czwartek, 15 września 2016

[.5.] Live like a star

Hej :). Zaczyna się robić gorąco :D. Ogólnie już nie pamiętam, kiedy tak często publikowałam ostatnio notki. W liceum? (Matko i siostro, kiedy to było?) Ale cóż. Oby tak dalej! ^^

Aylieen - <3 Cieszę się, że Ci się podoba xD. Jakoś podpasował mi tym razem podobny klimat. Zobaczymy, jak daleko powiedzie mnie jeszcze wyobraźnia ;>


Live Like A Star
5.
Przez całą drogę do domu cieszyłam się do siebie i nawet nie przeszkadzały mi rumieńce, które co chwilę dostrzegałam w lusterku. Serce wciąż mi waliło. Najwyraźniej zupełnie ogłupiałam. Myślałam o jego kształtnych ustach odciskających się na moim policzku i wrzałam, a to był głupi, nic nie znaczący całus. Cholera! Przespałam się z jego bratem i ani przez chwilę się tak nie poczułam. Kim jesteś, Bill? Kim jesteś w moim życiu?
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, dokąd jadę, dopóki nie zatrzymałam się przed biurem Marity. Niech wszystko inne szlag trafi, niech nawet rzuci to swoje „a nie mówiłam?”, ale musiałam pozbyć się nadmiaru entuzjazmu, inaczej zupełnie mogło mi odbić. I to na czyimś punkcie. Nigdy dotąd tak nie świrowałam, a co dopiero po kilku spotkaniach. Do tego stopnia, że jednocześnie nie mogłam doczekać się następnego spotkania i niesamowicie się go obawiałam.
Gdy otworzyłam drzwi gabinetu przyjaciółki, ta o mało nie zeszła na mój widok. Uśmiechnęłam się promiennie i sztywno usiadłam w fotelu naprzeciwko niej. Wzięłam głęboki oddech i przymknęłam oczy, wypuszczając bardzo powoli powietrze z płuc.
- Moja droga – zaczęłam oficjalnie. - Jeśli masz dla mnie jeszcze jakieś ciekawe informacje na JEGO temat, to śmiało. Chcę wiedzieć WSZYSTKO – oznajmiłam całkiem poważnie, przerażając tym samą siebie.
Śmiała się ze mnie samym spojrzeniem.
- A nie sprawia ci więcej frajdy dowiadywanie się tego wszystkiego na własną rękę? - zasugerowała, na co zagryzłam wargę.
- Owszem... - przyznałam. - Ale muszę przyznać, że mina Kaulitza, gdy rzuciłam, że nie daję wszystkim fanom swojego numeru, była bezcenna...
- Co?! - Moja przyjaciółka wybuchła śmiechem, a ja poszłam w jej ślady.
- Zostawiłam go z opuszczoną szczęką na środku drogi pod jego domem.
- JESTEŚ OKRUTNA! - krzyczała na mnie ze śmiechem, a ja wciąż nie mogłam przestać się chichrać. - BEZDUSZNA! Jak mogłaś mu to zrobić? Biedne ego tego faceta – rzuciła jeszcze i dalej śmiałyśmy się w najlepsze.
Och, wiedziałam, że ona mnie zrozumie!
- Diablica! - oskarżyła mnie jeszcze, gdy przestałyśmy się śmiać. - Więc jak było? - zapytała, a ja pokręciłam lekko głową. - Co to znaczy?
- Nie wiem, co powiedzieć. Zupełnie tracę przy nim rezon. Nawet jeśli to ja się z niego nabijam i wycinam mu numer, to... Mam wrażenie, że on wszystko ma pod kontrolą. Tak bardzo starałam się nad sobą panować, że wygadywałam dziwne rzeczy i kilka razy udało mi się go na moment wytrącić z równowagi, ale... To nic nie daje! Odbiło mi, prawda? Mocno? - nie mogłam przestać mówić, a przyjaciółka patrzyła na mnie jak na przybysza z odległej galaktyki. - Powiedz coś!
