Wiecie, co? Mam już za sobą 10 część, coraz więcej pomysłów na to opowiadanie, ale nie jestem przekonana, czy bohaterowie by się ucieszyli, gdyby wiedzieli, co ich czeka ;>.
Ale to w przyszłości. Póki co zapraszam na kolejną część, mam nadzieję, że się spodoba :D.
Aylieen - Coś czuję, że Tom nie raz jeszcze zaskoczy Cię w tym opowiadaniu ;>
derlon76 - Cieszę się, że zdołałam Cię skusić nawet czymś innym niż twc :D Jest duża różnica w pisaniu jednego a drugiego i jakoś mam ochotę na ten układ xD, więc miło, że jesteś zainteresowana ;> A co do Toma... Kto wie? Obecnie chłopak ma spory problem, przede wszystkim ze sobą. Mogę zdradzić, że tamta dwójka nie zna dnia ani godziny... ;> Ja i moja wena dziękujemy za życzenia :*
Live
Like A Star
6.
Staliśmy
tak naprzeciw siebie, mierząc się spojrzeniami i miałam szczerą
ochotę złapać go za te durne kudły, a potem utopić w sedesie.
Jakim prawem wpadał do mojego mieszkania i śmiał mnie obrażać?!
Tak okrutnie go nienawidziłam, że dosłownie mdliło mnie od jego
obecności.
-
Masz się odwalić od Billa, czy to jasne? - warknął w końcu w
moją stronę, na co uniosłam kpiąco brew. - Zabraniam ci pogrywać
sobie z nim.
-
To ON wciąż stara się ze mną umawiać, nie na odwrót –
uprzytomniłam mu. - Nie masz tu nic do powiedzenia, więc wyjdź
stąd i oby to była twoja ostatnia wizyta!
-
To, że jest zaślepionym idiotą, nie znaczy, że pozwolę ci go
wykorzystywać, czy to do ciebie dociera?! Mój brat nie będzie
spotykał się z dziw...
Tego
zdania również nie pozwoliłam mu dokończyć, a plaśnięcie o
jego policzek było chyba dwa razy głośniejsze niż poprzednio.
Kaulitz złapał się za twarz i zaklął po niemiecku. W jednej
chwili, gdy podniósł rozjuszony wzrok byłam przekonana, że zaraz
się na mnie rzuci i zabije. Zrobiło mi się słabo, ale on opanował
się w końcu i cofnął unoszącą się w jakimś odruchu rękę.
Zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście o mało mnie nie uderzył i
naprawdę się przeraziłam. W oczach stanęły mi niemal łzy,
jedynie głęboki oddech uratował mnie przed tym nieszczęściem.
Musiał w tamtej chwili doskonale zdawać sobie sprawę, że się go
boję.
-
Pożałujesz, jeśli mnie nie posłuchasz. Znajdź sobie innego
kretyna, na którym będziesz robiła karierę.
-
Jesteś chory – skwitowałam cicho, zdając sobie sprawę, że
założyłam ręce w zamkniętej postawie, serce waliło mi ze
strachu. - Co mi zrobisz? Wtłuczesz mi? Powiesz komuś, że z tobą
spałam? Bo najwyraźniej nastawianie brata przeciwko mnie zupełnie
ci nie wychodzi. Jesteś bezsilny ze swoją chęcią wpieprzenia się
w nasze życie, pogódź się z tym – powiedziałam mimo wszystko
najbardziej opanowanym tonem na jaki było mnie stać. - A teraz
zniknij stąd.
-
Mylisz się, to ty się nam wpieprzasz do życia – syknął i po
chwili byłam już sama.
