wtorek, 27 września 2016

[.9.] Live like a star

Witajcie! ^^
Dziś następna część :). Jakoś ciągnę dalej (na szczęście większość już zaplanowałam), ale moja wena stanowczo przestała mnie rozpieszczać. Stres zabija wenę. Mam ostatnie dwa tygodnie wolności, po których mój czas wolny właściwie przestanie istnieć i zastanawiam się, co zrobić, żeby jeszcze na trochę choć do mnie wróciła. Help?
W każdym razie zapraszam! Smacznego! Liczę na Wasze opinie! ;)



Wasza Czokoladka ;)


Live Like A Star
9.
Przez resztę dnia chodziłam naburmuszona. Ogarnęłam nieco swoje mieszkanie, wyskoczyłam na zakupy i starałam się nie myśleć. Dobre sobie. Co chwilę miałam w ręku telefon i znajdowałam kolejne fotografie z Kaulitzem, przy czym za każdym razem robiło mi się gorąco. Dwa miesiące to przecież nie tak długo, a jednak nie potrafiłam sobie wyobrazić, co będzie się działo przez ten czas. Skoro w ciągu tak niedługiego czasu był w stanie owinąć mnie sobie wokół małego palca, to co ja ze sobą zrobię? Zresztą nie było co się oszukiwać, czekałyby nas często podobne rozstania. Albo ze względu na jego pracę, albo na moją. Czy naprawdę nie da się tego jakoś pogodzić? - zastanawiałam się, nieprzytomnie otwierając drzwi swojego mieszkania.
Kolejnego ranka obudziłam się z wyrzutami sumienia. Jak mogłam być zła na Billa o to, że spełnia swoje marzenia tak, jak ja? To wymaga poświęceń, wiedziałam o tym, aż za dobrze, przez tyle lat przywiązana do wygodnej obecności Criega, który najpewniej wciąż zdradzał mnie na boku, więc nigdy nie robił problemów. W tamtej chwili myślałam o tym ot tak po prostu, a jedyną emocją jaka mi towarzyszyła, było zaskoczenie, że nic mnie to nie rusza. Tak jakby w tamtej chwili, gdy Kaulitz powiedział, że nie muszę mu opowiadać takich rzeczy, one zupełnie straciły znaczenie również dla mnie. Nie rozumiałam, co jest ze mną nie tak, że przytakiwałam biernie na każde jego słowo. No i jeszcze musiałam być tak okrutna dla Marity, która była odważna zawsze, tylko nie wtedy, gdy chodziło o nią samą. A ja na nią tak naskoczyłam. Spróbowałam sobie przypomnieć Josta, ale wtedy w knajpie byłam zbyt zaabsorbowana obecnością Billa i niezbyt mu się przyjrzałam. Chwila, czy Marita nie mówiła wtedy, że w porządku z niego facet? - jakaś iskra wspomnienia rozjaśniła trochę moje myśli. Ile on w ogóle na lat?
Postanowiłam, że pierwszą rzeczą, jaką dziś zrobię, będzie udanie się do jej biura, gdzie zapewne ukrywa się przed całym światem. Chciałam ją przeprosić. Jak dobrze pójdzie, może uda mi się dowiedzieć czegoś więcej. A może powinnam porozmawiać z Billem? - przyszło mi do głowy i jak na zawołanie rozdzwonił się mój telefon.
- Halo?
- Z jakiegoś powodu sądziłem, że cię obudzę – stwierdził na powitanie, a ja zerknęłam na zegarek.
- W każdy normalny dzień, ale na dziś – odparłam z westchnięciem
I co z tego, że analizowałam na każdym kroku swoje wątpliwości, skoro nie potrafiłam zignorować jednego głupiego połączenia?
- Coś się stało?
- Tak. Trochę wczoraj... wyprowadziłam Maritę z równowagi i muszę z nią pogadać przed wywiadem.
- A już myślałem, że zjemy razem śniadanie przed moim... – odparł i na moment zapadła między nami krótka cisza, jakby jakaś zapadka jednocześnie odblokowała nam się w mózgach.
