To tak, żebyście nie sądzili, że się obijam. Dalej dobrze się bawię, mam kolejne pomysły i zapowiada się ciekawiej niż sądziłam, zaczynając to opowiadanie *nie przyznaje się, że nie spodziewała się, żeby wyszło z tego coś ciekawego, ale poniosła ją wyobraźnia*. Tak. Właśnie.
Więc jak się podoba? ^^
Live
Like A Star
4.
Co z tą kawą?
Sądziłam,
że spotkanie odbędzie się w studiu albo chociaż biurze reżysera
teledysku, ale nazajutrz, gdy wytrzeźwiałam i upomniałam się o
adres, okazało się, że mam jechać do restauracji. Już po
zaparkowaniu na pobliskim parkingu, wydało mi się, że to miejsce
jest podejrzanie zatłoczone. Nie zdziwiłam się więc, gdy
niespodziewanie po oczach błysnął mi flesz. Upewniłam się, że
okulary dobrze leżą i skierowałam do lokalu, nieco podenerwowana.
Zastanawiałam się, czy ktoś specjalnie puścił cynk, że mamy się
tam pojawić, czy po prostu dotarli tu za Kaulitzem, bo akurat tego,
że go tam spotkam, byłam pewna. I to najbardziej zajmowało mój
umysł. Serce tłukło mi się o żebra, zanim jeszcze weszłam do
środka, a tam od razu zaatakował mnie facet z obsługi.
-
Pani Alicia Stack – zwrócił się do mnie. - Panowie już czekają,
proszę za mną – powiedział, po czym ruszył na salę, a ja z
duszą na ramieniu tuż za nim.
Już
z daleka dojrzałam wysoką sylwetkę chłopaka, który najwyraźniej
wracał skądś do stolika. Przez chwilę na moich ustach malował
się uśmiech, ale potem dojrzałam na miejscu nie tylko jego
bliźniaka, ale również resztę zespołu, o reżyserze nie
wspominając. Młodszy Kaulitz zauważył, że się zbliżam, a ja
obserwowałam jego minę, cały czas mając na uwadze słowa swojej
agentki. Z mocnym postanowieniem wzięcia się w garść, przywołałam
pogodę ducha na swoje oblicze i zaczęłam się ze wszystkimi witać,
gdy tylko wskazano mi moje miejsce. Obok Billa. Jak na złość,
kiedy tylko chciałam na niego spojrzeć, widziałam jego brata i ten
złośliwy wyraz twarzy był na najlepszej drodze do przekonania
mnie, że powinnam zrezygnować z dobrych zamiarów.
Na
szczęście reżyser nie owijał w bawełnę i przedstawił nam swoją
wizję. Ja tymczasem starałam się udawać, że nie dostrzegam
uśmieszków, jakie posyłała sobie pozostała czwórka. Marita
musiała mieć rację, w innym wypadku nie robiliby chyba takich
scen. Ku mojemu zadowoleniu obeszło się bez głupich komentarzy, a
Tom nie śmiał zirytować mnie bardziej niż samym swoim taksującym
spojrzeniem. Domyślając się, że tu będzie, specjalnie pozostałam
przy dżinsach i koszulce z nadrukiem, co by nie miał punktu do
zaczepki, a to przecież był jego ulubiony temat z tego, co
zauważyłam. Bill upewniał się, że nie mam nic przeciwko kolejnym
scenom, ale od pewnego momentu przestałam odpowiadać, tylko gapiłam
się wielkimi oczami na literki tworzące niedorzeczne według mnie
słowa.
-
Czy to... musi tak wyglądać? - zapytałam, dostrzegając kilka...
pikantnych scen z Billem w roli głównej.
Coś
ewidentnie przewracało mi się w żołądku i to nie była sałatka,
którą próbowałam w międzyczasie przełknąć. Zazgrzytałam
zębami, słysząc chichoty reszty zespołu, ale tym razem i ja, i
Kaulitz mordowaliśmy ich wzrokiem.
-
A to problem dla pani zagrać? - odbił piłeczkę zaskoczony
wyraźnie reżyser, aż zrobiło mi się głupio.
Jestem
aktorką, więc nie chodziło o samą scenę, a raczej o to z kim mam
ją zagrać. Spojrzałam tym razem na Billa, zastanawiając się, czy
to też jego sprawka, chociaż wydawało mi się, że planowali ten
teledysk od dłuższego czasu. Jedynie zatrudnienie mnie musiało
wyskoczyć dość spontanicznie.
