niedziela, 9 października 2016

[.11.] Live like a star

Witam! Wreszcie będziecie mieli okazję poznać Billa z jego własnej perspektywy. No i co Wam powiem? Piszę się. Ostatnio znacznie wolniej, ale wciąż do przodu. Mam 20 części. I dziś już przygotowałam następną do "Tego drugiego", także nie obijam się. Ale jutro idę do pracy, to ci dopiero problemik.

Aylieen - <3

Die Toten Maus - I jak? Przyśniło się? xD

derlon76 - Cóż, dziękuję Ci za te słowa. Na pewno wezmę je pod uwagę, nic nie obiecuję, ale zobaczymy, co da się zrobić. Skoro jednak Ci się podoba, coś w tym musi być chyba, nie? ^^

W każdym razie, smacznego! I liczę na Wasze opinie, bardzo mi pomogły przy "Tym drugim", a kto wie, co tutaj może mi jeszcze wpaść do głowy? ;>

Wasza Czekoladka ;).



Live Like A Star
11.


Po tym, jak pogodziłam się z agentką, która jednak kategorycznie zabroniła mi słowem wspominać o menadżerze Tokio Hotel, wszystko toczyło się już własnym życiem. Zostały dwa tygodnie do trasy chłopaków i wiedziałam, że będę przeżywać jak mrówka okres te dwa miesiące, ale za każdym razem, gdy widziałam się z Billem pomiędzy albo tuż po wypełnieniu wszystkich naszych obowiązków związanych z pracą, on dawał mi do zrozumienia, że cholernie warto czekać tyle i znacznie więcej. Ku naszemu zadowoleniu jego brat nie pojawiał się na horyzoncie, a my spotykaliśmy się swobodnie, nie przejmując się zbytnio tym, że zwykle mamy jakiś ogon. Każdego dnia dowiadywałam się o nim czegoś nowego i wszystko kwitło, łącznie z naszą popularnością. To były najcudowniejsze dwa tygodnie, które szybko się skończyły.
Dzień przed jego wyjazdem nie mogliśmy się zobaczyć. Ja rano miałam spotkanie, potem on był zajęty dopinaniem przygotowań na ostatni guzik, a wieczorem miał wizytę u psychologa. Właściwie starałam się nie wypytywać, ale czasem udało mi się wyciągnąć od niego jakieś „jest nieźle”. Jego zwięzłe wypowiedzi nigdy nie zapowiadały niczego dobrego, ale nie wnikałam, skoro nie chciał mi powiedzieć. W każdym razie umówiliśmy się, że mamy jednocześnie wolne dwie godzinki przed jego wyjazdem, więc miał do mnie przyjechać.
I rzeczywiście, pojawił się tuż przed dwunastą. Miał na sobie wąskie dżinsowe spodnie, białą koszulkę i dużą granatową bluzę od dresu, a oprócz tego okulary zasłaniały pół jego twarzy.
- No, cześć – rzucił jakby nigdy nic, już w drzwiach pochylając się, żeby mnie pocałować. - Jak tam? Masz dziś wolne?
- Nie, popołudniu idę zobaczyć jakiś scenariusz.
- Kolejna propozycja, no, no – rzucił z uśmieszkiem, gdy zamykałam za nim drzwi. - Widzę, że naprawdę nie będziesz się nudziła, gdy mnie nie będzie. Może powinienem zostawić ci jakiegoś ochroniarza?
- Marita się tym zajmie, jeśli okaże się to konieczne, proszę pana – mruknęłam, wpychając go do salonu, bo jak zwykle utknęlibyśmy w korytarzu.
- Powinienem po prostu spakować cię do podręcznego bagażu i zabrać ze sobą. Zaufaj mi, nikt nawet by się nie zdziwiłby, jeśli byłby twojej wysokości – oznajmił, na co mimowolnie na mojej twarzy wymalował się rozluźniony uśmiech.