- O której masz ten wywiad? - zapytaliśmy jednocześnie i oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Półtora godziny, kierowca ma mnie zawieźć na miejsce – odpowiedziałam pierwsza.
- W takim razie czuję, że tak czy siak się zobaczymy – stwierdził, a mnie coś gorącego rozpłynęło się w żołądku.
Byłam gotowa tam pójść i przyznać, że MOŻE jest ktoś, kto ostatnio wpadł mi w oko, a przy tym nie komentować ani jednej fotki z Kaulitzem, ale pomysł skonfrontowania nas, by poznać prawdę, w tym momencie mnie przerażał. Nie byłam gotowa na coś takiego, w żadnym wypadku! Lubiłam gościa, chyba bardziej niż tylko trochę, ale nie czułam się na siłach oznajmiać tego oficjalnie całemu światu, szczególnie że sami nic sobie przecież nie obiecywaliśmy, prawda? Nie padły też bezpośrednie wyznania... No, może trochę z jego strony. Cholera. Naprawdę byłam okropna. Miałam ochotę w tamtej chwili ze wszystkiego się wycofać i wcale nie chodziło o wywiad. Rzecz w tym, że tego, co między nami zaszło nie dało się już cofnąć. Wzięłam głęboki oddech, żeby się ogarnąć, bo Bill do mnie mówił, chociaż ja go nie słuchałam.
- ...będzie wygodniej. Po prostu udaj zaskoczoną, gdy mnie zobaczysz – dotarło do mnie i zagryzłam tylko wargę, zdając sobie sprawę, że nie bardzo chcę się mu przyznać, iż nie wiem, o co chodzi.
Wtedy jednak przypomniało mi się, o czym wcześniej chciałam z nim rozmawiać.
- Mam pytanie – uprzedziłam, żeby wiedział, że zmieniam temat. - Jak dobrze znasz Josta?
- Hm? - zdziwił się, a potem najwyraźniej zastanawiał przez chwilę. - Dobrze. Odkąd uznał, że jestem już dorosły i mieliśmy okazję wspólnie się upić... Całkiem nieźle – stwierdził z rozbawieniem. - Tylko dlaczego interesuje cię Jost?
- Nie do końca mnie. A tak właściwie to przypuszczam, że moja agentka i twój menadżer mają zajebistą wymówkę w naszej postaci, żeby do siedzie wydzwaniać i tak dalej – mruknęłam, wymachując wolną ręką, jakby mógł to zobaczyć.
W międzyczasie zerknęłam na zegarek, uznając, że powinnam się pospieszyć, jeśli chciałam zdążyć spotkać się z przyjaciółką i wrócić, zanim przyjedzie po mnie kierowca. Ach, no i Bill prawie się czymś zakrztusił na moją nowinę.
- Słucham? David? Żartujesz sobie? Wiesz, to raczej typ człowieka, kochającego głównie papierową robotę i zimną pizzę, ewentualnie jeszcze uprzykrzać ludziom życie. Wybacz, ale nie wyobrażam sobie tego – zanegował moje podejrzenia, na co ja prychnęłam głośno.
Chyba nie powinnam być zdziwiona, że tak zareagował, skoro traktuje tego mężczyznę jako „zapasowego” ojca, ale mimo wszystko wiedziałam swoje.
- Jeszcze się przekonasz i będziesz mógł wtedy złożyć pokłon mojej kobiecej intuicji.
- Skoro taka jesteś pewna, sprawdzę to od razu. Poczekaj – oznajmił, jakby nigdy nic, a mi się przypomniało, że miałam wychodzić z domu.
Pokręciłam nad sobą głową z niedowierzaniem, zabrałam torebkę i klucze, po czym wypadłam z mieszkania, kierując się na parkin po swój samochód. W tym czasie słyszałam, że Bill się gdzieś przemieszcza. Zaskrzypiały drzwi i powietrze przestało mi trzeszczeć w głośniku, więc najwyraźniej się zatrzymał.
- Cześć, David. Zajęty?
- Trochę, co jest? Macie niedługo wywiad.