- Ale co ja mam ci powiedzieć? Jesteś ostatnią, która zdała sobie sprawę, że on ci się podoba – stwierdziła, a ja schowałam twarz w dłoniach. - Więc mówisz, że dobrze się bawiłaś? Dokąd cię zabrał? - ciągnęła mnie dalej za język.
- Nie wiem dlaczego, ale... odnoszę wrażenie, że pokazał mi swoją ulubioną miejscówkę... - stwierdziłam po chwili zastanowienia, a jeszcze kilka sekund później coś zaskoczyło i poderwałam się z fotela. - Marita! Ty paplo! Przeklęta gaduło! Powiedz mi, że tego nie zrobiłaś! - zażądałam.
Kobieta patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę w przerażeniu, jakbym nagle postradała zmysły – o ile faktycznie tak się nie stało, ale nie w tym była rzecz i po kilku sekundach na jej twarzy wymalowało się zrozumienie. Policzki mojej przyjaciółki spłonęły rumieńcem, a ona sama zaczęła znowu się śmiać.
- To nie tak jak myślisz! - zaczęła, a ja posłałam jej wymowne spojrzenie. - Wcale nie powiedziałam mu, że to twoja ulubiona knajpa. Próbowałam tylko delikatnie zasugerować, żeby nie pojawiał się tam zbyt często... A to inteligentna bestia! Nawet na mnie zrobił wrażenie, jeśli naprawdę jest tak, jak mówisz – stwierdziła na koniec, ale miałam niejasne poczucie, że tylko próbowała w ten sposób odwrócić moją uwagę od swojej oczywistej zdrady.
Przyszło mi nawet do głowy, że ona i ten cały Jost mogli spiskować za naszymi plecami. Mrużyłam więc na nią wciąż groźnie oczy.
- Zachowujesz się, jakbyś miała prawo być niezadowolona, że w dalszym ciągu wszystko się układa – stwierdziła w końcu z oburzeniem, rozkładając mnie tym na łopatki.
Po raz kolejny wyglądało na to, że ma rację. Odetchnęłam i zerknęłam na zegarek. Więc od teraz czas będzie mi się dłużył do każdego następnego spotkania? Czy tak właśnie wyglądało zauroczenie? Usadziłam się wygodniej w fotelu. Miałam ochotę wypić herbatę. Wrócić do domu, zabrać wino do wanny, a po kąpieli wyjść z łazienki jutrzejszego ranka.
- Alicia! - dotarło do mnie wołanie przyjaciółki, więc odchrząknęłam cicho.
- Co mówiłaś?
- Nic, nieważne. Po prostu tak odleciałaś, że wydawało mi się... Gdzie ty się szlajasz myślami?
- Ten tekst z fanami to był odwet – stwierdziłam rozbawiona, dostrzegając nierozumiejącą minę Marity. - Nie pocałował mnie, rozumiesz? Ja nie wiem, co to miało być? Że niby na pierwszej randce nie wypada?
Prychnęłam głośno, nie przestając się uśmiechać, ale moja agentka nie zdzierżyła tego dłużej i zaczęła się pokładać ze śmiechu w swoim fotelu. Przez kolejne godziny siedziałyśmy tam i obgadywałyśmy Kaulitza, więc uszy musiały go palić. Oczywiście zachowywałyśmy przy tym bardzo „dorośle” i „profesjonalnie”. Na szczęście nie było nikogo, kto miałby nas oceniać.