-
Nie, to nie problem – odparłam w końcu, a zaraz potem do moich
uszu dotarło prychnięcie Toma.
Podniosłam
na niego wzrok akurat, gdy otwierał usta, żeby coś powiedzieć –
najpewniej jakoś mnie obrazić – ale w tej samej chwili, dostał
od bliźniaka z łokcia i zamilkł, łypiąc na niego groźnie.
-
Młody...
-
Skończ, zanim zaczniesz – warknął na niego Bill, odwzajemniając
się tym samym.
Możliwe,
że mierzyliby się tak spojrzeniami jeszcze jakiś czas, gdyby
reżyser nie odchrząknął i wróciliśmy do dalszego omawiania
scenariusza. Młodszy z bliźniaków zdawał się natychmiast
zapomnieć o złości na brata i najwyraźniej był mocno
podekscytowany. Sama nie wierzyłam, że dałam tak łatwo się w to
wrobić. Gdyby nie to autentyczne zdziwienie faceta, że nie podoba
mi się jakaś scena, z pewnością oznajmiłabym, że na pewno można
wymyślić coś lepszego.
Kiedy
dotarliśmy do końca i wszystko zostało ustalone, wszyscy zgodnie
zaczęliśmy się zbierać. Reżyser wyszedł pierwszy, zaraz za nim
pożegnali się ze mną Georg i Gustav, od razu potem przechodząc na
język niemiecki, na co uniosłam tylko wyżej brew. Tom najwyraźniej
nie czuł potrzeby się do mnie odzywać, po prostu stał kawałek od
stolika, czekając na swojego brata, który podnosił się
niespiesznie, wrzucając do torby swoje graty.
-
Rusz się może? - rzucił do niego z niezadowoloną miną, Bill
jednak ledwie ogarnął go wzrokiem.
-
Możesz iść. Widzimy się w domu – oznajmił mu, a ja
niespodziewanie poczułam potrzebę prędkiej ewakuacji, uśmiechnęłam
się do niego blado i machnęłam ręką, zawijając w stronę
wyjścia.
-
Nie rób z siebie pajaca, nie widzisz, że ma cię gdzieś? -
wyrzucił z siebie z oburzeniem Kaulitz, a ja w tej samej chwili
poczułam, że ktoś chwyta delikatnie mój nadgarstek.
Odwróciłam
się odruchowo, natykając się na to gorące czekoladowe spojrzenie.
Owszem, poprzedniego wieczoru po wypiciu pół litra wybornego wina
myślałam o tym, że chciałabym go zobaczyć, ale... Już
zobaczyłam, prawda? Ja naprawdę sobie przy nim nie ufałam. Nawet
zachowanie jego brata w tej chwili nie wpływało na mnie jak zwykle.
-
Masz jakieś ważne plany na teraz, czy mógłbym ci zająć chwilę?
Chociaż godzinkę? - zapytał, a jego bliźniak zaklął
najwyraźniej po niemiecku pod nosem i wściekły ruszył do drzwi.
Zerknęłam
za nim, czując, że wszystkie włoski na karku stają mi dęba. Bill
wypuścił już mój nadgarstek, ale wciąż czułam na skórze
ciepło jego dotyku. Co on takiego w sobie miał, że dawałam się
ogłupiać jak te wszystkie jego fanki? W końcu uśmiechnęłam się
lekko, nie patrząc mu jednak w oczy.
-
Właściwie nie, chyba, że moja agentka z czymś wyskoczy –
odpowiedziałam mu wreszcie, zastrzegając sobie jednocześnie prawo
do telefonu ratowniczego, którego procedurę Marita doskonale znała.
Ja
wysyłam jej wiadomość z szybkich notatek, a ona po chwili dzwoniła
krzycząc, że muszę w tej chwili zebrać się do jej biura. Kosztem
było wyspowiadanie się z podbramkowej sytuacji, w jakiej akuratnie
się znajdowałam.
Billowi
najwyraźniej pasowała moja odpowiedź, bo zabrał tylko z krzesła
swoją torbę i razem wyszliśmy z restauracji. Dopiero po chwili
zdałam sobie sprawę, że kierujemy się na parking. Na dodatek
przez cały czas czułam na nas czyjś wzrok. Po raz drugi tego dnia
błysnął mi flesz. Nawet nie zdążyłam w porę zobaczyć, z
której strony.