Czułam, że znowu zrobię się wredna i złośliwa, gdy wyjedzie. A potem znowu będzie musiał mnie z tego wyleczyć, ale byłam przekonana, że zrobi to bez najmniejszych komplikacji.
Rozsiedliśmy się na kanapie, ja przymknęłam powieki, oparta o jego bark, a on gadał o jakichś szczegółach dotyczących trasy. Zdałam sobie sprawę, że on nie tyle bawi się moją dłonią, co wsuwa mi coś na palec. I może naprawdę jestem psychicznie chora, ale zanim jeszcze zdążyłam gwałtownie otworzyć oczy, poczułam szarpnięcie podniecenia.
Co on, do cholery, robi?
Wpatrywałam się z niezrozumieniem w swoją dłoń, gdy założył na nią mój własny pierścionek, ale zaraz potem złapał drugą i nagle tak mnie zemdliło, że wciągnęłam ze świstem chłodne powietrze, obawiając się, że za chwilę padnę tam trupem. Pierścionek był złoty, zdobiony większymi i mniejszymi diamencikami. Przełknęłam gęstą maź, która uformowała się w moich ustach i podniosłam pytający wzrok na Billa.
- Co to niby ma być? - wydusiłam z siebie, nie bacząc w tamtej chwili na słowa.
Chłopak odchrząknął znacząco.
- Zwyczajnie chciałem przed wyjazdem dać ci coś, co będzie ci o mnie przypominać, no i będziesz mogła mieć to zawsze na sobie. Chociaż widzę, że nie nosisz po domu biżuterii – zwrócił uwagę i było w tym coś z prawdy, bo zwykle kolczyki były ciężkie, a cała reszta biżuterii zwyczajnie mi przeszkadzała.
- Może zrobię mały wyjątek w moim zwyczaju – zasugerowałam, chociaż coś kuło mnie w klatce piersiowej.
Docierało do mnie, że on naprawdę za chwilę wyjedzie.
- Wiesz, że to naprawdę szybko minie? - zapytał, doskonale odgadując moje myśli. - Po prostu nie możesz się tym bez potrzeby przejmować. Będę przez większość czasu pod telefonem, więc jak tylko zaczniesz wymyślać coś głupiego...
- Dlaczego cały czas mówisz mi, że wymyślam problemy tylko dlatego, że ty je ignorujesz? - przerwałam mu, mrużąc na niego oczy.
- Nie chcesz, żebym ci odpowiedział – stwierdził poważnie, ale prychnęłam tylko na te słowa.
- Teraz jeszcze lepiej ode mnie wiesz, czego chcę, tak?
Chłopak patrzył na mnie, jakby należało mi się porządne lanie i doszłam do wniosku, że najwyraźniej się doigrałam. Czy ja naprawdę byłam taka humorzasta? Nigdy nie byłam panikarą. Przynajmniej zanim go poznałam, a on zrobił ze mnie „Al'y, której Bill wszystkim się zajmie”. To nawet brzmiało idiotycznie.
- Naprawdę uważasz, że nie domyślam się, co chodzi ci po głowie? Wiesz, że chodzę z Tomem na terapię i chcesz wiedzieć, co tam się dzieje. Zaraz wyjeżdżam i nie będzie mnie przez dwa miesiące, ale będę z bratem, który chciałby mnie przekonać, że jestem głupi i nie powinniśmy się widywać. I wydaje ci się, że nie masz pojęcia, co może się wydarzyć w tym czasie, tylko, że JA od dwóch tygodni właśnie staram się ci wyjaśnić, że NIC się nie wydarzy i NIC SIĘ NIE ZMIENI. Czy dociera do ciebie choć jedno słowo z tego, co mówię, Al'y? Będę tylko cholernie za tobą tęsknił i dorobię się niesamowitego rachunku przez nasze niekończące się rozmowy, rozumiesz?