Słysząc „macie”, coś przewróciło mi się w żołądku, gdy przypadkiem zostałam uświadomiona, że na domiar złego będą tam obaj bliźniacy. Teraz to już na pewno musiałam jak najprędzej zobaczyć się ze swoją agentką! Potem znów usłyszałam głos Billa.
- Widziałeś może dziś Maritę? - zapytał, a ja zastygłam z kluczykiem w stacyjce.
Jak ja cholernie żałowałam, że nie mogłam tam być, żeby zobaczyć minę jego menadżera! Właściwie to dobrze mu tak! Zdążył mnie już wpakować w ten ich teledysk, podczas którego prawie... Zresztą.
- M-Maritę? Nie, dlaczego pytasz?
- A tak... Al'y wspominała, że nie może się do niej dodzwonić. A ty widywałeś ją ostatnio, więc pomyślałem, że możesz coś wiedzieć – ciągnął dalej, a mnie szczęka opadła z wrażenia.
A to szczwany lis! O, matko! Bill był mistrzem manipulacji, prawda? Więc to nie tak, że tylko mi robił sieczkę z głowy, on już po prostu taki był. Jednak widać menadżer znał go dłużej i lepiej niż ja wiedział, jak sobie z nim radzić.
- Kaulitz, od tamtej rozmowy o teledysku przy śniadaniu, widziałem cię raz i byłeś tak nieprzytomny, że nie mogłem z tobą rozmawiać. Więc skąd te teksty?
- Nieważne, wszystko już wiem – odparł z pewnością w głosie i zaraz potem usłyszałam, jak zamyka za sobą drzwi.
- Bill, do cholery, wracaj tu! - usłyszałam jeszcze nieco niewyraźnie wołanie Josta.
- Muszę lecieć na wywiad! - odkrzyknął mu i zaśmiał się cicho.
Jeśli Marita twierdzi, że JA jestem okrutna, to chyba musiałaby zobaczyć, jak Bill postępuje z biednym Davidem. Naprawdę aż zrobiło mi się gościa żal.
- Cholera, jednak miałaś rację – zwrócił się w końcu do mnie.
- Widzisz? - mruknęłam, zerkając z niezdecydowaniem na wnętrze samochodu.
Przez tę chwilę zastanowiłam się, czy naprawdę chcę teraz jechać do przyjaciółki i zawracać głowę. W końcu należało się jej trochę spokoju, a po akcji Billa na pewno dostanie pilny telefon. Wyciągnęłam kluczyk ze stacyjki, rezygnując z odwiedzin. Podjęłam decyzję, że wracam do mieszkania, zmienię jednak strój i będę czekała na kierowcę. No i przypomniało mi się, że czysto teoretycznie jest ktoś, komu mogę się wyżalić ze swoich obaw.
- Tom też będzie na tym wywiadzie, prawda? - zapytałam ostrożnie.
- Zaprosili cały zespół, ale to oczywiste, że chodzi im o nas. Nie wyprzemy się przecież przy tak oczywistych zdjęciach i tych debilach, którzy pewnie będą się do siebie cieszyć – stwierdził, a ja ze zdziwieniem wyczułam złość w jego głosie, zastanawiając się czy mówi o Gustavie i Georgu. - Ale nie przejmuj się, ja się tym zajmę...
- Bill, zapominasz, że to również mój wywiad, nie możesz się tym za mnie zająć.
- Mogę. Poradzę sobie z nimi, więc...
- Ale ja nie chcę – przerwałam mu znowu, zniecierpliwiona. - Dlaczego ciągle wszystko chcesz załatwiać sam i wszystko robić po swojemu? Boże, to takie irytujące! - wyrzuciłam z siebie i w następnej chwili, zasłoniłam sobie usta dłonią.
Ja... wcale nie chciałam mu tego powiedzieć. Zacisnęłam wargi, mając nadzieję, że nie powiem nic więcej głupiego, ale on milczał i nie wiedziałam, co z tym zrobić. Kaulitz zawsze miał dużo do powiedzenia.
- Przepraszam, Bill. Jestem zdenerwowana, nie powinnam...
