niedziela, 18 września 2016

[.6.] Live like a star

Halo! ^^
Wiecie, co? Mam już za sobą 10 część, coraz więcej pomysłów na to opowiadanie, ale nie jestem przekonana, czy bohaterowie by się ucieszyli, gdyby wiedzieli, co ich czeka ;>.
Ale to w przyszłości. Póki co zapraszam na kolejną część, mam nadzieję, że się spodoba :D.

Aylieen - Coś czuję, że Tom nie raz jeszcze zaskoczy Cię w tym opowiadaniu ;>

derlon76 - Cieszę się, że zdołałam Cię skusić nawet czymś innym niż twc :D Jest duża różnica w pisaniu jednego a drugiego i jakoś mam ochotę na ten układ xD, więc miło, że jesteś zainteresowana ;> A co do Toma... Kto wie? Obecnie chłopak ma spory problem, przede wszystkim ze sobą. Mogę zdradzić, że tamta dwójka nie zna dnia ani godziny... ;> Ja i moja wena dziękujemy za życzenia :*



Live Like A Star
6.
Staliśmy tak naprzeciw siebie, mierząc się spojrzeniami i miałam szczerą ochotę złapać go za te durne kudły, a potem utopić w sedesie. Jakim prawem wpadał do mojego mieszkania i śmiał mnie obrażać?! Tak okrutnie go nienawidziłam, że dosłownie mdliło mnie od jego obecności.
- Masz się odwalić od Billa, czy to jasne? - warknął w końcu w moją stronę, na co uniosłam kpiąco brew. - Zabraniam ci pogrywać sobie z nim.
- To ON wciąż stara się ze mną umawiać, nie na odwrót – uprzytomniłam mu. - Nie masz tu nic do powiedzenia, więc wyjdź stąd i oby to była twoja ostatnia wizyta!
- To, że jest zaślepionym idiotą, nie znaczy, że pozwolę ci go wykorzystywać, czy to do ciebie dociera?! Mój brat nie będzie spotykał się z dziw...
Tego zdania również nie pozwoliłam mu dokończyć, a plaśnięcie o jego policzek było chyba dwa razy głośniejsze niż poprzednio. Kaulitz złapał się za twarz i zaklął po niemiecku. W jednej chwili, gdy podniósł rozjuszony wzrok byłam przekonana, że zaraz się na mnie rzuci i zabije. Zrobiło mi się słabo, ale on opanował się w końcu i cofnął unoszącą się w jakimś odruchu rękę. Zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście o mało mnie nie uderzył i naprawdę się przeraziłam. W oczach stanęły mi niemal łzy, jedynie głęboki oddech uratował mnie przed tym nieszczęściem. Musiał w tamtej chwili doskonale zdawać sobie sprawę, że się go boję.
- Pożałujesz, jeśli mnie nie posłuchasz. Znajdź sobie innego kretyna, na którym będziesz robiła karierę.
- Jesteś chory – skwitowałam cicho, zdając sobie sprawę, że założyłam ręce w zamkniętej postawie, serce waliło mi ze strachu. - Co mi zrobisz? Wtłuczesz mi? Powiesz komuś, że z tobą spałam? Bo najwyraźniej nastawianie brata przeciwko mnie zupełnie ci nie wychodzi. Jesteś bezsilny ze swoją chęcią wpieprzenia się w nasze życie, pogódź się z tym – powiedziałam mimo wszystko najbardziej opanowanym tonem na jaki było mnie stać. - A teraz zniknij stąd.
- Mylisz się, to ty się nam wpieprzasz do życia – syknął i po chwili byłam już sama.
Zamknęłam oczy i przełknęłam gęste ohydztwo, w które uformowała się moja ślina. Miałam sucho w gardle. Na raz wypiłam trzymaną wciąż w ręku lampkę wina. Cała się trzęsłam z nerwów, gdy usiadłam na kanapie i zaczęłam grzebać w torebce. Z tego wszystkiego nie mogłam znaleźć swojego telefonu. Przymknęłam powieki, wzięłam kolejny głęboki oddech i zajrzałam jeszcze raz. Jest. Zamierzałam zadzwonić do Mariny. Niedawno zmieniałam telefon, więc jeszcze nie miałam ustawionego szybkiego wybierania, jednak wśród ostatnich kontaktów ujrzałam jedno nowe imię i coś mnie zabolało. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę widzieć się z przyjaciółką. Wybrałam więc numer i z mocno bijącym sercem czekałam, aż po drugiej stronie odezwie się głoś.
- Halo? - dotarło do mnie zaskoczone zapytanie. - Alicia?
- Tak. Czy... mógłbyś do mnie przyjechać? - zapytałam, nie dając jednak rady opanować na koniec płaczliwej nuty.
Zacisnęłam mocno zęby.
- Coś się stało? Al'y, czy ty płaczesz? - wyrzucił z siebie natychmiast spanikowany.
Słysząc to jego zdrobnienie, poczułam ucisk w klatce piersiowej i naprawdę zaczęłam płakać. Cholera, nie teraz.
- Możesz przyjechać? Wyślę ci adres – powiedziałam, czując, że nie dam rady teraz z nim rozmawiać, potrzebowałam się uspokoić.
- Dobrze. Będę najprędzej jak się da.
- Dzięki.