-
Wolałabym nie zostawiać tu auta.
-
To dobrze się składa, bo przyjechałem z Tomem, a jego już nie ma
– odparł spokojnie Bill, puszczając mi oczko, aż znowu jakiś
kawałek sałatki podskoczył mi w żołądku.
Czułam,
że nabawię się przez niego niestrawności.
-
Skoro dobrze się czujesz z kobietą za kierownicą – rzuciłam
złośliwie, nie chcąc okazać swojego podenerwowania, po czym
otworzyłam samochód i zajęłam miejsce kierowcy. Po chwili chłopak
siedział tuż obok. - Więc dokąd się wybierzemy?
-
W studiu, gdzie mamy salę, jest mała kawiarnia. Można tam
spokojnie posiedzieć – stwierdził, zaraz potem pokazując mi na
swoim telefonie adres, jakby go nie pamiętał.
Ja
tymczasem obawiałam się, czy dam radę skupić się przy nim na
prowadzeniu i przestrzeganiu zasad ruchu drogowego. Miałam wręcz co
do tego wątpliwości, dlatego włączyłam radio i postanawiając
dowieźć nas bezpiecznie na miejsce, nie odzywałam się przez całą
drogę. On też nic nie mówił, tylko patrzył. Byłam pewna, że
przez cały czas patrzy na profil mojej twarzy, bo kątem oka, którym
go dostrzegałam, nie widziałam żadnego ruchu. W końcu zjechaliśmy
do podziemnego parkingu, który mi wskazał i udaliśmy się schodami
na parter budynku, gdzie znajdowała się owa kawiarnia.
Nie
było tam tłoczno, ale odnosiło się wrażenie, że w każdej
chwili przechodzi tędy kolejna osoba i zerka ciekawie, zastanawiając
się, kogo tym razem tu zobaczy. Atmosfera panowała raczej
przyjazna, a Bill już od progu machał na powitanie do barmana,
który od razu przygotował dwa egzemplarze menu w przyjemnie
odosobnionym zakątku baru. Nie było fajerwerków, ale mimowolnie
uznałam, że chłopak ma jednak gust. Po chwili ulokowaliśmy się
na wysokich i trzeba przyznać wyjątkowo wygodnych krzesłach
barowych i oboje zajrzeliśmy do kart. Ja wybrałam sobie kawę z
karmelem i babeczkę owocową z kremem, a on espresso i jakieś
ciasto z truskawkami. Nie rozmawialiśmy dotąd od początku drogi, a
jednak zachowywał się tak swobodnie, że i mi to nie przeszkadzało.
Z jakiegoś powodu co chwilę się uśmiechałam.
-
Jesteś bardzo zła o ten teledysk? - zapytał, na co spojrzałam na
niego zaskoczona, bo naprawdę natychmiastowo zorientował się, że
mogłabym, ale postanowiłam tego nie komentować. - Scenariusz był
już gotowy, nikt jeszcze wtedy nie myślał o tym, kto zagra. Jestem
podekscytowany, wiesz... jednak lepiej czuję się na scenie niż
przed kamerami.
Zastanawiałam
się, jak on to robi, że tak łatwo przychodzi mu mówienie o sobie.
-
Ja jeszcze nie wiem. Póki co przed kamerą jest całkiem ciekawie.
Nie, żebym robiła coś, czego nikt inny nie potrafi. Miałam po
prostu w życiu fart trafiać na odpowiednie osoby, które mi zwykle
pomagały ruszyć o krok dalej – tym razem to ja wydusiłam coś na
swój temat.
Na
moment zamilkliśmy, gdy mężczyzna podał nam zamówienia i życząc
smacznego, usłużnie się zwinął.
-
A teledysk? - podsunął, nie dając mi zignorować tego pytania.
-
Odpowiem ci, jak już go nagramy albo w trakcie. Jeśli bardzo się
wścieknę, prawdopodobnie szybko się zorientujesz.
-
Często ci się to zdarza na planie zdjęciowym? - pociągnął
żartobliwie.