- Nie, właściwie masz zupełną rację. Chyba po prostu jestem w szoku, że ktoś powiedział mi to wprost. Dobrze więc, widzimy się niedługo.
- Czekaj, Bill, chciałam... - urwałam, gdy do mojego ucha dotarł sygnał zakończonej rozmowy.
Zagryzłam znów mocno wargę, a potem zaklęłam głośno. Zdaje się, że właśnie uraziłam czyjeś męskie ego i nawet nie spodziewałam się, że ten miły i rozgadany Bill może się tak po prostu rozłączyć, gdy go wkurzę. Teraz jeszcze bardziej się denerwowałam i nie wiedziałam, co właściwie z sobą zrobić. Zadawałam sobie pytanie, czy Kaulitz mimo wszystko stanie po mojej stronie, gdy zajdzie taka potrzeba. Nic nie mogłam poradzić, że chwilami czułam się po prostu osaczona przez jego dobre intencje. Chciałam chociaż napisać do niego wiadomość, ale skończyło się na tym, że zwyzywałam się od gówniar i pobiegłam z powrotem do mieszkania. Miałam nadzieję, że kolejny prysznic, przebranie się i w ogóle wystrojenie od początku choć odrobinę podniosą mnie na duchu. Musiałam zrobić się na bóstwo, żeby nie mieć odwagi zapaść się pod ziemię.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdyby ciężka gula, która pojawiła się moim żołądku, gdy Bill się rozłączył, wreszcie nie zmieniła się w złość. Chciałam swoje pocieszenie przed wywiadem i miałam za swoje. Proszę bardzo. Wściekałam się, szykując się do wyjścia, bo tak naprawdę cholernie bałam się, że właśnie moje humorki wyszły na światło dzienne i chłopak zdawał się być z tego niezadowolony. Ale, do cholery, taka byłam! I jeśli naprawdę mnie chciał, musiał jakoś wziąć na to poprawkę. Zagryzłam znów wargę na tę myśl. Cholera. Na dobrą sprawę, czy ja też nie powinnam w takim razie mieć poprawki na jego „ze wszystkim sobie poradzę sam”? W poprzednim związku nigdy nie musiałam się nad tym zastanawiać. Tak czy siak wracałam do punktu, że Kaulitz robi mi sieczkę z mózgu.
Kiedy do przyjazdu kierowcy zostało kilka minut, stanęłam raz jeszcze przed lustrem i zawahałam się, czy aby jednak nie przegięłam. Miałam na sobie chabrową, rozkloszowaną i niezbyt długą sukienkę, szpilki w zbliżonym kolorze i na pierwszy rzut oka wydawał się to dość ładny zestaw, jednak górna część kreacji stanowczo za dużo odsłaniała na jak moje standardy. Owszem, mogłabym się tak wybrać na jakąś galę albo randkę, ale na wywiad to było chyba przegięcie. W kolejne dwanaście minut, odbierając w międzyczasie telefon, że kierowca już czeka i błagając go, by dał mi chwilę, ubrałam się w beżową dość odważną sukienkę, w której jednak nie czułam się już tak nago, zmieniłam buty i rozjaśniłam makijaż, po czym na złamanie karku pognałam do czekającego na mnie samochodu.
W drodze do garderoby, jaką dla mnie przygotowano, minęłam drzwi z napisem „Tokio Hotel”, a dochodzące zza nich dźwięki rozmowy świadczyły o tym, że wszyscy już są na miejscu. Zachowując się, jakbym nie zwróciła na to uwagi, zamknęłam się w swoim pokoju, gdzie jedynie napiłam się trochę wody, starając się wziąć w garść. Spojrzałam w znajdujące się tam lustro i z nerwów miałam ochotę poprawić makijaż. Najlepiej zmazać sobie to wszystko z twarzy i zacząć od początku, żeby mieć czym zająć ręce. Niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi i usłyszałam, że za kilka minut rozpocznie się program, a techniczny przyjdzie po mnie, gdy nadejdzie pora. Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę, jak to będzie wyglądało. Nie bardzo tylko wiedziałam, jak stawić czoła obu Kaulitzom i co jeśli obaj będą na mnie wściekli? Co zrobić, gdy będą pytać o nasze relacje? Wzięłam głęboki oddech i znów spojrzałam w lustro. To się nie mogło dobrze skończyć.
