środa, 14 września 2016

[.4.] Live like a star

Witam :)
To tak, żebyście nie sądzili, że się obijam. Dalej dobrze się bawię, mam kolejne pomysły i zapowiada się ciekawiej niż sądziłam, zaczynając to opowiadanie *nie przyznaje się, że nie spodziewała się, żeby wyszło z tego coś ciekawego, ale poniosła ją wyobraźnia*. Tak. Właśnie.
Więc jak się podoba? ^^

Live Like A Star

4.

Co z tą kawą?

Sądziłam, że spotkanie odbędzie się w studiu albo chociaż biurze reżysera teledysku, ale nazajutrz, gdy wytrzeźwiałam i upomniałam się o adres, okazało się, że mam jechać do restauracji. Już po zaparkowaniu na pobliskim parkingu, wydało mi się, że to miejsce jest podejrzanie zatłoczone. Nie zdziwiłam się więc, gdy niespodziewanie po oczach błysnął mi flesz. Upewniłam się, że okulary dobrze leżą i skierowałam do lokalu, nieco podenerwowana. Zastanawiałam się, czy ktoś specjalnie puścił cynk, że mamy się tam pojawić, czy po prostu dotarli tu za Kaulitzem, bo akurat tego, że go tam spotkam, byłam pewna. I to najbardziej zajmowało mój umysł. Serce tłukło mi się o żebra, zanim jeszcze weszłam do środka, a tam od razu zaatakował mnie facet z obsługi.
- Pani Alicia Stack – zwrócił się do mnie. - Panowie już czekają, proszę za mną – powiedział, po czym ruszył na salę, a ja z duszą na ramieniu tuż za nim.
Już z daleka dojrzałam wysoką sylwetkę chłopaka, który najwyraźniej wracał skądś do stolika. Przez chwilę na moich ustach malował się uśmiech, ale potem dojrzałam na miejscu nie tylko jego bliźniaka, ale również resztę zespołu, o reżyserze nie wspominając. Młodszy Kaulitz zauważył, że się zbliżam, a ja obserwowałam jego minę, cały czas mając na uwadze słowa swojej agentki. Z mocnym postanowieniem wzięcia się w garść, przywołałam pogodę ducha na swoje oblicze i zaczęłam się ze wszystkimi witać, gdy tylko wskazano mi moje miejsce. Obok Billa. Jak na złość, kiedy tylko chciałam na niego spojrzeć, widziałam jego brata i ten złośliwy wyraz twarzy był na najlepszej drodze do przekonania mnie, że powinnam zrezygnować z dobrych zamiarów.