Zamknęłam
oczy i przełknęłam gęste ohydztwo, w które uformowała się moja
ślina. Miałam sucho w gardle. Na raz wypiłam trzymaną wciąż w
ręku lampkę wina. Cała się trzęsłam z nerwów, gdy usiadłam na
kanapie i zaczęłam grzebać w torebce. Z tego wszystkiego nie
mogłam znaleźć swojego telefonu. Przymknęłam powieki, wzięłam
kolejny głęboki oddech i zajrzałam jeszcze raz. Jest. Zamierzałam
zadzwonić do Mariny. Niedawno zmieniałam telefon, więc jeszcze nie
miałam ustawionego szybkiego wybierania, jednak wśród ostatnich
kontaktów ujrzałam jedno nowe imię i coś mnie zabolało. Zdałam
sobie sprawę, że nie chcę widzieć się z przyjaciółką.
Wybrałam więc numer i z mocno bijącym sercem czekałam, aż po
drugiej stronie odezwie się głoś.
-
Halo? - dotarło do mnie zaskoczone zapytanie. - Alicia?
-
Tak. Czy... mógłbyś do mnie przyjechać? - zapytałam, nie dając
jednak rady opanować na koniec płaczliwej nuty.
Zacisnęłam
mocno zęby.
-
Coś się stało? Al'y, czy ty płaczesz? - wyrzucił z siebie
natychmiast spanikowany.
Słysząc
to jego zdrobnienie, poczułam ucisk w klatce piersiowej i naprawdę
zaczęłam płakać. Cholera, nie teraz.
-
Możesz przyjechać? Wyślę ci adres – powiedziałam, czując, że
nie dam rady teraz z nim rozmawiać, potrzebowałam się uspokoić.
-
Dobrze. Będę najprędzej jak się da.
-
Dzięki.
Rozłączyłam
się po tym i wysłałam mu dokładny adres. Gdy odkładałam telefon
na ławę, drżały mi ręce. Nie miałam pojęcia, co się ze mną
dzieje. Starszy Kaulitz zupełnie wytrącił mnie swoją postawą z
równowagi. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nawet nie chodziło
o to, żeby poskarżyć się na niego Billowi, nie chciałam być
sama. Nie chciałam też słuchać przyjaciółki, która zwyzywałaby
go od najgorszych, przekonując mnie, że on nie ma racji, ale
dlaczego ona miałaby znać prawdę? Była nieobiektywna, zupełnie
nieobiektywna, znałam jej zdanie, nie potrzebowałam tego od niej
usłyszeć. Istniała tylko jedna osoba, która mogła odpowiedzieć
na to bolące mnie pytanie i chociaż byłam przerażona, że zaraz
tu będzie, nie zniosłabym dłużej tego uczucia. Bałam się
również powodu, dla którego ta sprawa tak bardzo mnie obchodziła.
Zupełnie zgubiłam się w tym jego spojrzeniu. Zaginęłam i wcale
nie chciałam się odnaleźć, a samo to uczucie było przepełnione
niepewnością. Nikt nie wiedział, co może przynieść, a ja tak
bardzo przywykłam do bezpiecznej wymówki narzeczeństwa z Criegiem,
że nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Zbyt długo oszukiwałam
się, że „może być” w moim życiu osobistym wystarczy.
Poderwałam
się z kanapy, gdy po niespełna pół godziny ktoś znów zapukał
do drzwi. Miałam miękkie nogi i musiałam wziąć się w garść,
żeby ruszyć się z miejsca. W końcu podeszłam po drodze do
lustra, otarłam twarz i uznając, że to najwyraźniej już,
niepewnie otworzyłam drzwi przed młodszym Kaulitzem. Patrzył na
mnie dużymi, zmartwionymi oczyma i przez dłuższą chwilę żadne z
nas nie było w stanie wydusić z siebie słowa. Cofnęłam się
więc, żeby zrobić mu przejście. Zamknęłam mieszkanie na zamek,
gdy tylko mnie minął i spojrzałam na niego, czując, że jeśli
nie przestanie się tak gapić, zaraz znów się rozkleję.
-
Wejdź – odezwałam się w końcu, wskazując mu na salon, jednak
niewiele go to obeszło.
