niedziela, 10 grudnia 2017

15. Live Like A Star

Hello ;3
Tak więc przytargałam ze sobą następną część. Kotek wychodzi dzisiaj z worka i miauknie coś, nie coś. Ogólnie usuwają blogi na onecie i wiążą się z tym pewne komplikacje, ale o tym pisałam już na FB, więc jeśli ktoś chciałby wiedzieć więcej, zapraszam tam. Ot, żeby nie przedłużać. Smacznego moi mili :)

Wasza Czokoladka.

Live Like A Star




15.

Coś było mocno nie tak. Kaulitz przyznający się, że czegoś nie jest w stanie zrobić? Natychmiast zrezygnowałam z obiadu i zdenerwowana ruszyłam za chłopakiem do salonu. Tam rozsiadł się po turecku na kanapie, a ja ulokowałam się gdzieś obok niego, czując przerażenie. Nie docierało do mnie, o co może chodzić ani tym bardziej, dlaczego się tak zachowują, mimo to... chyba trochę bałam się wiedzieć.
- Bill, jeśli nie chcesz... Sam mi mówiłeś...
- Nie – przerwał mi. - To jedna z tych spraw, jak trójkąt, czy seks przed ślubem – odpowiedział i chociaż zabrzmiało poważnie, wreszcie uśmiechnęliśmy się do siebie chociaż słabo.
- Więc słucham.
- Chodzi o to, gry rano... źle się poczułem – zaczął niepewnie, odwracając ode mnie wzrok.
Widziałam, jak walczył ze sobą, a może po prostu szukał odpowiednich słów. Złapałam go za policzek otwartą dłonią, chcąc go do siebie obrócić, ale jego kark był strasznie sztywny. Dopiero po chwili sam na mnie spojrzał. Zupełnie blady, nie mogący skupić wzroku, odruchowo spojrzałam na jego dłonie. Drżały. Dotąd znałam tylko pewnego siebie chłopaka, który sprawiał, że zupełnie odlatywałam na jego punkcie. Nie znałam Billa, który jest przerażony i nie może wydusić z siebie słowa. Drugą dłoń również położyłam na jego policzku. Usłyszałam jego głęboki, przerywany wdech i wydech, a potem nieświadomie zrobiłam to samo.
- Co się dzieje? - zapytałam, ale on tylko pokręcił lekko głową.
Zaraz potem położył się, układając głowę na moich kolanach. Tkwił tak przez kilka minut, czułam, jak jego oddech się wyrównuje, nie przestając delikatnie przeczesywać jego włosów.
- Przepraszam, że musiałaś... to oglądać – wydusił z siebie wreszcie zachrypniętym głosem.
- To nic – zapewniłam go.
To tylko odrobinkę przerażające. Całkiem duża była ta drobinka.
- To z nerwów. I niegroźne – stwierdził, jednak ani trochę mnie tym nie przekonując.
- Często tak masz?
- Nie... Nie wiem – poprawił się i roześmiał. - Odkąd zaczęło się częściej zdarzać, nauczyłem się nad tym panować, ale... - urwał nagle, rozchylając tylko i zamykając wargi.
- Pogorszyło ci się? - podsunęłam, starając się nie pozwolić strachowi spojrzeć we własne oczy.

Tak trudno było dopuścić do siebie myśl, że Bill mógłby być chory.
- Nie mam dość kontroli. Wciąż się czymś przejmuję i gdy coś mnie mocno zdenerwuje albo się przestraszę... zaczynam panikować. Trzęsą mi się ręce – powiedział, podnosząc dłoń, która dokładnie to przedstawiała. - Gdy drżą już tak, że nie mogę ich utrzymać, wiem, że znowu się zaczyna. To takie... wkurzające.
- Nie, Bill, to jest straszne – przyznałam, na co on spojrzał na mnie, jakby nie był pewien, co konkretnie chciałam przez to powiedzieć. - Powiedziałeś o tym swojemu psychologowi? - podsunęłam przejęta, ledwie egzystując z myślą, że kiedyś może mu się coś stać, gdy dostanie takiego ataku jak wtedy w kuchni; a gdyby akurat jechał samochodem i coś wytrąciłoby go z równowagi?