Na szczęście reżyser nie owijał w bawełnę i przedstawił nam swoją wizję. Ja tymczasem starałam się udawać, że nie dostrzegam uśmieszków, jakie posyłała sobie pozostała czwórka. Marita musiała mieć rację, w innym wypadku nie robiliby chyba takich scen. Ku mojemu zadowoleniu obeszło się bez głupich komentarzy, a Tom nie śmiał zirytować mnie bardziej niż samym swoim taksującym spojrzeniem. Domyślając się, że tu będzie, specjalnie pozostałam przy dżinsach i koszulce z nadrukiem, co by nie miał punktu do zaczepki, a to przecież był jego ulubiony temat z tego, co zauważyłam. Bill upewniał się, że nie mam nic przeciwko kolejnym scenom, ale od pewnego momentu przestałam odpowiadać, tylko gapiłam się wielkimi oczami na literki tworzące niedorzeczne według mnie słowa.
- Czy to... musi tak wyglądać? - zapytałam, dostrzegając kilka... pikantnych scen z Billem w roli głównej.
Coś ewidentnie przewracało mi się w żołądku i to nie była sałatka, którą próbowałam w międzyczasie przełknąć. Zazgrzytałam zębami, słysząc chichoty reszty zespołu, ale tym razem i ja, i Kaulitz mordowaliśmy ich wzrokiem.
- A to problem dla pani zagrać? - odbił piłeczkę zaskoczony wyraźnie reżyser, aż zrobiło mi się głupio.
Jestem aktorką, więc nie chodziło o samą scenę, a raczej o to z kim mam ją zagrać. Spojrzałam tym razem na Billa, zastanawiając się, czy to też jego sprawka, chociaż wydawało mi się, że planowali ten teledysk od dłuższego czasu. Jedynie zatrudnienie mnie musiało wyskoczyć dość spontanicznie.
- Nie, to nie problem – odparłam w końcu, a zaraz potem do moich uszu dotarło prychnięcie Toma.
Podniosłam na niego wzrok akurat, gdy otwierał usta, żeby coś powiedzieć – najpewniej jakoś mnie obrazić – ale w tej samej chwili, dostał od bliźniaka z łokcia i zamilkł, łypiąc na niego groźnie.
- Młody...
- Skończ, zanim zaczniesz – warknął na niego Bill, odwzajemniając się tym samym.
Możliwe, że mierzyliby się tak spojrzeniami jeszcze jakiś czas, gdyby reżyser nie odchrząknął i wróciliśmy do dalszego omawiania scenariusza. Młodszy z bliźniaków zdawał się natychmiast zapomnieć o złości na brata i najwyraźniej był mocno podekscytowany. Sama nie wierzyłam, że dałam tak łatwo się w to wrobić. Gdyby nie to autentyczne zdziwienie faceta, że nie podoba mi się jakaś scena, z pewnością oznajmiłabym, że na pewno można wymyślić coś lepszego.
Kiedy dotarliśmy do końca i wszystko zostało ustalone, wszyscy zgodnie zaczęliśmy się zbierać. Reżyser wyszedł pierwszy, zaraz za nim pożegnali się ze mną Georg i Gustav, od razu potem przechodząc na język niemiecki, na co uniosłam tylko wyżej brew. Tom najwyraźniej nie czuł potrzeby się do mnie odzywać, po prostu stał kawałek od stolika, czekając na swojego brata, który podnosił się niespiesznie, wrzucając do torby swoje graty.
- Rusz się może? - rzucił do niego z niezadowoloną miną, Bill jednak ledwie ogarnął go wzrokiem.
- Możesz iść. Widzimy się w domu – oznajmił mu, a ja niespodziewanie poczułam potrzebę prędkiej ewakuacji, uśmiechnęłam się do niego blado i machnęłam ręką, zawijając w stronę wyjścia.