W mieszkaniu doszłam do wniosku, że dawno nie miałam tak dobrego dnia. Zrealizowałam swoje plany i szybko znalazłam się w łóżku z telefonem w ręku. Wydawało mi się to... nieco szczeniackie. Ale Bill nie wyglądał na kogoś, kto by się tym przejął, więc w końcu wystukałam na wyświetlaczu krótkie „Dobranoc Czasopożeraczu” i wysłałam na numer z jego wizytówki. Niech mu będzie. Chyba miałam małe wyrzuty sumienia w związku z tym, co zrobiłam. Gapiłam się przez kolejne kilka minut w ten telefon, czując się znowu jak nastolatka. Może jednak warto było oddać tych kilka lat na osiągnięcie czegoś, żeby dostawać od życia takie niespodzianki?
W końcu jednak przyszła odpowiedź: „Dobranoc Gwiazdko (ze spalonego teatru)”.
I znów zachichotałam jak nastolatka, po czym wtuliłam się w poduszkę. Zaczęłam dochodzić do wniosku, że nagranie tego teledysku może okazać się rzeczywiście bardziej ekscytujące niż straszne.

Przymiarka zaczęła się o dziesiątej. Od dwudziestu minut kilka osób skakało wokół mnie z miarkami, strojami i butami. Ale nigdzie nie było ani śladu Kaulitza. Zbliżała się jedenasta, gdy przymierzałam następne rzeczy, uznając, że najwyraźniej zostaliśmy umówieni na różne godziny. Akurat zostawiono mnie na chwilę samej sobie, więc jak zwykle włożyłam rękę do torebki w poszukiwaniu telefonu. Odkryłam, że czeka na mnie wiadomość.
Jestem w pokoju obok. Ubierałaś się, gdy przypadkiem zajrzałem do nie tej sali. Niezły widok.” - przeczytałam, czując, że w jednej chwili zamieniam się w dorodnego pomidorka.
- Czy wszystko w porządku? Jeśli pani gorąco, podkręcimy klimatyzację – zaproponowała kobieta, ale podziękowałam tylko grzecznie.
Co za dupek! Byłam przekonana, że napisał to specjalnie, żeby zemścić się za wczoraj, ale i tak zapytałam dla pewności, czy ktoś tu nie zaglądał. Nikt jednak nic nie widział. Chociaż panował tam taki chaos, że mogliby przegapić nawet wybuch supernovej. Złapałam znowu za telefon, gdy tylko miałam wolne ręce.
No, popatrz! A miałam być dziś dla Ciebie dobra!
Nie zdążyłam odłożyć aparatu, gdy znów zawibrował.
Nie zjem Cię dzisiaj, Kruszynko, jestem umówiony z bratem na wieczór. Więc może jednak obiad?” - przeczytałam i dosłownie oniemiałam.
Nie mogłam uwierzyć w tak jawne przekręcenie moich słów i wyraźną sugestię. Zjeść mnie, też mi co. Musiałby najpierw dostać specjalne pozwolenie. Nie był łaskaw mnie pocałować, a co tu mowa o zjadaniu! Niemniej robiło mi się gorąco na tę myśl. Zjedliśmy razem śniadanie, potem wypiliśmy kawę, a dziś zapraszał mnie na obiad. Miałam wrażenie, że następna w kolei będzie kolacja ze śniadaniem. I zrobiło mi się gorąco.
Nie widziałam go nigdy bez koszulki, ale wiedziałam, że ma fioła na punkcie tatuaży i kolczyków. Nigdy nie przepadałam za łobuzami, więc co tak bardzo mnie w nim fascynowało? Zagryzłam wargę, starając się skupić na słowach kobiety, która mówiła coś o moich włosach, ale tylko przytakiwałam, zupełnie jej nie słuchając. Gdy odeszła, szybko naskrobałam odpowiedź:
Kiedyś będę musiała w końcu oskarżyć Cię o nękanie i stalking. Spotkajmy się na korytarzu.
Potem z lekkim uśmiechem i nieco mocniejszymi rumieńcami wróciłam do przebierania w strojach. Ci ludzie byli zupełnie niezdecydowani, ale ich pomysły mnie ciekawiły. Postanowiłam więc poświęcić tyle czasu, ile było trzeba, żebym przy nagrywaniu tego klipu w końcu to ja miała kontrolę nad sytuacją.