Zbliżył
się do mnie jednym krokiem tych swoich długich nóg i złapał w
dłonie moje policzki, nim zdążyłam jakkolwiek zareagować,
poczułam jego zniewalający zapach i wargi dotykające moich. To był
krótki i niezbyt natarczywy pocałunek, po którym zatrzymał się
blisko mojej twarzy, znowu pozwalając mi na moment zapomnieć o
wszystkim, prócz jego oczu. Gdy w nie patrzyłam, nie pamiętałam
nie tylko języka w gębie, ale nawet jak się nazywam.
-
Płakałaś, jestem pewien. Co się stało? - zapytał cichym,
kojącym głosem, a ja otwierałam już usta, żeby powiedzieć mu o
wizycie jego brata, ale... nie mogłam.
Jeszcze
nie teraz.
-
Przyjechałeś autem? Wybacz, ale potrzebuję się napić –
oznajmiłam cicho, gdy wreszcie przypomniałam sobie, jak się mówi.
-
Chętnie wypiję lampkę – odparł po chwili, na co uniosłam brew.
-
Skąd...? - chciałam zapytać, oglądając się przez ramię, ale
nim zdążyłam skończyć, on oblizał powoli dolną wargę i już
wiedziałam, co powie.
-
Smakujesz winem.
Och,
nie rób mi tego – pomyślałam, przełykając znów nerwowo
ślinę. Dlaczego on tak prowokował, gdy ja dopiero nasłuchałam
się od jego bliźniaka od dziwek?
Nie
odpowiedziałam mu, tylko podeszłam do barku po drugą lampkę i
nalałam do niej trunku, podając mu go, gdy tylko dołączył do
mnie w salonie. Zauważyłam, że zdjął swoje buciory i
uśmiechnęłam się lekko, dochodząc do wniosku, że zrobił się
jakby ciut niższy, ale i tak musiałam zadzierać głowę do góry.
Moje metr sześćdziesiąt miał na to swój wpływ.
-
Powiesz mi wreszcie, co się stało? - zapytał znów, zanim upił
pierwszy łyk wina.
-
Chcę powiedzieć ci o sobie kilka rzeczy, które powinny pozostać
między nami i chcę, żebyś się zastanowił, czy na pewno
chcesz... kontynuować naszą znajomość w ten sposób –
powiedziałam wreszcie, wyjątkowo starając się uważać na słowa.
Rzecz
jasna ani przez chwilę na niego nie patrzyłam. Sama miałam już
też swoją kolejną porcję alkoholu i niespiesznie tym razem ją w
siebie wlewałam.
Chłopak
był wyraźnie zaniepokojony moją zapowiedzią monologu, którego
zapewne będzie musiał wysłuchać. Musiałam po prostu to zrobić.
Inaczej nie wytrzymałabym ze sobą i z tym, co działo się ze mną
w jego pobliżu. A kolejnego dnia przy nagrywaniu teledysku
najpewniej całkiem odeszłabym od zmysłów, o ile w ogóle dałabym
radę to zrobić. Spodziewałam się raczej, że dałabym stamtąd
nogę na widok Toma, a byłam w tamtej chwili pewna, że on się tam
pojawi. Był tylko jeden sposób, żeby oszczędzić sobie tego
wstydu i siedział właśnie obok mnie. Jednak on również zamierzał
mnie zaskoczyć. Zobaczyłam, że tym razem w nerwowym odruchu zwilża
wargę i znów podniosłam wzrok na jego oczy.
-
Powiedz mi... czy to o czym będziemy rozmawiać ma coś wspólnego z
tym, że w drodze tutaj minąłem się z bratem? - zapytał
spokojnie, a ja poczułam tylko, że krew tym razem odpływa mi z
twarzy.
Musiałam
mocno zblednąć. A on znowu to robił. Niszczył moje plany i
zupełnie przejmował kontrolę nad rozmową, chociaż bardzo
zależało mi, żeby zrobić to po swojemu, a o tej kłótni nie
wspominać mu wcale, ewentualnie wspomnieć na koniec. Ale oczywiście
nie mógł mi na to pozwolić. Nawet nie odpowiedziałam.