Ale on oczywiście milczał. Zaczynało mnie to denerwować. Przed wyjazdem nie potrafił się zamknąć, a teraz nagle chciał zamienić się w zagadkę?
- On wie. Dlatego przestałem z nim rozmawiać.
- A dlaczego zrobiłeś coś tak głupiego? - zapytałam bez ogródek, na co chłopak poderwał na mnie zaskoczony wzrok.
- Głupi to jest pomysł leczenia mnie z tego, kim jestem.
- Przemyślałeś to w ogóle wcześniej, czy mówisz tak, bo kiedyś to zdanie ładnie zabrzmiało w twoich myślach? - wyrzuciłam z siebie złośliwie, nie mogąc słuchać tych bzdur. - Nie sądzę, żebyś z natury był kupką nerwów, która nie jest w stanie ustać prosto na nogach. Skoro sam powiedziałeś, że straciłeś nad tym kontrolę, to znaczy, że raczej jest kiepsko, nie sądzisz? - produkowałam się dalej, nie wiedząc, jak do niego dotrzeć. - W takim razie, po jaką cholerę mi to powiedziałeś, skoro nie chcesz dać sobie pomóc? - zapytałam ze złością.
Jeśli Tom wyszedł z tego samego powodu, to wcale mu się nie dziwiłam.
- Żebyś się nie bała, jeśli zacząłbym się dziwnie zachowywać – odparł, na co parsknęłam głośno.
Nie mogłam uwierzyć, że to tak na poważnie. To było jak rzucanie grochem o ścianę.
- Oczywiście, a teraz będę się bała, że zabijesz się w jakimś wypadku albo cholera wie co, bo akurat czymś się zdenerwujesz. Cholera, Kaulitz, czy ty naprawdę oczekujesz, że będę biernie obserwować, jak cierpisz?
- To tylko trochę wysiłku, żeby wszystko było...
- Nie. W tej chwili przysięgasz mi, że pozwolisz sobie pomóc albo ja zbieram manatki i zamawiam taksówkę do domu – oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu, widząc jednak jego minę, musiałam zacisnąć zęby, żeby zaraz nie odpuścić.
- Szantażujesz mnie?
- Myślę, że tym razem nawet twój brat nazwałby to „dbaniem o twoje zdrowie” - odparłam, wycierając niepostrzeżenie spocone dłonie. Czy mój Billy naprawdę jest wariatem? - Jeśli nie chcesz wierzyć ani mi, ani bratu – strzelałam, dostrzegając jednak po jego minie, że mam rację – to chociaż nam zaufaj.
- To niedorzeczne, ufam wam – mruknął.
- Więc zaufaj mi, kiedy mówię ci, że potrzebujesz pomocy. Bill, musisz sobie zdawać z tego sprawę chociaż trochę, skoro mi o tym powiedziałeś.
Chłopak wciąż patrzył na mnie bez słowa, jakby trawił powoli to, co do niego mówiłam. Nie wyglądał na przekonanego. Niechęć mieszała się na jego twarzy z obawą. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jego ostatni atak nie minął, a on zamiast mi się do tego przyznać, starał się opanować i ze mną rozmawiać. Zostawiłam go na chwilę samego, wracając po niespełna minucie z zimnym okładem. Czułam, jak jego mięśnie rozluźniają się, gdy przesuwałam po nich mokrym ręcznikiem. On skupiał się na głębokim oddychaniu. Tak zastał nas po powrocie Tom.
- Znowu...? - zapytał z niedowierzaniem i tym razem wiedziałam, o co chodzi, spojrzałam znacząco na młodszego Kaulitza.
- Już praktycznie po wszystkim – odpowiedziałam mu, czując jedynie, że chłopak drgnął nerwowo na moich kolanach. - To dzisiaj drugi raz.
- Bill, kurwa mać, ile jeszcze? Jak długo jeszcze chcesz być taki bezużyteczny?! - wykrzyczał, zbijając mnie z tropu.
