niedziela, 3 grudnia 2017

14. Live Like A Star

Witajcie :)
Minęło kilka dni, jak dalej powoli produkuję, a dzisiaj specjalnie dla Was następny odcinek :). Mam nadzieję, że czytając nie przeoczyłam znowu jakiś dziwnych błędów, w każdym razie miłego czytania ;).

Czekoladka.

Live Like A Star


14.

Musiałam mieć naprawdę straszną minę. Coś ścisnęło mnie w żołądku i zaklęłam pod nosem, łapiąc się za głowę, gdy znów ostro zabolała. Mój chłopak zaklął głośno i zaczął opieprzać bliźniaka, wymachując trzymaną w drugiej ręce butelką piwa. Oczywiście po niemiecku. Zazgrzytałam więc jedynie zębami i bez słowa minęłam ich, kierując się do kuchni w poszukiwaniu czegoś na ból głowy, zanim oszaleję. Coś uporczywie gniotło mnie w klatce piersiowej, twierdząc, że nie chcę oglądać tego obrazka. W pierwszej kolejności znalazłam szklankę, nalałam do pełna wody i wypiłam duszkiem. Gotowało się we mnie i bardzo starałam się nie wybuchnąć. W następnej chwili usłyszałam, jak trzaskam szkłem o blat szafki, otworzyłam oczy i dotarły do mnie ciche kroki zza pleców. Natychmiast obróciłam się z założonymi rękoma, stając twarzą w twarz z najebanym młodszym Kaulitzem.
- Jesteś brudny – oznajmiłam ostro, widząc, że otwiera usta, żeby rzucić mi jakiś przygotowany wcześniej tekst. - Na wymiętej koszuli. I szyi – dodałam, czując, że coś zaciska mi się na gardle.
A chciałam, żeby słyszał, że jestem wściekła, a nie rozdygotana i skacowana. Nieco za szybko odnalazł dłonią miejsce, które było brudne, nie mając odbicia i patrzył na mnie przez chwilę wielkimi oczyma. Wziął kilka głębokich oddechów i oto miałam przed sobą najwyraźniej zdezorientowanego Billa i chyba mdliło mnie od tego widoku, bo byłam cholernie ciekawa, co chce mi powiedzieć na temat owych śladów, jak i swojego obecnego stanu. Może ja sama nie byłam do końca trzeźwa, ale on wyglądał, jakby w ogóle nie przestawał pić. Odwrócił się ode mnie i zerkał tylko co chwilę, jakby upewniając się, czy nie ruszyłam się z miejsca i odniosłam wrażenie, że moje tkwienie w jednym punkcie jakoś przyniosło mu ulgę. Niemniej niezmiernie wkurwiało mnie jego milczenie.
- Zamierzasz w ogóle coś powiedzieć? Czy właśnie wymyślasz, jak obrócić kota ogonem? - zapytałam w końcu, wysilając się na spokój, ale jako odpowiedź jeszcze przez długą chwilę musiało mi wystarczyć to, że pokręcił przecząco głową.
Do któregokolwiek pytania było to odpowiedzią.
W końcu jednak, postawił prawie pustą butelkę na stole, przy którym stał i podniósł na mnie rozbiegany wzrok. Szybko i płytko oddychał, a ja zmarszczyłam czoło.
- Kurwa, Bill. Ile...? Nie, nawet nie chcę wiedzieć, ile wypiłeś – uznałam, mając ochotę śmiać się z ironii tej sytuacji.
- Wybacz, źle się czuję – wydusił, wycofując się do wyjścia. - Zaraz wrócę... Zaczekasz?
- Idiota – syknęłam ze złością. - Czekaj, pomogę ci, pijaku – oznajmiłam, nie mogąc patrzeć na to pijane nieszczęście.
- N-nie...
- Cicho!