Zdałam sobie sprawę, że ledwo oddycham, gdy skończył mówić. Patrzył przy tym w taki sposób, że nie potrafiłam się ruszyć. On był kosmitą. Włamywał się do mojej zabałaganionej głowy i próbował zrobić w niej prządek, ale ten bajzel był naprawdę mocno oporny. Wzięłam głęboki oddech.
- Wiem. H I S T E R Y C Z K A – przeliterowałam, jak on mi ostatnim razem i uśmiechnęłam się słabo.
Na jego twarzy pojawiło się rozczulenie i dopiero wtedy poczułam, że on naprawdę będzie tęsknił i tak samo jak ja chciałam zatrzymać go przy sobie, on nie miał ochoty wyjeżdżać, ale musiał. A na pewno powinien. Tak samo, jak ja powinnam po jego wyjeździe jakby nigdy nic wrócić do swojej pracy i przez kolejne dwa miesiące każdą noc spędzać samotnie. Cholera. Znowu zaczynałam.
- Muszę zapalić. Masz przy sobie fajki? - zapytałam, a on oburzył się bez słów. - Nie ściemniaj. Przeglądam Internet – rzuciłam, unosząc wyżej brew, na co on roześmiał się, skapitulował i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. - Świetnie. Idziemy na balkon.
- Od kiedy palisz?
- Nie wiem. Czasami po prostu palę – mruknęłam.
Od pewnego czasu takie pytania źle mi się kojarzyły, ale nie chciałam o tym wspominać.
Wyszliśmy razem i rozsiedliśmy na dwóch leżakach przy niewielkim słomianym stoliku. Balkon był raczej średniej wielkości, ale dało się na nim zrobić grilla dla trzech osób, a to w zupełności mi wystarczało. Zwykle wykorzystywałam go sama lub z Maritą. Błysnął płomień i po chwili oboje zaciągaliśmy się dymem. Zaczęliśmy rozmowę o jakimś wywiadzie i jednej z moich propozycji ról, wśród których w końcu pojawiło się coś ciekawego. Bill sięgnął w międzyczasie po paczkę i zapalniczkę, żeby schować te rzeczy do kieszeni, ale gdy wyciągał rękę, długi rękaw najwyraźniej zahaczył o coś, co jeszcze miał w kieszeni, a owe coś właśnie upadło na podłogę. Nasze spojrzenia niemal jednocześnie skierowały się w tamtym kierunku i kiedy ja uniosłam wysoko brwi, on niemal się nie roześmiał.
- No, co? - mruknął, podnosząc z podłogi PREZERWATYWĘ.
- Poważnie? Przyjechałeś, żeby zaciągnąć mnie do łóżka?
- Hej, ty to powiedziałaś. Zabrałem ją tylko dlatego, że mogłoby nas ponieść i wiesz... Byłoby nieco głupio.
- Jasne. Jak zwykle o wszystkim pomyślałeś. I wziąłeś tylko jedną?
Bill tak parsknął śmiechem, że ja również nie wytrzymałam i poszłam w jego ślady.
- Weź pod uwagę, że muszę jeszcze jakoś ogarnąć się przed wyjściem.
- Na razie nic nie musisz!
- Ale... musiałbym – poprawił się, wciąż się śmiejąc.
Dlaczego między nami ciągle dochodziło do takich idiotycznych dyskusji? Chyba naprawdę je uwielbiałam. Choć nie koniecznie to, że na wszystko miał zawsze wymówkę.
Oczywiście wystarczyło, żebyśmy zeszli z balkonu, żeby mnie dopadł. Mogłam się przekonać się, że nakręcił się samym wspomnieniem o tym, do czego można by wykorzystać przedmiot w jego kieszeni. Właściwie nawet nie miałam nic przeciwko temu, żeby zaciągnął mnie do mojej sypialni. W końcu potem czekał nas mały celibat.