Rozłączyłam się po tym i wysłałam mu dokładny adres. Gdy odkładałam telefon na ławę, drżały mi ręce. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Starszy Kaulitz zupełnie wytrącił mnie swoją postawą z równowagi. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nawet nie chodziło o to, żeby poskarżyć się na niego Billowi, nie chciałam być sama. Nie chciałam też słuchać przyjaciółki, która zwyzywałaby go od najgorszych, przekonując mnie, że on nie ma racji, ale dlaczego ona miałaby znać prawdę? Była nieobiektywna, zupełnie nieobiektywna, znałam jej zdanie, nie potrzebowałam tego od niej usłyszeć. Istniała tylko jedna osoba, która mogła odpowiedzieć na to bolące mnie pytanie i chociaż byłam przerażona, że zaraz tu będzie, nie zniosłabym dłużej tego uczucia. Bałam się również powodu, dla którego ta sprawa tak bardzo mnie obchodziła. Zupełnie zgubiłam się w tym jego spojrzeniu. Zaginęłam i wcale nie chciałam się odnaleźć, a samo to uczucie było przepełnione niepewnością. Nikt nie wiedział, co może przynieść, a ja tak bardzo przywykłam do bezpiecznej wymówki narzeczeństwa z Criegiem, że nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Zbyt długo oszukiwałam się, że „może być” w moim życiu osobistym wystarczy.
Poderwałam się z kanapy, gdy po niespełna pół godziny ktoś znów zapukał do drzwi. Miałam miękkie nogi i musiałam wziąć się w garść, żeby ruszyć się z miejsca. W końcu podeszłam po drodze do lustra, otarłam twarz i uznając, że to najwyraźniej już, niepewnie otworzyłam drzwi przed młodszym Kaulitzem. Patrzył na mnie dużymi, zmartwionymi oczyma i przez dłuższą chwilę żadne z nas nie było w stanie wydusić z siebie słowa. Cofnęłam się więc, żeby zrobić mu przejście. Zamknęłam mieszkanie na zamek, gdy tylko mnie minął i spojrzałam na niego, czując, że jeśli nie przestanie się tak gapić, zaraz znów się rozkleję.
- Wejdź – odezwałam się w końcu, wskazując mu na salon, jednak niewiele go to obeszło.
Zbliżył się do mnie jednym krokiem tych swoich długich nóg i złapał w dłonie moje policzki, nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, poczułam jego zniewalający zapach i wargi dotykające moich. To był krótki i niezbyt natarczywy pocałunek, po którym zatrzymał się blisko mojej twarzy, znowu pozwalając mi na moment zapomnieć o wszystkim, prócz jego oczu. Gdy w nie patrzyłam, nie pamiętałam nie tylko języka w gębie, ale nawet jak się nazywam.
- Płakałaś, jestem pewien. Co się stało? - zapytał cichym, kojącym głosem, a ja otwierałam już usta, żeby powiedzieć mu o wizycie jego brata, ale... nie mogłam.
Jeszcze nie teraz.
- Przyjechałeś autem? Wybacz, ale potrzebuję się napić – oznajmiłam cicho, gdy wreszcie przypomniałam sobie, jak się mówi.
- Chętnie wypiję lampkę – odparł po chwili, na co uniosłam brew.
- Skąd...? - chciałam zapytać, oglądając się przez ramię, ale nim zdążyłam skończyć, on oblizał powoli dolną wargę i już wiedziałam, co powie.
- Smakujesz winem.
Och, nie rób mi tego – pomyślałam, przełykając znów nerwowo ślinę. Dlaczego on tak prowokował, gdy ja dopiero nasłuchałam się od jego bliźniaka od dziwek?
Nie odpowiedziałam mu, tylko podeszłam do barku po drugą lampkę i nalałam do niej trunku, podając mu go, gdy tylko dołączył do mnie w salonie. Zauważyłam, że zdjął swoje buciory i uśmiechnęłam się lekko, dochodząc do wniosku, że zrobił się jakby ciut niższy, ale i tak musiałam zadzierać głowę do góry. Moje metr sześćdziesiąt miał na to swój wpływ.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało? - zapytał znów, zanim upił pierwszy łyk wina.
- Chcę powiedzieć ci o sobie kilka rzeczy, które powinny pozostać między nami i chcę, żebyś się zastanowił, czy na pewno chcesz... kontynuować naszą znajomość w ten sposób – powiedziałam wreszcie, wyjątkowo starając się uważać na słowa.
Rzecz jasna ani przez chwilę na niego nie patrzyłam. Sama miałam już też swoją kolejną porcję alkoholu i niespiesznie tym razem ją w siebie wlewałam.
Chłopak był wyraźnie zaniepokojony moją zapowiedzią monologu, którego zapewne będzie musiał wysłuchać. Musiałam po prostu to zrobić. Inaczej nie wytrzymałabym ze sobą i z tym, co działo się ze mną w jego pobliżu. A kolejnego dnia przy nagrywaniu teledysku najpewniej całkiem odeszłabym od zmysłów, o ile w ogóle dałabym radę to zrobić. Spodziewałam się raczej, że dałabym stamtąd nogę na widok Toma, a byłam w tamtej chwili pewna, że on się tam pojawi. Był tylko jeden sposób, żeby oszczędzić sobie tego wstydu i siedział właśnie obok mnie. Jednak on również zamierzał mnie zaskoczyć. Zobaczyłam, że tym razem w nerwowym odruchu zwilża wargę i znów podniosłam wzrok na jego oczy.
