Aylieen - Co do rozmowy bliźniaków, sądzę, że najpierw ostro się pokłócili zanim w ogóle zaczęli rozmawiać. Ale chyba nie doszło do rękoczynów, Bill mi się nie skarżył xD.
derlon76 - Jak wspomniałam, chyba się nie potłukli xD. Zostało jeszcze kilka części do narracji Billa, ale mam nadzieję, że wybrałam na to odpowiedni moment ;3
Live
Like A Star
8.
Miałam
w planach wrócić do domu, wziąć prysznic i ewentualnie
zainteresować się kuchnią, bo jednak to byłoby trochę dziwne,
gdybym wysłała go do gotowania. Kaulitz jednak miał zupełnie w
poważaniu to, że miało być inaczej. Zamykałam za nami drzwi
mieszkania, mając na uwadze ostatnie odwiedziny jego bliźniaka, gdy
poczułam jak blisko mnie stoi. Jego dłonie ułożyły się na moich
biodrach i odwróciły do siebie przodem, by potem objąć mnie
ciasno. Moje serce ruszyło z kopyta...
-
Bill...? - odezwałam się w końcu, gdy stał tak nieruchomo i
jedynie patrzył na mnie gorąco.
-
Myślałem, że zdjęcia do tego teledysku nigdy się nie skończą –
stwierdził, ściskając mnie nieco mocniej, jakbyśmy mieli zaraz
scalić się w jedno ciało. - Ledwo nad sobą panowałem, tam przed
kamerą – dodał szeptem, a mnie przeszły dreszcze.
W
przeciągu dwóch zdań sprawił, że zapomniałam o głodzie, a
przynajmniej tym związanym z gastronomią. Znów mówił do mnie w
taki sposób, że wierzyłam bez słowa sprzeciwu. Zresztą, nie
mogłam nie dostrzegać jego zachowania, gdy byliśmy tak blisko jak
chcieliśmy, ale nie mogliśmy zrobić nic więcej na oczach innych.
Docisnął moje plecy do drzwi i wpijając się w moje usta,wsunął
kolano między moje uda, aż sapnęłam cicho. Oplótł się moją
nogą, a potem złapał i podniósł w stronę łazienki. Mruknęłam
wymownie, gdy przed samymi drzwiami oderwał się ode mnie, żeby je
otworzyć i zapalić wewnątrz światło. Uśmiechnął się na widok
prysznica i postawił mnie przed kabiną, po raz kolejny przyciskając
mnie do chłodnej powierzchni. Ledwo mogłam złapać oddech, gdy
jego wargi znalazły się na mojej szyi, a dłonie wsuwały się
niespiesznie po moich udach, centymetr po centymetrze podciągając
sukienkę. Delikatny dotyk przesmyknął po moim brzuchu, aż jego
dłonie objęły pewnie miseczki mojego stanika. Gwałtownie
otworzyłam przymknięte powieki, a moje własne ręce, które badały
jego tors przez koszulkę na moment zastygły. Nie wiedzieć dlaczego
pomyślałam, że Kaulitz jest po prostu bezwstydny, ale wtedy on
również spojrzał mi w oczy z tym swoim diabelskim uśmiechem.
Odsunął się ode mnie, odrzucając moją kieckę z miną, jakby od
dawna na to czekał i sam pozbył się koszulki, zostając w samych
spodniach. Sięgał do klamry spodni, gdy zmarszczyłam czoło i
podeszłam do niego, układając sobie jego dłonie na swoich
pośladkach.
-
Mrr... - dotarło do mnie i zagryzłam z rozbawieniem wargę.
Chyba
jeszcze nigdy dotąd nie byłam tak podekscytowana, wiedząc, do
czego dąży każdy dotyk. Bill swoją bliskością wciskał we mnie
guzik, który odłączał mnie zupełnie od świata zewnętrznego.
Tak, żebym była w stanie zdawać sobie sprawę tylko z tego, że
chcę właśnie jego i właśnie teraz.
Rozpięłam
mu pasek i spodnie, a on pomógł mi pozbyć się ich do końca. Nie
bardzo przejmowaliśmy się tym, że będą walać się po łazience
i pewnie je potem zmoczymy. Zresztą do rana powinny wyschnąć, a ja
nie zamierzałam go przed kolejnym dniem wypuścić ze swojego
mieszkania. W następnej kolejności rozpięłam swój stanik, a gdy
opadł na ziemię, Bill spojrzał na mnie z miną, jakby był
rozczarowany, bo sam bardzo chciał to zrobić. Uśmiechnęłam się
pod nosem, postanawiając zapamiętać to na przyszłość i wsunęłam
palce po bokach jego bokserek, zsuwając je do samych kostek. Oczy
chłopaka otworzyły się szerzej, zdążyłam dojrzeć, jak zwilża
językiem wargi i następnej chwili trzymał mnie znów w ramionach,
jedną ręką pozbywając się moich majtek, a drugą otwierał już
drzwiczki kabiny.