Leżałam nago na brzuchu, wtulając w twarz poduszkę i nie miałam najmniejszej ochoty się ruszać. Nie wiem, ile czasu spędziliśmy na seksie, ale zapewne sporo, bo Bill już był po prysznicu i ganiał w bokserkach po moim mieszkaniu, a ja leniwie zastanawiałam się, co on wyczynia. W końcu usłyszałam, że grzebie w moich rzeczach.
- Co robisz? - zapytałam, nie ruszając się z miejsca.
- Szukam czegoś pod zastaw pierścionka, który ci dałem.
- To on jest do zwrotu?
- Co? Nie – mruknął, jakby był zajęty, a ja właśnie mu przeszkadzałam. - Chcę mieć ze sobą coś twojego – oznajmił. - Już prawie się zdecydowałem – stwierdził i dopiero moja ciekawość zmusiła mnie do podniesienia się z pościeli.
Widok chłopaka stojącego przy komodzie nad otwartą szufladą z moją bielizną zupełnie zbił mnie z tropu. Sapnęłam zaskoczona i przekręciłam się na łóżku.
- Zamierzasz zabrać moją bieliznę? - wydusiłam z siebie przez niedowierzanie.
- Dokładnie tak.
- Świr.
- Nie, nie. Psychofan, mówiłem ci już.
W tej samej chwili zaczęłam się zastanawiać, czy jest coś, co ja mogłabym mu dać. Tak, że mógłby to nosić przy sobie. Nie majtki. W zamyśleniu zagryzłam wargi, orientując się, że do mnie podszedł, gdy zobaczyłam jak macha mi moją bielizną przed nosem i momentalnie zrobiło mi się gorąco. Dokładnie to miałam na sobie pod sukienką tamtego dnia, gdy pojechaliśmy pierwszy raz do jego pokoju w hotelu i z jakiegoś powodu byłam pewna, że to dlatego je wybrał.
- Świr – powtórzyłam, wskazując na to, co trzymał w ręce. - Zaczekaj tu – mruknęłam, zgarniając po drodze z krzesła szlafrok i wyszłam do salonu.
W jednej ze szkatułek za zaszkloną szafką, miałam taki drobiazg. Pierścionek, który nosiłam na szczęście, wędrując po castingach, zajmował zakupione specjalnie do niego pudełeczko. Zabrałam stamtąd również przypadkowy srebrny łańcuszek i zawieszając na nim ozdobę, wróciłam do sypialni.
- Nie patrz, zamknij oczy – nakazałam chłopakowi, chowając ręce za plecami.
On posłusznie zacisnął powieki, a podeszłam i założyłam mu wisiorek, zapinając na karku. Nosił tego wiecznie całe mnóstwo, więc nikt nie powinien zwrócić uwagi, ale on – jeśli znaczyłam dla niego tyle, ile cały czas mówił – będzie wiedział. Zanim jeszcze otworzył oczy złapał od razu za odpowiednią ozdobę i uśmiechnął się lekko. Potem spojrzał na pierścionek i przez chwilę obracał go w palcach.
- Dobry pomysł, to również zabieram – oznajmił, jakby nigdy nic, a ja przysiadłam za nim, przytulając się do jego pleców, jak do wielkiego pluszaka. - Masz takie szczupłe palce... - mruknął, spoglądając na mnie, a na jego twarzy wymalowało coś nieprzyzwoitego. - Powinienem wyjść, zanim znowu się do ciebie przykleję.
Kiedy po długiej przeprawie z łóżka pod drzwi wyjściowe udało mu się pozbierać i jako tako poprawiłam mu nawet włosy, stanęliśmy przed sobą w milczeniu na kilka dłużących się sekund, po których oznajmił, że nie zamierza się ze mną żegnać, bo zaraz będzie z powrotem. Mimo to, gdy całował mnie niby jak zwykle na „do zobaczenia”, prawie znowu stopiliśmy się jedno. Gdy już się od siebie oderwaliśmy przez długą chwilę nie mogliśmy wypuścić się z ramion. To chyba nie było takie dziwne? Niedawno się poznaliśmy i to był pierwszy raz, kiedy rozstawaliśmy się na dłuższy czas.
- Dobra, bądźmy rozsądni – mruknął w końcu, odsuwając mnie od siebie pozornie spokojnie, chociaż przed momentem doskonale czułam, jak szybko biło mu serce. - Czekają mnie prawie codzienne koncerty, już się nie mogę doczekać – zaśmiał się nieco sztucznie. - Będziesz dla mnie grzeczną dziewczynką?
- Opanuj się z tymi dziewczynkami, dopiero wyszliśmy z sypialni – upomniałam go złośliwie, chociaż uniósł się zaledwie jeden kącik moich ust.
Nie chciałam mówić, że przez niego stałam się zbyt grzeczna.
- Jesteśmy cały czas w kontakcie – zapewnił mnie raz jeszcze, na co przewróciłam tylko oczyma.
- Powinnam odprowadzić cię za rączkę do samochodu?
- Jakoś trafię. Do zobaczenia – powiedział i uśmiechnął się czule, całując mnie ostatni raz powoli i nieco przeciągle.
- Pa – zdążyłam ledwie rzucić i już go nie było.