- Nie rób z siebie pajaca, nie widzisz, że ma cię gdzieś? - wyrzucił z siebie z oburzeniem Kaulitz, a ja w tej samej chwili poczułam, że ktoś chwyta delikatnie mój nadgarstek.
Odwróciłam się odruchowo, natykając się na to gorące czekoladowe spojrzenie. Owszem, poprzedniego wieczoru po wypiciu pół litra wybornego wina myślałam o tym, że chciałabym go zobaczyć, ale... Już zobaczyłam, prawda? Ja naprawdę sobie przy nim nie ufałam. Nawet zachowanie jego brata w tej chwili nie wpływało na mnie jak zwykle.
- Masz jakieś ważne plany na teraz, czy mógłbym ci zająć chwilę? Chociaż godzinkę? - zapytał, a jego bliźniak zaklął najwyraźniej po niemiecku pod nosem i wściekły ruszył do drzwi.
Zerknęłam za nim, czując, że wszystkie włoski na karku stają mi dęba. Bill wypuścił już mój nadgarstek, ale wciąż czułam na skórze ciepło jego dotyku. Co on takiego w sobie miał, że dawałam się ogłupiać jak te wszystkie jego fanki? W końcu uśmiechnęłam się lekko, nie patrząc mu jednak w oczy.
- Właściwie nie, chyba, że moja agentka z czymś wyskoczy – odpowiedziałam mu wreszcie, zastrzegając sobie jednocześnie prawo do telefonu ratowniczego, którego procedurę Marita doskonale znała.
Ja wysyłam jej wiadomość z szybkich notatek, a ona po chwili dzwoniła krzycząc, że muszę w tej chwili zebrać się do jej biura. Kosztem było wyspowiadanie się z podbramkowej sytuacji, w jakiej akuratnie się znajdowałam.
Billowi najwyraźniej pasowała moja odpowiedź, bo zabrał tylko z krzesła swoją torbę i razem wyszliśmy z restauracji. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że kierujemy się na parking. Na dodatek przez cały czas czułam na nas czyjś wzrok. Po raz drugi tego dnia błysnął mi flesz. Nawet nie zdążyłam w porę zobaczyć, z której strony.
- Wolałabym nie zostawiać tu auta.
- To dobrze się składa, bo przyjechałem z Tomem, a jego już nie ma – odparł spokojnie Bill, puszczając mi oczko, aż znowu jakiś kawałek sałatki podskoczył mi w żołądku.
Czułam, że nabawię się przez niego niestrawności.
- Skoro dobrze się czujesz z kobietą za kierownicą – rzuciłam złośliwie, nie chcąc okazać swojego podenerwowania, po czym otworzyłam samochód i zajęłam miejsce kierowcy. Po chwili chłopak siedział tuż obok. - Więc dokąd się wybierzemy?
- W studiu, gdzie mamy salę, jest mała kawiarnia. Można tam spokojnie posiedzieć – stwierdził, zaraz potem pokazując mi na swoim telefonie adres, jakby go nie pamiętał.
Ja tymczasem obawiałam się, czy dam radę skupić się przy nim na prowadzeniu i przestrzeganiu zasad ruchu drogowego. Miałam wręcz co do tego wątpliwości, dlatego włączyłam radio i postanawiając dowieźć nas bezpiecznie na miejsce, nie odzywałam się przez całą drogę. On też nic nie mówił, tylko patrzył. Byłam pewna, że przez cały czas patrzy na profil mojej twarzy, bo kątem oka, którym go dostrzegałam, nie widziałam żadnego ruchu. W końcu zjechaliśmy do podziemnego parkingu, który mi wskazał i udaliśmy się schodami na parter budynku, gdzie znajdowała się owa kawiarnia.