Prawie
wpadliśmy do środka, a szklane drzwiczki trzasnęły groźnie,
jakby miały zaraz rozsypać się w drobny pył. Tymczasem pod
spadającą nam na głowy wodą Bill całował mnie tak, że
spodziewałam się, iż to co spływa mi właśnie na wewnętrzną
część lewego uda, to nie woda. Znowu poczułam, że przypiera mnie
do ścianki i unosi wyżej, oplatając się moimi nogami, by
wygodniej było mu mnie utrzymać. Jego wargi zamknęły się na moim
sutku, a ja jęknęłam cicho, nie mogąc oderwać od niego wzroku
ani rąk, które sięgały jego ciała tak daleko, jak tylko dały
radę. Czułam doskonale jak bardzo jest napalony i drżałam z
podniecenia na myśl, że długo już nie będzie się powstrzymywał
i tego przeciągał.
-
Jesteś piękna – jego zachrypnięty głos odbił się echem w
mojej głowie, aż jęknęłam.
Postawił
mnie na miękkich nogach i odsunął nieco, mierząc uważnie
wzrokiem każdy fragment jego ciała, a ja robiłam to samo, nie
spuszczając z niego oka. Moje ręce bez choćby krzty wstydu
dotykały go i delikatnie pieściły. Nie była to chwila najwyższego
skupienia, nie potrafiłam zastanawiać się nad tym, co robi, gdy
pierwszy raz w życiu miałam go przez sobą zupełnie nagiego i
pragnęłam dobrze poznać to ciało. On jednak przykucnął, łapiąc
mnie zdecydowanie za uda, które rozchylił, żeby... No, właśnie.
-
Osz... - wyrwało mi się w chwili, gdy zbliżył twarz do mojego
krocza i poczułam na sobie jego język.
Kiedy udało nam się w końcu umyć, a ja przestałam stroić fochy o to, że mnie nie ostatecznie nie wziął, o czym oczywiście mu nie powiedziałam, Kaulitz dosłownie wyniósł mnie spod prysznica i ignorując fakt, że oboje jesteśmy zupełnie mokrzy, odnalazł moje łóżko, wszędzie zostawiając za nami mokre plamy, po czym ułożył mnie na nim. Dopiero, kiedy nade mną zawisnął, zobaczyłam w jego zębach paczkę z prezerwatywami i uniosłam wyżej brew, nie pojmując kiedy zdążył je dopaść. Zresztą nie to było ważne, a to co oznaczała ich obecność, na którą płomień wybuchł w okolicach mojego podbrzusza.
Kiedy udało nam się w końcu umyć, a ja przestałam stroić fochy o to, że mnie nie ostatecznie nie wziął, o czym oczywiście mu nie powiedziałam, Kaulitz dosłownie wyniósł mnie spod prysznica i ignorując fakt, że oboje jesteśmy zupełnie mokrzy, odnalazł moje łóżko, wszędzie zostawiając za nami mokre plamy, po czym ułożył mnie na nim. Dopiero, kiedy nade mną zawisnął, zobaczyłam w jego zębach paczkę z prezerwatywami i uniosłam wyżej brew, nie pojmując kiedy zdążył je dopaść. Zresztą nie to było ważne, a to co oznaczała ich obecność, na którą płomień wybuchł w okolicach mojego podbrzusza.
Długo musieliśmy mieć na siebie ochotę, bo na jednym razie się nie kończyło. Przez cały ten czas w głowie miałam tylko jego, a jego oczach byłam tylko ja. Spocona, obolała i chyba pierwszy raz w życiu tak cudownie usatysfakcjonowana. Nawet nie miałam pojęcia, kiedy po tym wszystkim mi zasnął, podczas gdy ja leżałam wtulona w jego tors. Nie miałam siły ani ochoty wstawać, toteż zignorowałam burczący brzuch i wróciłam do wcześniejszej pozycji. Minęło jednak trochę czasu nim również zasnęłam. Moja dłoń przez cały ten czas błądziła po jego skórze, obrysowując opuszką palca jego różnorodne tatuaże. Spał jak suseł, a ja wdychałam jego kojący zapach z wymownym uśmiechem przypominając sobie jego zaskoczoną minę, gdy za pierwszym razem doszedł znacznie prędzej niż się tego spodziewał. Czy ktoś mógł zatrzymać czas? Nie miałam ochoty wracać do rzeczywistości, gdy miałam jego.