-
Niespecjalnie, właściwie chyba jeszcze nigdy – przyznałam,
pozostawiając dla siebie myśl, że dotąd nie byłam zmuszona
dogrywać TAKICH scenek z kimś kto... no, powiedzmy sobie wprost,
robił mi sieczkę z mózgu.
-
W takim razie będę dobrej myśli, najwyżej sam powiem
reżyserowi...
-
Nie, nie, nie – przerwałam mu, na co uniósł wyżej brew. - Wasz
reżyser był na tyle bezczelny, że wjechał mi na ambicje i choćbym
miała potem zapaść się pod ziemię, zagram to od początku do
końca – oznajmiłam uparcie, spodziewając się, że właśnie
dobiłam ostatni gwóźdź do swojej trumny.
Kaulitz
jakby trochę spoważniał i na chwilę zagubiłam się w jego
spojrzeniu. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, natychmiast
postarałam się o przeniesienie swojej uwagi na babeczkę. Cholera.
Robiło mi się duszno, gdy tak na mnie patrzył.
-
W takim razie wstydzisz się mnie, czy tego, że musisz zagrać ze
mną? - zapytał, a jakiś dziwny grymas pojawił się na jego
twarzy.
-
Chyba nie rozumiem pytania...
-
Wiem, że nie cierpisz mojego brata, ale co ze mną? Raz mam
wrażenie, że dobrze się bawisz w moim towarzystwie, a za chwilę
mówisz coś, co daje mi do myślenia, że właściwie to jestem
bardzo uciążliwy – wyjaśnił, również sięgając po łyżeczkę,
żeby zająć się ciastem.
Przypomniała
mi się uwaga Marity o tym, że próbuję oszukać wszystkich
włącznie z sobą. Moje zachowanie doprowadzało do tego, że Bill
sam nie wiedział, czy dalej powinien nawiązywać ze mną kontakt,
czy raczej dać mi święty spokój. Całkiem miło, że dawał mi
wybór. Widocznie nie był żadnym psychofanem.
-
Raczej nie byłoby mnie tu, gdybyś rzeczywiście mi przeszkadzał –
odpowiedziałam niezbyt głośno, ale to i tak pozwoliło ujrzeć mi
pół uśmiechu na jego twarzy. Postanowiłam jednak sprawnie zmienić
temat. - Reszta zespołu nie miała nic przeciwko mojej kandydaturze
do tej roli?
-
Georgowi i Gustavowi to raczej wszystko jedno. No, a Tom... jak to
on.
-
Chyba wzajemnie darzymy się niechęcią – zauważyłam.
-
Sam jest sobie winien po tym, jak cię potraktował.
Po
tych słowach znowu zapiekły mnie policzki na tamto wspomnienie. Nie
mogłam tylko pojąć, jak Bill może przechodzić na porządku
dziennym nad tym, że na samym początku naszej znajomości
przespałam się z jego bliźniakiem. Dla mnie to byłby
wystarczający powód, żeby sobie odpuścić, a jednak on nie dawał
za wygraną. Doszłam do wniosku, że myślę o tym w ten sposób, bo
dla mnie tamto wydarzenie było irytującą przeszkodą. Starałam
się jednak odepchnąć od siebie tę kwestię. Jego bliźniaka tu
nie było i miałam nadzieję nie ujrzeć go już dziś na oczy.
Nie mieliśmy problemu ze zmianą tematu, a przynajmniej on na pewno go nie miał, a ja dałam się pociągnąć jego słowom jak mała dziewczynka za rączkę i poprowadzić rozmowę dalej po jego myśli. To było naprawdę miłe, dopóki nie zaczęłam sobie zdawać sprawy, że tańczę jak mi zagra. Śmieję się, gdy on się śmieję i posyłam złośliwe spojrzenia, gdy drażni się ze mną o jakąś pierdołę. Jego charyzma pochłaniała mnie w całości. Jak do tego doszło?