Nie było tam tłoczno, ale odnosiło się wrażenie, że w każdej chwili przechodzi tędy kolejna osoba i zerka ciekawie, zastanawiając się, kogo tym razem tu zobaczy. Atmosfera panowała raczej przyjazna, a Bill już od progu machał na powitanie do barmana, który od razu przygotował dwa egzemplarze menu w przyjemnie odosobnionym zakątku baru. Nie było fajerwerków, ale mimowolnie uznałam, że chłopak ma jednak gust. Po chwili ulokowaliśmy się na wysokich i trzeba przyznać wyjątkowo wygodnych krzesłach barowych i oboje zajrzeliśmy do kart. Ja wybrałam sobie kawę z karmelem i babeczkę owocową z kremem, a on espresso i jakieś ciasto z truskawkami. Nie rozmawialiśmy dotąd od początku drogi, a jednak zachowywał się tak swobodnie, że i mi to nie przeszkadzało. Z jakiegoś powodu co chwilę się uśmiechałam.
- Jesteś bardzo zła o ten teledysk? - zapytał, na co spojrzałam na niego zaskoczona, bo naprawdę natychmiastowo zorientował się, że mogłabym, ale postanowiłam tego nie komentować. - Scenariusz był już gotowy, nikt jeszcze wtedy nie myślał o tym, kto zagra. Jestem podekscytowany, wiesz... jednak lepiej czuję się na scenie niż przed kamerami.
Zastanawiałam się, jak on to robi, że tak łatwo przychodzi mu mówienie o sobie.
- Ja jeszcze nie wiem. Póki co przed kamerą jest całkiem ciekawie. Nie, żebym robiła coś, czego nikt inny nie potrafi. Miałam po prostu w życiu fart trafiać na odpowiednie osoby, które mi zwykle pomagały ruszyć o krok dalej – tym razem to ja wydusiłam coś na swój temat.
Na moment zamilkliśmy, gdy mężczyzna podał nam zamówienia i życząc smacznego, usłużnie się zwinął.
- A teledysk? - podsunął, nie dając mi zignorować tego pytania.
- Odpowiem ci, jak już go nagramy albo w trakcie. Jeśli bardzo się wścieknę, prawdopodobnie szybko się zorientujesz.
- Często ci się to zdarza na planie zdjęciowym? - pociągnął żartobliwie.
- Niespecjalnie, właściwie chyba jeszcze nigdy – przyznałam, pozostawiając dla siebie myśl, że dotąd nie byłam zmuszona dogrywać TAKICH scenek z kimś kto... no, powiedzmy sobie wprost, robił mi sieczkę z mózgu.
- W takim razie będę dobrej myśli, najwyżej sam powiem reżyserowi...
- Nie, nie, nie – przerwałam mu, na co uniósł wyżej brew. - Wasz reżyser był na tyle bezczelny, że wjechał mi na ambicje i choćbym miała potem zapaść się pod ziemię, zagram to od początku do końca – oznajmiłam uparcie, spodziewając się, że właśnie dobiłam ostatni gwóźdź do swojej trumny.
Kaulitz jakby trochę spoważniał i na chwilę zagubiłam się w jego spojrzeniu. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, natychmiast postarałam się o przeniesienie swojej uwagi na babeczkę. Cholera. Robiło mi się duszno, gdy tak na mnie patrzył.
- W takim razie wstydzisz się mnie, czy tego, że musisz zagrać ze mną? - zapytał, a jakiś dziwny grymas pojawił się na jego twarzy.
- Chyba nie rozumiem pytania...
- Wiem, że nie cierpisz mojego brata, ale co ze mną? Raz mam wrażenie, że dobrze się bawisz w moim towarzystwie, a za chwilę mówisz coś, co daje mi do myślenia, że właściwie to jestem bardzo uciążliwy – wyjaśnił, również sięgając po łyżeczkę, żeby zająć się ciastem.
Przypomniała mi się uwaga Marity o tym, że próbuję oszukać wszystkich włącznie z sobą. Moje zachowanie doprowadzało do tego, że Bill sam nie wiedział, czy dalej powinien nawiązywać ze mną kontakt, czy raczej dać mi święty spokój. Całkiem miło, że dawał mi wybór. Widocznie nie był żadnym psychofanem.
- Raczej nie byłoby mnie tu, gdybyś rzeczywiście mi przeszkadzał – odpowiedziałam niezbyt głośno, ale to i tak pozwoliło ujrzeć mi pół uśmiechu na jego twarzy. Postanowiłam jednak sprawnie zmienić temat. - Reszta zespołu nie miała nic przeciwko mojej kandydaturze do tej roli?
- Georgowi i Gustavowi to raczej wszystko jedno. No, a Tom... jak to on.
- Chyba wzajemnie darzymy się niechęcią – zauważyłam.
- Sam jest sobie winien po tym, jak cię potraktował.
Po tych słowach znowu zapiekły mnie policzki na tamto wspomnienie. Nie mogłam tylko pojąć, jak Bill może przechodzić na porządku dziennym nad tym, że na samym początku naszej znajomości przespałam się z jego bliźniakiem. Dla mnie to byłby wystarczający powód, żeby sobie odpuścić, a jednak on nie dawał za wygraną. Doszłam do wniosku, że myślę o tym w ten sposób, bo dla mnie tamto wydarzenie było irytującą przeszkodą. Starałam się jednak odepchnąć od siebie tę kwestię. Jego bliźniaka tu nie było i miałam nadzieję nie ujrzeć go już dziś na oczy.