-
Był tutaj? - zadał kolejne pytanie, na które tym razem bardzo
delikatnie i jeszcze bardziej niechętnie pokiwałam głową. - Kurwa
– warknął natychmiast najwyraźniej wściekły, przeciągając to
słowo tak, że przeszły mnie dreszcze.
Potem
przymknął oczy i z głupią miną wziął głęboki oddech. Jego
techniki uspokajania się wyglądały bardzo podobnie do moich.
-
Al'y, cokolwiek powiedział... Przepraszam cię za niego...
-
Nie po to chciałam, żebyś przyjechał – przerwałam, a on
spojrzał na mnie wyczekująco. - Chrzanić to, że mu coś nie
pasuje. Dość wyraźnie mu to wyjaśniłam. Mimo to sądzę, że
będę zupełnie fair wobec ciebie dopiero, gdy powiem ci... to
wszystko – wydukałam, widząc, że odstawia wino i zbliża się do
mnie.
Dotknął
zewnętrzną częścią dłoni mojego policzka, a potem delikatnie
złapał mnie za brodę, żebym spojrzała mu w oczy, chociaż moje
serce przypominało gołębia próbującego nawiać z klatki, a oczy
spodki od filiżanki.
-
Wcale nie chcę, żebyś była idealna i zawsze fair wobec mnie, bo
wiem, że ja też nie dam rady taki być. Chcę cię poznawać i
dowiadywać się od ciebie kolejnych rzeczy, które będziesz chciała
mi opowiedzieć, ale nie dlatego, że wydaje ci się, iż to mi się
to nie spodoba.
-
A nie jest tak, że niektóre rzeczy lepiej powiedzieć od razu, żeby
druga osoba potem się nie zawiodła? - odezwałam się, opanowując
się nieco i pozwoliłam, żeby ciepło jego dotyku rozprzestrzeniało
się, gdzie tylko zechce.
-
A nie jest tak, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal? Tak
ogólnie, o ile nie próbujesz mi powiedzieć czegoś w rodzaju, że
przywykłaś żyć w trójkącie albo nie wiem... nie uprawiasz seksu
przed ślubem?, to właściwie nieistotne i może wyjść przy
okazji, jeśli zajdzie taka potrzeba – stwierdził, a ja mimowolnie
wybuchłam śmiechem i walnęłam go w ramię.
Pajac!
-
Więc to jest najważniejsze? Seks przed ślubem? - wyrzuciłam
rozbrojona już z całej chęci spowiadania mu się ze swojego życia.
-
Ej, nic takiego nie powiedziałem, dobrze? - Śmiał się. - Po
prostu uznałem, że to informacja, którą byłoby dobrze usłyszeć
naprzód, zanim któregoś dnia mnie poniesie. Najważniejsze jest
to, że od jakiegoś czasu nie mogę znieść myśli, że ktoś
mógłby... Hm, wolałbym mieć cię dla siebie, o ile będzie to dla
ciebie równie nieszkodliwe jak moja obecność – powiedział
wreszcie, doprowadzając mnie dosłownie do palpitacji serca.
Czy
on właśnie powiedział, że chciałby być ze mną? I chciał mnie
na wyłączność? I przepraszam, co miało znaczyć, że „któregoś
dnia go poniesie”? Szczególnie „któregoś dnia”! To było
niemożliwe, żebym działała na niego tak samo, jak on na mnie. W
innym razie już dawno skończylibyśmy w sypialni albo innym
miejscu, w którym dość komfortowo można się do siebie dopaść.
Jeśli po pijaku uznałam, że jego brat ma zwierzęcy magnetyzm, to
Bill musiał być stuprocentowym magnesem wyspecjalizowanym do
przyciągania MNIE. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Niemniej
nie mogłam po prostu stać tam i zachowywać się, jak idiotka.