Przed dwunastą byłam już wolna, dlatego zebrałam swoje manatki i wyśliznęłam się na prawie pusty korytarz. Kręciło się tam kilka osób, nieustannie zmieniając pokoje, ale wyglądało na to, że skończyłam pierwsza. Oparłam się więc z głupią miną o ścianę i zagryzłam lekko wargę, zastanawiając się jak głupio muszę wyglądać, stercząc tam jak kołek. Z zaskoczeniem zarejestrowałam opuszczenie sali obok przez Gustava i Georga, których miałam okazję poznać dzień wcześniej. Czując, że na widok ich wymownych uśmieszków palę cegłę, odchrząknęłam nieco niezręcznie. Obaj podeszli się przywitać.
- Cześć Al'y – rzucił w moją stronę Georg.
- Cześć – odparłam, marszcząc nieco czoło na to zdrobnienie.
- Sorry, Bill tak na ciebie mówi, więc rozumiesz – wyjaśnił mi szybko Gustav, który najwyraźniej zrozumiał, co chodzi mi po głowie. - Właśnie udało nam się uciec, bo oczywiście tylko on się jeszcze pindrzy – stwierdził, na co uśmiechnęłam się rozbawiona.
- Więc Toma też już nie ma? - zapytałam z nadzieją, na co oni spojrzeli po sobie.
- Nie, on został z Młodym – odparł mi Geo. - Możemy przekazać, że czekasz, może wtedy wyjdziesz stąd przed wieczorem – zasugerował.
- Jeśli to nie problem.
- Żaden – wyszczerzył się basista i wrócił do tamtych drzwi, żeby je otworzyć. - Kaulitz, rusz dupę, kobieta na ciebie czeka! - wrzasnął, a ja w końcu parsknęłam śmiechem.
Dobra. To po prostu faceci. Pewnie i tak usłyszałam dość łagodną wersję ich wzajemnego odzywania się do siebie. Drzwi zaraz potem zostały zamknięte, a oni pożegnali się i zaraz potem zniknęli za rogiem, rozmawiając ściszonymi głosami i pewnie jak zwykle po niemiecku. Patrzyłam za nimi, czując, że zamieniam się powoli w słup, gdy sala w końcu znowu się otworzyła, tylko wyszedł z niej nie ten Kaulitz, którego oczekiwałam.
Uśmiech w jednej chwili zszedł mi z twarzy i wbiłam wzrok w podłogę, nie zamierzając nawiązywać z nim nawet kontaktu wzrokowego. Chciałam tylko, żeby poszedł sobie w pizdu, ale on zatrzymał się i poczekał, aż bliźniak do niego dołączy. Kiedy kątem oka widziałam już dwie pary butów, podniosłam ostrożnie wzrok na Billa, który od razu swoim spojrzeniem przyspieszył mój puls.
- Sorry, że tak długo, spóźniliśmy się trochę – przyznał, od razu podchodząc w moją stronę i ignorując przy tym brata, bez wahania cmoknął mnie na powitanie w policzek.
Oczywiście jego zapach w jednej chwili zapełnił moje nozdrza i ciężko było zachowywać się, jakbym wcale nie miała ochoty się do niego przytulić. Człowieku, co ty mi robisz...
- Nie szkodzi. Gdzie się wybierzemy? - zapytałam, dostrzegając mimowolnie narastającą irytację na twarzy drugiego Kaulitza.
- Wiesz... - urwał, zerkając przez ramię na bliźniaka. - Ogólnie po wczoraj... Możemy mieć mały problem, żeby zjeść w spokoju na mieście, więc pomyślałem, żeby zamówić coś do domu – zaproponował, a mnie zrobiło się słabo.
Czy on chciał, żebym pojechała z nim i JEGO BRATEM do ich domu? Przypominając sobie, że ostatnim razem stamtąd właściwie uciekałam, a prowodyr tamtych wydarzeń najprawdopodobniej nie będzie z nas spuszczał oczu... Nie miałam najmniejszej ochoty się tam pojawiać. Bill chyba to zauważył, bo w tamtej chwili niemal widziałam, jak szuka innego rozwiązania.