Zarzuciłam na siebie jego ramię, nie tolerując protestów i nie bez trudu zaciągnęłam go do najbliższej łazienki, starając się ignorować zarówno szminkę na nim, jak i głos tej głośnej dziewczyny z piętra, gdzie zniknęła zapewne z jego bratem. Bill niemal upadł na kafelki i zwinął się kulkę, aż zrobiło mi się go naprawdę żal. Miałam ochotę sobie pogratulować, bo powinnam go teraz zwyzywać i żądać natychmiastowych wyjaśnień, a nie ogarniać jego schlaną dupę! Wzięłam głęboki oddech i kucnęłam przy nim, kładąc chłodną dłoń na jego rozgrzanym karku.
- Będziesz wymiotował? - zapytałam, ale zdawał się nie rozumieć, co do niego mówię.
Drgnął tylko niespokojnie, gdy przesunęłam dłoń nieco wyżej, wsuwając ją nieco w jego włosy. Potem zmieniłam ją na drugą, którą przed chwilą opierałam się o zimną podłogę. Cały drżał, ale po chwili spojrzał na mnie, więc ponowiłam pytanie.
- Będziesz rzygał?
Pokręcił przecząco głową, więc odetchnęłam nieco, zmuszając go by usiadł na zimnych kafelkach, a potem ze znalezionego małego ręcznika zmontowałam mu okład. Był gorący i strasznie się pocił, a przy tym trząsł się tak, że jego przydługie paznokcie stukały rytmicznie o kafelki.
- Zimne – wychrypiał z zadowoleniem, gdy otarłam mu twarz i szyję.
- Tak, zimne, dupku – mruknęłam w odpowiedzi.
Chciałam się odsunąć, ale złapał mnie niespodziewanie i przyciągnął do siebie ciasno. Naprawdę calutki się trząsł. Nie wiedziałam, jak mógł się tak załatwić. Chyba nigdy nie rozumiałam, co ludzie widzieli w upijaniu się do nieprzytomności. Na dodatek chłopak tak okropnie capił alkoholem, że musiałam odwrócić od niego twarz. Wręcz nie mogłam się doczekać, aż wytrzeźwieje.
- Tom nie mógł ogarnąć tej dziewczyny i zawołał mnie – dotarło po chwili do moich uszu. - Idiotka rzuciła się na mnie, jak tylko wyszedłem. Boże, Al'y, chyba nie wymyśliłaś sobie, że cię zdradzam po takiej nocy, gdy śpisz w moim łóżku? - wydusił z siebie z trudem.
Ale byłam tak rozdarta, że nie wiedziałam, czy wierzę jemu, czy szmince, wciąż nie do końca zmazanej z jego szyi. Pozostałości alkoholu w organizmie nie pozwalały mi się zdecydować. Na dodatek jego głos tak okropnie drżał, chociaż spodziewałam się, że to skutek strucia organizmu. W mojej głowie znów pojawił się głos „Cioci Marity”, pytający, po jaką cholerę Bill miałby mnie okłamywać? Czułam, jak się rozluźnia, a jego ciało powoli przestało się telepać.
- Lepiej ci? - zapytałam cicho.
- Tak, dziękuję.
- Ile ty musiałeś wypić, co? Spałeś w ogóle? - wypytywałam, jakoś nie mając ochoty odpowiadać na jego wcześniejsze pytanie.
Wyglądał całkiem nieźle, jak na kogoś, kogo przed chwilą alkohol zwalił z nóg.
- Ja nie... Och... Obudzili mnie, bo Tom gdzieś przepadł, a potrzebowali gospodarza, więc zszedłem. No i... impreza trwała, potem zaciągnąłem brata do sprzątania. Nie miałem pojęcia, że ktoś jeszcze jest w domu – opowiadał powoli. - Wcale nie wypiłem tak dużo – mruknął.
- A to piwo?
- Czym się strułeś, tym się lecz – odparł, wzruszając ramionami.
Czy ja naprawdę JUŻ robiłam mu wymówki o przesadne picie? Ja? Nie, proszę, nie chcę być taką kobietą. Odsunęłam się od niego, żeby spojrzeć mu w twarz i pokręcić nosem.
- Oboje potrzebujemy się umyć – oznajmiłam poważnie, a na jego ustach znów zaigrał mały chochlik. - O, nie. Trzymasz łapy przy sobie. Właściwie pójdziesz pierwszy, bo nie zniosę dłużej twojego smrodu.