Zasiedzieliśmy
się tam znacznie dłużej niż godzinkę. Zdążyłam w międzyczasie
wypić jeszcze jakiegoś drinka bezalkoholowego i zapomnieć o
reszcie świata. Jedynie mój puls znów gnał jak szalony, gdy
zdawało mi się chłopak jest stanowczo zbyt blisko i stanowczo zbyt
mocno na mnie działa. Kiedy rozmawialiśmy, mogłam mu się
bezkarnie przyglądać. Jego oczy wciąż skupiały moją uwagę, ale
nie mogłam się oprzeć przed obrzuceniem przeciągłym spojrzeniem
jego zadbanego zarostu i linii szczęki. Łapałam się na tym, że
obserwuję, jak poruszają się jego usta, gdy do mnie mówił. Były
bardzo... kształtne. Zdążyłam kilka razy spiec raka na myśl, że
są identyczne do pewnych warg, których już kosztowałam i mogłam
przysiąc, że te były równie całuśne. To wydawało mi się takie
nie fair, że trafiłam wtedy nie na tego bliźniaka, co trzeba.
Gdybym wtedy nie poszła z Tomem do łóżka, może po prostu
poznalibyśmy się kilka dni temu na bankiecie i to wszystko byłoby
prostsze?
W
którymś momencie, poczułam, że w torebce wibruje mi telefon, więc
wyciągnęłam go odruchowo. Zauważając jednak, że to wiadomość
od Marity, postanowiłam sobie nie zawracać tym głowy. To nie mogło
być nic ważnego, inaczej od razu by do mnie dzwoniła. Kiedy
podniosłam znowu wzrok w stronę chłopaka, uważnie mi się
przyglądał.
-
Wybacz, że zająłem ci tyle czasu... - rzucił wyraźnie speszony.
Wiem,
że widziałam go dopiero któryś raz na oczy, ale odniosłam
wrażenie, że to dla niego nietypowe. Wydawało mi się, że znam go
znacznie dłużej. I za każdym razem, gdy na niego spoglądałam,
dostrzegałam coś więcej. Pokrótce nieco mnie to przerażało.
Zupełnie, jakby to czekoladowe spojrzenie wysysało ze mnie rozsądek
za każdym razem, gdy krzyżowało się z moim.
Nie
bardzo wiedziałam w pierwszej chwili, o co właściwie chodzi, gdy
zdałam sobie sprawę, że zerkałam na telefon.
-
Nie, to nic – zaczęłam od razu, ale on wołał już do barmana,
żeby dopisał wszystko do jego rachunku.
-
Prosiłem o godzinę, a minęły ponad trzy. Jestem strasznym
czasopożeraczem – stwierdził, na co ja mimowolnie parsknęłam
śmiechem.
Poważnie?
Co on tam miał pod tą swoją seksi czupryną?
-
Muszę to sobie dopisać do listy twoich wad – oznajmiłam, na co
on uniósł wyżej brew.
-
Serio? Masz taką?
-
Oczywiście. Niestety... nie jest zbyt długa – rzuciłam w końcu,
zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Teraz
również druga brew chłopaka poleciała ku górze, a on uśmiechał
się, jednocześnie zaskoczony i zadowolony tym, co usłyszał. Ale
ja chyba byłam bardziej zdziwiona. Czyżbym znowu powiedziała coś,
bo on chciał, żeby tak było? A może znowu próbujesz się
migać? - podsunął złośliwy głosik w mojej głowie, przy
czym uznałam, że ma niepokojąco podobną barwę głosu do Marity.
W końcu na wpół świadomie przygryzłam wargę. Pierwszy raz
widziałam, żeby ta gorąca czekolada tak błyszczała. Poczułam
znajome ciepło rozprzestrzeniające się po moim ciele. Kiedy się
cieszył, bardziej przypominał tego wymalowanego nastolatka, którego
pamiętałam jeszcze ze zdjęć w Internecie. Boże, chciałam więcej
go takiego oglądać, chociaż właśnie zbieraliśmy się do
wyjścia.
-
Powiem więcej – podjęłam po chwili. - Mam jeszcze jedną listę,
ale chyba przestałam nadążać za jej uzupełnianiem.
Dosłownie
nie mogłam w to uwierzyć, ale na twarzy chłopaka przez ułamek
sekundy pojawiło się zmieszanie, a potem na jego policzkach
wykwitły piękne rumieńce. Nie chciało mi się wierzyć, że udało
mi się go zawstydzić. Podniósł zamkniętą dłoń do ust i
odchrząknął znaczą.
-
To chyba ja powinienem prawić ci komplementy? - rzucił złośliwie,
na co wzruszyłam ramionami, niechętnie odwracając od niego wzrok,
żeby skierować się do drzwi.