- Możemy pomyśleć o jakiejś małej knajpie na przedmieściach, tam powinno być w miarę bezpiecznie, o ile wcześniej ktoś nie zauważy, gdzie się kierujemy.
A ja zupełnie nie rozumiałam, dlaczego on w ogóle chce się gdzieś chować. Czy jego menadżer sam nie sugerował nam, żeby pozwolić mediom na spekulacje? Przecież nie napadną nas przy stoliku, co najwyżej zrobią kilka zdjęć. Westchnęłam, zakładając ręce na piersi.
- Mieliśmy zjeść w domu – mruknął wtenczas niezadowolony Tom, na co Bill obrócił się w jego stronę.
- Mówiłem ci, żebyś zabrał się z chłopakami, o co ci znów chodzi?
- Wiesz doskonale – warknął, posyłając mi lodowate spojrzenie.
- Słuchaj, jeśli masz do mnie jakiś problem, to...
- Nie ma żadnego problemu – przerwał mi Bill, co przyjęłam z zaskoczeniem. - Prawda, Tom?
- Jeśli nie wrócisz na czas, umywam ręce od porządków w tym tygodniu – oznajmił, jakby nigdy nic starszy Kaulitz i posyłając mi jeszcze jedno niechętne spojrzenie, wreszcie zostawił nas samych.
Bill zdawał się odetchnąć z ulgą. Chyba czekał, aż wyrzucę z siebie kilka niewybrednych epitetów na temat jego bliźniaka, ale ja powtarzałam sobie tylko w myśli, że to przecież nie jego wina, że się tak zachowywał. Niemniej to NAPRAWDĘ była niekomfortowa sytuacja.
- Więc jak będzie? - upomniał się, bo w końcu nie dałam mu odpowiedzi.
- Przedmieścia brzmią lepiej niż... ten pierwszy pomysł – stwierdziłam, czując jednak, że przez Toma sytuacja między nami była naprawdę dziwna, a ja zupełnie nie rozumiałam, jak może ją ignorować.
Tym razem specjalnie przyjechałam taksówką, więc stanowczo odpowiadał mi fakt, że to Bill będzie prowadził. W drodze na parking opowiadał mi o jakiejś knajpce, w której nie tak dawno był, gdy wracał do miasta, bo strasznie zgłodniał po drodze i żarcie było tam naprawdę dobre. Gdy wsiedliśmy jednak do samochodu i ruszyliśmy w drogę, koniecznie chciałam coś zrobić z tym, że po spotkaniu Toma tak paskudnie się czułam, wychodząc z nim.
- Naprawdę nie przeszkadza ci cała ta akcja z twoim bratem? - zapytałam wreszcie, korzystając z tego, że zajął się na chwilę drogą i nic nie mówił.
Zerknął na mnie przelotnie i westchnął cicho. Cóż, więc jednak nie wszystko było w porządku.
- Rzecz jasna wolałbym, żebyśmy poznali się choćby i na tym bankiecie, ale... Chyba sama pamiętasz, że jak cię wtedy zobaczyłem...
- Od razu mnie poznałeś? - przerwałam mu zdziwiona, na co on się wyszczerzył.
- Oczywiście! Zabrałem mu płaszcz, który za tobą wynosił, gdy wychodziłaś i wybiegłem za tobą. Nie bardzo wiem, co sobie wtedy myślałem, ale najwyraźniej wiedziałem, że to nie ma znaczenia.
- Więc nie masz mnie chyba za jedną z panienek lekkich obyczajów, hm? - podsunęłam ostrożnie, a on jak na złość zatrzymał się przy skrzyżowaniu i podniósł na mnie szeroko otwarte oczy.
- Powiedziałbym... że nie interesuje mnie, co robiłaś w tym klubie i dlaczego trafiłaś z moim bratem do łóżka. Gdybyś była łatwa, pewnie nie musiałbym się tyle wysilać.