Bill patrzył na mnie oniemiały.
- No, lecisz, alkoholiku. I daj mi coś na ból głowy, proszę – przypomniałam sobie, czując nieprzyjemny ucisk w głowie, gdy się podnosiłam.

Chłopak wytrzeźwiał dopiero po kilku godzinach i od razu łyknął coś przeciwbólowego. Spędziliśmy leniwe popołudnie w jego sypialni, gapiąc się w telewizor i niewiele rozmawiając. Przez ostatnie dwa miesiące tylko gadaliśmy i przynajmniej ja po prostu nadrabiałam niedobory jego obecności, zapominając o porannym nieporozumieniu. Jego brat też był na tyle wspaniałomyślny, żeby nie psuć nam tego spokoju. Byłam na niego wściekła po tej akcji z pijaną dziewczyną, ale kiedy nerwy opadły, sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.
- Będę mógł przyjść do ciebie na plan? Popatrzeć? - sprecyzował, zaskakując mnie samym tym, że tak niespodziewanie się odezwał, a co dopiero mówić o jego prośbie.
- Naprawdę chcesz patrzeć, jak flirtuję przed kamerą z obcym facetem? Mój były przez to ze mną zerwał – uświadomiłam mu od razu.
Crieg też palił się z początku na plan, dopóki nie uznał, że to dla niego poniżające. Nie wiedzieć dlaczego przyszło mi do głowy, że to może wtedy zaczął mnie zdradzać. To było nieistotne, a jednak...
- Nie pomyślałem o tym – mruknął po chwili.
Przez chwilę milczał, a potem podniósł się na łokciu i spojrzał na mnie ze spokojem.
- To nie wydawało się takie drażniące w filmach, które oglądałem. A zamierzam oglądać twoje filmy, więc... To tylko gra, tak?
- I nikogo nie pobijesz? - upewniałam się rozbawiona jego niezrozumiałym dla mnie zapałem.
Dotarło do mnie, że on naprawdę gdzieś tam na początku musiał być moim fanem. To było naprawdę dziwne uczucie.
- Będę grzeczny i zupełnie nieszkodliwy. Jeśli uznam, że nie chcę patrzeć, to nie będę.
- Zdrowe podejście – pochwaliłam, przeciągając się leniwie. - Powinnam wrócić do domu i ogarnąć się nieco – stwierdziłam, podnosząc się niechętnie z poduszek.
Bill jednak złapał mnie luźno za nadgarstek i zamruczał z niezadowoleniem.
- Przecież jutro niedziela, nie musisz iść na plan. Zostań, proszę – powiedział, bardziej bawiąc się moimi palcami, niż mnie trzymając, a to musiało mówić za siebie, jak bardzo mi się nie chciało.
- Nie mam ubrań. Ani nawet scenariusza przy sobie – skwitowałam, na co Kaulitz westchnął cicho.
- A jeśli będziesz miała, dasz mi się zatrzymać na resztę weekendu? - zapytał po chwili. - W poniedziałek mógłbym pojechać z tobą na plan. Zabrać cię w przerwie na obiad, a wieczorem wróciłabyś ze mną i...
- Bill – przerwałam mu znacząco. - Po to mam swoje mieszkanie, żeby do niego wracać i w najbliższym czasie nie zamierzam tego zmieniać. No i wiesz doskonale, że nie czuję się dobrze w obecności Toma.
- Myślałem, że przestał robić problemy – zdziwił się, na co ja westchnęłam.
- Nie w tym rzecz, po prostu... nie widzę siebie pomieszkującej tu praktycznie, gdy ledwie się tolerujemy. Nie, ja stanowczo nie chcę mieszkać z twoim bratem – stwierdziłam znacząco.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mój chłopak widocznie się spiął. Nie bardzo rozumiałam, o co mu chodzi, skoro nie powiedziałam nic takiego. Ot czystą prawdę, która nie była winą żadnego z nas. Nie wyjaśnił mi, co konkretnie mu się nie spodobało, tylko nachylił się w moją stronę i poczułam, że łapie zębami za ramiączko mojej sukienki. Zerknęłam na niego rozbawiona. Zdecydowanie uwielbiałam, gdy kręcił się wokół mnie.