- To. Wkrótce. Minie – wycedził przez zęby, nijak nieprzekonany.
- Od miesiąca mi to powtarzasz!
- Tom, możesz dać mi numer do tego psychologa? - wtrąciłam się w ich kłótnię, sprawiając, że obaj tylko patrzyli na mnie zaskoczeni.
Po chwili zaskoczenia starszy z braci wygrzebał z kieszeni portfel, a z niego wizytówkę.
- Świetnie. Bill, jedziemy do mnie – oznajmiłam mu, na co on podniósł się powoli zdziwiony. - Taksówką.
- Co? Czekaj. My rozmawiamy – warknął na mnie drugi Kaulitz.
- Mieliśmy pojechać, żebym się ogarnęła i wzięła kilka rzeczy, tak? - przypomniałam jego bliźniakowi.
- Racja.
- Dobrze. A potem zabierzesz mnie do swojego psychologa – powiedziałam, rzucając Tomowi znaczące spojrzenie.
- Al'y, powiedziałem ci, że...
- Powiedziałeś, że mi ufasz – przerwałam mu, wpatrując się w niego najbardziej upartym wzrokiem, na jaki było mnie stać.
Zobaczyłam łzy w jego oczach, gdy wreszcie skapitulował. Ja sama wewnątrz cała się trzęsłam. Sama nie rozumiałam, jak mogłam sobie wytłumaczyć jego wcześniejszy atak jako skutki libacji. Miałam ciotkę w zakładzie psychiatrycznym i aż za dobrze rozumiałam, że psychiki nie można ignorować. To, jak bardzo chciałam, żeby o siebie zadbał wydawało mi się po części wynikiem mojej własnej paniki. Nie chciałam musieć patrzeć, jak traci nad sobą panowanie. To musiało być tak okropne, że bałam się wyobrażać sobie, co czuł za każdym razem. Szczególnie, gdy był sam i nikt nie wiedział, co się z nim dzieje.
Więc tak wygląda psychika wokalisty po udanej trasie koncertowej? Czy jednak Bill nie mówił mi znacznie więcej, niż się spodziewałam?
Nie drążyłam jednak tego tematu. Był tak spięty, że bałam się kolejnego ataku. Mimowolnie zastanawiałam się, co tak naprawdę działo się w Europie, podczas gdy ja użalałam się nad tym, że go nie ma przy mnie. Przysunęłam się bliżej, odnajdując jego chłodną dłoń na siedzeniu, a potem wtuliłam się w niego. Chłopak od razu objął mnie ramieniem i po raz kolejny czułam, że się przy mnie rozluźnia.
Niedługo potem weszliśmy razem do mojego mieszkania. Od razu zaczęłam krzątać się z torbą podróżną i pakować do niej ubrania oraz drugie tyle różnych papierów. Do osobnej torby wrzuciłam buty i po chwili wyniosłam wszystko do salonu, gdzie w bluzie Kaulitz z kapturem na głowie wciąż stał na środku pokoju. Wyraźnie zaskoczony zmierzył wzrokiem mój bagaż.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał w końcu, gdy zauważył, że nie planuję mu się spowiadać.
- Do ciebie. Przyjechaliśmy po moje rzeczy, pamiętasz? - przypomniałam mu niewinnie, będąc w drodze do łazienki po swoją kosmetyczkę.
Nie była mała, ale udało mi się ją upchnąć. Przez jakiś czas kręciłam się jeszcze po mieszkaniu, dokładając do bagażu kolejne rzeczy. Gdy w końcu stwierdziłam, że jestem spakowana przynajmniej na tydzień, uznałam, że będzie dość i posłałam milczącemu chłopakowi zadowolone spojrzenie. Zeszliśmy na parking i Bill, który oczywiście dzielnie targał moją wielką torbę, pomógł mi zapakować wszystko do bagażnika. Potem usiadłam za kierownicą i wyciągnęłam wizytówkę psychologa. Atmosfera w jednej chwili tak stężała, że ledwie byłam w stanie spojrzeć na Kaulitza.