-
To niewykonalne – oznajmiłam poważnie, co na moment zbiło go z
tropu. - Ty i nieszkodliwość? Przecież to przeciwności –
dodałam, kręcąc głową, jakby to było oczywiste.
W
jednej chwili na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, a ja
chłonęłam spojrzeniem te wargi z myślą, że skoro już raz mnie
pocałował, nie powinien się specjalnie krępować przed zrobieniem
tego ponownie.
-
I jak tu nie zwariować na twoim punkcie? - mruknął,jakby naprawdę
się nad tym zastanawiał, ale tym razem zupełnie już nie miałam
siły znaleźć właściwej odpowiedzi.
Przynajmniej
tak sądziłam przez kilka pierwszych sekund, gdy stałam z
rozchylonymi lekko wargami, zupełnie zagubiona w innym wymiarze.
-
Widzę, że praca domowa odrobiona. Nauczyłeś się prawić
komplementy.
-
Miałem dobrą nauczycielkę.
-
Kim ty jesteś i co robisz w moim życiu? - zapytałam ze zmrużonymi
powiekami, nie mogąc się powstrzymać w atmosferze, jaka
zapanowała, a ja doskonale wiedziałam, że to jego sprawka.
W
odpowiedzi Bill na początek objął mnie ramieniem w pasie i
poczułam, jak przechodzą mnie dreszcze. Zrobił minę, jakby mocno
nad czymś myślał.
-
Chyba kimś w rodzaju psychofana. Właśnie spełniają się moje
marzenia, mam farta – stwierdził, zupełnie pogrążając mnie w
wypiekach.
Arrr,
nie cierpiałam tak stać, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa.
Znów podniósł moją brodę, żebym spojrzała mu w oczy, jakbym
była mało zagubiona w tym, że jest tu tak blisko i mówi te
wszystkie, o matko, rzeczy.
-
Sądziłem, że specjalistka od komplementów będzie do nich
bardziej przyzwyczajona – rzucił, uśmiechając się z
rozbawieniem.
-
Jeśli nie przestaniesz, wkrótce cię stąd wygonię – oznajmiłam
lekko zachrypniętym głosem.
Chłopak
miał minę, jakby zrozumiał, że w przeciwnym razie może zostać i
śmiejąc się, uwolnił mnie z objęcia, wracając na kanapę. Przez
chwilę wahałam się, czy nie uciec na fotel, ale tak naprawdę
wiedziałam, że wcale nie chcę już uciekać. Opadłam więc tuż
obok niego i napiłam się wina. Więc tak to miało wyglądać? I
naprawdę nic innego nie miało znaczenia? W jaki sposób w tamtej
chwili w to wierzyłam? Oparłam się wygodnie o oparcie i spojrzałam
na niego, czując przyjemną bezkarność i przyzwolenie na,
przyglądanie mu się do woli, gdy robił to samo.
-
A co z...?
-
Nieważne – przerwał mi, jakby doskonale wiedział, że próbuję
zapytać o jego brata. - Nie powinnaś w ogóle o tym myśleć. Jutro
mamy nagranie, nie wiem, jak ty, ale ja nie mogę się doczekać.
-
Może... - mruknęłam, uśmiechając się wymownie pod nosem.
-
Uspokoiłaś się – zauważył głośno, na co ja faktycznie
odetchnęłam, jak na potwierdzenie. - Zaskoczyłaś mnie, ale cieszę
się, że zadzwoniłaś akurat do mnie. A Tomowi dam popalić, więc
nie martw się, nie zbliży się do ciebie więcej.
-
Nie powinieneś kłócić się z nim z mojego powodu.
-
Nie mogę mu pozwolić, żeby się tak zachowywał – odparł nieco
agresywnie, co nieco mnie zaskoczyło. - Nie złość się, że o nim
mówię. Wydaje mi się, że on już sam nie cierpi tego, co robi,
dlatego tak wkurza go wszystko, co ma z tym coś wspólnego. Powinien
najpierw poradzić sobie z sobą, zanim zacznie kogoś oceniać.