Nie podobała mi się jego odpowiedź, ale nie okazałam tego, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Znacznie gorzej, że z każdym spotkaniem chciałam się do niego bardziej zbliżyć, a w tamtej chwili doszłam do wniosku, iż to dość jednoznacznie by o mnie świadczyło. A Tom z pewnością i tak wyrzuca mi już od puszczalskich przed bliźniakiem. Zaczęłam znowu dochodzić do wniosku, że ta znajomość nie ma większych perspektyw.
- Hej, nie przejmuj się tym tak – zwrócił mi uwagę Bill, dostrzegając moje zamyślenie.
Posłałam mu lekki uśmiech, ale wcale nie poczułam się od tego lepiej. Chyba musiała znów zadziałać jego charyzma, żebym w ogóle była w stanie jeszcze z nim rozmawiać.
Bill widział, że ogólnie jestem nie w sosie, ale najwyraźniej nie starał się wnikać w problem. To był zbyt niewygodny temat, ale jak na złość ja nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Zjedliśmy naprawdę smaczny obiad w całkiem niezłej jak na tamte okolice knajpie, rozmawialiśmy trochę o teledysku i jakichś filmach. Robił, co mógł, ale tym razem nie udało mu się mnie wciągnąć tak, jak dzień wcześniej. Czułam się źle ze sobą i nic na to nie mogłam poradzić. Fajerwerków nie było, a niedługo po posiłku, chłopak odwiózł mnie pod biuro Marity, bo wykręciłam się jakimś spotkaniem.
- Przynajmniej nie będę musiał sprzątać cały tydzień sam domu – próbował jeszcze zażartować, gdy zatrzymaliśmy się na miejscu. Widząc jednak mój słaby uśmiech, westchnął ciężko, opadając plecami na oparcie fotela. Wyglądał na zrezygnowanego.
- Pójdę już, jutro nagranie – stwierdziłam, otwierając drzwi jego samochodu, wtedy jednak poczułam, że chłopak łapie mnie za nadgarstek i spojrzałam na niego pytająco.
- Dlaczego mam wrażenie, że jutro po nagraniu więcej się ze mną nie umówisz? - zapytał, patrząc na mnie nieco uciążliwie tymi swoimi gorącymi oczyma.
Na kilka sekund przestałam oddychać, zupełnie nie wiedząc, jak się zachować. Nie pomyślałam o tym w ten sposób, ale... poniekąd miał rację. Po tamtej dyskusji, która najwyraźniej była niepotrzebna, chciałam tylko jak najprędzej zniknąć sprzed jego oczu.
- Może tak po prostu będzie lepiej?
- Nieprawda – zaprotestował, a ja jedynie rozchyliłam wargi, nie znajdując odpowiednich słów.
Szlag. To, że byłam zupełnie rozbita przez fakt, że próbuję umawiać się z facetem, z którego bratem się przespałam ani trochę nie przeszkadzało mu w zupełnym zdominowaniu mojego zwykłego temperamentu. Pokręciłam w końcu lekko z niedowierzaniem głową. Niby co ja miałam teraz z nim zrobić?
- Chcę to przemyśleć.
- Może lepiej, nie? - podsunął, na co uniosłam tylko wyżej brew. - Im bardziej się nad tym zastanawiasz, tym bardziej czuję, że się ode mnie dystansujesz. A chyba nie o to chodzi, nie?
Zacisnęłam zęby na jego słowa. Owszem. Tak właśnie było, gdy tylko myślałam o chwili, w której się poznaliśmy. Przecież nie będę wiecznie uciekać przed tym, a jego bliźniak nie pozwoli nam udawać, że to się nigdy nie wydarzyło. Po prostu byłam idiotką, ot co.
- Zobaczymy jutro – rzuciłam krótko, nie chcąc, by dalej próbował mnie przekonać, bo zaczynało mnie to wkurzać.
- W takim razie do jutra – odparł, jednak jego uśmiech tym razem również nie sięgał oczu.
Marita miała rację, jestem potworem.