- Naprawdę chcesz mnie tam zaciągnąć, co? - odezwał się, zanim ja zdążyłam cokolwiek powiedzieć i już wyczuwałam swoim zapasowym zmysłem, że ktoś tu będzie próbował się wykręcić.
- Tak – odpowiedziałam krótko, próbując sobie przypomnieć jak dojechać pod adres na kartoniku.
- Uważasz, że odczyni swoje czary mary i nagle wszystko będzie piękne?
- Gdybyś nie sądził, że koleś coś potrafi, nie wysłałbyś do niego brata. Doskonale zdaję sobie sprawę, że się boisz, Bill, ale przypomnij sobie, że mi ufasz. I Tomowi. On też chciał, żebyś poszedł do lekarza, prawda? - podsunęłam, dostrzegając jego lekkie skinienie głową, gdy wyjeżdżaliśmy na ulicę. - Weź się w garść. Skoro twierdzisz, że przez długi czas potrafiłeś sobie z tym radzić, tym bardziej z małą pomocą wyrzucisz to ze swojego życia. Pomyśl, nie byłoby prościej?
- Co byłoby niby prostsze? - Prychnął.
- Powiedzieć prawdę.
- Twierdzisz, że kłamię?
- Nie, ale skoro nawet ja przetrwałam jakoś te dwa miesiące bez ciebie, to nie wmówisz mi, że ty nie dałeś rady albo że to zmęczenia. Coś się dzieje, a ty mi tego nie mówisz, zamiast tego... robisz mi sieczkę z głowy!
Chłopak westchnął poirytowany.
- Masz pretensje, że...
- Nie mam pretensji – przerwałam mu, na chwilę zupełnie milknąc, bo aż nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu pozwolił mi wejść sobie w słowo. - Ja się martwię. Rozumiesz różnicę?
Robiłam mu wykład przez całą drogę i chyba w jakiś sposób rozpraszałam go tym tak, że prychał na mnie, ale nie widziałam w jego ramionach tego napięcia co wcześniej. Pomyślałam, że Marita byłaby ze mnie dumna. Gdyby nie to, że Kaulitz zupełnie mnie rozbrajał, zwykle o większość rzeczy dbałam sama i życie nauczyło mnie, że jeśli dzieje się źle, nie należy czekać, aż ktoś cię popchnie, tylko wziąć sprawę w swoje ręce. Skoro Tom nie potrafił nakłonić go do rozmowy z psychologiem, musiałam zrobić to sama.

Bill był tak zaskoczony, gdy zatrzymaliśmy się na parkingu i zgasiłam silnik, że ta emocja przez dłuższą chwilę utrzymywała się na jego twarzy. Nic nie mówiąc, wysiadłam z samochodu, czekając cierpliwie, aż chłopak zrobi to samo. To jak bardzo nie chciał, bezbłędnie wymalowywało się na jego obliczu, które obserwowałam przez przednią szybę. Nie wiem, ile się tak na siebie gapiliśmy, ale wreszcie zamknął oczy i dojrzałam, że sięga do drzwi. Wysiadł i zaraz za nim zamknęłam samochód pilotem, wyciągając do niego rękę.
- Pewnie wiesz dokładnie, gdzie to jest? - zapytałam, gdy splótł ze sobą nasze palce.
- Robię to tylko dla ciebie. Może dla tego dupka, Toma, też – dodał i wznów wziął głęboki oddech. - Chodźmy, zanim się rozmyślę.

Kierując się z nim do gabinetu psychologa, doszłam do wniosku, że ma mnie teraz za okrutną. Ale to naprawdę źle wyglądało. Na dodatek musiałam zobaczyć to na własne oczy, żeby w ogóle dowiedzieć się, że coś mu dolega. Może to dlatego nie chciał dociekać mojej przeszłości? Szybko odrzuciłam od siebie tę myśl. Na drzwiach zobaczyłam nazwisko z wizytówki i weszliśmy do środka. Za biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku. Podniosła wzrok znad komputera i uśmiechnęła się uprzejmie.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Mamy pilną sprawę do doktora – oznajmiłam, ściskając dłoń chłopaka, jakby miał mi zaraz uciec.