Rano
wyrwał mnie ze snu dzwonek do drzwi. Tylko Marita z niego
korzystała, twierdząc, że nie idzie mnie dobudzić, więc nie
chciało mi się ruszać z łóżka, skoro i tak miała klucze.
Przewróciłam się na drugi bok, powoli uznając, że jednak
wygrała, bo sen najwyraźniej już odszedł i nie zapowiadało się
na to, żebym odpłynęła z powrotem. Wtedy dało się wyczuć
jakieś zapachy z kuchni i zdałam sobie sprawę, że poduszka na
której leżę nie do końca pachnie mną. W przeciągu sekundy
poskładałam te fakty i zaraz potem bez choćby cienia zastanowienia
wybiegłam z łóżka, zasłaniając się złapanym po drodze
szlafrokiem, ale było już za późno.
Bill
pichcił sobie w najlepsze w mojej kuchni, przemieszczając się po
niej w samych bokserkach, a moja przyjaciółka gapiła się z
niedowierzaniem to na niego, to na mnie, gdy już raczyłam się
pojawić. Uśmiechnęłam się do niej głupkowato, zastanawiając
się, jak najgrzeczniej wystawić ją za drzwi.
-
Może... ja wpadnę później? Zadzwonię wcześniej. Tym razem –
dodała, nie próbując nawet ukryć, że podobał jej się widok
Kaulitza w bieliźnie.
Odchrząknęłam
znacząco.
-
Tak, powinnaś dzwonić.
- A może ja po prostu się ubiorę? - wtrącił rozbawiony Bill, po czym złapał mnie wpół i pocałował, zaraz potem ruszając dalej.
- A może ja po prostu się ubiorę? - wtrącił rozbawiony Bill, po czym złapał mnie wpół i pocałował, zaraz potem ruszając dalej.
Natychmiastowo
ugłaskana spojrzałam za jego plecami ginącymi w łazience i
mruknęłam pod nosem. Dopiero po chwili spojrzałam znów na swoją
agentkę, która wydała mi się wyjątkowo cicha.
-
CO TO BYŁO?! - wykrzyczała szeptem, a ja zagryzłam lekko wargę.
-
Chyba... kolacja nam wczoraj nie wyszła – rzuciłam i jak na
zawołanie odezwał się mój żołądek.
-
Jakbym miała wybierać, też wolałabym taki... podwieczorek –
stwierdziła z rumieńcami, na co wyszczerzyłam się tylko. - Szlag,
naprawdę ja też powinnam sobie kogoś wreszcie znaleźć.
-
Więc na co czekasz?
-
Jakby to w moim wieku było takie proste – żachnęła się.
Jak
na zawołanie z łazienki wyszedł Bill. Tym razem kompletnie ubrany,
ale jego uśmiech mówił sam za siebie. To naprawdę niefortunny
przypadek, że Marita wparowała tu z rana i to bez zapowiedzi, ale
chłopak nie dał mi jej wygonić. Zamiast tego zaprosił ją do
wspólnego śniadania i nawet zabawiał ją, podczas gdy ja głównie
siedziałam i nie odrywałam od niego oczu. Nie poznawałam samej
siebie. Byłam tak rozluźniona, że nie miałam jakoś parcia na
ciągłe gadanie i złośliwości. Miałam wrażenie, że Kaulitz
minionej nocy pozbył się ze mnie całego napięcia, jakie musiałam
w sobie nosić i czułam się po prostu... szczęśliwa.
-
Jesteś dziś niespotykanie cicha – przyznała w końcu
podejrzliwie Marita, gdy w końcu uznała, że idzie w pizdu, żeby
dać nam się sobą nacieszyć i ubierała właśnie buty przy
drzwiach.
Jako,
że ja jedynie wzruszyłam ramionami, Bill zaśmiał się i
najwyraźniej poczuł w obowiązku odpowiedzieć za mnie.
-
Mówiłem, że dobrze się nią zajmę.
-
Nie, Bill, ty już nie mów ani słowa więcej – powiedziała,
zasłaniając sobie oczy, jakby właśnie wyobraziła sobie coś,
czego nie chciała widzieć. - Trzymajcie się. I pamiętaj o
wywiadzie jutro – dodała już bezpośrednio do mnie.
Zaraz
potem zostaliśmy sami. Obróciłam się więc twarzą do chłopaka i
uwiesiłam mu się na szyi. Polubiłam już to, że jest ode mnie
tyle wyższy. Wspięłam się na palce, a on domyślnie pochylił
się, żebym mogła go pocałować. Matko, miałam raj w swoim
własnym mieszkaniu. Czując jednak, że Kaulitz po wypoczęciu znowu
się nakręca, odsunęłam go nieco i spojrzałam nań wymownie.