Nie mieliśmy problemu ze zmianą tematu, a przynajmniej on na pewno go nie miał, a ja dałam się pociągnąć jego słowom jak mała dziewczynka za rączkę i poprowadzić rozmowę dalej po jego myśli. To było naprawdę miłe, dopóki nie zaczęłam sobie zdawać sprawy, że tańczę jak mi zagra. Śmieję się, gdy on się śmieję i posyłam złośliwe spojrzenia, gdy drażni się ze mną o jakąś pierdołę. Jego charyzma pochłaniała mnie w całości. Jak do tego doszło?
Zasiedzieliśmy się tam znacznie dłużej niż godzinkę. Zdążyłam w międzyczasie wypić jeszcze jakiegoś drinka bezalkoholowego i zapomnieć o reszcie świata. Jedynie mój puls znów gnał jak szalony, gdy zdawało mi się chłopak jest stanowczo zbyt blisko i stanowczo zbyt mocno na mnie działa. Kiedy rozmawialiśmy, mogłam mu się bezkarnie przyglądać. Jego oczy wciąż skupiały moją uwagę, ale nie mogłam się oprzeć przed obrzuceniem przeciągłym spojrzeniem jego zadbanego zarostu i linii szczęki. Łapałam się na tym, że obserwuję, jak poruszają się jego usta, gdy do mnie mówił. Były bardzo... kształtne. Zdążyłam kilka razy spiec raka na myśl, że są identyczne do pewnych warg, których już kosztowałam i mogłam przysiąc, że te były równie całuśne. To wydawało mi się takie nie fair, że trafiłam wtedy nie na tego bliźniaka, co trzeba. Gdybym wtedy nie poszła z Tomem do łóżka, może po prostu poznalibyśmy się kilka dni temu na bankiecie i to wszystko byłoby prostsze?
W którymś momencie, poczułam, że w torebce wibruje mi telefon, więc wyciągnęłam go odruchowo. Zauważając jednak, że to wiadomość od Marity, postanowiłam sobie nie zawracać tym głowy. To nie mogło być nic ważnego, inaczej od razu by do mnie dzwoniła. Kiedy podniosłam znowu wzrok w stronę chłopaka, uważnie mi się przyglądał.
- Wybacz, że zająłem ci tyle czasu... - rzucił wyraźnie speszony.
Wiem, że widziałam go dopiero któryś raz na oczy, ale odniosłam wrażenie, że to dla niego nietypowe. Wydawało mi się, że znam go znacznie dłużej. I za każdym razem, gdy na niego spoglądałam, dostrzegałam coś więcej. Pokrótce nieco mnie to przerażało. Zupełnie, jakby to czekoladowe spojrzenie wysysało ze mnie rozsądek za każdym razem, gdy krzyżowało się z moim.
Nie bardzo wiedziałam w pierwszej chwili, o co właściwie chodzi, gdy zdałam sobie sprawę, że zerkałam na telefon.
- Nie, to nic – zaczęłam od razu, ale on wołał już do barmana, żeby dopisał wszystko do jego rachunku.
- Prosiłem o godzinę, a minęły ponad trzy. Jestem strasznym czasopożeraczem – stwierdził, na co ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.
Poważnie? Co on tam miał pod tą swoją seksi czupryną?
- Muszę to sobie dopisać do listy twoich wad – oznajmiłam, na co on uniósł wyżej brew.
- Serio? Masz taką?
- Oczywiście. Niestety... nie jest zbyt długa – rzuciłam w końcu, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Teraz również druga brew chłopaka poleciała ku górze, a on uśmiechał się, jednocześnie zaskoczony i zadowolony tym, co usłyszał. Ale ja chyba byłam bardziej zdziwiona. Czyżbym znowu powiedziała coś, bo on chciał, żeby tak było? A może znowu próbujesz się migać? - podsunął złośliwy głosik w mojej głowie, przy czym uznałam, że ma niepokojąco podobną barwę głosu do Marity. W końcu na wpół świadomie przygryzłam wargę. Pierwszy raz widziałam, żeby ta gorąca czekolada tak błyszczała. Poczułam znajome ciepło rozprzestrzeniające się po moim ciele. Kiedy się cieszył, bardziej przypominał tego wymalowanego nastolatka, którego pamiętałam jeszcze ze zdjęć w Internecie. Boże, chciałam więcej go takiego oglądać, chociaż właśnie zbieraliśmy się do wyjścia.
- Powiem więcej – podjęłam po chwili. - Mam jeszcze jedną listę, ale chyba przestałam nadążać za jej uzupełnianiem.