- Rozumiem, że państwo nie są umówieni?
- Nie. Proszę mu tylko przekazać, że przyszedł Bill Kaulitz – powiedziałam, niespodziewanie czując niezbyt silne pociągnięcie przez chłopaka.
Widząc jego spojrzenie, uśmiechnęłam się uspokajająco. Chyba nie sądził, że po prostu zapiszę nas grzecznie w kolejce, żebyśmy mogli wpaść za jakiś miesiąc?
- Niestety, za chwilę przyjdzie następny pacjent i...
- Rozumiem, proszę tylko, żeby pani przekazała mu tę informację – przerwałam jej, starając się okazać jak najwięcej wyrozumiałości zmieszanej kobiecie.
Zgodziła się, krótkim skinieniem głowy i podniosła słuchawkę, łącząc się z gabinetem. Usłyszałam, jak powtarza lekarzowi moje słowa i przytaknęła mu zaraz potem na coś, rozłączając się.
- Doktor prosił, żeby państwo chwilę zaczekali. Zaraz kończy sesję i od razu państwa przyjmie – oznajmiła, najwyraźniej zawstydzona, że próbowała nas odesłać z kwitkiem.
Wzięłam głęboki oddech, uśmiechając się lekko i zaraz potem przeniosłam wzrok na Billa. Całą swoją postawą prezentował żywą chęć do ucieczki i czułam, jak ściska moją dłoń nieco mocniej niż powinien. Pociągnęłam go na fotele dla oczekujących i tam oboje usiedliśmy. Tak naprawdę prócz tego, że bałam się o niego, sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myślę. Zdawałam sobie też sprawę, że nie o wszystkim mnie uświadomiono i właściwie nie byłam pewna, czy powinnam w ogóle z nim wchodzić do gabinetu, ale w najgorszym wypadku mogłam go tam zaprowadzić, a potem wyjść, żeby mógł spokojnie porozmawiać z lekarzem.
Minęło jeszcze z dwadzieścia minut, chłopak nie odzywał się ani słowem, więc cisza była nieco przytłaczająca. W końcu jednak otworzyły się drzwi i minął nas młody mężczyzna, znikając zaraz na korytarzu, a sekretarka oznajmiła, że możemy już wejść. Ja wstałam od razu, jednak Kaulitz jeszcze przez chwilę siedział, patrząc na mnie, jakby liczył, że mu odpuszczę.
- Chodźmy – odezwałam się wreszcie, a on podniósł się ze spuszczonym wzrokiem i poszedł dokładnie tam, gdzie go prowadziłam.
Dopiero, gdy mijaliśmy drzwi gabinetu, zauważyłam, jak się wyprostował, a na jego twarzy pojawiła się jakaś chłodna maska opanowania. Każdy jego mięsień zdawał się zdradzać napięcie, ale na pierwszy rzut oka nigdy nie powiedziałabym, że tak naprawdę jest przerażony. I to również było straszne. Lekarz od razu podniósł się na nasz widok, żeby się przywitać. Wskazał nam kanapę, na której się rozsiedliśmy i przez dłuższy czas zupełnie nic nie mówił, przyglądając się to mi, to Kaulitzowi, jakby zastanawiał się, co z nami zrobić.
- Więc czego dotyczy ta pilna sprawa? - zapytał i widziałam, że patrzy na Billa, który jednak zawzięcie trzymał buzię na kłódkę.
- Bill miał dzisiaj dwa ataki – odpowiedziałam wreszcie za niego, czując, jak jego ostry wzrok próbuje mnie uciszyć. - Nie chciał mi zbyt wiele powiedzieć, ale to podobno wpływ stresu...
- Alicio, muszę przyznać, że bardzo się cieszę, widząc was tutaj oboje – wyznał, na co uniosłam pytająco brew. - Od miesiąca próbuję namówić Billa, żeby wrócił na terapię, jak dotąd bezskutecznie. Zdecydowałeś się leczyć, Bill? Musisz tego chcieć – wyjaśnił mu, a ja ścisnęłam nieco jego dłoń.