-
Łapki przy sobie. Zdaje się, że skończyły nam się wczoraj gumki
– rzuciłam rozbawiona, na co on najwyraźniej przypomniał sobie,
że to prawda i westchnął ciężko.
-
Mogę skoczyć do sklepu...
Na
te słowa przewróciłam oczyma i wróciłam do salonu, żeby leniwie
uwalić się na kanapie. Wyglądało na to, że oboje mieliśmy wolne
i miałam nadzieję, że w związku z tym zostaniemy razem trochę
dłużej. Wiedziałam, że spędziliśmy razem cały miniony dzień,
noc i już zbliżało się popołudnie, a jednak teraz kiedy obawy i
hamulce puściły, wciąż było mi go mało.
Spędziliśmy
razem jeszcze kilka leniwych godzin. Leżeliśmy na kanapie, w tle
leciał jakiś film. Wygłupialiśmy się ze słonymi paluszkami,
całowaliśmy i jakoś ciężko było nam się od siebie oderwać.
Czasami zaczynaliśmy dyskutować na jakiś temat i kończyło się
to kłótnią, niemniej Bill był bardzo skutecznym pacyfikatorem. No
i odkrył, że mam łaskotki, co było najgorszą rzeczą, jaką jaka
spotkała mnie z jego strony i złośliwie się z tego cieszył,
sprawiając, że piszczałam jak mała dziewczynka.
- Spadaj do domu! - wykrzyczałam, wyskakując z kanapy i poprawiając ubrania. - Ale już! Jesteś okropny!
Bill wciąż się ze mnie śmiał, ale jednocześnie dojrzałam jakąś zmianę w jego twarzy. Wystarczyła chwila, żebym doszła do wniosku, że on naprawdę zamierza już iść. Stanęłam więc w miejscu i wsunęłam dłonie w tylne kieszonki spodni. W tej chwili przypomniało mi się, że mimo wszystko cały świat czeka za drzwiami.
- Spadaj do domu! - wykrzyczałam, wyskakując z kanapy i poprawiając ubrania. - Ale już! Jesteś okropny!
Bill wciąż się ze mnie śmiał, ale jednocześnie dojrzałam jakąś zmianę w jego twarzy. Wystarczyła chwila, żebym doszła do wniosku, że on naprawdę zamierza już iść. Stanęłam więc w miejscu i wsunęłam dłonie w tylne kieszonki spodni. W tej chwili przypomniało mi się, że mimo wszystko cały świat czeka za drzwiami.
-
Zanim sobie pójdę, chciałbym jeszcze porozmawiać. Tylko obiecaj,
że nie będziesz się złościć – poprosił, wyciągając do mnie
rękę.
Wydawało mi się, że już to znam. Już słyszałam tekst typu „tylko się nie złość” i wtedy też chodziło o jego brata. Założyłam więc ręce na piersi i usiadłam na fotelu, na znak, że nie podoba mi się TEN temat. Nie było mowy, żeby w międzyczasie próbował mnie rozmiękczać, a już po chwili widziałam, że miał taki zamiar. Kiedy zdał sobie sprawę, że naprawdę nie podejdę to „będzie ciężko” wymalowało się na jego twarzy.
Wydawało mi się, że już to znam. Już słyszałam tekst typu „tylko się nie złość” i wtedy też chodziło o jego brata. Założyłam więc ręce na piersi i usiadłam na fotelu, na znak, że nie podoba mi się TEN temat. Nie było mowy, żeby w międzyczasie próbował mnie rozmiękczać, a już po chwili widziałam, że miał taki zamiar. Kiedy zdał sobie sprawę, że naprawdę nie podejdę to „będzie ciężko” wymalowało się na jego twarzy.
-
Słucham więc.
- Więc może i tak to wyśmiejesz, ale Tom pójdzie do psychologa – oznajmił mi, a ja zaczęłam mrugać z niedowierzaniem oczyma. - Zgodził się pod warunkiem, że ja też będę chodził na spotkania... - urwał, a ja zmrużyłam oczy, mając wrażenie, że czegoś mi nie mówi.
On jednak patrzył na mnie jakby nigdy nic, jakby czekał na moją reakcję. Jeśli oczekiwał, że się ucieszę i zacznę go zapewniać, że ten degenerat znormalnieje to... niestety, ale przeliczył się. Wzięłam więc głęboki oddech i spojrzałam na swoje dłonie.
- A gdzie jest haczyk?
- Jaki haczyk?
- Nie umiesz udawać idioty – skwitowałam jego brak odpowiedzi.