Dosłownie nie mogłam w to uwierzyć, ale na twarzy chłopaka przez ułamek sekundy pojawiło się zmieszanie, a potem na jego policzkach wykwitły piękne rumieńce. Nie chciało mi się wierzyć, że udało mi się go zawstydzić. Podniósł zamkniętą dłoń do ust i odchrząknął znaczą.
- To chyba ja powinienem prawić ci komplementy? - rzucił złośliwie, na co wzruszyłam ramionami, niechętnie odwracając od niego wzrok, żeby skierować się do drzwi.
- Nie tak dawno martwiłeś się, że jesteś uciążliwy. Powiedzmy, że to miało rozwiać wątpliwości – stwierdziłam rozbawiona.
Przez chwilę temat się urwał, bo mijaliśmy ludzi, a wychodząc oboje zgodnie włożyliśmy okulary przeciwsłoneczne. Choćbym nie wiem, jak się starała, nie byłam w stanie żałować żadnej spędzonej z nim minuty.
- W takim razie, do jutra – rzucił, zatrzymując się, gdy ja wsiadałam do samochodu, dopiero gdy zauważył moje zdziwienie dodał: - Zamówię jakąś taksówkę, czy coś.
- Przecież mogę cię odwieźć, wiem gdzie mieszkasz – dodałam z nieco głupią miną, na co Kaulitz wyjątkowo zrobił to samo. - Mówiłam już, że nie spieszę się nigdzie.
- Skoro tak stawiasz sprawę – odparł, ale widziałam ten błysk w jego oczach.
Chwilę potem jechaliśmy już w stronę domu, który dzielił z bliźniakiem. Rzecz jasna starałam się o tym nie myśleć i jak na zawołanie Bill postanowił się znowu odezwać.
- Dobrze prowadzisz – stwierdził, na co zerknęłam na niego kątem oka.
- Nie lubię tego robić. Jak już wolę prowadzić sama, przynajmniej mniej się boję, że kogoś zabiję. - Zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
- W takim razie czuję się zaszczycony, że wpuściłaś mnie do auta – rzucił, szczerząc się wesoło.
- Podziękujesz, jak dowiozę cię w jednej części do celu!
- Mogę... zadać niewygodne pytanie? - zapytał niespodziewanie.
Akurat zatrzymałam się na skrzyżowaniu, więc spojrzałam na niego wyczekująco, nie będąc pewną, co mógł wymyślić. On jednak też przez dłuższą chwilę szukał najwyraźniej odpowiednich słów.
- Po prostu... Hm – urwał, a ja wpatrując się w jego profil, ledwie zorientowałam się, że mam już zielone światło. - Twoja agentka coś wspomniała... wiesz, o zerwaniu zaręczyn, czy coś – wybąkał wreszcie, a mnie zastanowiło, dlaczego o to pytał.
Westchnęłam cicho.
- Zaręczyny zostały zerwane tuż na początku zdjęć do mojego ostatniego filmu – powiedziałam w końcu, dostrzegając, że chłopak obrócił ku mnie twarz. - Jeszcze niedawno sądziłam, że coś z tego jeszcze będzie, ale to już nieaktualne.
- To znaczy? Co się stało?
Spojrzałam na niego w jednej chwili, zaraz potem wracając szybko wzrokiem do drogi przede mną. No, nie wierzę.
- Naprawdę o to zapytałeś...?
- Sorry, usmażę się w piekle za swoją wścibskość – mruknął w odpowiedzi, a ja... nie wiedzieć czemu, uśmiechnęłam się.
- Dopiero opowiadał mi, jak tęskni, a potem przyłapałam go w łóżku z jakąś tępą pindą. Mówię ci... zagotowało się we mnie – wyznałam mu wreszcie, o dziwo, czując ulgę. - Sukinsyn miał w planach okradać mnie na rzecz tego pustactwa! Zapomniałam sprawdzić, co z moimi błyskotkami – dodałam na koniec, przypominając sobie o tym.
Na szczęście zjeżdżaliśmy już na przedmieścia, gdzie stres związany z prowadzeniem znacznie odpuszczał. Byliśmy już blisko jego domu. Znów na niego spojrzałam i roześmiałam się, widząc jego minę. Szeroko otwarte oczy i lekko rozchylone usta. Jego brwi chciały chyba wskoczyć na czoło.
- Wow – skwitował, jakby moja wypowiedź zrobiła na nim wrażenie, a potem rozsiadł się wygodnie w siedzeniu. - Nie chciałbym być w skórze osoby, która zajdzie ci za skórę. Obawiam się, że powinienem martwić się o życie brata.
- Ej! - zaśmiałam się cicho w proteście, widząc, że też cieszy się pod nosem. - To nie było miłe. Wspominałeś coś o prawieniu mi komplementów.
- Sorry, postaram się lepiej na jutro przygotować – odparł z szerokim uśmiechem, gdy zakręcałam już praktycznie pod ich bramę.