-
Nie tak dawno martwiłeś się, że jesteś uciążliwy. Powiedzmy,
że to miało rozwiać wątpliwości – stwierdziłam rozbawiona.
Przez
chwilę temat się urwał, bo mijaliśmy ludzi, a wychodząc oboje
zgodnie włożyliśmy okulary przeciwsłoneczne. Choćbym nie wiem,
jak się starała, nie byłam w stanie żałować żadnej spędzonej
z nim minuty.
-
W takim razie, do jutra – rzucił, zatrzymując się, gdy ja
wsiadałam do samochodu, dopiero gdy zauważył moje zdziwienie
dodał: - Zamówię jakąś taksówkę, czy coś.
-
Przecież mogę cię odwieźć, wiem gdzie mieszkasz – dodałam z
nieco głupią miną, na co Kaulitz wyjątkowo zrobił to samo. -
Mówiłam już, że nie spieszę się nigdzie.
-
Skoro tak stawiasz sprawę – odparł, ale widziałam ten błysk w
jego oczach.
Chwilę
potem jechaliśmy już w stronę domu, który dzielił z bliźniakiem.
Rzecz jasna starałam się o tym nie myśleć i jak na zawołanie
Bill postanowił się znowu odezwać.
-
Dobrze prowadzisz – stwierdził, na co zerknęłam na niego kątem
oka.
-
Nie lubię tego robić. Jak już wolę prowadzić sama, przynajmniej
mniej się boję, że kogoś zabiję. - Zaśmiałam się, a on mi
zawtórował.
-
W takim razie czuję się zaszczycony, że wpuściłaś mnie do auta
– rzucił, szczerząc się wesoło.
-
Podziękujesz, jak dowiozę cię w jednej części do celu!
-
Mogę... zadać niewygodne pytanie? - zapytał niespodziewanie.
Akurat
zatrzymałam się na skrzyżowaniu, więc spojrzałam na niego
wyczekująco, nie będąc pewną, co mógł wymyślić. On jednak też
przez dłuższą chwilę szukał najwyraźniej odpowiednich słów.
-
Po prostu... Hm – urwał, a ja wpatrując się w jego profil,
ledwie zorientowałam się, że mam już zielone światło. - Twoja
agentka coś wspomniała... wiesz, o zerwaniu zaręczyn, czy coś –
wybąkał wreszcie, a mnie zastanowiło, dlaczego o to pytał.
Westchnęłam
cicho.
-
Zaręczyny zostały zerwane tuż na początku zdjęć do mojego
ostatniego filmu – powiedziałam w końcu, dostrzegając, że
chłopak obrócił ku mnie twarz. - Jeszcze niedawno sądziłam, że
coś z tego jeszcze będzie, ale to już nieaktualne.
-
To znaczy? Co się stało?
Spojrzałam
na niego w jednej chwili, zaraz potem wracając szybko wzrokiem do
drogi przede mną. No, nie wierzę.
-
Naprawdę o to zapytałeś...?
-
Sorry, usmażę się w piekle za swoją wścibskość – mruknął w
odpowiedzi, a ja... nie wiedzieć czemu, uśmiechnęłam się.
-
Dopiero opowiadał mi, jak tęskni, a potem przyłapałam go w łóżku
z jakąś tępą pindą. Mówię ci... zagotowało się we mnie –
wyznałam mu wreszcie, o dziwo, czując ulgę. - Sukinsyn miał w
planach okradać mnie na rzecz tego pustactwa! Zapomniałam
sprawdzić, co z moimi błyskotkami – dodałam na koniec,
przypominając sobie o tym.
Na
szczęście zjeżdżaliśmy już na przedmieścia, gdzie stres
związany z prowadzeniem znacznie odpuszczał. Byliśmy już blisko
jego domu. Znów na niego spojrzałam i roześmiałam się, widząc
jego minę. Szeroko otwarte oczy i lekko rozchylone usta. Jego brwi
chciały chyba wskoczyć na czoło.
-
Wow – skwitował, jakby moja wypowiedź zrobiła na nim wrażenie,
a potem rozsiadł się wygodnie w siedzeniu. - Nie chciałbym być w
skórze osoby, która zajdzie ci za skórę. Obawiam się, że
powinienem martwić się o życie brata.
-
Ej! - zaśmiałam się cicho w proteście, widząc, że też cieszy
się pod nosem. - To nie było miłe. Wspominałeś coś o prawieniu
mi komplementów.