- Nie wiem, czy to właśnie chciałaś usłyszeć, ale powiedział coś w stylu, że potem przekonamy się, który z nas jest bardziej chory. Zanim zaczniesz, nie chodzi o to, że w coś wątpię. Po prostu przeraża mnie myśl, co dzieje się w jego głowie. Ostatnio nie lubię, jak znika na całą noc, ostatnio wrócił w takim stanie... - znowu przerwał, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Więc może i tak to wyśmiejesz, ale Tom pójdzie do psychologa – oznajmił mi, a ja zaczęłam mrugać z niedowierzaniem oczyma. - Zgodził się pod warunkiem, że ja też będę chodził na spotkania... - urwał, a ja zmrużyłam oczy, mając wrażenie, że czegoś mi nie mówi.
On jednak patrzył na mnie jakby nigdy nic, jakby czekał na moją reakcję. Jeśli oczekiwał, że się ucieszę i zacznę go zapewniać, że ten degenerat znormalnieje to... niestety, ale przeliczył się. Wzięłam więc głęboki oddech i spojrzałam na swoje dłonie.
- A gdzie jest haczyk?
- Jaki haczyk?
- Nie umiesz udawać idioty – skwitowałam jego brak odpowiedzi.
- Nie wiem, czy to właśnie chciałaś usłyszeć, ale powiedział coś w stylu, że potem przekonamy się, który z nas jest bardziej chory. Zanim zaczniesz, nie chodzi o to, że w coś wątpię. Po prostu przeraża mnie myśl, co dzieje się w jego głowie. Ostatnio nie lubię, jak znika na całą noc, ostatnio wrócił w takim stanie... - znowu przerwał, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Wciąż
nie cierpiałam Toma tak samo. Tak naprawdę było mi po prostu źle
z sobą, że nie potrafiłam wesprzeć Billa w tym najwyraźniej
istotnym dla niego problemie. Zagryzłam wargę i powoli podniosłam
na niego wzrok. Naprawdę była ze mnie taka zima suka?
Ze świadomością, że robię to tylko dla niego, tylko dlatego, że on pierwszy na tym świecie był dla mnie taki dobry, podniosłam się z fotela i usiadłam przy nim na kanapie, wtulając się w jego gorący bok. Przymknęłam oczy i westchnęłam cicho.
- Jeśli to ma pomóc i cię uspokoić, to dobrze zrobiłeś. Na pewno dobrze znasz swojego brata. Ja też wolałabym, żebyś nie musiał z nim walczyć przeze mnie. Podobno kiedyś to sobie obiecywaliście.
- Więc ty jednak też coś o mnie wiesz? - podłapał, uśmiechając się lekko.
- Jestem maniakiem portali społecznościowych i plotkarskich. Zwykle nie rozstaję się z telefonem – powiedziałam, wystawiając mu język.
- W sumie niewiele się różnimy pod tym względem – odparł, śmiejąc się, jednak w następnej sekundzie jego twarz spoważniała tak nagle, że poczułam bolesny ucisk w żołądku. - Jest jeszcze coś – stwierdził, wciągając mnie sobie na kolana. - Nie mówiłem, bo jakoś... - urwał, wzruszając ramionami, jakby nie zdołał sobie nic przygotować na tę okazję. - Niedługo wyjeżdżamy w trasę po Europie.
Po tym ostatnim zdaniu zapadła między nami cisza. On obserwował moją reakcję, a ja gapiłam się na niego, jakbym nie rozumiała, co do mnie mówi. Trasa. Wyjeżdża grać koncerty, w końcu jest wokalistą. To przecież oczywiste, prawda? Tylko dlaczego czuję się, jakby ktoś mnie znokautował trafnym ciosem w splot słoneczny? Uśmiechnęłam się i to był najdziwniejszy uśmiech w moim życiu.
- Długa ta trasa?
- Łącznie dwa miesiące, potem będzie kolejna, ale w kraju – odpowiedział natychmiast, jakby wiedział, o co zapytam.
Oczywiście, wszystko układało się po jego myśli. Jak zawsze. Może specjalnie zmiękczył mnie najpierw ckliwą historią o niezrównoważonym psychicznie bracie, żeby powiedzieć mi wreszcie, że wyjeżdża w pizdu i nie będzie go przez resztę tego tysiąclecia. Miałam wrażenie, że tyle mniej więcej mogą trwać te dwa miesiące.
- Więc czeka cię dużo roboty.
- A ty? Czym będziesz się zajmowała w najbliższym czasie? - zapytał, znowu chcąc pociągnąć rozmowę w innym kierunku, jakby wszystko w tamtym temacie zostało powiedziane.
Nie zostało.