- W takim razie do poniedziałku. Przywieziemy ci rzeczy na ten czas.
Westchnęłam ciężko, nie mając dość samozaparcia, żeby mu odmówić.
- Niech tak będzie – odparłam, uśmiechając się lekko.
- Zajebioza – rzucił, nagle robiąc się wyjątkowo ruchliwy.
Powalił mnie z powrotem na łóżko i unieruchomił pocałunkiem, jak zawsze odbierając mi przy tym zdrowy rozsądek. Cóż, to było chyba oczywiste, że nie będziemy w stanie się od siebie oderwać, gdy już wrócił z trasy. Nawet Marita zdawała się to doskonale rozumieć, bo nie zadzwoniła do mnie jeszcze ani razu, a akurat ona na pewno wiedziała, że cały zespół dotarł bezpiecznie z powrotem. Łącznie z menadżerem.
Wygłupialiśmy się na tym łóżku, całując na przemian, gdy niespodziewanie drzwi otworzyły się i wyjrzał zza nich Tom.
- Żarcie na stole – oznajmił i zaraz potem się wycofał.
Zesztywniałam na moment, patrząc na swojego chłopaka wzrokiem pod tytułem „co to było?!”. Bill najwyraźniej się ucieszył, bo od razu ruszył się z łóżka, ciągnąc mnie za sobą na dół, chociaż osobiście wolałabym zjeść w jego sypialni. Mimo to zeszłam za nim do jadalni, unosząc brew na przygotowany obiad. Na stole czekały rozłożone naczynia i sztućce, coś parowało z przykrytych półmisków, a starszy Kaulitz właśnie wnosił wazę do pokoju. Usiedliśmy przy dwóch przygotowanych nam obok siebie miejscach, a ja gapiłam się na to z szeroko otwartymi oczyma. Przez chwilę nawet poczułam się tam, jak gość specjalny, przynajmniej dopóki przypadkiem spojrzenia moje i Toma nie skrzyżowały się, i oboje natychmiast odwróciliśmy się w przeciwne strony.
- No, postarałeś się dzisiaj – pochwalił go mój chłopak, a ja uniosłam wyżej brew.
Od razu też przeniosłam znów wzrok na jego brata, dostrzegając jego rozbawienie. Bez zbędnego komentarza usiadł na swoim miejscu naprzeciwko Billa i sięgnął po chochelkę, żeby nałożyć sobie zupy. Kiedy ja ostatni raz ugotowałam dwa dania? - przeszło mi przez myśl i musiałam przyznać, że byłam pełna podziwu. Zastanawiałam się, czy często jedzą tak razem obiady, mimowolnie im zazdroszcząc. Ja przecież też kiedyś często siadałam w gronie rodziny przy zastawionym stole, spędzając wcześniej pół dnia w kuchni.
Z początku wszyscy jedliśmy w ciszy, przerywanej tylko za sprawą łyżek stukających o talerze. Przy nakładaniu drugiego dania bliźniacy w końcu się ożywili i z niedowierzaniem patrzyłam, jak wygłupiają się, wytrącając sobie wzajemnie jedzenie ze sztućców w obrębie półmiska. Mnie dali nałożyć sobie pierwszej, ale i tak... Jak miałam uwierzyć, że tych dwóch dzieciuchów ma prawie trzydziestkę na karku?! Dobre sobie. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, gdy Bogu ducha winny klopsik wylądował na świeżo ubranej koszulce Billa.
- Kurwa, Tom! Robisz pranie!
- Wal się, prałem w tym tygodniu – odgryzł się natychmiastowo jego brat i natychmiast skorzystał z tego, że tamten stara się ogarnąć nieład jaki powstał w wyniku niespodziewanego lotu klopsika, który zostawił po sobie mnóstwo śladów z sosu.