- Powiedz mi... czy to o czym będziemy rozmawiać ma coś wspólnego z tym, że w drodze tutaj minąłem się z bratem? - zapytał spokojnie, a ja poczułam tylko, że krew tym razem odpływa mi z twarzy.
Musiałam mocno zblednąć. A on znowu to robił. Niszczył moje plany i zupełnie przejmował kontrolę nad rozmową, chociaż bardzo zależało mi, żeby zrobić to po swojemu, a o tej kłótni nie wspominać mu wcale, ewentualnie wspomnieć na koniec. Ale oczywiście nie mógł mi na to pozwolić. Nawet nie odpowiedziałam.
- Był tutaj? - zadał kolejne pytanie, na które tym razem bardzo delikatnie i jeszcze bardziej niechętnie pokiwałam głową. - Kurwa – warknął natychmiast najwyraźniej wściekły, przeciągając to słowo tak, że przeszły mnie dreszcze.
Potem przymknął oczy i z głupią miną wziął głęboki oddech. Jego techniki uspokajania się wyglądały bardzo podobnie do moich.
- Al'y, cokolwiek powiedział... Przepraszam cię za niego...
- Nie po to chciałam, żebyś przyjechał – przerwałam, a on spojrzał na mnie wyczekująco. - Chrzanić to, że mu coś nie pasuje. Dość wyraźnie mu to wyjaśniłam. Mimo to sądzę, że będę zupełnie fair wobec ciebie dopiero, gdy powiem ci... to wszystko – wydukałam, widząc, że odstawia wino i zbliża się do mnie.
Dotknął zewnętrzną częścią dłoni mojego policzka, a potem delikatnie złapał mnie za brodę, żebym spojrzała mu w oczy, chociaż moje serce przypominało gołębia próbującego nawiać z klatki, a oczy spodki od filiżanki.
- Wcale nie chcę, żebyś była idealna i zawsze fair wobec mnie, bo wiem, że ja też nie dam rady taki być. Chcę cię poznawać i dowiadywać się od ciebie kolejnych rzeczy, które będziesz chciała mi opowiedzieć, ale nie dlatego, że wydaje ci się, iż to mi się to nie spodoba.
- A nie jest tak, że niektóre rzeczy lepiej powiedzieć od razu, żeby druga osoba potem się nie zawiodła? - odezwałam się, opanowując się nieco i pozwoliłam, żeby ciepło jego dotyku rozprzestrzeniało się, gdzie tylko zechce.
- A nie jest tak, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal? Tak ogólnie, o ile nie próbujesz mi powiedzieć czegoś w rodzaju, że przywykłaś żyć w trójkącie albo nie wiem... nie uprawiasz seksu przed ślubem?, to właściwie nieistotne i może wyjść przy okazji, jeśli zajdzie taka potrzeba – stwierdził, a ja mimowolnie wybuchłam śmiechem i walnęłam go w ramię.
Pajac!
- Więc to jest najważniejsze? Seks przed ślubem? - wyrzuciłam rozbrojona już z całej chęci spowiadania mu się ze swojego życia.
- Ej, nic takiego nie powiedziałem, dobrze? - Śmiał się. - Po prostu uznałem, że to informacja, którą byłoby dobrze usłyszeć naprzód, zanim któregoś dnia mnie poniesie. Najważniejsze jest to, że od jakiegoś czasu nie mogę znieść myśli, że ktoś mógłby... Hm, wolałbym mieć cię dla siebie, o ile będzie to dla ciebie równie nieszkodliwe jak moja obecność – powiedział wreszcie, doprowadzając mnie dosłownie do palpitacji serca.
Czy on właśnie powiedział, że chciałby być ze mną? I chciał mnie na wyłączność? I przepraszam, co miało znaczyć, że „któregoś dnia go poniesie”? Szczególnie „któregoś dnia”! To było niemożliwe, żebym działała na niego tak samo, jak on na mnie. W innym razie już dawno skończylibyśmy w sypialni albo innym miejscu, w którym dość komfortowo można się do siebie dopaść. Jeśli po pijaku uznałam, że jego brat ma zwierzęcy magnetyzm, to Bill musiał być stuprocentowym magnesem wyspecjalizowanym do przyciągania MNIE. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Niemniej nie mogłam po prostu stać tam i zachowywać się, jak idiotka.
- To niewykonalne – oznajmiłam poważnie, co na moment zbiło go z tropu. - Ty i nieszkodliwość? Przecież to przeciwności – dodałam, kręcąc głową, jakby to było oczywiste.
W jednej chwili na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, a ja chłonęłam spojrzeniem te wargi z myślą, że skoro już raz mnie pocałował, nie powinien się specjalnie krępować przed zrobieniem tego ponownie.
- I jak tu nie zwariować na twoim punkcie? - mruknął,jakby naprawdę się nad tym zastanawiał, ale tym razem zupełnie już nie miałam siły znaleźć właściwej odpowiedzi.
Przynajmniej tak sądziłam przez kilka pierwszych sekund, gdy stałam z rozchylonymi lekko wargami, zupełnie zagubiona w innym wymiarze.
- Widzę, że praca domowa odrobiona. Nauczyłeś się prawić komplementy.
- Miałem dobrą nauczycielkę.