Ze świadomością, że robię to tylko dla niego, tylko dlatego, że on pierwszy na tym świecie był dla mnie taki dobry, podniosłam się z fotela i usiadłam przy nim na kanapie, wtulając się w jego gorący bok. Przymknęłam oczy i westchnęłam cicho.
- Jeśli to ma pomóc i cię uspokoić, to dobrze zrobiłeś. Na pewno dobrze znasz swojego brata. Ja też wolałabym, żebyś nie musiał z nim walczyć przeze mnie. Podobno kiedyś to sobie obiecywaliście.
- Więc ty jednak też coś o mnie wiesz? - podłapał, uśmiechając się lekko.
- Jestem maniakiem portali społecznościowych i plotkarskich. Zwykle nie rozstaję się z telefonem – powiedziałam, wystawiając mu język.
- W sumie niewiele się różnimy pod tym względem – odparł, śmiejąc się, jednak w następnej sekundzie jego twarz spoważniała tak nagle, że poczułam bolesny ucisk w żołądku. - Jest jeszcze coś – stwierdził, wciągając mnie sobie na kolana. - Nie mówiłem, bo jakoś... - urwał, wzruszając ramionami, jakby nie zdołał sobie nic przygotować na tę okazję. - Niedługo wyjeżdżamy w trasę po Europie.
Po tym ostatnim zdaniu zapadła między nami cisza. On obserwował moją reakcję, a ja gapiłam się na niego, jakbym nie rozumiała, co do mnie mówi. Trasa. Wyjeżdża grać koncerty, w końcu jest wokalistą. To przecież oczywiste, prawda? Tylko dlaczego czuję się, jakby ktoś mnie znokautował trafnym ciosem w splot słoneczny? Uśmiechnęłam się i to był najdziwniejszy uśmiech w moim życiu.
- Długa ta trasa?
- Łącznie dwa miesiące, potem będzie kolejna, ale w kraju – odpowiedział natychmiast, jakby wiedział, o co zapytam.
Oczywiście, wszystko układało się po jego myśli. Jak zawsze. Może specjalnie zmiękczył mnie najpierw ckliwą historią o niezrównoważonym psychicznie bracie, żeby powiedzieć mi wreszcie, że wyjeżdża w pizdu i nie będzie go przez resztę tego tysiąclecia. Miałam wrażenie, że tyle mniej więcej mogą trwać te dwa miesiące.
- Więc czeka cię dużo roboty.
- A ty? Czym będziesz się zajmowała w najbliższym czasie? - zapytał, znowu chcąc pociągnąć rozmowę w innym kierunku, jakby wszystko w tamtym temacie zostało powiedziane.
Nie zostało.
-
Jeszcze nie wiem. Marita zrobiła mi listę spotkań, część tylko
mi przedstawiła. Pewnie okaże się w przeciągu najbliższych
tygodni, co ze mną będzie – odpowiedziałam, jak na grzeczną
dziewczynkę przystało.
Tylko, że ja rzadko bywałam grzeczną dziewczynką, chyba, że ktoś zupełnie mnie rozbrajał. W tej chwili jednak żaden saper nie dałby rady. Całkiem miło było się dowiedzieć, że wpakowałam się w związek na odległość. Europa, cudownie. Skrzywiłam się mimowolnie i odwróciłam twarz od chłopaka. Nie spodziewałam się, że tak łatwo było zniszczyć mój cudowny nastrój. Bill jednak zrobił wszystko, żeby jeszcze przed wyjściem poprawić mi humor. Chociaż jak zwykle dałam się ponieść i śmiałam się w najlepsze, mój mózg doskonale zapamiętał informacje, które mnie w tamtej chwili dobijały. W końcu po wielu próbach pożegnania się opuścił moje mieszkanie, żeby wrócić do siebie i sprawdzić, co działo się z jego bratem. Gdy tylko zamknęłam za nim drzwi, wybrałam numer telefonu przyjaciółki.
Tylko, że ja rzadko bywałam grzeczną dziewczynką, chyba, że ktoś zupełnie mnie rozbrajał. W tej chwili jednak żaden saper nie dałby rady. Całkiem miło było się dowiedzieć, że wpakowałam się w związek na odległość. Europa, cudownie. Skrzywiłam się mimowolnie i odwróciłam twarz od chłopaka. Nie spodziewałam się, że tak łatwo było zniszczyć mój cudowny nastrój. Bill jednak zrobił wszystko, żeby jeszcze przed wyjściem poprawić mi humor. Chociaż jak zwykle dałam się ponieść i śmiałam się w najlepsze, mój mózg doskonale zapamiętał informacje, które mnie w tamtej chwili dobijały. W końcu po wielu próbach pożegnania się opuścił moje mieszkanie, żeby wrócić do siebie i sprawdzić, co działo się z jego bratem. Gdy tylko zamknęłam za nim drzwi, wybrałam numer telefonu przyjaciółki.