- No, niieee... - mruknął niezadowolony młodszy Kaulitz, gdy wytarł już wszystko, co mógł serwetką, a potem odkrył, że brat zwinął w międzyczasie coś z jego talerza.
Dzieci, po prostu dzieci! Kręciłam głową z niedowierzaniem i uśmiechem błądzącym na twarzy nad własnym talerzem, obserwując ich spory i chyba zaczynałam rozumieć, co ludzie mieli na myśli, mówiąc o ich „bliźniaczej magii”. W następnej chwili uznałam jednocześnie, że chciałabym jej poznać więcej oraz, że czułam się tam mocno nie na miejscu. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok chłopaka, niemniej jego brat głównie mnie ignorował. Przy Billu zawsze było dobrze, jednak nie wytrzymałabym długo w takiej atmosferze.
- Gdzie ta wariatka z rana? - zapytał, posyłając bratu wymowne spojrzenie znad talerza.
- Mam nadzieję, że w domu. Wsadziłem ją w taksówkę.
- Trzeba było ją chociaż odwieźć.
- A co ja jej facet jestem? Koleś skończył się, zanim jeszcze zdążyliście zniknąć na piętrze – podsumował, na co ja prawie podskoczyłam na swoim krześle.
Bill zaśmiał się i zaraz potem zmierzył mnie znaczącym wzrokiem. Naprawdę NIE POWINIEN robić mi tak, przy swoim bracie. Szczególnie, że po tych dwóch miesiącach czekania, aż znów wyciągnie po mnie ręce, chyba już całkiem przestałam opierać się temu, jak na mnie działał. W końcu nie było żadnego powodu, żeby sobie odmawiać.
- Goście byli niepocieszeni, że zniknęłaś z imprezy – usłyszałam nagle i poczułam, jak żołądek mi zamarza, bo to Tom pierwszy raz odezwał się do mnie normalnie, jakby nigdy nic.
Byłam tak zdezorientowana, że mogłam tylko spojrzeć prosząco na swojego chłopaka, dając mu do zrozumienia, że zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić. To było takie... ratunku.

- Padła po całym dniu na planie, alkoholu i... w ogóle – dodał, przy czym obaj zaczęli się śmiać, jakby opowiedział wyborny żart.
No, kurwa, rzeczywiście! Chciałam zapaść się pod ziemię.
- Zwykle nie wlewam w siebie alkoholu przez całą noc – rzuciłam w końcu złośliwie w kierunku Billa, zauważając, że jego brat patrzy na nas uważnie. - Przynajmniej później nie muszę cierpieć, jak ty wcześniej, cwaniaku.
Przypominając sobie ich nieprzytomne twarze z rana, właściwie mogłabym to powiedzieć do nich obu.
- Haha! No, co ty, Bill, że zbetoniłeś? - wyrwał rozbawiony Tom, jednak w tej samej chwili dostrzegliśmy, że jego bliźniak wcale się nie śmieje i on też spoważniał. - To nie to, prawda? - zapytał, czego zupełnie nie rozumiałam.
Przez długą chwilę wpatrywał się w młodszego Kaulitza, który zawzięcie przestawiał żarcie na talerzu, potem sam zaczął grzebać w swoim, a na koniec odszedł do stołu. Po chwili dało się słyszeć trzask drzwi frontowych. Wyszedł z domu. Zupełnie zdezorientowana utkwiłam pytający wzrok w swoim chłopaku.
- Powiedziałam coś... nie tak? - zapytałam w końcu, nic nie rozumiejąc.
- Nie, Al'y – mruknął, a potem kręcił się, jakby próbował coś jeszcze z siebie wydusić, ale nie mógł się zebrać.
Czułam się naprawdę nieswojo, gdy się tak zachowywał, nie przypominając siebie ani odrobinkę. Myślałam, że może znowu gorzej się poczuł. Mógł struć się alkoholem, ale... żeby aż tak?
- Będziesz jeszcze jadła? - zapytał, podnosząc się do stołu bez patrzenia na mnie. - Muszę ci coś powiedzieć, a... to będzie trudne, bo nie umiem o tym mówić – oznajmił zaraz potem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.