Serce prawie połamało mi żebra, gdy maszerowałam jak na ścięcie, modląc się tylko, żeby nie zaplątać się we własne nogi. Usłyszałam, jak zapowiada mnie prowadzący i nie było zmiłuj. Światła reflektorów już oświetlały punkt, w którym miałam się pojawić, więc ruszyłam w tamtą stronę, przyklejając uśmiech na twarz. Na widowni zrobił się harmider, więc pomachałam w tamtą stronę, czując, jak stres ze mnie spływa. Kamery, tak. Właściwie poczułam się na nieco bardziej znajomym gruncie, chociaż tym razem nie miałam szansy na cięcie, czy dublerkę. Gdy tylko odwróciłam się od tłumu, moje oczy padły na Billa i przez urywek sekundy się zawahałam. Potem przypomniało mi się, jak mówił przez telefon coś o tym, żebym udawała zaskoczoną jego obecnością i nie wiedziałam już, czy zareagowałam tak przez to, że wtedy o to prosił, czy to miało większy związek z tym, że wstrzymałam powietrze, mierząc go głodnym wzrokiem.
Stanowczo nie wyglądał jak na co dzień. Nawet wtedy na bankiecie nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Może to dlatego, że teraz doskonale wiedziałam, co znajduje się pod tym... ekscentrycznym strojem. I miał makijaż. Wprawdzie artystyczny, nie jak kiedyś, niemniej czułam, że od samego jego wzroku robi mi się cieplej. I jak ja miałam go nie chcieć?
Ogarnęłam się tako jako, żeby przywitać się z prowadzącym, ale niemal zaklęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że muszę to samo zrobić z całą resztą. Nie dając nic po sobie poznać, podeszłam do Billa, który – jak kultura nakazała – podniósł się z kanapy, żeby podać mi rękę. Chyba wstrzymałam powietrze, przenosząc wzrok na Toma, ale ku mojemu zaskoczeniu też uniósł się nieco i jakby nigdy nic podał mi rękę. Z tego wszystkiego ledwo docierało do mnie, że witam się z pozostałymi. Ulżyło mi, gdy wreszcie opadłam na wolną kanapę naprzeciwko. Nie byłam pewna, czy pamiętam, jak się mówi, a czekał mnie wywiad. Cudownie.
- Witaj, Alicio. Właśnie rozmawialiśmy z chłopakami o teledysku, w którym wzięłaś udział. Podobno atmosfera na planie była gorąca – zasugerował, unosząc wymownie wzrok.
Oczywiście nie miałam pojęcia, co wcześniej powiedział Bill, bo spodziewałam się, że jak zwykle Pan-Poradzę-Sobie-Sam miał najwięcej do powiedzenia. A to wszystko dlatego, że obraził się i rozłączył, kiedy ja chciałam chociaż omówić z nim, jaki mamy plan i poskarżyć się, że boję się konfrontacji z jego bratem na oczach mediów. Ale byłam aktorką, tak? Trzeba było improwizować, to improwizowałam.
- Oj, tak, Bill ciągle narzekał na słabą klimatyzację – stwierdziłam z powagą, na co jemu opadła szczęka, a reszta zespołu łącznie z Tomem zaczęła się śmiać.
Nieco zbity z tropu prowadzący również zaczął się chichrać, patrząc przepraszająco na młodszego Kaulitza, któremu ja z rozbawionym uśmieszkiem patrzyłam prosto w oczy. Przynajmniej do chwili, aż się opamiętałam, że nikt nie wytnie z nagrania sceny zbyt długiego i zbyt gorącego spojrzenia. Matko, on wyglądał na ludzkie bóstwo! I nie spuszczał ze mnie wzroku. Moja sukienka zasłaniała dość, ale czułam się w jego oczach zupełnie naga i miałam ochotę sprawdzić, czy z wrażenia się nie rozebrałam. Co ja...?