-
Czyżby Kaulitz wreszcie cię uwolnił spod swoich czary-mary? -
zapytała na powitanie, a ja pokręciłam głową.
- Skutecznie mnie wyleczył z ekscytacji.
- Jak to? - zdziwiła się, na co ja westchnęłam.
- Skutecznie mnie wyleczył z ekscytacji.
- Jak to? - zdziwiła się, na co ja westchnęłam.
-
Dlaczego nie powiedziałaś mi, że te pajace będą wyjeżdżać w
trasę w najbliższym czasie? Nie wmówisz mi, że nie miałaś
pojęcia. Ja mogłam przeoczyć tę informację, ale ty...!
- Tak, masz rację. Nie chciałam przeszkadzać wam, znaczy wiesz... Przecież to nie skończyłoby się tak, jak się skończyło, gdybyś wiedziała wcześniej! Słońce, za dobrze cię znam – powiedziała przepraszająco.
- Więc teraz dla odmiany przez dwa miesiące będę się zastanawiać, co on robi gdzieś tam w pizdu? - jęknęłam, wyrażając wreszcie na głos swoje niezadowolenie, czego nie zrobiłam przy chłopaku.
- Spójrz na to z innej strony. Nie masz się co martwić, skoro wiesz, na czym stoisz – zasugerowała mi, a ja westchnęłam cicho.
- Pozostaje jeszcze problem drugiego Kaulitza.
- Jaki problem? Nie będzie go, więc problem też znika, nie?
- Nie? On będzie przy Billu, zapewne przez cały czas.
- Naprawdę uważasz, że ten sam chłopak, który na moich oczach traktował cię, jak księżniczkę, a nie wredną wiedźmę, którą jesteś, tak po prostu stwierdzi pewnego dnia, że jego szalony brat ma jednak rację? Nie widzę tego – skwitowała, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
Jak dobrze, że mogłam z nią o tym porozmawiać. Westchnęłam cicho, wciąż zastanawiając się, czy powinnam wyluzować, czy może...
- Czekaj, czekaj. Moja droga, czy ty znowu widziałaś się z tym ich managerem? - zapytałam, marszcząc czoło, a w słuchawce zabrzmiała cisza, na którą uniosłam brew.
Dobre sobie.
- Od kiedy uznaliśmy, że nasze drogi będą się krzyżować ze względu na was, postanowiliśmy mieć stały kontakt, żeby trzymać rękę na pulsie.
- Aha... Ale jesteś przekonana, że po prostu nie opowiadacie sobie wzajemnie smaczków na nasz temat? - zapytałam, na co ona się roześmiała. I to tak, że chciałam posadzić ją na kanapie i przesłuchać. - Marita!
- No, co? Może zdarzyło mu się ostatnim razem coś napomknąć na temat nieprzytomnego Kaulitza, który tylko się uśmiecha, gdy ktoś go pyta, co z nim się dzieje, ale... No, nie specjalnie. Wiesz, dobrze wiedzieć na przód, kiedy lepiej schodzić wam z drogi, a kiedy da się współpracować...
- Ach, współpracować – powtórzyłam, prawie przekonana. - Pewnie dał ci prywatny numer, żebyś mogła w każdej chwili się z skontaktować, co? - zapytałam i wyobraziłam sobie, jak moja agentka zalewa się rumieńcem. - Halo? - mruknęłam, gdy mi nie odpowiedziała. - Marita, przecież on ewidentnie do ciebie zarywa!
- Dziecko, skup się! Jesteśmy dinozaurami, które muszą ogarnąć stadko dzieciaków, więc...
- Dziecko? On też tak mówi? - zahaczyłam, wiedząc, że wkurzę tym agentkę.
- MASZ JUTRO RANO WYWIAD. PRZYJEDZIE PO CIEBIE KIEROWCA I DAJ MI JUŻ SPOKÓJ, JESTEM ZAJĘTA! - oburzyła się wreszcie, na co ja parsknęłam śmiechem. - Odezwę się, jeśli przestanę być na ciebie wściekła. A, i podczas wywiadu będą pytali o Kaulitza, zdajesz sobie z tego sprawę? Więc przygotuj sobie coś.
- Nie podpowiesz mi, co najlepiej...?
- NIE – przerwała mi, co wskazywało, że wkurzyłam ją bardziej niż chciałam. - A teraz żegnam, muszę wracać do pracy – wyburczała do słuchawki i rozłączyła się.