Pod domem Tom pakował już nasze bagaże do busa, rozmawiając w międzyczasie o czymś z Jostem opierającym się o wejście ramieniem. Obaj spojrzeli w moją stronę, gdy tylko wysiadłem z samochodu. Brat ostatnio odpuścił mi robienie afer o dziewczynę, więc korzystałem z tego, ile mogłem. Machnąłem obu na powitanie, dowiadując się, że musimy jeszcze podjechać po resztę zespołu, bo utknęli wcześniej w jakimś korku i nie zdążyli wrócić na czas po swoje rzeczy. Czekała nas podróż na lotnisko, lot do Niemiec i stamtąd ruszaliśmy w trasę. Upewniłem się tylko, że bliźniak zabrał wszystkie potrzebne mi rzeczy, zajrzałem do pojazdu, żeby sprawdzić się, czy Pumba jest w środku i wreszcie sam się tam zapakowałem. Dopiero, gdy Jost po prostu poszedł sobie do kierowcy, poczułem na sobie znaczący wzrok brata i kiedy ruszyliśmy, my gapiliśmy się na siebie. Powinienem rzucić jakimś tekstem, złapać temat, zanim on zacznie mówić o tym, czego nie chciałem słuchać, ale to był Tom. Jedyny człowiek na tym globie, który znał moje zagrywki tak dobrze, że zwyczajnie je ignorował. Usiadłem więc w fotelu i udawałem zajętego sobą, póki nie podszedł.
Nie do końca wiedziałem na czym to polegało, ale mój brat w porównaniu do mnie mało mówił, za to był bardzo dobrym obserwatorem. Dlatego zawsze, gdy wracałem po seksie z Alicią, on po prostu w jakiś sposób o tym wiedział i nieważne, czy brałem u niej prysznic, czy się ogarniałem. W każdym razie nie szło tego przed nim ukryć, a on wtedy robił się niesamowicie irytujący, więc starałem się go wtedy unikać. Teraz również stał oparty o siedzenie i najwyraźniej czekał, aż zwrócę na niego uwagę. Tylko, że dopiero się z nią żegnałem i nie miałem ochoty na sprzeczki, a on nie dawał się spławić.