- A tak poważnie, napociliśmy się przy tym tańcu w reflektorach. Dobrze się bawiłam – stwierdziłam, posyłając wyuczony uśmiech facetowi, chociaż mój wzrok i tak uciekał zaraz potem do Billa.
A z niego na obserwującego mnie niby obojętnie Toma. Kurwa. Miałam wrażenie, że wszyscy w tym pomieszczeniu czekają tylko na moją wpadkę. Natomiast ja wcale nie zamierzałam się dać wrobić w coś głupiego. I dotarło do mnie wreszcie, że gdybym nie zdenerwowała agentki, mogłabym lepiej przygotować się do tego wywiadu.
Jakoś ruszyło. Zaczęła się dyskusja: teledysk, aktorstwo, bla, bla, bla, film. Kiedy coś nowego? Na pewno niedługo dam znać, w tej chwili nie mogę jeszcze niczego zdradzić. Znowu głupoty i dowiedziałam się, że mają wyemitować pierwszy raz fragment klipu, a kiedy facet wskazał na wielki ekran, poczułam, jak mój żołądek robi fikołka. I w tej samej chwili zerknęłam na Billa, który pożerał mnie wzrokiem. Zaklęłam w myśli, zdając sobie sprawę, że zagryzam wargę i odwróciłam się na pierwsze dźwięki muzyki. Potem zamarłam.
Nie miałam wcześniej głowy, by zainteresować się, co wyszło z naszego nagrania. Poruszać się tak blisko siebie przed kamerami było niesamowicie, ale nawet się nie spodziewałam, że światła i sceneria zrobią taką robotę. Filmik trwał koło dwudziestu sekund, ale to wystarczyło, żeby ciepło ulokowało się w pobliżu mojego podbrzusza. Widząc to, podniecałam się od samej świadomości, że to właśnie my jesteśmy na tym nagraniu i teraz cały świat może zobaczyć... Przeszły mnie dreszcze i zdałam sobie sprawę, że zespół gdzieś śmignął. Na kanapie zostałam tylko ja i prowadzący, a tamta czwórka była już na scenie. Zagrali kawałek z teledysku, a ja pierwszy raz w życiu rozważałam omdlenie przed kamerą.
Myślałam, że tam zginę, obserwując go na scenie, gdzie to on znajdował się na pewnym gruncie.
Myślałam, że tam zginę, gdy jeden jedyny raz w ciągu całej piosenki spojrzał w moim kierunku, a ja zapomniałam po raz kolejny, jak się oddycha.
Myślałam, że tam zginę, gdy potem patrzył niewidzącym wzrokiem w publikę, a ja drżałam pod wpływem jego głosu.
Po ich występnie znowu wszyscy znaleźliśmy się na kanapie i program chylił się ku końcowi. Zaczynałam już w myśli gorąco dziękować opatrzności, że się nade mną ulitowała, gdy okazało się, że stanowczo się pospieszyłam. Koleś wcale nie zamierzał jeszcze puścić nas wolno.
- No, dobrze. Skoro porozmawialiśmy już o teledysku, zobaczyliśmy jego fragment i mogliśmy przesłuchać wykonania na żywo... Chyba najwyższa pora zadać pytanie, które ostatnio zadaje wiele osób – zasugerował, na co ja ze wszystkich sił starałam się nie spojrzeć na Billa, bo prowadzący patrzył akurat w moją stronę.
Niemal odetchnęłam z ulgą, gdy po chwili spojrzał na młodszego Kaulitza i ja też mogłam to spokojnie zrobić. Uśmiechał się luźno, jakby nigdy nic, a ja nie miałam bladego pojęcia, co chodzi mu po głowie. Jakoś tak ciężko mi się oddychało, gdy za długo na niego patrzyłam, ale jak na złość, nie dało się od niego tak po prostu oderwać wzroku. Szczególnie, że właśnie przegapiłam pytanie faceta, a chłopak patrzył teraz prosto w moje oczy tak, że zmiękły mi nogi.