- Kim ty jesteś i co robisz w moim życiu? - zapytałam ze zmrużonymi powiekami, nie mogąc się powstrzymać w atmosferze, jaka zapanowała, a ja doskonale wiedziałam, że to jego sprawka.
W odpowiedzi Bill na początek objął mnie ramieniem w pasie i poczułam, jak przechodzą mnie dreszcze. Zrobił minę, jakby mocno nad czymś myślał.
- Chyba kimś w rodzaju psychofana. Właśnie spełniają się moje marzenia, mam farta – stwierdził, zupełnie pogrążając mnie w wypiekach.
Arrr, nie cierpiałam tak stać, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa. Znów podniósł moją brodę, żebym spojrzała mu w oczy, jakbym była mało zagubiona w tym, że jest tu tak blisko i mówi te wszystkie, o matko, rzeczy.
- Sądziłem, że specjalistka od komplementów będzie do nich bardziej przyzwyczajona – rzucił, uśmiechając się z rozbawieniem.
- Jeśli nie przestaniesz, wkrótce cię stąd wygonię – oznajmiłam lekko zachrypniętym głosem.
Chłopak miał minę, jakby zrozumiał, że w przeciwnym razie może zostać i śmiejąc się, uwolnił mnie z objęcia, wracając na kanapę. Przez chwilę wahałam się, czy nie uciec na fotel, ale tak naprawdę wiedziałam, że wcale nie chcę już uciekać. Opadłam więc tuż obok niego i napiłam się wina. Więc tak to miało wyglądać? I naprawdę nic innego nie miało znaczenia? W jaki sposób w tamtej chwili w to wierzyłam? Oparłam się wygodnie o oparcie i spojrzałam na niego, czując przyjemną bezkarność i przyzwolenie na, przyglądanie mu się do woli, gdy robił to samo.
- A co z...?
- Nieważne – przerwał mi, jakby doskonale wiedział, że próbuję zapytać o jego brata. - Nie powinnaś w ogóle o tym myśleć. Jutro mamy nagranie, nie wiem, jak ty, ale ja nie mogę się doczekać.
- Może... - mruknęłam, uśmiechając się wymownie pod nosem.
- Uspokoiłaś się – zauważył głośno, na co ja faktycznie odetchnęłam, jak na potwierdzenie. - Zaskoczyłaś mnie, ale cieszę się, że zadzwoniłaś akurat do mnie. A Tomowi dam popalić, więc nie martw się, nie zbliży się do ciebie więcej.
- Nie powinieneś kłócić się z nim z mojego powodu.
- Nie mogę mu pozwolić, żeby się tak zachowywał – odparł nieco agresywnie, co nieco mnie zaskoczyło. - Nie złość się, że o nim mówię. Wydaje mi się, że on już sam nie cierpi tego, co robi, dlatego tak wkurza go wszystko, co ma z tym coś wspólnego. Powinien najpierw poradzić sobie z sobą, zanim zacznie kogoś oceniać.
- Wiesz, w końcu nawet wasz menadżer przekonywał mnie do teledysku ze względu na korzyści choćby z samych spekulacji o naszym romansie – podsunęłam, na co posłał mi lekceważące spojrzenie.
- Całą sobą pokazywałaś, że nie masz na to najmniejszej ochoty, a wiedział, że zależy mi na wymówce spotkania cię. Dręczyłem go o to od kiedy przyjechał po mnie i Toma po bankiecie. To była wymówka.
- Ale prawdziwa.
- Ale czy to cokolwiek zmienia? - zapytał w końcu, wzruszając ramionami. - I twoja, i moja kariera na tym skorzysta. Będziemy się dobrze bawić, media będą się cieszyć i kogo to właściwie obchodzi? Przecież zadzwoniłaś po mnie, żebym zdecydował, czy chcę być z tobą bez względu na coś tam – przewrócił oczyma, jakby to naprawdę była bzdura. - To działa obopólnie, Al'y, więc Tom może sobie co najwyżej wymyślić, że oboje się wykorzystujemy, ale to przecież idiotyzm. Na tym polega związek dwóch osób, żeby wzajemnie się wspierać.
Z-związek? Osz...
- Matko, ile ty gadasz... - rzuciłam na głoś, nie mogąc ogarnąć natłoku myśli, który zebrał się pod wpływem wszystkiego, co dziś mówił.
Bill natomiast zupełnie zdębiał, jakbym co najmniej powiedziała mu, że to tylko taki żart i właściwie niepotrzebnie się produkował. Ale widząc jego minę, zaśmiałam się i jego twarz też złagodniała. Przetarł twarz dłonią i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Przysięgam, że kiedyś przyprawisz mnie o zawał.
W sobie tylko znany sposób chłopak odciągnął mnie od głównego tematu naszego spotkania i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim po trochu, śmiejąc się, trochę wspominając. Obiad raczej nam nie wypalił, ale wieczór spędziliśmy zapatrzeni w siebie i chociaż niechętnie się z nim żegnałam, wiedziałam, że następnego dnia zobaczę go na planie teledysku i byłam spokojna.
- Zadzwonię, jeśli uda mi się nie popełnić morderstwa, żeby sprawdzić, czy nie świrujesz.
- Że niby co? - zdumiałam się.
- H I S T E R Y C Z K A – przeliterował mi złośliwie, a po chwili był już za drzwiami. Właśnie miałam go opieprzyć, gdy pochylił się gwałtownie, na moment wpił w moje wargi i w jednej chwili uciekł.