- Nie wiem, jak możesz wciąż bawić się zużytą zabawką, skoro nawet ja...
- SZCZEGÓLNIE TY – przerwałem mu głośno, czym trochę go zaskoczyłem, podnosząc od razu na niego wzrok, bo oczywiście mnie zdenerwował. - Szczególnie ty nie powinieneś mówić na ten temat ani słowa. Zakładam, że według twojej oceny, ja również jestem porządnie zużyty, ale TY to już powinieneś się do niczego nie nadawać. Daj mi spokój, nie mam dziś nastroju na kłótnie.
- Będziesz się tak zachowywał przez całą trasę? - zapytał, unosząc brew.
- To ja powinienem o to zapytać.
- Znowu traktujesz mnie jak wroga – warknął, na co wziąłem głęboki oddech.
- Zacząłeś temat, którego mieliśmy nie poruszać. Poza tym jest mi przykro, możesz to zrozumieć?!
- Przykro?
- Tak, że zostawiam ją tu na te dwa miesiące, chociaż wcale nie chcę. A ty – wskazałem na niego, widząc jego zniesmaczoną minę – obiecałeś być przykładnym bratem i mnie wspierać. Pamiętasz chyba, co mówił psycholog?
- Nie mydl mi oczu – podsumował mnie, na co wróciłem tylko z nosem do swojej torby. - Napijesz się? Czeka nas długa podróż... - mruknął zaraz potem i opadł na siedzenie obok mnie.
Nie powinienem być zaskoczony, zawsze to robił, a jednak tym razem mnie to rozzłościło. Musiałem jakoś poradzić sobie z nieprzyjemnym uczuciem na dnie żołądka i wcale nie chciałem, żeby mi w tym towarzyszył, bo mógł jedynie wszystko pogorszyć. Za nic w świecie nie powiedziałbym o tym Al'y, ale prawdopodobnie byłem tym rozstaniem bardziej przerażony od niej. Powtarzanie sobie, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by na mnie czekała ani odrobinę nie pomagało. Jak na ironię nie mogłem o tym po prostu pogadać z bliźniakiem, jak robiłem to zawsze, bo przez niego moja irracjonalna obawa tylko by się pogłębiła. I tak utknęliśmy po dwóch stronach muru, mającego coś wspólnego z tym, że zdarzyło mu się niezobowiązująco przespać z kobietą, która spędza mi sen z powiek i chociaż to JA w kółko powtarzałem jej, że to nieistotne, gdy tylko pozwoliłem sobie choćby na moment zbliżyć się do tej myśli, cały płonąłem ze wściekłości i chciałem coś rozszarpać. Gdyby ów osobnik był kimkolwiek innym, nie moim bratem, z pewnością zatłukłbym gnoja za to, że tak ją potraktował. A tak znosiłem dodatkowo jego niezadowolenie moim związkiem. Tragikomedia.
Tom wyciągnął ze swojego plecaka dwie puszki piwa, na co spojrzałem podejrzliwie. David nas opieprzy, jeśli na lotnisku będzie od nas dawało gorzelnią, ale w sumie...
- Dzięki – rzuciłem, zabierając jedną z jego ręki.
- Zleci – mruknął zaraz potem, nie patrząc w moją stronę.
Nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli, przez chwilę patrzyłem, jak wlewa w siebie alkohol.
- Trasa, szybko zleci – powtórzył, najwyraźniej dostrzegając moje zmieszanie. - Będzie koncert i impreza przez pierwszy tydzień, jak zawsze, a potem tylko koncerty, umieranie po koncertach, sen, turbulencje w tourbusie i znowu koncert. Nie zauważysz, kiedy to zleci.
Wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem. Tak, jakbym przez chwilę widział w nim dawnego Toma, który jeszcze nie był tym, za kogo go mieli i jakoś rozluźniłem się na swoim fotelu. Nie był mistrzem w radzeniu sobie z emocjami, właściwie od jakiegoś czasu szło mu to bardzo opornie, ale od kiedy namówiłem go na terapię, widziałem, że przynajmniej się stara. Mimo to wolałem nie próbować mówić mu czegokolwiek na temat tego, co zastanę po powrocie.
Nie chodziło o to, że podejrzewałem ją o ewentualną zdradę albo że poniesie ją na jakiejś imprezie. Sława odzwyczaiła mnie od konieczności starania się o zdobycie kogoś, ale Alicia - chociaż reagowała na mnie tak intensywnie, że robiło mi się duszno - w jakiś sposób opierała się z początku mojemu urokowi osobistemu. Po tym bankiecie, na którym się zobaczyliśmy po raz drugi, jej odrzucenie i kilka lampek szampana za dużo sprawiły, że byłem gotów dostać się do jej życia nawet kosztem jej poprzedniego związku. Gdy myślałem o tym, popijając piwo w drodze po Georga i Gustava, było mi za siebie wstyd i cieszyłem się poniekąd, że ten koleś okazał się skończonym kretynem. Zresztą Al'y nie wyglądała na przejętą. Wiedziałem też już, że była upartą złośnicą, ale po tych około trzech tygodniach obcowania z nią, domyślałem się, że to tylko przykrywka dla wrażliwości, której nie chciała okazywać. Pewnie dlatego, robiłem wszystko, żeby ściągała dla mnie częściej z ust ten złośliwy uśmiech. I byłem z siebie niemożliwie dumny, że mi się udawało.
- Bill, szczerzysz się do siebie – uświadomił mnie bliźniak, a ja w jednej chwili poderwałem na niego wzrok, ale on grzebał już w swoim telefonie.