-
Sorry, postaram się lepiej na jutro przygotować – odparł z
szerokim uśmiechem, gdy zakręcałam już praktycznie pod ich bramę.
Po chwili zatrzymałam się i jakoś tak niezręcznie spojrzałam w kierunku Kaulitza. Kiedy i on się do mnie obrócił, mój puls znów zaczął szaleć. Nie pojmowałam jakim cudem on i jego brat mogą być tak podobni, jednocześnie zupełnie odwrotnie na mnie wpływając. I chociaż serce prawie mi wyskoczyło, gdy zdałam sobie sprawę, że pochyla się w moją stronę z tym półuśmieszkiem na twarzy, a w ustach mi zaschło, rozchyliłam lekko wargi, bo... ja naprawdę byłam przekonana, że mnie pocałuje. Ale on zostawił jedynie palący ślad na moim policzku i wrócił na swoje miejsce.
-
Dzięki za kawę.
-
Chyba ja to powinnam powiedzieć – odparłam, z przerażeniem
odkrywając, że zachrypłam z ekscytacji tamtą chwilą.
-
W takim razie nie ma za co. Może w takim razie jutro zaproponuję
obiad? - podsunął, przyglądając mi się uważnie.
Zastanawiałam
sobie, czy on wiedział, jak głębokie wiercił we mnie dziury tym
wzrokiem? Chwilami naprawdę nie wiedziałam, co ja plotę. I
dlaczego mnie nie pocałował? A szczególnie, od kiedy tak naprawdę
tego chciałam, skoro poczułam się tak rozczarowana, gdy się ode
mnie oddalał? I może w końcu przestanę zadawać retoryczne
pytania?
-
Może w takim razie rozważę do jutra twoją propozycję i sprawdzę,
czy mam jakiś wolny termin... w tym miesiącu.
-
Serio? To już było nie fair – prychnął, na co ja uśmiechnęłam
się wymownie.
-
W takim razie do jutra – zakończyłam tę dyskusję i tym razem
sama przysunęłam się tylko po to, żeby musnąć jego policzek. -
Miłego popołudnia.
Bill
wybąkał coś pod nosem w odpowiedzi, ale nawet nie byłam pewna w
jakim języku. Przez moment wydawało się, że sam nie wiedział, na
której części mnie zawiesić wzrok. Czułam się, jakby znowu
próbował mnie pochłonąć samą głębią swoich oczu, a potem on
odchrząknął i otworzył drzwi samochodu. Już z niego wylazł, gdy
nagle zawrócił i wsadził do środka głowę przez otwarte okno.
-
Dostanę tym razem twój numer? - zapytał, a ja mimowolnie
wyszczerzyłam się podstępnie, co widocznie mu się nie spodobało.
-
Wiesz, Kaulitz, gdybym miała wszystkim swoim fanom dawać numer
telefonu... - nie dokończyłam, puszczając mu oczko, po czym
odpaliłam silnik, a on szybko wycofał się z okna. - Pomachałam mu
jedną ręką i ruszyłam, zostawiając go tam z rozkosznym
niedowierzaniem na twarzy.
Marita
często powtarza, że mam humorki i jestem diablicą w owczej skórze.
Kiedy zerkałam w lusterko, widząc, że wciąż tam stoi i patrzy za
mną, byłam skora przyznać, że w tej legendzie również tkwi
ziarenko prawdy.
_____________________________Czy ktoś jeszcze prócz mnie nie może się doczekać ich następnego spotkania? Jeszcze nie zaczęłam tego pisać :D.
Jaaaa!Ja nie mogę się doczekać! *fanka nr 1* :D
OdpowiedzUsuńNie cierpię tego słowa, ale ten odcinek był taki... uroczy, i zrobiło mi się tak ciepło na sercu :) Normalnie jakbym oglądała scenę z jakiejś dobrej komedii romantycznej! Następny poproszę!
Pozdrawiam,
Aylieen
Halo halo,
OdpowiedzUsuńnie przeczytałam postów, ale w związku z tym, że mi o czymś przypomniałaś na moich blogach, to zostawiłam ci wiadomość na fb, a pewnie jest w podstronie wiadomości "inne" i nie widziałaś, więc piszę tu xD
A posty pewnie w swoim czasie przeczytam, więc no xD
Usuń