- Obiecałem – odpowiedział krótko, zerkając na mnie.
- Że pozwoli sobie pomóc – sprostowałam, na co przewrócił oczyma i skinął głową, potwierdzając.
Psycholog uśmiechnął się pogodnie, widząc to i zaraz sięgnął do swojego biurka, gdzie leżała podkładka z przyczepioną do niej teczką.
- Bill, będzie ci łatwiej czy trudniej w obecności Alicii rozmawiać o sobie? - zapytał, na co on otworzył szerzej oczy i po prostu na niego patrzył. - Zdaję sobie sprawę, że jesteście sobie bliscy, skoro udało jej się przyprowadzić cię do mnie, ale nie wiem, ile tak naprawdę o sobie wzajemnie wiecie. To zależy tylko od ciebie.
- Chcę, żeby została – odpowiedział po widocznym zastanowieniu, poczułam, że znów ściska moją dłoń.
Pomyślałam, że tak zamierzał odwdzięczyć mi się za to, że dotąd ukrywał to wszystko przede mną. Spodziewałam się, że będę spełniała tam funkcję towarzystwa i biernego słuchacza, ale nie przeszkadzało mi to. Czułam jednak, że przy najbliższej okazji, gdy zniknę chłopakowi z oczu, będę musiała porozmawiać z przyjaciółką, inaczej sama oszaleję.
- W takim razie... na początek chciałbym raz jeszcze zaznaczyć. Jestem lekarzem. Mam za zadanie zdiagnozować, co się z tobą dzieje, a potem pomóc ci przejść przez leczenie – oznajmił. - Gdy wybierasz się do ortopedy ze złamaną kością, nie podważasz jego możliwości, prawda? Chcesz, żeby wyleczył twoją rękę, czy nogę. Psychika jest znacznie delikatniejszą sprawą, a jednak proszę cię, żebyś pamiętał, że ja również jestem specjalistą i gdybyś mnie tak traktował, byłoby nam znacznie łatwiej przez to wszystko przejść. Nie jestem tutaj, żeby cię oceniać...
- Już mi pan to wszystko mówił – przerwał mu zniecierpliwiony Kaulitz.
- Owszem, jednak nie przy Alicii, a ona również powinna to usłyszeć. Poza tym, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, odniosłem wrażenie, że wstydzisz się swojego problemu.
- Pan po prostu nie rozumie, że to nie jest problem. Ja taki jestem od kiedy pamiętam.
- Ataki paniki, które ci się przytrafiają, są objawem zaburzeń depresyjno-lękowych, a to jest choroba, którą się leczy. To bardzo źle, że ukrywałeś ją przez lata, ale to teraz nieistotne. Jeśli drażni cię myśl o „leczeniu”, zaproponuję ci coś innego – stwierdził wreszcie, a Bill poruszył się nerwowo na swoim miejscu, słuchając uważnie. - Zaufaj nam. Mi, Alicjii, Tomowi, a my w zamian pomożemy ci odzyskać kontrolę. Zależy ci na tym, prawda?
- Mogę zrobić to sam – odparł, wciąż nieprzekonany, jednak nie miałam odwagi im przerywać.
- Powiem ci więcej, nikt poza tobą nie zmieni tego, co trzymasz w głowie. Musisz sam się tego podjąć. W tym wypadku, potraktuj naszą pomoc, jak drogowskaz. Czy taki układ ci odpowiada? - chciał się upewnić mężczyzna, jednak Kaulitz tego dnia chyba naprawdę potrzebował dłuższej chwili na przeprowadzenie wszystkich procesów myślowych.
- W porządku. Zgadzam się. Chcę... odzyskać kontrolę – stwierdził wreszcie, na co odetchnęłam mimowolnie.
Grzeczny Billy – pomyślałam z ulgą, uśmiechając się teraz już nieco bardziej szczerze. Nawet na mnie słowa albo może sposób mówienia tego mężczyzny zadziałał uspokajająco. O ile więc wszystko pójdzie jak należy, powinno być dobrze, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.