P.S. Wybaczcie błędy, jutro ogarnę, w ogóle ja nie wiem, jak to zrobiłam ;o
- Tak, masz rację. Nie chciałam przeszkadzać wam, znaczy wiesz... Przecież to nie skończyłoby się tak, jak się skończyło, gdybyś wiedziała wcześniej! Słońce, za dobrze cię znam – powiedziała przepraszająco.
- Więc teraz dla odmiany przez dwa miesiące będę się zastanawiać, co on robi gdzieś tam w pizdu? - jęknęłam, wyrażając wreszcie na głos swoje niezadowolenie, czego nie zrobiłam przy chłopaku.
- Spójrz na to z innej strony. Nie masz się co martwić, skoro wiesz, na czym stoisz – zasugerowała mi, a ja westchnęłam cicho.
- Pozostaje jeszcze problem drugiego Kaulitza.
- Jaki problem? Nie będzie go, więc problem też znika, nie?
- Nie? On będzie przy Billu, zapewne przez cały czas.
- Naprawdę uważasz, że ten sam chłopak, który na moich oczach traktował cię, jak księżniczkę, a nie wredną wiedźmę, którą jesteś, tak po prostu stwierdzi pewnego dnia, że jego szalony brat ma jednak rację? Nie widzę tego – skwitowała, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
Jak dobrze, że mogłam z nią o tym porozmawiać. Westchnęłam cicho, wciąż zastanawiając się, czy powinnam wyluzować, czy może...
- Czekaj, czekaj. Moja droga, czy ty znowu widziałaś się z tym ich managerem? - zapytałam, marszcząc czoło, a w słuchawce zabrzmiała cisza, na którą uniosłam brew.
Dobre sobie.
- Od kiedy uznaliśmy, że nasze drogi będą się krzyżować ze względu na was, postanowiliśmy mieć stały kontakt, żeby trzymać rękę na pulsie.
- Aha... Ale jesteś przekonana, że po prostu nie opowiadacie sobie wzajemnie smaczków na nasz temat? - zapytałam, na co ona się roześmiała. I to tak, że chciałam posadzić ją na kanapie i przesłuchać. - Marita!
- No, co? Może zdarzyło mu się ostatnim razem coś napomknąć na temat nieprzytomnego Kaulitza, który tylko się uśmiecha, gdy ktoś go pyta, co z nim się dzieje, ale... No, nie specjalnie. Wiesz, dobrze wiedzieć na przód, kiedy lepiej schodzić wam z drogi, a kiedy da się współpracować...
- Ach, współpracować – powtórzyłam, prawie przekonana. - Pewnie dał ci prywatny numer, żebyś mogła w każdej chwili się z skontaktować, co? - zapytałam i wyobraziłam sobie, jak moja agentka zalewa się rumieńcem. - Halo? - mruknęłam, gdy mi nie odpowiedziała. - Marita, przecież on ewidentnie do ciebie zarywa!
- Dziecko, skup się! Jesteśmy dinozaurami, które muszą ogarnąć stadko dzieciaków, więc...
- Dziecko? On też tak mówi? - zahaczyłam, wiedząc, że wkurzę tym agentkę.
- MASZ JUTRO RANO WYWIAD. PRZYJEDZIE PO CIEBIE KIEROWCA I DAJ MI JUŻ SPOKÓJ, JESTEM ZAJĘTA! - oburzyła się wreszcie, na co ja parsknęłam śmiechem. - Odezwę się, jeśli przestanę być na ciebie wściekła. A, i podczas wywiadu będą pytali o Kaulitza, zdajesz sobie z tego sprawę? Więc przygotuj sobie coś.
- Nie podpowiesz mi, co najlepiej...?
- NIE – przerwała mi, co wskazywało, że wkurzyłam ją bardziej niż chciałam. - A teraz żegnam, muszę wracać do pracy – wyburczała do słuchawki i rozłączyła się.
P.S. Wybaczcie błędy, jutro ogarnę, w ogóle ja nie wiem, jak to zrobiłam ;o
Może idealizuje Billa, bo w tym opowiadaniu jest przynajmniej na razie taki jak ja bym zawsze chciała by był dla mnie facet, w każdym razie gdyby taki był to przestałabym się z nim nawet bez zabezpieczenia :)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie ten psycholog, ciekawa jestem jak te wizyty będą wyglądały i jaki dadzą efekt.
Buziaczki, i czekam na kolejny odcinek.
Zgadzam się z przedmówczynią, w tym opowiadaniu Bill to facet idealny <3
OdpowiedzUsuńAle wątkiem Toma to mnie zabiłaś XD On i psycholog? Niezłe zaskoczenie, bo wygląda mi tu raczej na kogoś, kogo trzeba by zaciągnąć do tego typu specjalisty siłą :D Nie mogę się doczekać, co z tego wyniknie.
Pozdrawiam,
Aylieen