A więc bałem się, że ta panikara coś sobie ubzdura i będzie próbowała mnie odpychać, gdy wrócę. Albo wymyśli coś jeszcze głupszego, albo jak na złość wyjedzie, gdy wrócę. Bałem się, że będzie przeze mnie płakała. Nie przeoczyłem tego, że jeśli nie musiała, nie widywała się z nikim prócz mnie i Marity, a to też było dla niej złe. Powinna więcej wychodzić do ludzi, a przynajmniej mieć więcej koleżanek, tylko akurat w tym temacie nie mogłem zbyt wiele zdziałać. Po prostu wiedziałem, że tej kobiecie myślenie wyjątkowo szkodzi, a trzy tygodnie to stanowczo za krótko, żeby coś z tym zrobić.
- Kaulitz! - dotarło do mnie agresywne wołanie z przodu busa i jakoś miałem wrażenie, że to nie pierwszy raz, jak David mnie wołał. - Marita do ciebie – oznajmił i rzucił mi swoją komórkę.
Złapałem ją zaskoczony i zerkając tylko kątem oka na bliźniaka, przyłożyłem go do ucha.
- Halo?
- Kaulitz? Byłeś u niej przed wyjazdem, prawda? - zapytała bez owijania w bawełnę agentka mojej dziewczyny.
- Owszem. Czemu...?
- Nie odbiera telefonu. Mówiła, że gdzieś wychodzi?
Westchnąłem ciężko, wspominając swoje niedawne myśli i przetarłem twarz dłonią.
- Raczej nie, ale może się teraz kąpać – powiedziałem bez zastanowienia, po czym doszedłem do wniosku, że równie dobrze mogłem jej powiedzieć, że dopiero wychodziliśmy z łóżka, więc powinna dać jej trochę czasu.
Brawo, Bill.
- Kąpać się? Ona zawsze ma przy sobie telefon.
- Ostatnio nie – odparłem znów, nie mogąc się skupić i chyba znów ją zaskoczyłem.
- Jasne – mruknęła cicho. - Po prostu pojadę do jej mieszkania. A ty, Bill, lepiej, żebyś był grzecznym chłopcem na tym wyjeździe, bo nie ręczę za siebie! - upomniała mnie i jakoś odniosłem przy tym wrażenie, że tak naprawdę tylko dlatego chciała ze mną rozmawiać. - Ja zajmę się tym, żeby miała co ze sobą zrobić i usypiała ze zmęczenia po powrocie do domu, a ty dopilnujesz, żeby usypiała spokojnie, czy to dla ciebie jasne?
- Dobrze to od ciebie usłyszeć – odpowiedziałem nieco uspokojony.
- W takim razie skoro się rozumiemy, powodzenia i do zobaczenia. I daj mi jeszcze Josta – poprosiła, a ja uśmiechnąłem się pod nosem, oddając telefon właścicielowi.
Bliźniak patrzył na mnie podejrzliwie, gdy siadałem na swoim miejscu.
- Wiedziałeś, że David z kimś kręci? - rzuciłem konspiracyjnym tonem, na co on otworzył tylko szerzej oczy.
- Nie mów?
- Poważnie. Tylko oboje zabierają się do tego, jak pies do jeża, przynajmniej mają dobrą wymówkę – stwierdziłem rozbawiony, na co on zmrużył oczy, jakby właśnie zorientował się o kim mówię.
- W porządku chociaż ta babka? - zapytał średnio zadowolony, ale widać ciekawość była silniejsza. - Wiesz, wydaje mi się, że Jost kiepski jest w te klocki.
- Ej, przestań, nie jest taki zły – zaśmiałem się, a po chwili zastanowienia zmieniłem zdanie. - Chociaż nie. Myślę, że z nich są takie dwie sieroty pod tym względem i przez to się dogadają. Tylko dotąd wydawało mi się, że ona jest niewiele starsza od nas – stwierdziłem z zastanowieniem.
- Znaczy dobrze zakonserwowana, to tak jak David – podłapał Tom, ale nie zdążyłem zwrócić mu uwagi, żeby mówił ciszej, bo właśnie jakiś przedmiot śmignął nam nad głowami z przednich siedzeń.
- Niech jeszcze raz usłyszę, że mnie obgadujecie! - zagroził, zaraz potem znów odwracając się do nas plecami.
Oczywiście wyśmialiśmy go i w busie wreszcie zaczęła panować normalna atmosfera.

3 komentarze:

  1. Świetny odcinek! I powrócił Tom zazdrośnik! <3 Ciekawe, jak Bill i Aly poradzą sobie z rozłąką - coś mi mówi, że będzie ciężko...

    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D
    Aylieen

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale się nie dziwię, że Bill ma obawy. I choć w końcu doczekałam się nieco perspektywy Billa, nie nasuwają mi się jeszcze żadne konkretne przemyślenia. w sumie to bardziej liczyłam na dowiedzenie się czegoś więcej z tym psychologiem. Wydaje mi się, że tu by się wtedy zrodziło mnóstwo domysłów, bo póki co wiem tylko tyle, że Tom stara się panować nad swoim językiem, a to zdecydowanie za mało dla mojej ciekawskiej natury.
    No nic poczekam do następnego odcinka, może coś więcej się dowiem.
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz Bill będzie regularnie wtrącał się do opowiadania. Tak już z nim jest, dać mu raz się odezwać, to już po ptokach xD
      I owszem, o ile dobrze pamiętam, właśnie on w następnym odcinku powie coś więcej ;)

      Usuń

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.