić się na niego. Spokojnie.

- Mogę wejść?
- Skoro i tak nie zapukałeś? - rzuciłam w odpowiedzi, na co on uniósł tylko brew. - Właź.
Po chwili już przytargał sobie drugi fotel tuż obok mojego i usiadł na nim jakoś tak... w rozkroku. Moje wargi robiły się suche, więc odwróciłam od niego wzrok. Dlaczego akurat dzisiaj tak bardzo na mnie działał?
- Dobrze nam poszło, rozumieliśmy się bez słów.
- Ta. Pewnie mnie zahipnotyzowałeś albo coś, żeby wyszło na twoje – rzuciłam, chociaż już raz go przepraszałam i zaraz potem z głupią miną zagryzłam wargę, bo o odwróceniu od niego ponownie wzroku, gdy znowu go przyciągnął nie było mowy.
- Ty znowu o tym? - mruknął niezadowolony. - Powiedziałem ci już, że masz rację. Zachowuję się tak bezwiednie, zwykle po prostu chcę pomóc – stwierdził, mrużąc przy tym oczy.
Miałam go zapytać, co w takim razie znaczyło zachowanie wobec Josta i to, że robi tak ze mną, nie mówiąc nawet słowa, ale w końcu i tak postanowiłam zatrzymać to za siebie. Nie bardzo byłam w stanie się przy nim wysłowić. Nie w tej chwili.
- No... byliśmy całkiem nieźli. Ale nie lubię, gdy się tak rozłączasz – dodałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. - Nie zdążyłam o nic zapytać, no i byłeś zły.
- Zaskoczony – poprawił mnie, na co zmarszczyłam brwi.
- Dobra, jasne. Więc jak wyszedł teledysk? Pewnie widziałeś go już w całości – zapytałam ostrożnie, a w przeciągu kilku sekund jego oczy znów stały się tak głębokie, że chciałam się w nich ukryć.
- Wyszło... aż za dobrze. Jestem zazdrosny o to, że dotykam cię tam na ekranie, a to chyba kiepska sprawa... - stwierdził, a wszystkie włoski na moim ciele stanęły dęba.
Mogłam przysiąc, że przyszedł zemścić się za mój niewinny żarcik i chciał, żebym się na niego tu rzuciła. A przecież drzwi nie były zamknięte i w każdej chwili ktoś mógł tu zajrzeć. Rozwalił się na fotelu, a jego biała, fikuśna marynarka rozchyliła się, ukazując praktycznie przeźroczysty, czarny podkoszulek, przez który wyraźnie wszystko widziałam albo to była sprawka mojej wyobraźni. Ramiona oparł szeroko na fotelu i patrzył tak na mnie z tym swoim diabelskim uśmieszkiem. Chciałam się roztopić w tym spojrzeniu, a jeszcze lepiej w jego ramionach.
- Powiesz coś? Jak tobie się podobał?
- Chciałabym zobaczyć cały, ale ktoś mógłby zauważyć, jak patrzę. Jak mnie tam dotykasz – odpowiedziałam cicho, czując, że moje serce ruszyło w maraton.
Jego uśmiech rozszerzył się znacząco, a on jakby nigdy nic wyciągnął z kieszeni jakiś breloczek i małe coś przyczepione do niego. Okropnie mnie rozpraszał, gdy tak tym machał, więc dopiero po chwili zorientowałem się, że to pen drive i oczy mi się rozszerzyły na myśl, że on ma tam to nagranie. Aż sapnęłam cicho. Chciałam to z nim obejrzeć, moje policzki płonęły i byłam przekonana, że on doskonale wie, na co mam ochotę. A nawet więcej, sam sprawił, że w tamtej chwili byłam w stanie myśleć tylko o tym.
- Dasz mi go? - zapytałam nieco zachrypniętym głosem.
Pokręcił lekko głową.
- Mogę ci go pożyczyć, ale to transakcja wiązana. Bardzo lubię ten bubel i nie oddaję go w cudze ręce – oznajmił wyraźnie, bardzo powoli mierząc mnie wzrokiem.
Chyba podobało mu się to, co widział, ale w jego spojrzeniu widziałam naganę. Uniosłam brew na myśl, że mógłby czepiać się moich strojów. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że kręci mnie myśl o tym, jak bardzo chciał mnie na wyłączność. Albo to była tylko moja zauroczona nim wyobraźnia, która już raz dostała ewidentny kopniak od rzeczywistości, bo nikt nie był taki idealny. Ale w tamtej chwili chciałam go razem z jego próbującym dominować wszystko charakterkiem i jakoś czułam, że on potrafi wykazać się w tej kwestii również w sypialni.
- Moje mieszkanie?
- Wolałbym jakąś restaurację, możesz wybrać – odparł, kręcąc breloczkiem, na co ja otworzyłam szerzej oczy.
- Jak to restaurację?
Przez chwilę mimowolnie wyobraziłam sobie, jak zaciąga mnie do łazienki i...
- Sądziłem, że jesteś głodna, skoro opychasz się słodyczami tuż po występnie – odpowiedział, na co zapowietrzyłam się z oburzenia.
Czy oni mi, przepraszam, wypominał ciastko z kremem?! Nim się zorientowałam, Kaulitz pokładał się już ze śmiechu na swoim fotelu. Nie chciałam zobaczyć swojej miny, a przy okazji piekących policzków. Zmrużyłam groźnie oczy i poprawiłam się na fotelu.
- Ty paskudniku...
- Jaki paskudniku? Staram się o ciebie zadbać, a ty mi takie rzeczy! - wyrzucił z siebie, ledwie powstrzymując się od śmiechu.
- Mam zajebistą figurę i wara od moich ciastek z kremem, czy to jasne?
- Oczywiście, proszę pani. Czyli nie jest pani głodna? - zapytał, wciąż ze mną igrając.
- Jestem – odparłam, na co on znowu zaczął się śmiać. - Przestań! - parsknęłam i wreszcie też zaczęłam się chichrać.
- Okey! - rzucił, podnosząc ręce w obronnym geście. - Więc restauracja, a potem... pojedziemy obejrzeć teledysk – zadecydował (nie, żeby to była nowość), ale i tak miałam wrażenie, że on ewidentnie coś kręci. - Gotowa?
- Jeszcze tylko ciasteczko – mruknęłam, sięgając do poczęstunku.
Zabrałam swoją torebkę i ruszyliśmy do samochodu.

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.