- Można powiedzieć, że... ostatnio często się widujemy. Mieliśmy wspólne plany, dużo do omówienia w związku z tym i nie zaprzeczę, że przynajmniej ja polubiłem... Alicię – dotarło do moich uszu i wiedziałam już, że wszystkie wzroki spoczęły na mnie.
Tylko dlaczego byłam pewna, że chciał powiedzieć Al'y? Starałam się nad sobą panować, ale uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Z trudem oderwałam od niego wzrok i odchrząknęłam cicho, czując, że jeszcze chwila i dostanę wypieków.
- Co mogę dodać? Dobrze się dogadujemy – stwierdziłam tylko, dostrzegając kątem oka chmurny wzrok Toma.
Potem poszło już gładko. Facet próbował nas ciągnąć za języki, ale zgrabnie odnajdywaliśmy z Billem odpowiednie słowa i tworzyliśmy zgodną wersję wydarzeń. Tak więc pozwalaliśmy im sądzić, że coś się dzieje, ale nie dawaliśmy im żadnych konkretnych faktów. Wszyscy razem zgodnie opuściliśmy studio nagraniowe, żeby rozejść się do swoich pokoi i ogarnąć po występie. Miałam nadzieję, że przynieśli poczęstunek, bo po tych wszystkich emocjach nie została mi już nawet krzta energii.
Tymczasem prawie zakrztusiłam się ciastkiem z kremem, gdy drzwi mojej garderoby otworzyły się i zobaczyłam przed sobą Billa. Już bez makijażu, ale wciąż w tym samym stroju. I miałam nieziemską ochotę porzucić ciasteczko i rzucić się na niego. Spokojnie.

- Mogę wejść?
- Skoro i tak nie zapukałeś? - rzuciłam w odpowiedzi, na co on uniósł tylko brew. - Właź.
Po chwili już przytargał sobie drugi fotel tuż obok mojego i usiadł na nim jakoś tak... w rozkroku. Moje wargi robiły się suche, więc odwróciłam od niego wzrok. Dlaczego akurat dzisiaj tak bardzo na mnie działał?
- Dobrze nam poszło, rozumieliśmy się bez słów.
- Ta. Pewnie mnie zahipnotyzowałeś albo coś, żeby wyszło na twoje – rzuciłam, chociaż już raz go przepraszałam i zaraz potem z głupią miną zagryzłam wargę, bo o odwróceniu od niego ponownie wzroku, gdy znowu go przyciągnął nie było mowy.
- Ty znowu o tym? - mruknął niezadowolony. - Powiedziałem ci już, że masz rację. Zachowuję się tak bezwiednie, zwykle po prostu chcę pomóc – stwierdził, mrużąc przy tym oczy.
Miałam go zapytać, co w takim razie znaczyło zachowanie wobec Josta i to, że robi tak ze mną, nie mówiąc nawet słowa, ale w końcu i tak postanowiłam zatrzymać to za siebie. Nie bardzo byłam w stanie się przy nim wysłowić. Nie w tej chwili.
- No... byliśmy całkiem nieźli. Ale nie lubię, gdy się tak rozłączasz – dodałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. - Nie zdążyłam o nic zapytać, no i byłeś zły.
- Zaskoczony – poprawił mnie, na co zmarszczyłam brwi.
- Dobra, jasne. Więc jak wyszedł teledysk? Pewnie widziałeś go już w całości – zapytałam ostrożnie, a w przeciągu kilku sekund jego oczy znów stały się tak głębokie, że chciałam się w nich ukryć.
- Wyszło... aż za dobrze. Jestem zazdrosny o to, że dotykam cię tam na ekranie, a to chyba kiepska sprawa... - stwierdził, a wszystkie włoski na moim ciele stanęły dęba.
Mogłam przysiąc, że przyszedł zemścić się za mój niewinny żarcik i chciał, żebym się na niego tu rzuciła. A przecież drzwi nie były zamknięte i w każdej chwili ktoś mógł tu zajrzeć. Rozwalił się na fotelu, a jego biała, fikuśna marynarka rozchyliła się, ukazując praktycznie przeźroczysty, czarny podkoszulek, przez który wyraźnie wszystko widziałam albo to była sprawka mojej wyobraźni. Ramiona oparł szeroko na fotelu i patrzył tak na mnie z tym swoim diabelskim uśmieszkiem. Chciałam się roztopić w tym spojrzeniu, a jeszcze lepiej w jego ramionach.