Po chwili zatrzymałam się i jakoś tak niezręcznie spojrzałam w kierunku Kaulitza. Kiedy i on się do mnie obrócił, mój puls znów zaczął szaleć. Nie pojmowałam jakim cudem on i jego brat mogą być tak podobni, jednocześnie zupełnie odwrotnie na mnie wpływając. I chociaż serce prawie mi wyskoczyło, gdy zdałam sobie sprawę, że pochyla się w moją stronę z tym półuśmieszkiem na twarzy, a w ustach mi zaschło, rozchyliłam lekko wargi, bo... ja naprawdę byłam przekonana, że mnie pocałuje. Ale on zostawił jedynie palący ślad na moim policzku i wrócił na swoje miejsce.
- Dzięki za kawę.
- Chyba ja to powinnam powiedzieć – odparłam, z przerażeniem odkrywając, że zachrypłam z ekscytacji tamtą chwilą.
- W takim razie nie ma za co. Może w takim razie jutro zaproponuję obiad? - podsunął, przyglądając mi się uważnie.
Zastanawiałam sobie, czy on wiedział, jak głębokie wiercił we mnie dziury tym wzrokiem? Chwilami naprawdę nie wiedziałam, co ja plotę. I dlaczego mnie nie pocałował? A szczególnie, od kiedy tak naprawdę tego chciałam, skoro poczułam się tak rozczarowana, gdy się ode mnie oddalał? I może w końcu przestanę zadawać retoryczne pytania?
- Może w takim razie rozważę do jutra twoją propozycję i sprawdzę, czy mam jakiś wolny termin... w tym miesiącu.
- Serio? To już było nie fair – prychnął, na co ja uśmiechnęłam się wymownie.
- W takim razie do jutra – zakończyłam tę dyskusję i tym razem sama przysunęłam się tylko po to, żeby musnąć jego policzek. - Miłego popołudnia.
Bill wybąkał coś pod nosem w odpowiedzi, ale nawet nie byłam pewna w jakim języku. Przez moment wydawało się, że sam nie wiedział, na której części mnie zawiesić wzrok. Czułam się, jakby znowu próbował mnie pochłonąć samą głębią swoich oczu, a potem on odchrząknął i otworzył drzwi samochodu. Już z niego wylazł, gdy nagle zawrócił i wsadził do środka głowę przez otwarte okno.
- Dostanę tym razem twój numer? - zapytał, a ja mimowolnie wyszczerzyłam się podstępnie, co widocznie mu się nie spodobało.
- Wiesz, Kaulitz, gdybym miała wszystkim swoim fanom dawać numer telefonu... - nie dokończyłam, puszczając mu oczko, po czym odpaliłam silnik, a on szybko wycofał się z okna. - Pomachałam mu jedną ręką i ruszyłam, zostawiając go tam z rozkosznym niedowierzaniem na twarzy.

Marita często powtarza, że mam humorki i jestem diablicą w owczej skórze. Kiedy zerkałam w lusterko, widząc, że wciąż tam stoi i patrzy za mną, byłam skora przyznać, że w tej legendzie również tkwi ziarenko prawdy.
_____________________________
Czy ktoś jeszcze prócz mnie nie może się doczekać ich następnego spotkania? Jeszcze nie zaczęłam tego pisać :D.


3 komentarze:

  1. Jaaaa!Ja nie mogę się doczekać! *fanka nr 1* :D
    Nie cierpię tego słowa, ale ten odcinek był taki... uroczy, i zrobiło mi się tak ciepło na sercu :) Normalnie jakbym oglądała scenę z jakiejś dobrej komedii romantycznej! Następny poproszę!

    Pozdrawiam,
    Aylieen

    OdpowiedzUsuń
  2. Halo halo,
    nie przeczytałam postów, ale w związku z tym, że mi o czymś przypomniałaś na moich blogach, to zostawiłam ci wiadomość na fb, a pewnie jest w podstronie wiadomości "inne" i nie widziałaś, więc piszę tu xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A posty pewnie w swoim czasie przeczytam, więc no xD

      Usuń

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.