Schowałam się w budynku biurowca, ale w rzeczywistości nie miałam nawet ochoty widzieć się teraz z agentką, która zapewne strofowałaby mnie za to, co robiłam. A ja zadręczałam się właśnie myślami. Zamówiłam taksówkę i niedługo potem byłam w swoim mieszkaniu. Odrzuciłam szpilki na bok, nalałam sobie lampkę wina i przy włączonym radiu, wpatrywałam się w nią niemal ze złością. Owszem, miałam na koncie kilka skoków w bok, zwykle jednorazowych, ale to dlatego, że Crieg nigdy nie działał na mnie tak, jak Kaulitz i często się kłóciliśmy. Tamtego dnia chciałam się po prostu wyżyć. Dlaczego Tom musiał upatrzyć sobie właśnie mnie na tę noc? Może gdybym nie była wtedy pijana...
Pamiętałam, że Bill prosił mnie, żebym nie myślała o tym za dużo, ale to było po prostu niewykonalne. W końcu odpaliłam swój laptop, żeby trochę się rozluźnić, ale to niewiele dało. Na większości stron, na które zwykle wchodziłam, główne zdjęcie przedstawiało mnie i Billa. Czy to na bankiecie, czy przy samochodzie, a nawet w restauracji. Wszyscy byli zajarani nowym romansem w show biznesie, a ja krzywiłam się tylko, zła jak nigdy dotąd. Kiedy ktoś zapukał do drzwi, sądziłam, że Marita się zniecierpliwiła i postanowiła sama sprawdzić, jak mi dzisiaj poszło, dlatego nie spoglądając nawet przez wizjer, przekręciłam zamek, otworzyłam drzwi i zdrętwiałam.
W następnej chwili chłopak, przemknął obok mnie, nie czekając na zaproszenie i zamknął za sobą drzwi. W jego oczach płonęła wściekłość, a ja ni to przerażona, ni oburzona, cofnęłam się o krok.
- Co ty tu robisz? I skąd znasz mój adres?
- Nie był trudny do zdobycia – odparł mój niespodziewany gość, aż zrobiło mi się zimno.
- Czego chcesz? Nie mam ochoty na twoje towarzystwo.
- Słucha, głupia cipo... - Zanim zdążył powiedzieć choćby słowo więcej, moja dłoń odbiła się od jego policzka i to tak, że zapiekła mnie skóra.
- Uważaj na słowa, erotomanie, bo nie jesteś u siebie. Skoro przyszedłeś mnie obrażać, nie mamy o czym rozmawiać – oznajmiłam wściekle Tomowi, który zmrużył groźnie oczy.

To wcale nie były żarty.

____________________________________
Jak sądzicie, co też Tom wyprawia najlepszego? :>

2 komentarze:

  1. Eeeej, ale końcówka, aż przeczytałam dwa razy w niedowierzaniu :o
    Co ten Tom? XD

    Czekam niecierpliwie na kontynuację i pozdrawiam,
    Aylieen

    OdpowiedzUsuń
  2. Co prawda wolę twc, ale że to opowiadanie wyszło z Twojej ręki postanowiłam się skusić i muszę przyznać, że chciało mi się czytać każdy kolejny odcinek, a to oznacza, że jest w nim coś co cholernie wciąga i sprawa, że chce się wiedzieć co dalej.
    Pierwsza moja myśl odnośnie zachowania Toma, trochę wybiegnę w przyszłość, pewnie też mylnie, ale przecież po to się pisze komentarze, żeby autor wiedział jak bardzo miesza nam czytelnikom w głowach i jakie domysły nam podsuwa, więc, myślę, że Tom robi się zazdrosny i wydaje mi się, że będzie chciał odbić Billowi Alicie. Tak przynajmniej widzę to na chwilę obecną :) Zobaczymy co mi przyjdzie do głowy po kolejnym odcinku.
    Buziaczki i dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.