- Powiesz coś? Jak tobie się podobał?
- Chciałabym zobaczyć cały, ale ktoś mógłby zauważyć, jak patrzę. Jak mnie tam dotykasz – odpowiedziałam cicho, czując, że moje serce ruszyło w maraton.
Jego uśmiech rozszerzył się znacząco, a on jakby nigdy nic wyciągnął z kieszeni jakiś breloczek i małe coś przyczepione do niego. Okropnie mnie rozpraszał, gdy tak tym machał, więc dopiero po chwili zorientowałem się, że to pen drive i oczy mi się rozszerzyły na myśl, że on ma tam to nagranie. Aż sapnęłam cicho. Chciałam to z nim obejrzeć, moje policzki płonęły i byłam przekonana, że on doskonale wie, na co mam ochotę. A nawet więcej, sam sprawił, że w tamtej chwili byłam w stanie myśleć tylko o tym.
- Dasz mi go? - zapytałam nieco zachrypniętym głosem.
Pokręcił lekko głową.
- Mogę ci go pożyczyć, ale to transakcja wiązana. Bardzo lubię ten bubel i nie oddaję go w cudze ręce – oznajmił wyraźnie, bardzo powoli mierząc mnie wzrokiem.
Chyba podobało mu się to, co widział, ale w jego spojrzeniu widziałam naganę. Uniosłam brew na myśl, że mógłby czepiać się moich strojów. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że kręci mnie myśl o tym, jak bardzo chciał mnie na wyłączność. Albo to była tylko moja zauroczona nim wyobraźnia, która już raz dostała ewidentny kopniak od rzeczywistości, bo nikt nie był taki idealny. Ale w tamtej chwili chciałam go razem z jego próbującym dominować wszystko charakterkiem i jakoś czułam, że on potrafi wykazać się w tej kwestii również w sypialni.
- Moje mieszkanie?
- Wolałbym jakąś restaurację, możesz wybrać – odparł, kręcąc breloczkiem, na co ja otworzyłam szerzej oczy.
- Jak to restaurację?
Przez chwilę mimowolnie wyobraziłam sobie, jak zaciąga mnie do łazienki i...
- Sądziłem, że jesteś głodna, skoro opychasz się słodyczami tuż po występnie – odpowiedział, na co zapowietrzyłam się z oburzenia.
Czy oni mi, przepraszam, wypominał ciastko z kremem?! Nim się zorientowałam, Kaulitz pokładał się już ze śmiechu na swoim fotelu. Nie chciałam zobaczyć swojej miny, a przy okazji piekących policzków. Zmrużyłam groźnie oczy i poprawiłam się na fotelu.
- Ty paskudniku...
- Jaki paskudniku? Staram się o ciebie zadbać, a ty mi takie rzeczy! - wyrzucił z siebie, ledwie powstrzymując się od śmiechu.
- Mam zajebistą figurę i wara od moich ciastek z kremem, czy to jasne?
- Oczywiście, proszę pani. Czyli nie jest pani głodna? - zapytał, wciąż ze mną igrając.
- Jestem – odparłam, na co on znowu zaczął się śmiać. - Przestań! - parsknęłam i wreszcie też zaczęłam się chichrać.
- Okey! - rzucił, podnosząc ręce w obronnym geście. - Więc restauracja, a potem... pojedziemy obejrzeć teledysk – zadecydował (nie, żeby to była nowość), ale i tak miałam wrażenie, że on ewidentnie coś kręci. - Gotowa?
- Jeszcze tylko ciasteczko – mruknęłam, sięgając do poczęstunku.
Zabrałam swoją torebkę i ruszyliśmy do samochodu.

1 komentarz:

  1. Ciasteczkowy wątek najlepszy, ha, ha :D
    Następny rozdział poproszę <3

    Pozdrawiam,
    Aylieen

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.