-
Wiesz, w końcu nawet wasz menadżer przekonywał mnie do teledysku
ze względu na korzyści choćby z samych spekulacji o naszym
romansie – podsunęłam, na co posłał mi lekceważące
spojrzenie.
-
Całą sobą pokazywałaś, że nie masz na to najmniejszej ochoty, a
wiedział, że zależy mi na wymówce spotkania cię. Dręczyłem go
o to od kiedy przyjechał po mnie i Toma po bankiecie. To była
wymówka.
-
Ale prawdziwa.
-
Ale czy to cokolwiek zmienia? - zapytał w końcu, wzruszając
ramionami. - I twoja, i moja kariera na tym skorzysta. Będziemy się
dobrze bawić, media będą się cieszyć i kogo to właściwie
obchodzi? Przecież zadzwoniłaś po mnie, żebym zdecydował, czy
chcę być z tobą bez względu na coś tam – przewrócił oczyma,
jakby to naprawdę była bzdura. - To działa obopólnie, Al'y, więc
Tom może sobie co najwyżej wymyślić, że oboje się
wykorzystujemy, ale to przecież idiotyzm. Na tym polega związek
dwóch osób, żeby wzajemnie się wspierać.
Z-związek?
Osz...
-
Matko, ile ty gadasz... - rzuciłam na głoś, nie mogąc ogarnąć
natłoku myśli, który zebrał się pod wpływem wszystkiego, co
dziś mówił.
Bill
natomiast zupełnie zdębiał, jakbym co najmniej powiedziała mu, że
to tylko taki żart i właściwie niepotrzebnie się produkował. Ale
widząc jego minę, zaśmiałam się i jego twarz też złagodniała.
Przetarł twarz dłonią i pokręcił z niedowierzaniem głową.
-
Przysięgam, że kiedyś przyprawisz mnie o zawał.
W
sobie tylko znany sposób chłopak odciągnął mnie od głównego
tematu naszego spotkania i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim po
trochu, śmiejąc się, trochę wspominając. Obiad raczej nam nie
wypalił, ale wieczór spędziliśmy zapatrzeni w siebie i chociaż
niechętnie się z nim żegnałam, wiedziałam, że następnego dnia
zobaczę go na planie teledysku i byłam spokojna.
-
Zadzwonię, jeśli uda mi się nie popełnić morderstwa, żeby
sprawdzić, czy nie świrujesz.
-
Że niby co? - zdumiałam się.
-
H I S T E R Y C Z K A – przeliterował mi złośliwie, a po chwili
był już za drzwiami. Właśnie miałam go opieprzyć, gdy pochylił
się gwałtownie, na moment wpił w moje wargi i w jednej chwili
uciekł.
Tym
razem to jemu udało się zostawić mnie z opadającą szczęką. I
płonącymi ustami.
Widzę, że Tom ma zadatki na damskiego boksera. Albo się wściekł, bo zrozumiał, że Aly jednak mu się podoba i teraz jest zazdrosny, bo ona jest na dobrej drodze do związku z Billem - a on coraz śmielej sobie poczyna z Alicią, cała sytuacja wygląda tak, jakby przy każdym spotkaniu zaraz mieli się na siebie rzucić, haha (i na to czekam, bo wytworzyłaś między nimi taką chemię, że to nieuniknione :D).
OdpowiedzUsuńJak zwykle super, czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam,
Aylieen
Bill jest konkretny, miał ochotę ją pocałować i pocałował wcale nie zważając na to co ona na to powie. Co do Toma, to pewnie uszy mu zwiędną jak Bill wróci do domu. Ciekawa jestem jak się będzie tłumaczył.
OdpowiedzUsuńFajnie opisujesz Billa, jak się to czyta ma się wrażenie, że on naprawdę możne być właśnie taki.
No nic, czekam na kolejny rozdał.
Buziaczki :*