Tym razem to jemu udało się zostawić mnie z opadającą szczęką. I płonącymi ustami.

2 komentarze:

  1. Widzę, że Tom ma zadatki na damskiego boksera. Albo się wściekł, bo zrozumiał, że Aly jednak mu się podoba i teraz jest zazdrosny, bo ona jest na dobrej drodze do związku z Billem - a on coraz śmielej sobie poczyna z Alicią, cała sytuacja wygląda tak, jakby przy każdym spotkaniu zaraz mieli się na siebie rzucić, haha (i na to czekam, bo wytworzyłaś między nimi taką chemię, że to nieuniknione :D).
    Jak zwykle super, czekam na następny rozdział.

    Pozdrawiam,
    Aylieen

    OdpowiedzUsuń
  2. Bill jest konkretny, miał ochotę ją pocałować i pocałował wcale nie zważając na to co ona na to powie. Co do Toma, to pewnie uszy mu zwiędną jak Bill wróci do domu. Ciekawa jestem jak się będzie tłumaczył.
    Fajnie opisujesz Billa, jak się to czyta ma się wrażenie, że on naprawdę możne być właśnie taki.
    No nic, czekam na kolejny rozdał.
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
20759562 - tu możesz się dowiedzieć wszystkiego. samozwance@op.pl - tu do mnie mów.